od kiedy Tocha chodzi do przedszkola, robi z nami rano co chce…
może niedokładnie, ale uważam na każdy gest i słowo, by tylko nie straciła humoru i nie protestowała..
dlatego już od świtu jest cudny spokój i radosna atmosfera.
jako, że moje dziecko kocha nad życie czytanie książek, to przed wyjściem jest jeszcze bardzo często czytanie.
Ona wtedy pije mleko, tata już się szykuje, a ja smyram Ją po nóżce i giniemy w opowieściach.
stąd te zdjęcia. kiedy odprowadziłam Ją na podwórko i wróciłam do sypialni, by posprzątać… postanowiłam sfotografować to co rano po nas w łóżku zostaje..
pytacie o przedszkole…
zaskoczyło mnie wyjątkowo.
Tocha nie zapłakała ani razu. Tata Jej tłumaczy, że te dzieci co płaczą rano, to te co odprowadziły rodzeństwo z Mamą i nie mogą zostać.
genialnym wprost rozwiązaniem jest to, by dziecko odwoził do przedszkola Tata. Im łatwiej się rozstać, nie ma tych emocji, które wprowadzają Mamy..
przez pierwsze dni była cicha, lekko wystraszona, zdziwiona. obserwatorka z boku.
dziś podobno Tata nie zdążył Jej zdjąć sweterka bo tak leci do sali.
a jak po nią zajeżdzam to krzyczy „Mamo, było super!!”
jak to mówią moje przyjaciółki… „co się dziwić, ileż można z Tobą wytrzymać?”
myślę, że największe ukłony należą się przedszkolance i całemu personelowi. kiedy Ją odbierają (u nas rodzic może wejść tylko do szatni, nie zachodzi do sali) i przyprowadzają to widzę zaangażowanie. jak się zwracają do Niej i jak Ci mali ludzie są dla Nich ważni.
oby tylko tak dalej.. oby nie zapeszyć i by nie przyszedł kryzys. dziś spotkanie rodziców to się dowiem więcej. chyba to całe Matczyne rozczulenie bierzę się z faktu, że nagle uświadamiasz sobie, iż to dziecko masz dla świata a nie dla siebie. że Ono idzie. do ludzi. samo. radzi sobie a Ciebie tam nie ma..
i obojętnie czy pijesz wtedy spokojnie kawę w domu, czy obgryzasz paznokcie z nerwów… to emocji temu towarzyszących ukryć się nie da..
moja Teściówka mówi:
– tylko nie płacz..
– ja? ja Mamo mam płakać? a niby czemu? na wojne nie idzie, tylko do przedszkola.
o jak cwaniakowałam… a jak wyszli 1 września, to usiadłam i zaczęłam szlochać w głos!
a jak u Was z przedszkolakami? są już choroby? znudzenie? Ktoś zrezygnował?
książeczka na zdjęciach jest o Duni, ktora idzie do pierwszej klasy.
ale najważniejsze w Niej jest poszukiwanie szczęścia.
wybieranie z dnia drobnostek jakie nas uszczęśliwiły…
bo przecież każdy z nas tyle ich ma..
klasyczne obrazki, bez wydziwiania. proste słowa i zdania. piękny przekaz.
a potem zamykamy i każdy z nas szuka cóż też u nas trafiło się dziś niezwykłego..
książeczkę poleciła Maja, która prowadzi bloga how to catch a star. (jak dla mnie najpiękniejszy polski blog. i choć czasami czekam na wpis dwa miesiące to warto.. )
książeczkę „Moje szczęśliwe życie” można kupić np w Endo.
skrzydła – N74
poduszka w motylki (bo pytaliście kiedyś) – garbo&friends
musztardowy pled – Imps&Elfs (na zdjęciu rozmiar 110×150)
królik – Glow Cuddles (Tosia dostała na urodziny, świeci Mu brzuszek w ciemności. dzięki temu jak się obudzi w nocy, może sama sobie pod ręką zapalić światełko. Benek dostał podobny, bo miś ma też funkcję bijącego serduszka.)