ja tak mam. ma tak też On i Ty. z moich obserwacji tak wynika. no że prawie każdy ma właśnie tak.
że najczęściej to lubimy z przytupem. widowiskowo. od zaraz. niech każdy wie, a co!?
zapisane notatniki, kartki przyczepione na lodówkach, poinformowana rodzina i przyjaciele.
i najlepiej od pierwszego stycznia. tak na nowy rok. na ten i kolejny. bo jak nie na zawsze to po co w ogóle?
i od myślnika. od góry.
że papierosy rzucam na pewno.
że raz w tygodniu na basen.
że z dziećmi godzina dziennie z plasteliną i kredkami.
że żone bardziej odciążyć z obowiązków domowych.
i, że na pewno zacznę szukać nowej pracy. – ale to potem wykreślone, bo w dzisiejszych czasach to nie ma co..
dieta! koniecznie dieta. najlepiej cud!
i w ten monitor mniej ślepia wlepiać.
od pierwszego i do grudnia trzydziestego pierwszego. no bo to postanowienia na nowy rok. tak lepiej.
bardziej można się zmobilizować, podjąć kroki i działania. drastyczne choćby, to działać.
od pierwszego i do ostatniego daj mi siły na to Panie!
a potem, najczęściej tak w połowie stycznia, choć czasem dotrwają i do dwudziestego trzeciego, nie palą, na niedzielę nie logują się na fan pejdżach, a i pranie w domu rozwieszą.
dwudziestego piątego w szkalnym wieżowcu, lub pod sklepem na rogu lecą przekleństwa. a że to tak nie jest łatwo jakby się chciało.
że człowiek ma chęć a słabą wolę. że może by i nie zaprzestał, ale tak go dziś wyprowadziła z równowagi!
no przecież to jest jasne. jak pomyślisz dziś, że coś się kończy, że czas na zmiany, że to wymaga od nas odwagi, cierpliwości, siły, mobilizacji.. to zanim pierwszy przyjdzie, to my już cali w strachu..choć gorsze porównanie ciśnie mi się na usta.
a bo czy Kto widział, że świat się zmienia od już, od zaraz. natychmiast i z wielkim przytupem..?
chodzę ostatnio jak ta bomba zegarowa. tykam i tykam. choć nie.. tykanie to zbyt łagodne słowo.
jakby Kto obok mnie z sekundnikiem stał. o wszystko! chodzi mi generalnie o wszystko!
wstaje i już mi chodzi!
czemu tak głośno ta szczoteczka od zębów?! i czy ciszej by nie mogła?!
czemu ten kabel od odkurzacza się tak wolno wciąga?! co za grat!? a tyle kasy!
dlaczego jak wstane to te koce na tych kanapach porozwalane!? czy nie mogłbyś ich składać?!
dziecko, przestań mi uciekać! chcesz jechać do Babci czy nie? bo ja nie mam siły!
Jezu! oszaleje z Tobą! już cztery razy Ci mówiłam a Ty nie pamiętasz!
dajcie mi wszyscy święty spokój!
a najgorsze jest to, że na Nim opiera się najbardziej to, że o wszystko mi dziś od rana chodzi.
On zbiera na klate moje miny, słowa i podniesiony ton. zbiera to, nie ukrywajmy jak najdzielniejszy rycerz.
no właśnie. ano właśnie.
co począć? jak na zmiany już za późno.. bo dziś to chyba… który to? szesnasty styczeń. o szesnaście dni za późno by deklarować, zapisać i przyrzekać..
więc tak najzwyczajniej. bez przytupu pomyślałam sobie. choć nawet za bardzo nad tym nie myślałam. przebiegła mi taka idea przez głowę, że jutro postaram się opanować emocje. tylko jutro. żeby dać mu odsapnąć, bo On ze mną zwariuje.
tak zanim powiem pomyśleć. zanim powiem pomyśleć… o tak, tu jest klucz. bo podczas tego myślenia opadną mi emocje i rozwścieczenie paniczne.
leżę więc. oczy zamknięte. rano. On wstał wcześniej. słyszę jak ta szczoteczka mu chodzi. żesz jasny gwint! ile można myć zęby! a ja tylko czekam aż Antka się obudzi przez te Jego szczotkowanie! ale nic. milczę. znaczy udaję, że śpię.
zakłada buty. wychodzi. wchodzi. wychodzi. wchodzi. wychodzi!!!!!!! a za każdym razem alarm pika na cały dom!!
jak tego nie wyłączy to wstane i Go… no coś mu powiem dosadnie.
dzień mija podobnie. wszystko jak codzień. ale ja miałam tę idee. więc się trzymam planu.
wieczorem napiszę posta – myślę. schodzę na dół. uśpiłam. odstawiam butelkę do zlewu. a tu cyrk! na stole, na podłodze. wszędzie.
zanim posprzątam to usiąde za godzinę! a ledwo przecież stoję! czy On tego nie widzi? ale nie, nie… nie dam się sprowokować.
do końca dnia wytrzymam.
mówię więc delikatnie.. – wiesz, mam dziś też wiele do zrobienia, a jakbyś mi pomógł posprzątać, to usiedlibyśmy razem.
na co On – nie wyobrażam sobie Puszku, że mogłoby być inaczej..
bo On szedł po brudne szklanki ze stołu a nie usiąść.
powinnam to wiedzieć, bo zawsze po nie idzie.
jest dwudziesta trzecia. fajny dziś dzień. dziś lubię siebie mocniej. i Oni lubią mnie dziś może mocniej.
i tak sobie pomyślałam… ale bez spięcia, że może jutro też mi się uda. tak jest zdecydowanie lepiej.
spróbuję.
a jak się uda to może za tydzień pójdę biegać wieczorem.. bo też często o tym myślę.
ale to może..
a przy najbliższej okazji kupię mu cichszą szczoteczkę.
koc/narzuta- SillyU. jest zjawiskowa. strasznie grubo pleciony. cudne kolory. przędza bawełniana miła w dotyku. dla Tosi mam milion kocy, ale ten jak przyszedł ostatnio to zwariowałam! zdecydowanie to taki koc na pokolenia, gdzie fajnie jest go zostawić w tym pudle z pierwszymi bucikami, z paskiem ze szpitala, zdjęcia usg i koc. ten koc. to jest kawałek wełny, która jest w 100% warta tej ceny! popadłam w totalne szaleństwo na jego punkcie i każdy Kto do nas przychodzi.
spodnie – lulu and the pug bardzo fajne gacie. przyjemny materiał. piorę ciągle i nie zmieniają się nic. Tocha je uwielbia, a to chyba najlepsza rekomendacja.