Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the instagram-feed domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/szafatosi/domains/juliarozumek.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
wrzesień 2019 – julia rozumek

bez cukru – po prostu.


Lubię takie posty…
Po pierwsze, zdjęcia robią się same. To tak, że jak ciuchy są same w sobie ładne, to nie trzeba się nagimnastykować, aby je wymyślnie pokazać.
Po drugie, w tę miłą, jesienną sobotę sadziliśmy drzewka i powstały przy okazji. Tak wiecie, odejść od łopaty i pstryknąć. I dosłownie tak było.
Po trzecie, lubię pokazywać coś, gdzie ani nie drgnie w mojej głowie myśl, że może ktoś jednak po zakupie będzie niezadowolony…
Od początku… 
Polska marka w polskiej szwalni. Bawełna.
Materiały bardzo wysokiego gatunku. Idealnie odszyte.
Bluzy Hoodie (czarna Benia) całkowicie skradły moje serce. Mięsiste, wygodne, lekkie, ciepłe.
Bluza Jacket (zielona Tosi) ma te same zalety, ale jest bez kaptura, to kształt ramoneski. Wygodnej, dziecięcej. Jak widać genialnie współgra z glanami :). Myślę, że z baletkami też się odnajdzie.
Bluzy idealne na jesienne popołudnia, jak i na zimę pod kurtkę.
Benia spodnie musztardowe, fantastyczne dla chudzielców, czarne w robaszki dla normalnych w budowie :). Ja mam tylko jedną parę jeansów dla Benia. Uważam, że to czysta męczarnia dla dziecka. Sama wchodzę do domu i zakładam od razu dres. Nie wyobrażam sobie być uwięziona w jeansach, siedząc na dywanie w przedszkolu.. Dlatego lubię dresy ładnie odszyte a nie worki, które się zniekształcają.
Tosi musztardowa bluza z rękawkami a’la motyl taka „do ciała”, czyli przyjemnie się nosi. Mam wrażenie, że Tosi rozmiar – 8, będzie na trzy lata. Wychodzi. I to z dość dużą satysfakcją.
Komponuje się dobrze zarówno z legginsami jak i culottami.  Ostatnio Ktoś pytał mnie o fajne legginsy dla dzieci, ale ciut starszych. No sugar wear posiada leginy do 152 centymetrów.
Spódniczka z tiulem to wiadomo, konieczność w szafie u dziewczynki 😉 A jak można to zrobić na „rockowo”, to idealnie. Do tego t-shirt z pająkami albo chrabąszczami. 100% bawełny.
Teraz wpadłam na to, że na dyskotekę halloweenową Ją w to wystroję 🙂
Do tej pory zaledwie dwie marki odzieżowe dla dzieci w naszym kraju, uważałam za idealnie wygodne i jakościowo dopracowane. No sugar wear  staje na pierwszym miejscu wraz z Pan Pantaloni. Jeżeli Ktoś stawia na ubrania wygodne, estetyczne, oryginalne, dopracowane, krajowe, bawełniane i na lata, to zdecydowanie może postawić na tę markę.
Wiem już, mając dzieci tyle lat, jak to jest kupić spodnie, które mają dziury na kolanach po pół roku i wiem też, jak to jest kupić spodnie w których chodzą drugi rok i wiem, że pochodzą kolejny…
Jak to jest, że oni rosną a te spodnie wciąż dobre? Nie wiem, ale dzieje się tak. I okazuje się, że droższe spodnie stają się tańszymi, dzięki temu ile mogą służyć szybkim, zwinnym dziecięcym nóżkom. 🙂
Z ręką na sercu, ogromnym przekonaniem i wielkim słowem pochwalnym polecam.
Ale najbardziej wiarygodne są w tym moje dzieci, które mogą w owych ubraniach robić wszystko, czego pragnie dziecięca wyobraźnia.
Czapki, dobre i na dzieci i na mnie. Czyli wspólne. Wygodne, ciepłe, przylegające do głowy.

A czemu bez cukru…? Bo jest alternatywa do jednorożców, pączków donat i pusheenów. Uff… 🙂

owies z Finlandii


Można by prawie za słowami piosenki powtórzyć…
„Przyszła do nas, nie wiem skąd,
zawróciła w głowie tak dokładnie;
teraz rozumiem, to jest to.
Jedna z nią noc i już przepadłam…”
Jednak nie do końca…
Po pierwsze wiemy skąd przyszła, bo z Finlandii.
A po drugie, nie tylko z nią noc, ale też i dzień.
Reszta się zgadza. Zawróciła w głowie i przepadłam.
Miałam możliwość testować serię z owsa – sensitive.
Atopik to marka w 100% naturalna. Skupia swoją uwagę na skórze atopowej, skłonnej do podrażnień i alergii, suchej, zaczerwienionej. Nawilża, zmiękcza i uszczelnia naskórek.
Produkty te są wegańskie i bezglutenowe.
Pudełeczko, które widzicie na zdjęciach i które zawiera Balsam ochronny jest całkowicie biodegradowalne. Opakowanie wykonane jest z odnawialnych i trwałych fińskich komponentów drewnianych.
Emulsja oczyszczająca, którą miałam przyjemność testować bardzo przyjazna dla skóry, delikatna, jedwabista. Nie mam problemów ze skórą oprócz suchej natury, ale śmiało mogę przyznać rację, że skład oraz praca produktu na skórze jest idealna dla alergików.
Balsam ochronny mnie za to rozkochał. Z przeznaczeniem dla całej rodziny. Na jesień i zimę.
Do ust, twarzy na mroźne dni. Dla suchych i podrażnionych miejsc na ciele.
Idelany dla atopowej skóry dzieci. i to pudełko! 🙂
Jego pojemność na tyle duża, że starczy na jesień, zimę i początki wiosny.
Ja smaruję dzieciom usta przed wyjściem na dwór, na mrozy czeka w pogotowiu aby smarować buźki.
Myślę, że to idealne pudełko, aby nie nosić zbyt wiele.
W jednym mamy krem do rąk dla mamy, balsam do ust dla siebie i dzieci, oraz krem na sanki.
A nosić to pudełeczko w damskiej torebce to sama radość. A potem wyciągnąć i komponuje się znakomicie z naszą jesienną stylizacją 😉
Na stronie marki można przeczytać pełen skład produktów oferowanych przez nich.
Nie ma nic do ukrycia, a wręcz przeciwnie, jest się czym chwalić. TUTAJ.
Fiński owies organiczny, dziko zbierane jagody, prebiotyki…
Brzmi dobrze. Prosto – po prostu. 

Na hasło JULIA mam dla Was na najbliższe dwa tygodnie kod zniżkowy na kwotę 15%
A można go użyć TUTAJ.

Za zdjęcia dziękuję Oli, która wpadła do mnie na kawę i z rocznym dzieckiem pod pachą cyknęła mi foty.

eko dom


Dzisiejszy post to „wielorazowy dom”. Dom, który tworzy jak najmniej śmieci.
I choć to co dziś pokaże jest piękne, może być na lata, oszczędza naszą planetę, to pamiętajcie, że każdego dnia tworzymy śmieci takie jak pudełka po serkach, jogurtach, mleku i milionie innych..
Dlatego robiąc zakupy, wybierajcie świadomie. Kupujesz biały ser? Kup ten w papierku.
Chce Ci się pić? Weź butelkę wody z domu, w aucie, w schowku trzymaj torby na zakupy, bo zanim wejdzie Ci w krew pamiętanie o nich, będzie ratowało sytuację. 
To są tylko drobne rzeczy. Ale od nich się zaczyna.
Jeżeli dziś zostałabym premierem albo prezydentem, to od jutra byłby zakaz sprzedawania produktów spożywczych w plastiku. Mleko byłoby w zwrotnych-szklanych butelkach, sery w papierze właśnie..
A każda firma produkująca papierowe opakowania, pod koniec roku musiałaby się rozliczyć z ilości posadzonych drzew w zamian za tę produkcję…
Nawet mam gdzieś takiego posta, którego zaczęłam pisać… Co bym „zarządziła” gdybym rządziła 🙂
Dobra. Do rzeczy…
Pierwsze co Wam opiszę to woskowijki
Pamiętacie takie ceraty na stół? No to w dotyku przypomina to właśnie taką ceratę, ale milsza.
Jest wyprodukowana z wosku pszczelego, żywicy drzewnej i oleju jojoba.
Ich różna wielkość pozwala dostosować użycie pod nasze potrzeby. 
W duże można owijać chleb, bagietki, chałki. W małe kanapki, pokrojone owoce czy warzywa.
Przykrywać miski. Po użyciu czy zabrudzeniu umyć wodą i znowu gotowa do działania.
Po owinięciu, przytrzymać dosłownie kilka sekund, bo pod ciepłem naszych rąk, ona się dosłownie przykleja. Dostosowuje się do kształtu produktu lub naczynia.
Już nie przewalają mi się te siatki, zrywki w które chowałam pieczywo, tylko estetycznie i przede wszystkim wielo-razowo i zdrowo (ten materiał to samo zdrowie) przechowuję np. chałkę.
Można owinąć nimi ser żółty, szynkę (ograniczanie spożywania mięsa jest w XXI wieku konieczne. Jeden dorosły człowiek powinien zjadać tygodniowo nie więcej niż 0,5 kg mięsa. To wytyczne piramidy żywieniowej.), rozkrojoną paprykę 🙂
Mnie bez dwóch zdań ten produkt zachwycił, zatem pozwalam sobie pokazać i opisać go jako pierwszego.
Mój mąż jest przyzwyczajony do dużej ilości nowości jakie testuję… I raz na jakiś czas wyraża swój zachwyt. Przy woskowijkach to był ten moment. Patrząc na ich „budowę” i kleistość skomentował „Jula, może ten świat nie zginie? Może ludzie powymyślają rzeczy aby go uratować..”..
Myślę, że już powymyślali wszystko co może go uratować. 
Tylko Ci na wysokich stołkach muszą to zrozumieć i wprowadzić w życie…
Póki co, kanapka w woskowijkę i praca u podstaw. A do tego nadzieja, że Ci, którzy mogą to zmienić -zrozumieją.


Druga rzecz na lata, a której używamy prawie codziennie…
Kiedy jestem w sklepie spożywczym i słyszę na dziale owocowo-warzywnym jak Ci ludzie tylko ciach, ciach, ciach… rwią te zrywki na owoce jak szaleni… i siatka i siatka… i nawet banany do siatki..
ten dźwięk mnie po prostu boli…
Sakwabag to idealne rozwiązanie dla mnie. Bo chcę żyć wielo-razowo, ale nie umiem sobie uszyć.
Dlatego kupuję.
Dziś dużo ludzi samemu szyje sobie te siatki na owoce i warzywa z firanek. To super bo sprzedawca widzi co w środku, lekkie, więc na wadze nie płacicie za dodatkowy ciężar i za darmo, bo ze starej firanki.
Ja nie mam starej firanki bo nigdy ich nie wieszałam, ale mam chęć dbać o świat. Dlatego możliwość zakupu takich siatek jest dla mnie. 
Ostatnio Pani na kasie w biedronce popadała w zachwyty jakieś to mam wspaniałe cuda, a ludzie którzy rwali te siatki przyglądali się z boku… Mam nadzieję, że choć jedna osoba zaczęła myśleć o zmianie a nie tylko „co za dziwoloąg”, bo trzeba przyznać, że pojechałam tam prosto z sadzenie w ogrodzie i wyglądałam jak jakaś zjawa… I bynajmniej nie z bajki Disneya a horroru…
Do tych siatek również zapakowałam cukierki krówki na wagę na przykład..

Bo ostatnio ciągle robię TO ciasto… Ach, zjawiskowe…


Słomki bambusowe. W woreczku, z czyścikiem. Piękne, takie boho. Wygodne. I niezwykle wielo-razowe…


Balja – to polska marka, która produkuje środki czystości. I nie byłoby w tym nic dziwnego czy wyjątkowego, ale są eko… 
Nie zawierają w sobie środków, które powodują nasze alergie, bóle głowy, duszności…
Są naturą czyszczącą dom. A ja dlatego mam dom drewniany aby w takiej naturze mieszkać najbardziej jak się da… 
Okna np myję samą wodą, ale specjalną ścierką. I nigdy nie były tak czyste, tak szybko umyte oraz bez żadnych „mazów”…
Już sama nazwa – Balja – kojarzy się z wsią, czasami Babć, prostotą życia…
Nie ma tam żadnej chemii, a tylko składniki pochodzenia roślinnego.
Produkty są całkowicie biodegradowalne. Nawet miarki w środku z papieru.


Szampon w kostce, to produkt w tym poście, który ma u mnie drugie miejsce. Ach, nawet nie wiem czy nie pierwsze wraz z woskowijkami. 
Dotąd wszystkie szampony eko były bardziej takimi odżywkami myjącymi bez dużej piany niż szamponem.
A ja te pianę lubię przy myciu. Mam jakieś takie wrażenie, że umyte faktycznie.
Ja robię tak, że po mokrych włosach mydle tym mydłem. Tak jakbym ciało myła, tak myję tym mydłem włosy. Piana robi się ogromna. Byłam w szoku, bo nie spodziewałam się żadnej piany.
Do tego ja używam odżywki do włosów, więc nie wiem co zdziałał szampon, ale po włosach dzieci widzę jakie są miękkie. Jest bardzo wygodne. W puszeczce. Można wszędzie wziąć ze sobą i mniej miejsca zajmuje niż te butle. Puszeczkę można kupić za pierwszym razem a potem tylko te kostki na wymianę.
Moja córka mogła mieć myte włosy tylko szamponem Vichy bo inaczej pojawiała się od razu łupież.
Tym szamponem myjemy już miesiąc i jest super. Dlatego cieszę się, że uwolniliśmy się od plastikowej butelki i chemii na głowie mojego dziecka.
Pozwolę sobie przytoczyć odrobinę tekstu z opisu producenta..

  • Nie „generuje” odpadków (folia, plastikowa butelka ) – jest ZERO WASTE.
  • Nie zawiera SLS, SLES, SCS – niektórzy lubią te składniki w swoich produktach, my ich unikamy
  • Nie zawiera mydła – po umyciu włosów mydłem trzeba zazwyczaj zrobić płukankę octową, aby zakwasić włosy
  • Jest odpowiedni dla wegetarian i wegan – zawiera wyłącznie roślinne składniki i jest nietestowany na zwierzętach
  • Jest niezwykle wydajny – wystarcza nawet do 50 użyć. Myjąc nim włosy co drugi dzień, będziesz się nim cieszyć przez 3 miesiące! 🙂
  • Wykazuje się małym śladem węglowym
  • Jest idealny na podróże bliskie i dalekie bo zajmuje mało miejsca i można nim umyć również całe ciało

Posiadają w ofercie również szampony do brody.. Idealnie na dzień chłopaka, który jest lada moment…
A teraz co drugi brodacz 🙂


Mydła w kostce. Od zawsze jestem ich zwolennkiem, bo pachną tak, że cała łazienka pachnie. Szczególnie akurat zawsze najbardziej te z cynamonem czy pomarańczami… takie świąteczno-jesienne.
Ja mam wiecej radości z mycia siebie czy dzieci mydłem, bo ta spokojna głowa… Że nie wcieram żadnej chemii szkodliwej. Często, kiedy nie mam zapachowego z naturalnych składników myję szarym, zwykłym. Kiedy pomyślę sobie ile dzięki temu mogłam nie kupić butli mydeł w płynie, to lepiej mi samej ze sobą…
Bo najczęściej Benio połowe wymarnuje na mycie swoich aut w wannie…
Wkładając do worka na mydło, moża nim się myć i przy okazji masować, tworzyć dodatkową pianę oraz powiesić pod prysznicem żeby ładnie wyschło, zamiast „miękczyć” się na podstawce.


Każdego dnia, prawie każda kobieta zużywa dużą ilość płatków kosmetycznych. Rzęsy i kosz. Mleczko i kosz. Tonik i kosz…a na koniec woreczek po nich.
I te na listę do zakupów w Rossmanie.
Dzięki tym płatkom możemy przestać je kupować. To raz. 
A po drugie wygodnie korzystać z korzyścią i dla świata. W estetycznym, wygodnym woreczku każdego wieczora.. Potem wkładamy do pralki przy co tygodniowym praniu (również w woreczku, żeby się nie porozłaziły po pralce) i gotowe. Zaczynamy nowy tydzień. 
Widzę teraz na instagramie bardzo dużo dziewczyn samo sobie poszyło takie płatki. 
I też z woreczkami. Piękne. 
Ale jeden może sobie uszyć, a inny woli kupić. Ważne żeby każdy mógł wybrać. 
A przy tym wybrać dobrze dla siebie i dla świata.
Tutaj możemy kupić zestaw.
Bambusowe patyczki kosmetyczne – tutaj.


Szczoteczki do zębów i pasty…
Szczoteczki drewniane. Pięknie wyglądają, dobrze myją i chronią świat. Wszystko w jednym.
Pojedyńcze, albo zestawy rodzinne.
Co do past zębowych
Pierwsza, którą pokazuję to pasta w słoiczku. W zasadzie proszek, który dodatkową szpatułką nakładamy na szczoteczkę i myjemy. Niezwykle wydajny. Miły dla paszczy w dotyku i zapachu. Wygodny.
Jego skład całkowicie przyjazny dla organizmu, o co tak trudno dziś na sklepowych półkach.. Rzekłabym, że wręcz niemożliwe…
Druga „pasta” to tabletki. Idealne na podróż. Dla dzieci czy osób z wrażliwym uzębieniem 🙂
Rozgryzasz, mieszasz ze śliną i myjesz. Cuda Panie 🙂 A jakie zdrowe…


Maszynka do golenia… Piękna, co?
Gdybym nie miała dzieci, które mogą sobie nią zrobić krzywdę, to trzymałabym na najbardziej widocznej półce w łazience…
W perspektywie lat kupowania maszynek, wymiennych ostrzy, okazuje się być nie tylko ładna ale też opłacalna. 
Może być wykwintnym pomysłem na prezent, bo i pudełko zachwyca…