pozdrawiam”
Hej Marleno,
Piszesz do mnie bo wiesz…
Zaskoczę Cię..
Zamartwiam się na zaś.. ale od początku.
Kiedy miałam może 5 lat zaczęły mi się tiki na tle nerwowym.
Moja Mama jeździła ze mną po lekarzach. Różnych. Do dziś pamiętam niektóre z gabinetów.
Bo jak to? Dom, rodzice, siostra.. Wszystko całkowicie normalne, dobre, ciepłe i pełne miłości.
Żadnej traumy w dzieciństwie, żadnego strachu czy lęku. Nic.. a tiki rosły, zmieniały swą postać, nie dawały spać czy normalnie funkcjonować..
minęły gdy miałam może 12 lat. jednak charakter pełen wątpliwości, strachu, obaw wciąż był.
zawsze musiałam mieć wszystko zaplanowane, przewidzieć wszystko co nadejdzie, z obawy przed tym co nieznane i konsekwencjami.
w dorosłym wieku, może 7 lat temu powróciło, w dość stresującym momencie mojego życia.
tak to już jest z tą chorobą, że gaśnie na nastoletnie lata.
wróciła z taką siłą, że czasami mam ochotę wieczorami oderwać sobie głowę. nikt oprócz najbliższych o tym nie wie (do teraz).
przychodzi z takim natężeniem, że mąż zabiera dzieci na spacery, a ja w całkowitej ciszy leżę i czytam – tylko wtedy potrafię się z tego wyłączyć. najgorzej jest mówić, wtedy się pogłębia, a ja gadam nieustannie.
najgorszy jest harmider, zamieszanie, rozmowy, dźwięki. Często wtedy nie spotykam się z ludźmi bo nie mam na to sił, umęczę się a potem powraca z podwójnym uderzeniem.
przychodzi pod rożnymi postaciami. czasami mija, tak jak teraz na kilka miesięcy.
ale lęk nie opuszcza nigdy. gdy jestem bardziej przemęczona, niewyspana, mam dużo na głowie to się pogłębia.
fachowo to nerwica lękowa. ciągły strach i obawy. irytacja.
piszę to wszystko, tak naprawdę odkrywam się ze swojej choroby, by powiedzieć coś bardzo ważnego.
nigdy nic nie jest takim jakie się wydaje być.
oglądam zdjęcia na instagramie, wszystko jest idealnie skadrowane, piękne, uśmiechnięte. ze wszystkich profili u ludzi biją cudnie ubrane dzieci, kobiety wymalowane, mężczyzna idealnie pasujący trampkami do stylizacji swojej żony.
i Broń Boże nie śmie twierdzić, że tak nie jest, bo sama nigdy nie ustawiam nic pod zdjęcia na tej aplikacji, ale wiem, doskonale wiem, że każdy człowiek na tym świecie się z czymś boryka.
Nawet jeśli tego nie pokazuje, nie mówi o tym, a może sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
Tak wygląda świat, że każdy z nas coś tam na tych plecach niesie.
Idealnego świata nie ma. Ani życia idealnego, ani ludzi.
Jak myślisz, czy ja jestem tą, która radzi sobie idealnie z macierzyństwem?
Nie… Brakuje mi jakże często cierpliwości, szukam możliwości by wyjść z domu i odpocząć od tego macierzyństwa.
Prawie codziennie jak zasypiają obiecuję sobie, że jutro będę lepszą Mamą. Jutro więcej z Nimi się pobawię, więcej pokoloruję i poskacze..
Czasami rozmawiam z Mamami, które są postrzegane przez społeczeństwo jako ideał i wzór, a One czasami mówią do mnie przez telefon.. „wiesz, jak teraz wyjechali na wakacje, no wstyd się przyznawać ale mogliby jeszcze z miesiąc tam posiedzieć, po co już wracają”..
i wiesz co Marlena? uważam że to jest normalne! całkiem normalne!
powinnaś się zacząć zastanawiać co jest z Tobą nie tak gdy te myśli znikną.
Poświęcanie się całkowite dziecku, a co za tym idzie brak wyrzutów sumienia będzie miało kiedyś koszmarne skutki, bo po pierwsze uzależnisz od siebie dziecko (czy Ktoś w naszym dzieciństwie skupiał całą uwagę na nas?bo ja miałam najlepszych rodziców na świecie a byli zajęci najczęściej pracą. dzieci bawiły się z dziećmi albo same), a po drugie minie Ci Twoje życie.. dziecko z domu wyfrunie a Ty zostaniesz sama z rozpaczą..
W tym życiu chodzi o to, że trzeba być świadomym, jesteśmy tylko ludźmi i jak dajemy dużo z siebie to często brak nam sił i cierpliwości.
A jak mawia mój Tato, nie ma siły niszczycielskiej większej niż dzieci.
Istnieje teraz kult wznoszenia dziecka na piedestał. Kult macierzyństwa przede wszystkim.
Do tego dochodzą media w których każdy może wykreować swoje życie jak chce..
Często powtarzam bliskim, że czytelnicy wywierają na mnie czasami presję takiej idealnej dziewczyny, mamy, żony..
a ja taka nie jestem..
drę czasami japę od rana na wszystko i na wszystkich. kłócę się, dochodzę, mówię prosto z mostu..
potem oczywiście swoje odchoruję, bo każde to słowo potem odżałuję razy milion. przepraszam potem wszystkich dookoła. płaczę w poduszkę, że jestem beznadziejna, że siebie już nie lubię.
Jestem zwykłą dziewczyną. Zwykłą Mamą.
Wszyscy teraz od siebie oczekują bo pasuje, bo trzeba, bo nie wypada przecież czasami nie lubić swojego zagonionego macierzyństwa.
A kiedyś, gdy nie było internetu, masy mediów, to kobicina wyszła na podwórko, jaja od kur z dziećmi pozbierała, Ktoś w krowim placku się umazał, pod studnią Mama omyła, czasami ścierką kuchenną po dupach wlała jak coś zbrysili (choć bardziej udawała niż wlała) i czy Ona się tam zamartwiała brakiem swojego idealizmu.. instynktownie wychowywała i na słabość sobie pozwalała.
Pozwól sobie na tą słabość. Bo inaczej się udusisz we własnych wyrzutach sumienia.
Życie może być piękne wtedy, gdy ma każdą barwę.. nie da się utworzyć tęczy wyciągając z niej zielony czy żółty..
Chodzi tylko o to by w tych pojedyńczych kolorach nie pozostawać zbyt długo..
Każdego z nich trzeba dotknąć, oswoić się z nim, poznać, zaakceptować.
Idealnych mam nie ma.
Czasami słyszę jak Ktoś dużo opowiada ale potem życie to weryfikuje i widzi się coś innego.
Często też słyszę od kobiet jakie są beznadziejne dla dzieci, dla męża, a obserwując z boku widzę jakie są wspaniałe – tylko One akurat są z tych, które sobie umniejszają.
przykładaj swoją miarę.
czasami są Mamy które mówią o tym jakie macierzyństwo jest piękne, jak Ona sobie z tym świetnie radzi..
a Ty wtedy myślisz, Boziu, jaka ja jestem beznadziejna.. u mnie nie jest tak kolorowo..
tylko możesz nie wiedzieć tego, że Ona najzwyczajniej na świecie wymaga od siebie o wiele mniej.
Robi połowę mniej od Ciebie, daje połowę mniej ciepła, cierpliwości i zainteresowania..
Tylko wymagania wobec siebie macie różne..
a z rodzeństwem jest o wiele łatwiej.. razem się bawią, śmieją, coś wymyślają.. oczywiście po tym kiedy już się pogryzą wystarczająco.
i idź dziś na wagary. Jak mąż wróci do domu idź na wagary i w nosie to miej.
Jak myślisz, jakie małżeństwa są na dłuższą metę szczęśliwsze? te które spędzają ze sobą 24 godziny na dobę czy te które mają zbiór wspólny ale także osobne? wtedy ludzie są dla siebie przez całe życie ciekawi, pociągający..
pozwól sobie i swojemu dziecku mieć osobny zbiór..
siedziałam ostatnio z moim Tatą przy stole. na stole leżała moja książka.
mówiłam o tym jak się umęczę z tym swoim charakterem, z tym przeżywaniem, nerwicą, tikami…
a On odpowiedział.. wiesz Juliś, gdyby nie to, to byłabyś innym człowiekiem i nigdy wtedy nie napisałabyś tego wszystkiego..
to są wszystko głupoty… brak cierpliwości, takie tam tiki… to są wszystko głupoty..
nic nieznaczące głupoty gdy tylko nauczymy się ze sobą takim żyć.
trzeba siebie polubić, pogodzić się ze swoimi niedoskonałościami.
bo nikt z nas doskonały nie jest… i każdy niesie na swoich barkach coś z czym się męczy i trapi..
takie życie..
…. może być piękne.
ściskam
j.