to co dajemy…
Wszystkich rozumów świata nie pozjadałam.
Mało tego, nie zjadłam nawet filigranowej jej części…
Choć wiem, tak, że czasem zachowuję się jakbym doktorat z mądrości życiowej napisała… Uczę się wciąż… Uczę się wciąż pokory..
Czytam, oglądam, słucham i uważnie patrzę. Pytam. Potem przykładam do tego swoją miarę, ale pytam…
W rodzinnej kuchni z okazałym już brzuchem, siadam przy stole. Odsuwam delikatnie by było wygodniej. Leży Wyborcza. Wielkie strony gazety szeleszczą mocno. Ale wytrwale z rozmachem przeglądam. Słychać miarowy odgłos noża na drewnianej desce do krojenia.Spieszy się jak zwykle, by ze wszystkim zdążyć..
Zawsze chce dopiąć wszystko na ostatni guzik. Być idealna, najlepiej jak potrafi. W każdej dziedzinie.
Po ostatniej stronie składam gazetę na pół, i pytam:
– Mamo, co trzeba robić by dobrze wychować dziecko?
Odpowiedziała jednym zdaniem:
– Dzieci się nie wychowuje, dzieciom daje się przykład…
Pamiętam więc każdy wiosenny i letni wieczór. Kiedy zasypiając błogo na łóżku, słychać było radosne rozmowy rodziców na werandzie. Z lampką wina. Tata przynosił Mamie koc, żeby broń Boże nie zmarzła.
Pamiętam wieczór kiedy zmarł Mamy brat, a Tato zakładał Jej buty, sznurował, ubierał kurtkę i niósł do samochodu, bo sama była zbyt słaba.
Pamiętam śniadanie, obiad i kolację robioną przez Mamę. Każdego dnia. Każdego, przez moje 29 lat… I nie ominęła żadnego z nich.
Pamiętam wszystkie upieczone przez nią torty, transparenty wypisane na prześcieradłach. Kwiaty, świece i nastrojową muzykę w ważne dni.
Pamiętam jak kroiła chleb, smarowała kanapki, robiła herbatę i ubierała świeżą pościel, bo moi koledzy zadzwonili, że właśnie motocyklami wracają z Czech, i czy mogą przenocować bo zmęczeni…
Pamiętam obronną stronę mojej Mamy, gdy ktoś kogoś w złym świetle stawiał… Ona zawsze wysłuchała, a potem mówiła o zaletach jakie są w Owym człowieku.
Pamiętam te chwile, gdy spacerując wieczorami, nie raz, na tej naszej wsi, alkoholików ratowali. Z drogi zbierali, do domu pod depo odprowadzali, zamarzniętego z rowu wzięli i w kuchni ciepłą herbatę podawali. Bo mówili, że to wspaniali ludzie, że Oni ich pamiętają, gdy nie pili. Że mądrzy i zdolni.
Pamiętam, że każdy człowiek, który machał na drodze, z wypisaną tabliczką miasta był przez Tatę zabierany. Raz zabrał dwie dziewczyny co Europę przemierzały. A że pieniądze im się kończyły to i obiad im kupił.
Pamiętam, że w naszym domu, nigdy nie padło przekleństwo, nigdy nikt nikogo nie obraził, nie przezwał…
Pamiętam, zmarznięte dłonie mojej Mamy, gdy wracała wieczorem z pracy. I tylko dwa dni w roku wolnego. I Ich ciężką, codzienną pracę, by dobrze nam się żyło.
Pamiętam, o niezwykłym szacunku mężczyzny do kobiety w naszym rodzinnym domu.
Pamiętam rozmowy o książkach, filmach, secesji i pierogach…
Pamiętam… miliony sytuacji, które dziś budują moje życie…
To są chwile, małe momenty, szybkie minuty… te, w których dajemy przykład naszym dzieciom… a One swoim… i kolejnym pokoleniom..W takich chwilach dzielimy się tym, dzięki czemu nasze dzieci mogą wyrosnąć na mądrych, dobrych i wspaniałych ludzi…
To są najpiękniejsze chwile jakie w życiu dostałam… Jakimi się ze mną podzielono..
Nie bogate pakiety spa i podróże motocyklem po horyzont…
Bo wszystko dobre co nas spotyka, wszystko to co dajemy innym, rodzi się w naszym domu, dzieciństwie i w tych drobnych ułamkach sekund, które mówią jak czynić dobro… bo to co dajemy zawsze powraca. Nie zawsze od tych samych ludzi… czasami od zupełnie innych i z podwójną siłą..
Przepis na chwile przyjemności, którymi możemy się dzielić.
Potrzebujemy:
-badyle
-gwiazdki
-lampki
-gumę i sznurek
-człowieków
i prezent.
Wykonanie:
Codziennie dostaję kilka maili z propozycją współpracy. Chcą przysyłać mi rzeczy dla dziecka mego w zamian za reklamę…
Jestem człowiekiem niezwykle wymagającym. Coś za co się biorę, co pokazuję, musi być idealnie skomponowane z moim poczuciem piękna, wygody, przydatności, jakości. Cóż mi z kolejnej rzeczy dla Tosi, tylko dlatego, że jest za darmo… Chyba nie tędy droga. Szanuję Was niezwykle mocno i nie pozwalam sobie na takie zabawy i propozycje.
Mam codziennie w głowie miliony myśli, obrazów, które chcę Wam pokazać i nigdy wbrew sobie…
Kilka dni temu, jak co dzień, czytam maila zatytułowanego „współpraca”.
Po pierwszych słowach głośno mówię… „nie, nie … kosmetyków u mnie nie będzie, zwariuję przecież…” – bo poprzedni mail dotyczył reklamy baniek do stawiania dzieciom w chorobie..Zawsze staram się doczytać do końca, odpowiedzieć najgrzeczniej jak potrafię.
Czytam więc… o tych płynach, kremach i olejkach…A potem czytam jeszcze raz… i jeszcze…Siadam obok mojego męża i kładąc mu laptopa na kolanach mówię „popatrz”…
Jestem pełna największego podziwu dla osoby, która tę przygodę z Sanoflore przygotowała.
Nie lubię półśrodków, pracy na jedno kopyto i na pół gwizdka. Albo coś jest perfekcyjne, albo nie istnieje… I ta propozycja była perfekcyjna w każdym calu..
Nie wierzyłam, że Ktoś zadał sobie tyle trudu i pracy by zaproponować zabawę kilku blogującym Mamom….
Ostatnio to ja zorganizowałam konkursy dla Was.. a dziś, ja biorę udział…
A do tego, nikt nie wymagał bym pisała jedynie o zaletach produktu … zaproponowali tylko posta o ważnych chwilach… tych, którymi chcemy się dzielić. Zaczęłam drążyć i szukać. Dociekać i czytać. Czy sam produkt jest odzwierciedlaniem jakości propozycji mi złożonej…
I kiedy doczytałam, że Sanoflore wychodzi ze stajni L’oreal… odpisałam bez zastanowienia, że chcę, chcę, bardzo chcę spróbować ! bo L’oreal u mnie w postaci kosmetyków kolorowych i pielęgnacyjnych występuje w ogromnej ilości.
Więc i dla dziecka mego chętnie spróbuję z tak dobrej i wypróbowanej półki.Przygoda Sanoflore ma w założeniu temat. „Chwile przyjemności, którymi możemy się dzielić…”
Ja o tych chwilach piszę Wam w każdym moim poście… I w dzisiejszym, i tym tydzień temu i miesiąc…
A u Was? Jak to jest w Waszym świecie? Jakimi chwilami dzielicie się ze światem lub najbliższym sąsiadem?Podzielcie się tym w komentarzu, a i ja mam dla Was zestawy Sanoflore do rozdania.