na najdrobniejsze cząstki rozpadam się gdy słyszę w radio pierwsze dźwięki „all i want for christmas”..
i nie przeszkadza mi, gdy grają je już na początku listopada..
wszystkie miliony migających świateł na ulicach, w centrach handlowych.
półki pełne mikołajków z czekolady.
anioły, bombki, serca i cynamon..
pomarańcze i rozgwiazdy anyżu.
odgłosy dzwonków z sań i uprzęży reniferów.
płatki śniegu na szybach, w telewizyjnych ramówkach.
i ten krzyczący Kevin na polsacie.
do nieprzytomności uwielbiam. czekam na ten czas cały rok. czekam tak, jakby to jakiś cud miał nastąpić.
i nie czekam na nie ze względów religijnych, bo ateistką jestem.
czekam na Nie jako święto rodziny i Jej celebracji.
i moja siostra czeka równie mocno jak ja. kiedy o tym opowiadamy, tańczą nam takie same iskry w oczach.
ta sama gestykulacja i ten głos rozpływający się przy wypowiadanych słowach „ja też”..
a wtedy wspominamy jak to niosłyśmy karton z tą nową zastawą, co od Cioci z Piły dostaliśmy.
z góry po schodach, żeby na stole rozłożyć, bo Mama kazała. i Ona całą drogę mi powtarzała „od dołu trzymaj bo się otworzy i wszystko się potłucze dałnie”. ja, jak to ja, jakbym Jej nie słyszała i miałam wiedzę o dużą większą na temat tego jak nieść powinnam.
przed samym stołem nie wytrzymała. puściła karton i tak mi wtłukła!!! opowieść jest na kwadrans.
tym bardziej, że to ja zawsze jako ta młodsza Ją biłam i wygrywałam. a ten jeden jedyny raz nie wytrzymała.
schemat co roku był zawsze ten sam. nigdy nie było inaczej.
zawsze ten dziwny pusty pokój jak się firany i zasłony do prania ściągało i dywan wyniesiony do trzepania.
zawsze zamieszanie. lodówka, której nie dało się zamknąć. ustalanie Kto przyjedzie na pierwszy dzień świąt.
szukanie prezentów po szafach. rozwijanie światełek na choinkę w dzień wigilii. i zawsze, ale to zawsze po włączeniu do kontaktu okazywało się ,że nie działają. Tata wtedy szybko do „Rogulskiej” jechał (to taki sklep we wsi obok. taki z mydłem i powidłem).pruł naszym Suzukiem po śniegowych drogach. i to oczekiwanie.. czy kupi? czy jeszcze jakieś będą?
ten bałagan na środku przedpokoju przy robieniu stroików. i wieczne szukanie wazonów dla tych gałęzi .. wybieranie choinki z Tatą.
Mama, która napiekła i nagotowała jak dla wsi całej. Tata, co to wiecznie mówił, że on woli zjeść byle co, ale żeby zamieszania nie było.. ciekawa jestem, czy jakby już było to byle co, to też by tak twierdził..
ale zamieszanie i tak było małe. nie, nie.. Ono było wielkie, ale godne Bożego Narodzenia. bo święta bez zamieszania, biegu, hałasu, ciągłego „nie zdążę” nie byłyby tymi właśnie świętami. i choć ta Mama ciągle w biegu. kuchnia – spiżarka, kuchnia- spiżarka, to i tak siłę i humor dobry miała zawsze. skąd te pokłady brała..? do dziś nie rozszyfrowałyśmy z siostrą mą tej zagadki..
i ta radość z pierwszego dnia świąt, bo Mama wtedy była cały dzień w domu. Bo Mama nie pracowała tylko dwa dni w roku.
wspomnienia z rodzoną mam identyczne. pewnie przez wspomnienia tak kochamy Boże Narodzenie.
bo takiego Bożego Narodzenia nauczyła nas nasza mama. najpiękniejszego.
jadą do nas. całą gromadą. Mama, Tata, Siostra ma, mąż Jej i dzieci sztuk dwa.
jadą busem. załadowani po dach. wiozą kapustę, zupę grzybową, ciasta.. a jak się okazało i tort z okazji imienin mojego męża.
wypachnieni, wystrojeni. z humorami dobrymi. piękni.
dzwonię zapytać gdzie są, bo już Tosia w oknie od dawna. no jadą. jadą, ale tu jest dyskusja na stacji benzynowej, bo dzieci chcą hot dogi i czemu one nie mogą tych hot dogów?! zupę też zjedzą. a jak one na wsi mieszkają to chociaż na hot doga nam pozwólcie!!
rozpacz wielka.
i Justyś moja pyta „a co doczekać się nie możecie? tęsknicie już?”
mówię Jej „wiesz, tak, już w oknach siedzimy i wypatrujemy.. ale ja.. ja to najbardziej czekam na Ciebie. tylko ciiii”
Ona do mnie szeptem „ja też, kocham Cię”..
a oni tam w tle ciągle o tych hot dogach…
choinka u nas stoi duża. czubek o sufit haczy. stół naszykowany. prezenty spakowane.
Tosia ma sukienkę, a mąż koszulę włożył. w kominku ogień skacze.
lampiony, świece. na każdym talerzyku kilka słów z podziękowaniem za pomoc przy budowie.
jadą. już są na naszej ścieżce. z okna kuchennego widać. światłami migają. my z okrzykami do drzwi.
gramolą się. brudzą przy tym. ściskają się. gwar okrutny.
niosą ten gar z zupą. Ktoś prezenty wlecze. tamten kurtki na wieszak zmieścić nie może.
no jednym słowem „jest rodzina w komplecie”.
Adaś po swoich rodziców jedzie, co za płotem prawie.
do opłatka rąk wiele, co to potem wszystkie Tosia pozjadała. bo przecież gdy ja byłam dzieckiem, to zawsze się ten opłatek zjadało co został. no smak miał najlepszy ze wszystkich świątecznych dań.
ten chce filet a ten karpia. tamten zupą sie najadł i ziemniaków nie chce. do prezentów dzieci zerkają.
kto kawę, kto herbatę?
w kartonowym pudle pod choinką, dwa karmniki dla ptaków. jeden dla Tosi, drugi dla Tosi kuzyna. mój Tato cały dzień przed wigilią robił. piękne jak wszystko czego się dotknie. to taki prezent z duszą.
papierów, katonów, toreb, wstążek po prezentach całe mnóstwo.
radości jeszcze więcej. dzieci już xboxa montują. skaczą.
„Ciocia bo Tosia też chce!” „Mama weź Ją” „teraz ja”.
skaczą na dwóch graczy, a Tosia po środku i myśli, że też gra.
wino w kieliszkach błyszczy się zza świecy. sernik pyszny. rodzynki wydłubuję i na talerz sąsiadowi przekładam.
rozmów do nocy. wygłupów, śmiechu.
bo jak jest moja siostra, to zawsze jest najlepiej, najpiękniej.
a kiedy wszystko ucichło. usiadłam na podłodze. światła od świec, lampek i choinki migają w odbiciach okiennych.
ciepło. dobrze. rodzice zdrowi. oni i my. i wszystko, wszystko tak jak może być najpiękniej w dzień Bożego Narodzenia..
tylko tak jakoś nie mam tych motyli w brzuchu.. może to ten brak śniegu..?
hmm…
po chwili zrozumiałam, że te motyle już nigdy nie wrócą, nawet jak będzie najpiękniej.
nie wrócą, bo już dziś jestem Mamą. dorosłym człowiekiem.
dziś magię chwili mają w sobie nasze dzieci, a naszą rolą jest pielęgnować w Nich to jak najdłużej..
a my… obyśmy mieli już do końca życia „najpiękniej”. to w końcu też magia..
P.S
pod choinką leżał sobie taki jeden z prezentów.. owinięty w szary papier, a na nim ręcznie namalowana gałązka, bombki a w nich domek. świeca. i napis „Miśka”. owa „Miśka” to moja siostra. żona szwagra mego. i ten Szwagier tak pijąc kawę w warsztacie wymalował. od niechcenia. a ja i siostra ma w zachwytach…
usłyszawszy to mój mąż, zniknął na chwilę..
kiedy wrócił miał wyrysowaną gałąź na prezencie dla mnie. bombki i świecę.. i napis „dla kwiatuszka”..
za grosz nie chciał być gorszy… :)))
pod choinkę firma Babafu (klik) (fb tutaj) przysłała mi piękne plakaty do kuchni z moimi ulubionymi cytatami. Pięknie dziękuję. są idealne.
dziękujemy za prezenty dla Tosi firmie Planeta Dziecka. układanka magnesowa (tutaj) i lala (tutaj).