Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the instagram-feed domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/szafatosi/domains/juliarozumek.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
styczeń 2017 – julia rozumek

cisza

jest taka cisza w której lubię swoje myśli najbardziej.
ta ciemna cisza.
błogi stan. stan błogi. błogostan.
choćby jutro rano porwać miał mnie wiatr, huragan, tajfun, tornado i sztorm..
choćbym miała wpaść w wir, kocioł, karuzelę i kołowrotek.
choćbym miała kroki swoje prędkie przegonić i wyprzedzić czyny rąk..
choćbym…
ale zanim.. to jest ta cisza.
każdego dnia. nadchodzi pewna i konieczna.
nie ma od niej ucieczki.
ta cisza jest zupełnie odmienna niż każda inna.
niż każda, którą do tej pory dane mi było poznać.
nauczyłam się w tej ciszy nie spieszyć. nie rozglądać się, czy już można z niej wyjść, wybiec, wymknąć się ukradkiem..
lubię jak trwa. nie zamyka mi się wtedy oko, choć całkiem niedawno się przymykało..
w tej ciemnej ciszy znam już każdy sęk, widzę go po jakimś czasie dość wyraźnie..
nie spieszę się z myślami, mam więc czas je wypatrywać, rozglądać się za nimi bez sensu i celu.
w tej ciszy widzę wszystko to czego dzienny hałas, harmider i huk nie pozwalają dostrzec.
widzę wartości, wdzięczność, nadzieję. czuję życie. jego sens. sens mojego istnienia i sens bycia lepszym człowiekiem. 
w tej ciszy jest podsumowanie wszystkiego co to nasze bytowanie daje i wnosi.
w tej ciszy odczuwa się taką wielką siłę, a zarazem kruchość i pokorę.
w tej ciemnej ciszy jest raj. nie wiem jak go ludzie widzą, ale mój jest wtedy tam.
mam czas. poskładać myśli w całość. słowa ułożyć. gdzieś wspomnieniami powrócić.
najwięcej wtedy mam wdzięczności do losu. do ludzi.
to jest ten moment w którym mogę w każdym szczególe poznać bogactwo swojego życia.
zupełnie nie planując stało się samo.
każdego dnia. wczoraj, dziś i daj drogi losie mi jutro, pojutrze i do kiedy będzie taka potrzeba…
w naszym niebieskim łóżku. z drewna sosnowego. po dwudziestej. jakoś tak po dwudziestej.
leżę po środku. ich jasne loki kręcą się po bokach mojej głowy.
zadarte nosy i miarowe oddechy. przeczytana książka na moim brzuchu.
ich dłonie na mojej szyi, w moich dłoniach.
nigdzie mi się już nie spieszy. nauczyłam się wtedy nie spieszyć.
to idealny czas dla moich myśli…
gdyby nie moje dzieci, może nigdy żadna z  nich nie kołatałaby się tak pięknie…

studnia

Życie człowieka i problem to taki spacer po lesie i studnia.
Wpadasz w problem jak w tą studnie.
Czasami pojawia się znienacka, nieoznakowana, zarośnięta tak, że z trudem byłoby ją zauważyć.
Stawiasz nogę o jeden krok za szybko lub w niewłaściwą stronę skręcasz i wpadasz.
Często całkiem niezrozumiale, bo dość pilnie patrzysz pod nogi i zastanawiasz się kilka razy zanim wybierzesz kolejną ścieżkę..
Zdarza się, że studnia stoi dość duża, okazała. Wysoko zabudowana ponad ziemię. Drewniana, bez dziur. Z drzwiczkami i korbą do nawijania łańcucha z wiadrem. Ludzie też powiadali, że widzieli.
Ale Ciebie korci. Żeby zajrzeć, choć odrobinę, potem mocniej się wychylić, bo dno wydaję się być bardzo wysoko, a na dnia jakby coś złotego migotało.. i wpadasz. 
Na początku tego lotu masz jeszcze nadzieję, że lot będzie krótki i wystarczy wyciągnąć ręce, złapać się gruntu i podskoczyć..

Potem pojawia się strach. Ten strach paraliżuje, wprowadza w amok, w którym nie jesteś w stanie na tyle trzeźwo myśleć by podczas tego lotu rozglądać się za wystającą gałęzią, wystającym kamieniem, brakującą cegłą.. by można było się czegoś złapać. Nabrać oddechu i przeanalizować – co dalej, żeby już nie spadać, a powoli wydostawać się na powierzchnię. Zatem lecisz.

Czasami moment opamiętania nadchodzi gdzieś pomiędzy wierzchem a spodem..
Łapiemy się tej wystającej gałęzi, podciągamy nogami, na ślepo szukamy innych sterczących korzeni by powoli wdrapywać się ponownie na powierzchnię. Na mech i runo naszego lasu po którym kroczyliśmy..

Zdarza się, że w tej studni jest gruby, niezardzewiały łańcuch, a tam na górze Ktoś mocno trzyma korbę..

Wciągasz się do góry jak na rozrywkowym obozie przetrwania.. 
Bardzo często wtedy, łatwo w tę studnię wpaść ponownie… Bo ani się nie połamaliśmy, ani nie mieliśmy wstrząsu od uderzenia w głowę.. Może trochę zaczerwienione dłonie od kurczowego trzymania łańcucha..

Ale kiedy spadniemy na sam dół.. Czasami szukając ratunku po drodze, a często całkiem świadomie..

To ten dół może być dla nas największą lekcją w życiu.. Może pozwolić, że te studnie w naszym lesie staną się bardziej widoczne. I z wielką lekkością będziemy przez nie przeskakiwać. 
Że to uderzenie w głowę pozwoli lepiej żyć.

Każdy człowiek ma inną głębokość swojej studni. Inną ilość wystających gałęzi i wytrzymałości łańcucha.
Dla jednego dnem będzie coś co dla innych jest zaledwie początkiem spadania.
I to dno niekoniecznie jest ostatnim stadium nałogu alkoholowego czy narkotykowego..
Takie dno w XXI wieku posiada każdy z nas w swojej codzienności.
Dno w braku swojego czasu, dno w pogodni za karierą, pozycją, dno w zaniedbywaniu życia rodzinnego.
I też zupełnie odwrotnie… Dno zaniedbania swoich pasji, możliwości. Dno lenistwa, nicnierobienia.
I choć gdzieś każdy z nas dostaje taką możliwość złapania się., dobrych rad, pomocy przyjaciół..
To często myśli, że jeszcze ma czas.. Może to nie ta chwila.. Może dno daleko i choć chwilkę jeszcze w komforcie niezmienności pospadam w dół.
Musimy jakże często obudzić się po tym upadku, rozejrzeć i powiedzieć – dosyć!
A potem tylko pamiętać by mocno ugiąć kolana odbijając się od ziemi. Ta siła jest w stanie za jednym razem podbić nas na samą górę..
A potem pozostaje tylko przechadzać się po swoim lesie z podniesioną głową. Pogwizdując i ciesząc się ze studni do jakiej wpadliśmy i dno jakie tam ujrzeliśmy..
Często to ona pozwala nam żyć o wiele piękniej.