śniło mi się dzisiaj…
ale zanim…
mało ostatnio nadążam. jak nie prasuję, tak sterta prasowania dla Benka. ostatnie paczki pakuję zanim przejdę na macierzyński.
ciastolina opanowała dom. powcierana w fotele, w szczeliny między deskami skrzyń.
tę torbę do szpitala muszę już spakować na tip top, bo coś czuję, że nadejdzie szybciej niż w planie..
piorę poszewki z miliona poduszek w naszym domu. a tu okna takie brudne i poodkurzać by już można.
a te podłogi w łazienkach wołają o pomstę do nieba!
a gdzie ogarnąć maile, komentarze…
klocków ze środka domu już nawet nie zbieram.
myślę o tym jak to uda mi się pogodzić.. podwójne macierzyństwo, bo choć zawsze staram się pozytywnie nastawiać to obawy mam.
nad bałaganem w biurze już nawet nie staram się panować..
tak ciężko mi się już poruszać. wchodzić po schodach, schylać..
w ogóle mi jakoś tak….
nie potrafię się zorganizować…
śniło mi się dzisiaj, że była wojna..
i to nie tak, że oglądalam film o Wietnamie, a potem Ktoś gdzieś mi przeszedł w myślach jak biega z bronią po lesie.
śniło mi się, że mieliśmy uciekać, wyjechać przecież z kraju gdyby coś.. ciągle czekam aż urodzi się Ben, by wyrobić wszystkim aktualne paszporty, wizy jakby uciekać trzeba.
a śniło mi się, że uciekać nie było już jak. nawet z tej miejscowości wyjechać się nie dało.
brałam dzieci z łóżek w piżamach, owijałam w koc.
i ten strach. ten olbrzymi, nie do opisania strach. tak bardzo realny.
tutaj. w tym domu, w tym kraju. z dziećmi i ta ucieczka.. Boże!
śniło mi się dzisiaj, że była wojna..
od rana nic nie jest dla mnie problemem. wszystko cieszy jakby od teraz zaczął się raj..
byleby tylko jutro o tym nie zapomnieć..
bo mam wrażenie, że do cna rozbestwił mnie ten świat..