tak. dziś będzie o tolerancji, pokorze i pogodzeniu.
i nie dlatego, że ów cechy są mi dobrze znane. że można je za moje zalety..
może i wręcz przeciwnie.. dlatego będzie o nich.. o tym jak życie zmienia człowieka.
jak to, kiedy nam się udaje pomaga lubić siebie bardziej..
kiedyś „wiedziałam” o ludziach wszystko. wiedziałam czemu się tak zachowali, czemu płaczą, dlaczego im się nie udało..
znałam Ich każdy najdrobniejszy gest i ruch. potrafiłam to doskonale opisać, ocenić..
tylko ta ocena była najczęściej, albo prawie zawsze tylko przez mój pryzmat… bo innego nie znamy.
i o dziwo, to jedna z cech, którą zmieniłam w swoim życiu.. tak diametralnie.
i nie , że czasami mi się udaje.. towarzyszy każdego dnia mojemu życiu.
i nawet gdy Kogoś ze starym przyzwyczajeniem ocenię, zaraz ganię się w myślach … „Ty prymitywny, żałosny człowieku”.
zmieniło mi się. nie od razu. rosło. i za każdym razem gdy się udawało, że patrzyłam szerzej, bardziej empatycznie – lubiłam siebie mocniej..
zmieniło się dzięki blogowaniu. tak wiele ludzi myśli, że mnie zna i przez to wyrażają swoją opinię.
zdarza się ona na moim blogu skrajnie rzadko. ale kiedy już jest to… bolała.
piszę „bolała”, bo i dziś potrafię usprawiedliwić tę osobę.
kiedyś dostałam maila. nie pamiętam dokładnie treści, a nie potrafię odszukać.
brzmiał mniej więcej tak…
„Julio, zostawiłam kiedyś u Ciebie negatywny komentarz. Było mi wtedy bardzo źle. Czułam się nieszczęśliwa ze sobą i ze światem.
Nie potrafiłam sie odnaleźć. Dziś kiedy moje życie nabrało sensu. Kiedy mam córkę, kochanego męża, piszę byś mi wybaczyła i wybaczyła wszystkim tym, którzy takie kiedyś zostawią.”
i zanim tego maila dostałam, to już o tym wiedziałam.
zobaczyłam jak boli, gdy Ktoś, Kto zna Ciebie przez kilka zdjęć, kilka nieskładnie złożonych zdań wystawia o Tobie opinię.
ocenia Cię, gani i wstawia na półkę z cechami, ktorych nigdy nie widziałeś..
blogowanie nauczylo mnie, że nie wiemy o ludziach za dużo. samych siebie tak często nie znamy.
najbliżsi przyjaciele nas zaskakują.. a i Kto wie czy prawdę mówi, czy sam przed sobą się wstydzi i prawdę tylko w środku zostawia.
blogowanie nauczyło mnie, że ocenianie boli.. i to nie zawsze osobę o której tyle mamy do powiedzenia, bo często może się tego nie dowiedzieć.
boli najbardziej nas samych. ta złość jaką w sobie tworzymy. negatywne emocje temu towarzyszące.
my wiemy tylko tyle, ile dane nam było przeżyć. ile dane nam jest w naszym charakterze. na ile nam siła pozwala.
a przecież każdy inną ma siłę, inny charakter i inne dostał życie.
kiedyś mówiłam głośno „depresja poporodowa? chyba tylko u leniwych kobiet, co mają wszystko pod nosem i mogą sobie na to pozwolić. bo jak wracasz ze szpitala i masz tyle na głowie, to nie ma czasu na depresje.”
dziś nie mogę sobie wybaczyć tych, jakże śmiałych i bezmyślnych zdań.
depresji poporodowych nigdy nie miałam, ale ja to ja. twardo stąpam po ziemi. dostałam takie fundamenty w życiu, takie wady i zalety i łatwiej mi z nimi żyć.. dostałam takie życie. i jedyne co mogę oceniać to tylko siebie.
oj łapię się często na tym, że ganię Kogoś w myślach „czemu się nie domyślił, przecież to takie oczywiste”..
a może gdybym ja miała inną Mamę to też większości pieknych rzeczy, ktorych się domyślam bym nie znała..
śmiało dziś wystawiamy opinię o artystach, aktorach, politykach, celebrytach, sąsiadach, znajomych…
gadka się wtedy klei wyjątkowo.. a potem zamykasz za koleżanką drzwi i zostajesz w domu, w którym tyle padło jadu i kąśliwości..
i Ty w tym domu zostajesz. mieszkasz. tworzysz go. a dom słyszy wszystko.. i wiatr przed burzą tego nie oczyści. choćbyś wszystkie okna otwarł..
myślę, że wszystko to co mówimy i myślimy bardzo nas buduje.
spotkałam się w niedzielę z dziewczynami. cały dzień rozmów. nigdy wcześniej się nie widziałyśmy, łączą wiec nas przede wszystkim internetowe sprawy… nasze rozmowy dotyczyły… Asi zamieszkania w Hiszpanii, prześmiesznych opowieści z życia, gagów sytuacyjnych.. żadna z nas nie poruszyła ani jednego tematu „kogoś” kogo tam nie było..
wiecie jak to jest lekko. tak żyć z myślą, że na nikim nie zostawiło się złego słowa, nikogo może niesłusznie nie oceniło..
Moja Mama jest człowiekiem, który nigdy nie ocenia. Nigdy. Zawsze gdy Ktoś obgaduje mama mówi „a ja tam go lubię”, „aaa tam! mniejsza z tym, lubię go za to i za to” albo „a tam, każdy ma jakieś wady”…
i wiecie co… już nie chodzi o to, że Ją wszyscy lubią, chodzi o to, że to jest człowiek co się w środku ze sobą nie utruje.
Ona nie rozmyśla, nie analizuje ludzkich zachowań.. a czemu, a jak mógł.. Ona to bierze takim jakie jest i wsiada na rower..
chodzi o to by pogodzić się w sobie.
ludziom, którzy życzą mi źle – życzę dobrze.. bo gdy będzie Im dobrze to i mnie przestaną życzyć źle.
zdarzyło mi się podczas rozmowy z S. powiedzieć za dużo. ocenić Ją. było to może 2 miesiące temu a mnie wciąż to uwiera.
bo co ja mogę wiedzieć tak naprawdę, nie tyle o Jej problemach tylko o sile, którą ma by sobie z nimi radzić.
może ma o wiele mniejszą niż ja…
muszę do Niej zadzwonić i wyjaśnić. przeprosić. będzie mi wtedy ze sobą lżej.
o tolerancji będzie krótko. nie chce kontrowersyjnych tematów. nie chce zaciętych komentarzy.
niezwykłe jest jaką dostaję ogromną ilość maili od Mam, które nie karmią piersią i czują się napiętnowane.
ja sobie z tym świetnie radziłam i radzę, bo mam silny charakter. jestem pewna swoich decyzji i potrafię ich bronić.
odpisuję więc tym Mamo i pomagam jak mogę.
nie potrafię uwierzyć jak Matki Matkom potrafią dogryzać, słownie mieszać z błotem..
i często te Mamy, które chcą dla dziecka jak najlepiej karmiąc piersią, nosząc w chuście, walczą na forach z innymi Mamami, ktore mają inne zdanie… niestety zapominają o jednej ważnej sprawie.. chcąc dla dziecka jak najlpeiej karm je piersią, noś w chuście i ucz tolerancji.. bo może się okazać, że przyda się w życiu bardziej niż to mleko..
karm, noś i pozwól innym dokonywać ich własnych wyborów.. i nie tylko dla czystej karty w internecie i dobrej opini – tylko dla siebie.
taki obrazek… Matka na fotelu. z ukochanym dzieckiem. dziecko błogo pije z piersi. a w tym czasie Mama w telefonie dopisuje w internetowej rozmowie „jesteś okropną Matką. myślisz tylko o sobie.”.. pisze to kobiecie ktorej nigdy nie poznała..
niech to mleko, które w Niej płynie nie będzie przesiąknięte jadem.
te Matki, które nie potrafią sobie poradzić z nagonką popadają w depresję, że są złymi matkami..
nie raz mailami wyprowadzałam je z błędu pisząc Im, że są najlepszymi jakie mogły się zdarzyć Ich dzieciom!
pogódź się w sobie z innymi wyborami. bo i ja miałam kiedyś z tym problem.
od kiedy udało mi się akceptować i tolerować wybory innych LUBIĘ SIEBIE BARDZIEJ.
atakowano mnie mocno za to, że noszę dzieci w nosidłach a nie chustach. ja mam na ten temat swoje zdanie, nie zamierzam go zmienić i bardzo mi z tym dobrze… napisałam więc kiedyś na instagramie pod zdjęciem z Benkiem w Baby Bjorn..
Mamy „dobre rady” szkoda energii, Wy macie swoje wybory i ja je bardzo szanuję więc szanujcie innej Matki. Powinnyśmy w macierzyństwie się wspierać. Tosia jest wychowana w nosidle, na sztucznym mleku, zaszczepiona, z cesarki na życzenie i bez modlitwy przed snem.. A ja uwielbiam ludzi, którzy pięknie wierzą w Boga, matki karmiące piersią, z siłą na poród naturalny, którzy nie szczepią i drążą temat… Świat jest piękny właśnie dlatego, że się różnimy. i ja różnie się między innymi tym, że uważam nosidło Baby Bjorn za zdrowe..
krótko po tym tekście powstała kampania #nicminiewisi. kampania super. zawsze uważam, że ludzkie zebranie się w siłę jest dobre.
czy to zdjęcie z dzieckiem w chuście/tuli czy z garnkiem zupy pomidorowej czy też z ogródkiem pełnym sadzonek…
tylko dlaczego tak niefortunna nazwa? ironiczna? złośliwa?
jeżeli chcesz pokazać zdjęcie jak dbasz o postawę swojego dziecka to super, ale zrób to razem z postawą moralną.
taka nazwa np #tulemojedziecko albo #noszemojedzieckoprzysercu nie byłaby bardziej ciepła?
czy trzeba od razu walczyć jakoś? dla mnie to demonstracja „ja robię dobrze, a Ty źle.”..
prawda jest jedna.. źle czyni ten, Kto myśli, że jego racja jest jedyna i najlepsza..
pozwól innym mieć słuszność także jego racji. BĘDZIESZ LUBIŁ SIEBIE BARDZIEJ.
kiedy miałam 18 lat Tato kupił mi piękny, potężny japoński motocykl.
zaraz po jego zakupie powiedziałam, że jadę do Krakowa (chodziłam tam do szkoły).
Tato jak zawsze spokojnie i cierpliwie tłumaczył…
„Jula, może naucz sie go trochę, pojeźdź najpierw tutaj, blisko. pierwsza podróż i tak daleka, tam w miasto?
Może daj jeszcze temu czas..”
Jakże mogłam Go posłuchać? Pojechałam.
Kiedy wróciłam cała i zdrowa, wjechałam na podwórko, ściągnęłam kask i powiedziałam cwaniacko „widzisz? jestem. nic mi się nie stało”.
Tato odpowiedział tylko „brakuje Ci dziecko pokory..”.
szczerze…? nie za bardzo nawet wtedy wiedziałam co to słowo znaczy..
wiecie dlaczego tak dobrze to pamiętam…? bo choć znaczenia nie rozumiałam, to podświadomie czułam, że ten brak pokory mi uwiera..
dziś nie jestem mistrzynią pokory, ale już wiem co znaczy..
jestem pokorna do losu.. do życia.. do tego co mi daje, bo nigdy nie wiem kiedy się obrazi i zabierze..
jestem pokorna do tego co mnie spotyka i do tego jak sobie radzę.. bo może się okazać się, że z hukiem spadnę na dół..
a Ktoś wtedy szepnie do ucha…
„brakuje Ci dziecko pokory”..
z szacunkiem do tego co mam, do tego co potrafię, do zdrowia, do dnia i do bezpiecznego powrotu do domu… LUBIĘ SIEBIE BARDZIEJ.
nie dla świata, nie dla ludzi, nie dla opini publicznej… dla siebie. to wszytsko dla siebie. z nikim bardziej nie żyjemy jak ze sobą samym.
dobrze jest lubić siebie bardziej…