w drugiej klasie liceum przyjechał do szkoły mój Tato..
żeby wyjaśnić, zrozumieć, poznać zdanie mojej polonistki, która uparcie stawiała mi za wszystko jedynki.
za wypowiedź, za słowo pisane, za lekture przeczytaną.. zawsze mówiła „dwója, siadaj”, co u Niej oznaczało jedynkę.
o nie, nie.. skłamałabym. dostawałam „dwóje z plusem”. ten plus przy tej jedynce wiecie jak wyglądał.. komicznie.
ale może był na zachęte czy jak.. do dziś nie wiem.
miała zawsze tłuste włosy, związane w kitkę gumką recepturką. urwany jeden zausznik od okularów i tak śmiesznie wisiały.
na wypracowaniach były odbite łapy kocie. polonistka, stara panna.
a jak to mówi moja siostra (polonistka nota bene)… „wszystkie polonistki są zasadnicze, nieznoszące sprzeciwu, purytanki, konserwatystki, bez dystansu do siebie. zarozumiałe, bardzo zakompleksione i dlatego nadrabiają to udawaną zarozumiałością, bo to im dodaje pewności siebie. uważają się za nadgatunek ludzki, bo przeczytały to i wiedzą! ogólnie grupa nieszczęśliwych szarych mysz, które całe życia grają i nie wychodzą z roli, płacząc po nocach w poduszkę. spódniczka w kolanko, garsonka od święta, bo co jak co, ale długość musi być odpowiednia gdyż zgorszenie i zazdrość to Ich drugie imię”.
ja gdy Tato odwiedził szkołę miałam 16 lat, potargane spodnie dzwony, koraliki, rozciągnięte swetry. byłam głośna (nadal jestem), rozgadana..
niemożliwym było więc by pałała do mnie sympatią.. choć jakoś dziwnie z Panem od historii, od geografi, od tkactwa, muzyki i wielu innych się uwielbialiśmy.. no nic. tłumaczyłam sobie, że mnie nienawidzi i dlatego przekłada to na oceny.
a może ja po prostu najzwyczajniej na świecie pisać nie potrafię, wypowiedź również mało elokwentna..
a doszukuję się sympatii bądź jej braku w tych ocenach.
i ten Tata mój przeprowadził rozmowę z polonistką. podobno podczas całej rozmowy zdrapywała białą farbę ścienną ze spodni simbadów..mój Tato jak to mój Tato, pokornie wysłuchał. podszedł potem do mnie i powiedział „nie przejmuj się Nią za bardzo, rób swoje”.
i pomimo tych jedynek pisałam zawsze. miałam chyba taką potrzebę, bez względu na to jak wychodziło.
ostatnio moja siostra sprzątała strych u rodziców. dzwoniła do mnie co trzy minuty, czytając mi kolejne moje wiersze jakie znajdywała. oczywiście uśmiałyśmy się do łez. pewne fragmenty z tych poematów przeszły już do sloganów rodzinnych i wśród przyjaciół. no i tak sobie piszę. w pewnych okresach życia mniej, w innych więcej, a w jeszcze innych wcale. pisało się setki listów zielonym atramentem. felietonów.
takie moje bazgroły. bo to pisanie, to chyba jakaś moja forma obrony. gadam niezwykle dużo, czasami zdecydowanie za dużo. potem przepraszać nie potrafię, prostować.. i to pisanie mi pomagało. rozwiązywało dużo problemów, także tych w mojej głowie, w sumieniu…
do pisania wróciłam wraz z blogiem. i to ze względu na to, by spisać swoje myśli, wspomnienia.. żeby coś zostawić Antce.
choć na początku miała być moda.. czas pokazał, że potrzebuję czegoś innego..
nigdy wtedy nie myślałam, że będzie tu wchodzić tyle osób..
a tym bardziej, że tylu z Was będzie chciało to czytać.. bo ja jestem mocno świadoma swoich braków, zasobu słownictwa dość skromnego..
jedna z blogerek napisała mi kiedyś, że to moje pisanie to bełkot okropny. pewnie i tak.
ja lubię „anię z zielonego wzgórza” a inni „gwiezdne wojny”.
jedni mnie czytają i lubią a inni pukają się po głowie. mało tego.. jedna z moich najlepszych przyjaciółek, powtarza mi, że mnie nie czyta bo to nie Jej bajka.. kocham Ją bezzmiennie. między innymi za to, że mnie nie czyta.
ja swoje pisanie czasami lubię. niektóre zdania sobie zapamiętuję. bo mi w życiu pomagają, podnoszą, dodają otuchy..
czasami jest tak, że siadam i każde słowo, które na klawiaturze wystukam kasuje.
piszę ostatnio mniej. i to nie dlatego, że założyłam firmę. nie dlatego, że mamy budowę.. a dlatego, że moje dziecko ma 2 latka.
nie śpi w południe. wstaje o 8ej rano i zasypia o 22ej. w ciągu dnia potrzebuje mnie bardzo mocno.. bo kiedyś będzie taki czas, że potrzebować nie będzie.. albo mniej.. ile ja się wtedy napisze dla Was, dla siebie, dla Niej..
ale teraz pisze mniej.. jeszcze całkiem nie tak dawno, podczas południowej Jej drzemki, obiad na piecu bulgotał, a ja sobie coś tu skrobałam, zdania sklejałam.
teraz w południe skaczemy przez worki, budujemy z klocków, robimy zjeżdzalnie dla aut, rysujemy kotki. wieczorem czytamy książki, oglądamy wspólnie świnkę peppa. i to jest najważniejszy czas.. ten, który zabiera moje pisanie.. a jeszcze to lato, które aż błagało o wspólny czas, ten który nigdy nie wróci.. a pisanie nie ucieknie.. napiszę Wam jeszcze o tym moim mężu co pytaliście, o tych moich przemyśleniach, które każdego dnia mam w głowie.. a Tosia lat całe dwa, już nigdy mieć nie będzie..
idzie jesień.. dziś już jakby przyszła.. i zima. wieczory przy kominku. na fotelu, w kocu. wtedy do Was wrócę z pisaniem częstszym.
bo ja sama przed sobą też sobie tak obiecuje. a jak wypowiem głośno to bardziej obietnicy dotrzymam..
wydanie I.. bo tak zostało oznaczone..
kiedyś pomyślałam, że chciałabym te swoje słowa na papierze zobaczyć. i to nie jest aż tak wielkie marzenie by go niespełnić..
składa się więc do druku..
ale zanim będzie, (a na to trzeba poczekać jeszcze kilka miesięcy), to pokażę Wam jaki piękny dostałam prezent.
skórzana, ręcznie robiona okładka. wydrukowany każdy post. każdy dzień. każde słowo.
podarunki w życiu dostajemy różne. ten należy do tych jakie pamięta się całe życie.
to jeden z tych, w które wkłada się swoje serducho, czas.. praca ludzkich rąk.
w tajemnicy, skrzętnie od kwietnia drukowała wszystko i składała, czekając cierpliwie na moje urodziny.
o tak. był to prezent godny 30tych urodzin..albo może i nawet 40tych..
rysunki z książeczki „a ja czekam..” są przez Nią narysowane. ręcznie. a w miejsce czerwonej włóczki wkleiła prawdziwą.
coś pięknego gdy się dotyka.. bo wiecie jak kocham tę książkę.. a móc dotknąć tej włóczki..
podobno z żonami wspólników się nie przyjaźni.. ja od żony wspólnika mego meża dostaje takie prezenty z okazji urodzin..
Ty wiesz Karola jak Ci dziękuję..
dopisek dnia kolejnego.. (18.09.2013)
załączm link do pięknego filmu. tak by kiedyś o nim nie zapomnieć, nie zgubić. by pamiętać.
http://www.youtube.com/watch?v=SUjBF3FSZpU&feature=share