bo w tego Boga to ja nie wierzę..
ale kiedyś, dawno temu, moja przyjaciółka Ola opowiedziała mi taką historię.
pamiętam ją dobrze, często powtarzam. niezwykła mądrość tkwi w tej opowieści. taka mądrość, co ja ją lubię najbardziej..
było to jakoś tak…
każdy człowiek niesie ze sobą krzyż. nasze życie to krzyż. każdy ma swój. i niesie.
pewnego dnia przychodzi człowiek do Boga i mówi:
-Boże, nie radzę sobię. ten mój krzyż jest taki wielki, ciężki. taki niewygodny. tak uwiera gdy go niosę. Boże, zrób coś. daj mi inny. mniejszy. lżejszy.
Bóg wziął krzyż strapionego człowieka i postawił obok innych ludzkich krzyży.
okazało się, że Jego krzyż jest jednym z najmniejszych..
i to nie jest tak, że moje życie jest idealne. że ja wybieram to co lepsze i opisuję. że ubarwiam, bądź dodaje.
każde moje napisane słowo to prawda niepodważalna, bo ja ze wszystkich sił staram się widzieć i czynić to swoje życie wyjątkowym.
doceniać. dostrzegać. i nie przechodzić obojętnie.
idealnie u mnie nie jest.
życie potrafi być tak niepojęte, tak nieprzewidywalne..
więc jeśli jest białe to o tym piszę, gloryfikuję.. bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie czarne..
a tak się zdarzyło, że zaczęłam pisać gdy jest dobrze..
gdybym zaczęła pisać 7 lat temu to czytalibyście o tym jak zwijałam się między nagrobkami na pogrzebie bardzo bliskiego przyjaciela.
gdybym zaczęła 6 lat temu to czekałabym na operację. a 5 lat temu wyłam całą noc w aucie, z powodu miłości i myślałam, że świat się kończy…
i krzyczę o tym szczęściu bo jest.
a kiedy odejdzie to obiecuję Wam, że napiszę..
i to nie jest tak, że moje dziecko i macierzyństwo jest bezproblemowe. Ono jest normalnie problemowe, tylko ja się staram podchodzić do tego bezproblemowo.
kiedy gotuję obiad to Antka wisi mi na jednym z bioder, a kiedy cedzę ziemniaki to wisi mi na nogawce.
ale takie jest macierzyństwo. nie czekałam na inne. spodziewałam się właśnie takiego.
ważne, że mam co do garnka włożyć i że to dziecko co pod nogami się wije zdrowe jest.
18 miesięcy ma a ja wstaje do Niej w nocy kilka razy. a przez rok wstawałam po trzydzieści.
nie mam z tym żadnego problemu, myśle sobie wtedy jak wiele kobiet chciałoby tak wstawać,
więc ja naprawdę nie mam na co narzekać.
ja mam normalne problemy dnia codziennego… tylko czy to są problemy..
walę naczyniami i łyżkami do zlewu, gdy ciasto mi nie wychodzi, zachowując się się wtedy jak histeryczka.
do szału potrafi doprowadzić mnie Najwspanialszy mąż, gdy wkłada twarz w dłonie i mówi „co Ty zrobiłaś”, gdy ja wyłączę jednym przyciskiem wszystkie komputery w firmie.
a ja jedynie przyszłam go odwiedzić i Tosi chciałam piosenkę puścić.
bo skąd ja mogę wiedzieć, że akurat w tym komputerze jest zasilanie całej firmy.
i ubieram wtedy Tochę, trzaskam drzwiami i jestem w otchłani rozpaczy przez najbliższą dobę.
choć On powtarza w kółko „Puszku, przecież ja Ci nic złego nie powiedziałem…”
tracę cierpliwość do Mojego Cudownego Taty, gdy zajeżdżam do Nich na wieś a On wszystko o czym nie opowiadamy w czarnych barwach widzi.
kiedy znajomi kulig urządzają, a On nie jedzie.
no nie jedzie i już. bo On stary, bo zimno. bo może za rok.
a potem narzeka, że tak by gdzieś wyszedł do ludzi..
zimno? to załóż dwie pary kaleson, dwa głębsze w saniach wypij i będzie ciepło…
nie. nie ma mowy. nie jedzie i już.
a ja ryczę potem dwie godziny w poduszkę, że czemu On taki uparty. że mu życie między palcami ucieka…
pokłóciłam się kiedyś też z Idealną mą Teściową.
bo Ona miała ciężki dzień i ja też. Ja powiedziałam za dużo i Ona za dużo też..
I od słowa do słowa.
ale na drugi dzień stwierdziłyśmy, że nie ma o co kruszyć kopii..
sukienkę planuję kupić sobie akurat tę, już od kilku miesięcy.
i co miesiąc przekładam na następny, bo może tyle za sukienkę to przesada.
tym bardziej, że w szafie ich koło 80 wisi.
a dom w budowie, może oszczędzania czas…
ale oboje ciężko pracujemy na to, by na jak najwięcej można było sobie pozwolić.. więc czekam na nią cierpliwie, by bez wyrzutów sumienia kupić.
zakończyłam przyjaźń z przyjaciółką od lat wielu co Ją miałam…
bo mocno mnie zawiodła. i uwierzyć nie mogę.
ale tłumaczę sobie, że tak może miało być.
że są ludzie co z nami idą całe życie, a są i Ci przeznaczeni nam na pewien czas..
stoję czasami przed lustrem i myślę…
gdzie to ciało co jeszcze parę lat temu tak błyszczało opalenizną w słońcu?
gdzie te włosy? i pachnący balsam nakładany co wieczór?
i szczęście nie spadło mi z nieba.
na wszystko co w życiu mam pracowałam sama. od 20go roku życia. pracowali moi rodzice, moi dziadkowie. bardzo ciężko. moja Mama miała dwa dni w roku wolnego. kiedy wszyscy w niedziele jedli chipsy i oglądali filmy moja Mama marzła w pracy. mój mąż kiedy miał 15 lat pracował już bardzo ciężko. nawet za cięzko jak na tak młody wiek. a i dziś pracuje po 14 godzin na dobę.
mam problemy, smutki, ryczę w poduszkę, krzyczę, gniewam się…
ale wiem, doskonale wiem, że to moje życie to taki krzyż, co ja jego ciężaru nie czuję.
zapominam, że go niosę…
Ostatnio przeczytałam fantastyczny wpis…
Skąd?!
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…”
linki dla zainteresowanych:
Antosi zestaw wyjazdowy w torbach:
lala z torbą – Fanette (podobała mi się bardziej Jeanne, ale Fanette była największa, a chciałam dużą lalę dla To)
kręgle – Marbushka. Jestem każdego dnia pod wrażeniem tych gier i zabawek. Czasami nachodzi mnie ochota, by pojechać do Węgier i poznać ludzi, którzy to tworzą.. Uwielbiam ludzi z tak niezwykłą fantazją.
różowa piżama z Little Rose (ale chyba już ich nie ma :(, a szkoda bo ja jestem bardzo z niej zadowolona. ciepła, przy ciałku, milutka)
ponczo z H&M
szary sweterek „i’m fine” w spadku po Nikolce (z SH)
widoczny na zdjęciu hamak tutaj