Ostatnio na pewnym wywiadzie zapytano mnie czym dla mnie jest dom..
Pomyślałam, że dziwne, bo przecież tym czym dla każdego.
Że można odpowiedzieć tylko zwyczajnie, nawet trzeba. Bliscy i poczucie bezpieczeństwa..
Odpowiedziałam -kiedy ja o tym napisałam właśnie na tych 400 stronach książki, nie potrafię w kilku zdaniach..
Dziś do tej odpowiedzi dodałabym jeszcze jedno..
Kiedy dom się domem staje..
Nie wiem ile musi upłynąć lat by czuć tutaj taką przynależność jak do domu rodzinnego..
czy to musi przeminąć jakiś czas, czy jakaś ilość zdarzeń, wyprawionych świąt Bożego Narodzenia, ilość wywiadówek w szkołach dzieci.. czy to na starość siedząc na werandzie poczuję. w sercu i w kościach.
ale zanim to wszystko nastąpi, minie, zliczy się i zsumuję bym mówiąc „dom” tylko ten na myśli miała..
Zanim to wszystko wydarzy się i czas przyjdzie ten właściwy, to każdego dnia wiem i widzę, obserwuje i bacznie się przyglądam… co sprawia, że dom się bardziej domem staje..
Zanim wyruszymy na podwórko do Babci to jest milion spraw.. dojeść zupę pomidorową, zapakować korony, lalki, auta…
Zanim wyjdziemy na asfalt to taszczą i ciągnął te hulajnogi, pchacze.. kurz się robi niemiłosierny.
Ja pcham ten wózek i w głowę zawsze zachodzę po co, skoro nikt w nim nie siedzi i tylko trudniej mi dzieci na ulicy łapać.
Nie zdążymy wyjść z naszej dróżki jak akurat przejeżdża sąsiad. Otwiera szybę od auta i gadamy tak na środku bo nic chwilowo nie jedzie.
Mówi mi, że ta fasolka co ostatnio dawał mi przepis nie wyszła Mu tak dobra jak zawsze. Zachodzimy w głowę co mogło być przyczyną, ale to chyba to, że była za gęsta i dodał wody..
Oczywiście przy tym lejemy ze wszystkiego, bo jak ja widzę jego facjatę to już z daleka mi się ryj cieszy.
i gdyby nie nadjeżdżające samochody to popychalibyśmy te głupoty jeszcze długo..
Idziemy dziurawą, piaszczystą ścieżką. dzieci biegają w samopas.. zbierają patyki, kopią kamienie..
Do Babci chodzimy na skróty, przez dwa inne podwórka sąsiadów. u pierwszych Benio zabiera z trawnika kolorowy, wydający dźwięki pistolet. Jest wniebowzięty więc idziemy dalej.
Na następnym oglądamy króliki, zaglądamy do basenu by wreszcie obok foliówki z pomidorami, ogródka z ogórkami i altanki dojść do celu.
Prawie stu letnia Prababcia czyta książkę. Bez okularów. Jak zawsze najpierw nadziwić się tym lokom Beniowym nie może.
Babcia z okna kuchennego woła czy chcemy kawę czy kompot. A może paprykę faszerowaną bo robiła właśnie. Uwielbiam więc krzyczę, że chcę.
Krzyczę, bo ilość dzieci o godzinie 16-ej jest już tam zaskakująca i słowo normalne trudno usłyszeć.
Przyszła sąsiadka z prawej i lewej. Ta z tyłu i ja. Szwagierka co tam mieszka.
I tych dzieci trudno się doliczyć i nigdy nie wiemy czy któregoś nie brakuje.
Chodzą po ściernisku. W sandałach. Nic Ich nogi nie bolą. A jakby Kto Im kazał, jaka to by była udręka!
Uschniętymi patykowymi chwastami czarują i zamieniają się w niezliczoną ilość zwierząt i przedmiotów.
Te najmniejsze dzieci ledwo nogi potrafią podnieść ale idą za Nimi uparcie.
Beatka kawę niesie. Do ciastek kawowych milion brudnych łapek przyszło i rozeszło się prędko.
Patrzę jak zjeżdżają po kolei z wielkiej skarpy i mam wrażenie, że widzę siebie prawie 30 lat temu.
Kiedy wracamy otwieramy znowu te milion sąsiedzkich furtek by przedrzeć się na skróty przez sąsiedzkie podwórka.
Po kolacji już wszyscy razem kroczymy przez te polne ścieżki.
Łukasz z taczką jedzie, Kajtek jest robotem, a my idziemy ten pistolet oddać.
Sylwia już coś z daleka gada, opowiada, śmieje się… Za to źle wymawiane „r” zjadłabym ją z miłości, taka jest z tym urocza.
Robią ognisko, dzieci już patyki nagrzewają by machać potem tym żarem w kółko.
Odprowadzają nas.
Przy domu spotykamy sąsiadów jak wracają z rowerów i bierzemy Ich ze sobą.
Sylwia przysyła sms’a żeby jutro wpaść na kawę. Sabina pisze, że może wziąć jutro Tosie po przedszkolu.
Marta odebrała mi paczkę. Beatka dzwoni, że o 19:10 będzie u mnie i jedziemy na rowery.
Szybko zakładam dres i wyskakuję.
wtedy dom bardziej staje się domem.. gdy sąsiedzkie podwórkowe życie tętni życiem…
a pistolet nadal zamieszkuje nasze podwórko, może kiedyś wróci na właściwe..
choć czy te zabawki pamiętają, które podwórko jest czyje skoro wędrują tak nieustannie..