Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the instagram-feed domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/szafatosi/domains/juliarozumek.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
styczeń 2015 – julia rozumek

szatnia

siedzimy codziennie na tych małych ławeczkach w szatni przedszkolaków. ja zawsze rozbieram się do rosołu bo tak tam gorąco.
pomiędzy tymi małymi szafeczkami schodzimy się po te nasze dzieci.
zastanawiamy czy byli na dworze patrząc po ciuchach na półeczkach.
zerkamy na kartkę z jadłospisem.
schodzą się mamy i babcie. babcie jak to babcie zawsze takie radosne, uśmiechnięte. już zagadują. kochane takie.
są mamy co czekają sobie jakoś na boku, cicho.
jest też jedna co się prawie do mnie nie odzywa, jakby mnie nie lubiła od pierwszego dnia.
wszyscy tu z jednej wsi więc tematów wspólnych wiele..
jest też taka… moja ulubiona. bez makijażu, w kręconych włosach. w dresie i z pięknym ciążowym brzuszkiem.
Jej synek ma szafeczkę niedaleko od Tosi, więc gadamy o wszystkim. 
szeptem Jej coś mówię i zaśmiewamy się, bo Ona też tak myśli a to nieetyczne.
zawsze. zawsze ma ten śliczny ryjek uśmiechnięty. 
ten Jej uśmiech jest jakby wyczekiwany przeze mnie o tej 13ej.. zaraża nim.
pewnego dnia jadę do przedszkola i myślę, że dziś jej powiem by przyszli do nas na kawę. 
dzieci już się znają. Ona też nie z tych terenów. a jak dla mnie spędzić z Nią popołudnie to będzie duża przyjemność..no ma w sobie coś takiego… że człowiek jakby od lat Ją znał..
jadę tym autem i nie mogę się doczekać aż Jej to powiem. byśmy tę znajomość przeniosły na domowe pogaduszki.
zajeżdzam, a tam w szafce Jej synka nie ma już kurteczki. no nic. musieli wyjść wcześniej.
następnego dnia odbiera Go Tato. kolejnego Babcia. pewnie się gorzej poczuła albo przeziębiona, pomyślałam..
w środę przed dniem babci i dziadka dzwonią do mnie z przedszkola z zapytaniem czy upiekłabym ciasto bo Mama, która się deklarowała urodziła.
tak, pewnie. żaden problem. zastanawiam się co z Nimi bo to 7my miesiąc.
wychodzę przed 13tą bo po drodzę do sklepu po ser. sernik zrobię. szybko i każdy lubi.
mijam się przed wjazdem z Jej mężem. zatrzymuję Go ręką i pytam jak dziewczyny.
i mówi mi.. On mi wtedy mówi, że mała dobrze, ale Mama jest na onkologii, bo wykryli białaczkę i postępuje bardzo szybko.
i ja od tej chwili nie przestaję płakać. do samego wieczora nie powiedziałam do nikogo ani słowa.
bo jak to? przecież jak się rodzi dziecko to wraca się z nim do domu. tuli się, przewija i karmi.
wraca się do starszego stęsknionego. a Ona na onkologii?! 
nie mogę sobie miejsca znaleźć, siadam by napisać do Niej list. dodać otuchy. ale dochodzi do mnie, że mąż mówił o Jej stanie.
nie będzie mogła go przeczytać… potem próbuję się otrząsnąć. Ona taka przecież optymistka, radosna.. wygra tę walkę i szybko wróci. przecież nie może nie wrócić..
piekę to ciasto, a myślami jestem w innym świecie. myślę sobie , że to najważniejsze ciasto jakie w życiu robię.
robię je za tę moją koleżankę z szatni…
potem Tosia choruje kilka dni… 
dziś zawiozłam Ją na bal przebierańców. o moja kochana. wyglądała tak uroczo. Ci kowboje, strażacy, myszki miki…
szafka Jej synka pusta.
jedna z moich ulubionych Babć podchodzi i mówi „Ty wiesz, że Ona nie żyje, w środę był pogrzeb”.
jak? co było? do cholery jasnej!? co było?!?
jak to?! to się nie dzieje naprawdę! do dwójki małych dzieci nie wróci Mama? 
nie będzie cierpliwie Go ubierać o 13ej? nie poprosi o samego biszkopta beż dżemu od kucharek? bo On niejadek jak Tosia.
mała córeczka nie pozna nigdy swojej Mamy?
jak to? 
na tym cmentarzu przecież tak bardzo zimo.
a Ona w tych pięknych kręconych włosach do ramion…

dziś w południe gdy będę siedzieć w tej szatni.. i w każde inne popołudnie będę czekać i wyglądać na drzwi..
nie wierzę, że nie wejdzie w tym niebieskim dresie z najpiękniejszym Maminym uśmiechem…

słucham tych Mam, co mają problem, bo dziecko wstało w nocy dziesięć razy, co jak je marchewkę to tak macha rękami, że marchew jest wszędzie, a Ją doprowadza to do szału.. mam ochotę walnąć wtedy pięścią w stół i powiedzeić „ludzie, opanujcie się!!”

staram się jakoś pocieszać.. że ten Tata taki fajny, da im pewnie wiele miłości, ta Babcia taka ciepła, jeszcze młoda i stanie na wysokości zadania..
ale przecież za chwilę jest dzień mamy… i jak? nie usiądzie obok mnie by posłuchać jak te małe buźki śpiewają , że „mama najlepsza na świecie jest…”

życie pod łóżkiem.

_DSC0107 _DSC0108 _DSC0115 _DSC0125 _DSC0135 _DSC0134 _DSC0131 _DSC0116 _DSC0154 _DSC0142 _DSC0146 _DSC0140 _DSC0137 _DSC0171 _DSC0144
_DSC0132

łóżka dla Tosi szukałam od dawna. tak się delikatnie rozglądałam bez pośpiechu..
wiedziałam, ze nie chcę z ikei, i ze sklepu z nowymi meblami..
zastanawiałam się jeszcze nad takim z rurek, w jakimś na przykład żarówiastym żółtym..
łóżko miało być dorosłe, ale nieduże… pokoiki dzieci są małe ponieważ w suficie mają dziury i wejście na strych, by tam w późniejszym wieku mieć sypialnie..
chciałam by łóżko nie zajmowało całego pokoiku.. choć to i tak mało istotne, bo cały dzień jesteśmy na dole, a pokoje na górze to właśnie przede wszystkim sypialnie..
aż pewnego dnia znalazłam na allegro. wizualnie idealne, rozmiarowo genialne! to patrze na cenę… a tam 230zł…
kwitując… głupi ma zawsze szczęście..
mało tego. łóżko pomieściło pod swoim dachem rodzinę Mailegów. za każdym razem gdy widzę Ich dom pod tym łóżkiem, to tak mnie to rozczula.. takie to bajkowe..
 

 

koc – la millou
zestaw lekarski – JaBaDaBaDo   (mamy trzy walizki z lekarzem, to zabawka używana codziennie)
książka „uczucia co to takiego” – zakamarki
babcina poducha, girlanda ze złotych kulek – radosna fabryka
ekipa mieszkająca pod łóżkiem – Maileg
laleczka z kotkiem – trousselier

bal.

image_1 image_4 image_2 image image_3

pytam moją Tosię w co chce być przebrana na bal..
odpowiedziała mi, że chce być królewną baleriną co wróży. odpowiedź wręcz wymarzona, bo wszystko potrzebne miałyśmy w domu. dokupiłam tylko nowe skrzydła, bo te z N74 są na cienkich drucikach i się połamały (naprawa działa tylko na 5 minut) i nowe baletki.

skrzydła – Maileg w sklepie scandiloft.pl (sklep z asortymentem, który zawsze zabiera mi dwie godziny z życia, bo wszystko muszę zobaczyć).
spódnica Angel’s face – z adaboo.pl
sukieneczka baletka –  allegro  (gdyby spódnica była Jej niewygodna to ściąga i nadal jest baleriną 🙂 )
baletki – allegro
korona i różdżka – moi mili
naszyjnik i bransoletka- dostałyśmy od firmy popololli.pl  (na bransoletce poprosiłam o wygrawerowanie numeru telefonu do Mamy. Tosia ma bransoleteczkę z serduszkiem a wie, że tam jest numer gdyby się zgubiła. moja siostra zawsze się ze mnie śmieje, bo ja wolę dmuchać na zimne i jestem wiecznie zorientowana co robi moje dziecko.. ale jak wiadomo i najlepszemu się zdarza 🙂 )