mówisz, że trudno Ci się zebrać, trudno zdecydować. pytasz czy mnie się chce.
czy mnie się chce?!?!?!
nie zdajesz sobie sprawy, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo nie.. jak chooolernie mi się nie chce.
tracić znów figurę.
toczyć się kolejne lato jak słonica.
pielęgnować nowe rozstępy, cellulit i spuchnięte łydki.
przebierać się piętnaście razy przed wyjściem, by w końcu stwierdzić, że i tak we wszystkim wyglądam jak bania.
i te jeansy co zobaczyłam dziś w sklepie. no szukam takich od lat! i znalazłam je akurat dziś. za rok ich znowu nie będzie.
i to lato co było.. no pierwsze w którym polubiłam swoja białą skórę. jak ja jej nienawidzę! (choć moja najbliższa przyjaciółka – czarna po Ojcu Arabie, którego nie zna – mówi, że wolałaby mieć Tate takiego jak ja, niż ciemną skórę.. no jakieś pocieszenie jest..). ale polubiłam. te białe ramiona i białe łydki.
sukienek nakupiłam. cóż z tego jak w żadna nie wejdę, a białe ciało z dodatkowymi kilogramami już takie urocze nie jest.
nie chce mi się!
wstawać w nocy milion razy. tym bardziej, ze Antonina zaczęła przesypiać całe noce jakby dopiero wczoraj.
wyparzać te butelki, smoczki, wodę gotować 5 minut w tym garnku.. i zapominać o niej co drugi raz..
jęczy, stęka, coś jest, nie ma…
ło matko.. nie chce mi się wiesz. jak jasna cholera.
ale… nie zastanawiałam się nad tym. to było oczywiste od zawsze. po prostu naturalne, że chce, muszę. że decydując się na jedno, muszę mieć dwa. że nie można, po prostu nie można zostawić go samemu. jednego.
moja Mama powtarzała nam nie raz.. pamiętajcie dziewczynki, nas kiedyś zabraknie, a to Wy zostaniecie razem.
nie wiem.. nie wiem czy jest coś.. czy spotkało mnie w życiu coś lepszego niż fakt posiadania rodzeństwa.
czy rodzice mogli zostawić mi coś, co uczyniłoby moje życie bogatszym.
wiesz, to tak jak z filmem „nietykalni”. jest niezwykły dzięki człowiekowi. nie miejsca, pieniądze.. a jeden człowiek.
i tak jest z tą moja siostrą. możemy siedzieć na sali pełnej ludzi, lub całkowicie pustej. może być naprawdę dobra muzyka i może być całkowita cisza. kiedy jest obok, cała reszta przestaje mieć znaczenie. wszystko w życiu jest zmienne. przyjaciele, mężczyźni, mieszkania, domy.. jedna jest tylko stała i niezmienna w moim życiu. moja siostra.
i czy mi się chce..?
leżymy czasami na jednym łóżku. ja, Ona, Jej dzieci, moje dziecko. ścisk jak diabli, ale żaden nie chce wyjść.
myślę sobie wtedy, że lżej mi żyć z taka myślą.. gdyby cokolwiek mi się w życiu stało, zabrakło mnie, to wiem, że mojemu dziecku będzie i tak najlepiej na świecie, bo jest Ona. i dziecku memu nieba przychyli.
często sobie to zresztą powtarzamy.
ja wiem, że Jej pewnie ciężej z tym małym gnojkiem tak całe życie. i stawia mnie do pionu, naprawia moje pomyłki, podnosi, poucza, strofuje. ale staram się jak mogę by zasługiwać na Nią. choć Ona twierdzi, że to wcale nieprawda, iż tylko miłość do dziecka jest bezinteresowna, że do siostry też. mówi, że głaskała Mamę po brzuchu i na mnie czekała, tak jak się wyczekuje w wigilie pierwszej gwiazdki. że jest za mnie odpowiedzialna, ze wszystko się dewaluuje i traci na wartości oprócz nas..
więc powiedź mi.. jak mogłabym się nad tym zastanawiać?
dołożę wszelkich starań by mi się to udało.
a czy się uda.. nie wiem. nie wiem tego dziś, nie będę wiedzieć za rok, ani za 10 lat.. ale nigdy w życiu nie chcę żałować, że nie spróbowałam..
córki mojej siostry po wielkiej kłótni dopuszczają do siebie myśl, że kiedyś pokochają się jak mama z ciocią..
mam nadzieję, że te niekupione dziś jeansy, podarują moim dzieciom spokojniejszy, bezpieczniejszy i najpiękniejszy świat jaki może podarować rodzic dziecku.
a ja.. będę biegać wieczorami, odzyskam figurę, założę jeszcze niejedną piękną sukienkę…
domek Peppy i Jego mieszkańcy to prezent od naszych znajomych. zdolne ręce Justynki uszyły dla nas takie cudo.
to już drugi taki od Nich prezent. za każdym razem wzruszam się niemiłosiernie. pierwsza była lala Tosia.
i wszystko wykonane z taką dokładnością. i te ogonki i zarumienione policzki..
Justynka ma swoją pracownie, nazywa się Craftovnia.