jestem matką. matką mojego dziecka.
jestem żoną. żoną mojego męża.
córką moich rodziców.
siostrą mojej siostry.
przyjacielem moich przyjaciół.
i wydawać by się mogło, że jestem choć trochę, czasami potrzebna.
i że nawet dla kraju coś znaczę.
bo dziecko urodziłam, a dwójkę urodzić jeszcze chcę.
podatki, składki i zdrowotne odprowadzam.
mężowi co zatrudnia ludzi i za nich też odprowadza, codziennie ciepły obiad gotuję..
wydawało mi się. naiwnie.
lekarz rodzinny. skierowania. neurolog. tomograf. tomograf? najbliższy termin za 10 miesięcy.
-ale wie Pani, gdybym była sama to mogłabym się położyć i czekać cierpiąc, ale ja mam małe dziecko.
Ono potrzebuje mnie każdego dnia. a i nocą także. a ja nie jestem w stanie się do Niej schylić, na ręce wziąć.
ściany z bólu gryzę. cierpliwości do Niej nie mam. a mieć chcę. ketonal? nie. nie działa.
przyjaciółka z Krakowa. na złamanie karku, bo ja sama przy dziecku nie daję rady.
ratownicy medyczni pukają do drzwi jak wybawienie.
dziecko ryczy w niebo głosy, bo Panowie na czerwono i z odblaskami. puszczają do Niej oko. jest lepiej.
ciśnienie. jak młody bóg. cukier. w normie. tętno. duże.
-mów do Niej Jarek, bo wtedy maleje.
i Jarek wesołe historie opowiada. i lepiej mi znacznie.
wenflon.
-igłę najcieńszą wziąłem. nie boi się Pani nic.
i ja się nic już nie boję.
jedziemy przez miasto. widzę szczyty budynków. Krakusa. Stalmacha. 3go maja.
-przepraszam, a jakie zastosowanie ma to okno w dachu?
-bo widzi Pani, nam się raczej nie zdarza wozić tak młodych, ładnych, pachnących kobiet.
my tu najczęściej wozimy meneli. okno się sprawdza przy upuszczaniu smrodu.
siedzę na dyżurce. pielęgniarka z moich rodzinnych stron. na weselu nawet w mojej wsi była.
-o tak, tak, tam ziemia znacznie tańsza, bo tutaj droga bardzo. my? my od teściów dostaliśmy. ładna taka pod lasem.
przywieźli starszą kobietę. w kapciach. takich bamboszach ciepłych. tak jak była w domu, tak wzięli.
leżę. sufit biały. z kasetonów. w rogu popękały. jarzeniówki walą prosto w oczy. zerkam na kroplówkę.
sączy się powoli. patrzę jak krople wpadają do rurki, a nią prosto w moje żyły.
zamykam oczy. po chwili słyszę rozmowy.
-Pani ma bardzo wysoki cukier. mierzy Pani sobie w domu?
-mierzę. ale teraz już raz dziennie, bo te listki zdrożały. tabletek? biorę 20. 10 rano i potem po pięć.
insuliny? nie. proponowali mi, ale Pani Doktor, ja nie widzę, sama jestem. nie mam jak sobie wbić. nie umiałabym.
a nikogo nie mam co by mi pomógł. diety? nie. nie stosuję. co mi przyniosą to jem. ja chodzić nie mogę. nikogo nie mam.
gdzie mam się podpisać? bo ja Proszę Pani nic nie widzę. usiąść nie potrafię. tutaj? pod tą linijką? o tu? dobrze tę literkę napisałam? a tę? no jakoś mi idzie.. bo wie Pani, mi już wszystko taką trudność sprawia. przewiozą mnie? to dobrze.
bo mnie ta noga tak boli. w domu przesuwam się po meblach na oślep. jakoś sobie radzę. choć trudno jest.
a w tym głosie taki spokój. pogodzenie z losem. ze starością. niedołężnością. tylko tak jakby było Jej wstyd za to.
-nic niech się nie martwi. o tak złapię i będzie dobrze. nic nie będzie bolało. koszulę już poprawię. reklmówkę tu obok położymy. o! pod pachą. już przykrywam. bambosze wziąłem.
a potem przychodzi cisza. taka cisza jakbym słyszała te krople tłoczące się przez wenflon.
przypominam sobie słowa mojej siostry, że mam uciekać z tego kraju.
mnie najgorzej nie jest. ale dla tych pielęgniarek i ratowników zorganizowałabym zbiorową wywózkę w inny świat.
młody przystojny mężczyzna przekłada starą, pomarszczoną babulinkę, jakby dwa miliony w banknotach do walizki wkładał.
a Ona nie jest babcią Kulczyka, Wodeckiego czy minister zdrowia.
babcia. obca. niczyja, bo nikogo nie ma. chuda taka. siwiuteńka. elokwentna przy tym zadziwiająco.
słyszę, że nie mam wskazań do większych badań. że kroplówka wystarczy i mam iść do domu.
lekarz nie może poddać mnie kontroli. bo jakby nie daj Boże wyszło, że nic mi nie jest, to z jakich powodów mnie zbadano?
bo nasz kraj, mnie jako matce nie może zapewnić badań skoro nie umieram, a jedynie chodzę na czworaka z bólu i nie śpię kilka nocy. zwykłe bóle. taki kraj. taki fundusz. takie leczenie.
zamyśliłam się na dłuższą chwilę, że niestety w tym wszystkim ludzie na najniższych szczeblach NFZtu sprawiają, że w tym bólu, cierpieniu, obawach i strachu można czuć się bezpiecznie i spokojnie. że nawet samotność, bycie niczyim i starym nie ma dla nich znaczenia..
ratownicy, dyspozytorzy, pielęgniarki, sprzątaczki, stażyści..
-Pani pyta czy po mnie? tak. po mnie przyjedzie mąż.
-nic nie zrobili? nie martw się kochana, pójdziemy prywatnie. jak zawsze.
a u mnie tylko ten stukot w głowie…
„bo wie Pani, ja sama jestem. ja nikogo nie mam..”
bo czy kogoś na najwyższych stołkach interesuje jak umiera stary, pomarszczony, samotny człowiek…
.