Moja Najdroższa,
czasami gdy siadam z Twoją Babcią, Ona opowiada mi o dniu swojej przeprowadzki.
Przeprowadzki do domu, w którym spędziłam swoje dzieciństwo i młodość. I choć słyszałam tę historię dziesiątki razy, często sama podpytuję… „Mamo, a jak to było z tą przeprowadzką do domu?” I słucham jakby opowiadała po raz pierwszy.
lubię tę opowieść, dlatego opowiem Ci też tę historię. historię dnia naszej przeprowadzki.
pewnie teraz słodko śpisz obok cioci Justynki, która gładzi Twoje złote loki, zanim sama zaśnie.
w każdej mijającej minucie myślę o tym co robisz. i choć wiem, że masz przy sobie ludzi, którzy zrobią wszystko, by było Ci jak najlepiej, to ja myślę nieustannie. jeszcze tylko trzy dni moja Kruszko. trzy długie w nieskończoność dni…
zostałaś więc tam, byśmy mogli zorganizować przeprowadzkę.
i choć historia zacznie się bardzo źle, to będzie piękną historią.
przedwczoraj Twój Tato spadł z drabiny. był to upadek na tyle duży, że zabrało Go pogotowie.
w szpitalu zepsuty rentgen, przewożą do innego, wracają. wszystko trwa na tyle długo, że odsyłają mnie do domu bym nie czekała.
w domu pakuję jak szalona nasz dobytek, by jak najszybciej móc po Ciebie jechać.
o pierwszej w nocy wypisują Twojego Tatę, choć ledwo chodzi. mówią, że wszystko dobrze. idziemy do auta bardzo powoli. para leci z ust. zaczęły się przymrozki.
jedziemy przez miasto nocą. śpimy pod ostatnim kocem jakiego jeszcze nie spakowałam. zakładam Mu skarpetki, buty, bo upiera się, że pójdzie po świeże bułki na śniadanie. wtedy puka do drzwi lekarz.. że chciałby zbadać raz jeszcze.
zabiera więc Tate do szpitala. w dzień gdy za minut parę ma podjechać bus i mamy zmieniać swój świat.
wkładam mu na szybko do reklamówki szczoteczkę, piżamę, klapki.
On przeżywa, że jak to z taką reklamówką pojedzie. z reklamówką?? wyjścia nie ma. wszystkie plecaki spakowane.
spakowane było wszystko. został tylko czajnik, kawa, kubek i łyżeczka.
wychodzi. opieram się o drzwi, rozglądam po mieszkaniu.. i myślę.. uda mi się.
obdzwaniam znajomych. przyjeżdża szwagier. w godzinach popołudniowych staje w drzwiach 7 Taty kolegów. 7 wspaniałych.
przychodzą przyjaciółki. noszą, układają. humory dopisują. każdy pyta o zdrowie Twojego Taty.
walczą najdzielniej jak potrafią. dziewczyny myją podłogi, ściągają ostatnie obrazki ze ścian. odjeżdża kolejny transport.
w tym momencie staje w drzwiach Twoja położna, a moja przyjaciółka, z ogromnymi pizzami w rękach. odbieram w międzyczasie dziesiątki telefonów z oferowaną pomocą, z troską.
Okazuje się, że upadek z drabiny spowodował złamanie kręgosłupa, a lekarz błędnie odczytał zdjęcia.
Krząta się wokół mnie mnóstwo ludzi. Ktoś wnosi, Ktoś podaje, Inny odkurza. dla każdego nic nie jest problemem.
do jednego z Nich cichutko mówię „nie wiem jak ja się Wam odwdzięczę..?” odpowiada krótko „uśmiechem”.
myślę, że musiałby to być uśmiech Julii Roberts by był godny Ich pomocy. to taka gwiazda kina Tosiulku, z lat młodości Twojej mamy.
kiedy mieszkanie zostaje puste, w głowie przelatują zdjęcia z naszych dni tutaj. na szczęście zamieszanie nie pozwala się zamyślić na dłużej, bo inaczej wylałabym morze łez.
kiedy wszystko cichnie, a w najdrobniejszym kącie nie ma nawet kurzu, przekręcam klucz.
jest już noc. nogi odmawiają posłuszeństwa. wsiadam w auto i jadę do szpitala.
resztkami sił wchodzę na trzecie piętro. siadam na łóżku i biorę Twojego Tatę za rękę.
gładzi moją dłoń, całuje i mówi.. „o mój Puszku, ale masz zmęczone dłonie..”
a lakier na moich paznokciach zajmuje jedną czwartą powierzchni.
szeptem opowiadam mu o ludziach. nie tyle o przeprowadzce, co o ludziach. o tych co nosili, co sprzątali, co jedzenie przywieźli, co dowcipami jak z rękawa, co autami pomiędzy domem a mieszkaniem, co dzwonili, pisali i chcieli nam pomóc przy opiece nad Tobą. opowiadam Mu co sobie przypominam. choćbym całą noc przy tym łóżku, to nie zdołałabym opowiedzieć wszystkiego co dobre nam się przytrafiło tego dnia.
niezwykli ludzie nas Kochana otaczają. niezwykli.
widzę ból Taty. większy niż ból kręgosłupa jest ten, że nie mógł pomóc. że Go tam zabrakło.
wygania mnie do domu, bo wie, że jeszcze kawałek drogi przede mną, a ja wyglądam nienajlepiej.
schodze na dół i pukam do lekarzy. głośno Im komunikuję, że jak za chwilę nie dowiem się co z Tatą to zemdleję ze zmęczenia. odpowiadają, że za chwilę. łapię się na tym, że zasnęłam na stojąco. to weszłam i przemawiam.
– wie Pan, mam trzy ekipy budowlane w domu, przeprowadzkę, a mój mąż leży u Was i nie ma pojęcia co z Nim będziecie robić i kiedy. wypisaliście nas w nocy ze złamanym kręgosłupem, i gdyby nie to, że wyglądał na poczciwego człowieka i przyjechał zdezelowanym autem, to byśmy tego tak nie zostawili. więc proszę Was, pomóżcie mi. załóżcie Mu gorset i oddajcie do domu. niech leży, ale chociaż palcem pokazuje.. oddajcie mi Go do domu..
obiecali Kochana, że oddadzą.
ledwo nogami powłócząc wsiadam do auta. z trudem naciskam hamulec i gaz.
po drodze wstępuje na budowe, bo nasz domek podczas przeprowadzki był jeszcze w trakcie wykończeń, ale obiecaliśmy opuścić mieszkanie nowemu właścicielowi.
jest późna noc, w stercie worków, toreb, kartonów wyszukuję bieliznę i szczoteczkę do zębów.
wsiadam do auta. w radio leci piosenka. people help the people. najpiękniejsze zakończenie dnia.
jadę powoli i celebruję ten czas. i choć dojechałam, to długą chwilę jeszcze siedze i słucham.
śpię u cioci Beatki. czeka na mnie z piżamą i ciepłą herbatą.
to był dobry dzień Kochana. pomimo wszystko to był piękny dzień.
nie pamiętam jak się skończył. jak zasnęłam. nie pamiętam.
i kiedy zapytasz mnie.. „Mamo, jak to było z tą przeprowadzką” wrócimy do tego listu.
i choć w domku będziemy spać dopiero za kilkanaście nocek, to ten dzień był dniem przeprowadzki.
dniem pięknej przeprowadzki. z pięknymi ludźmi obok.
Kocham Cię Najdroższa.
Twoja Mama
P.S. Tata już w domku. gdy wychodziliśmy ze szpitala rzekł..
– Jesteśmy szczęściarzami Puszku, mogło być o wiele gorzej..