Jest taki rodzaj letniego powietrza, w którym wszystko stoi w miejscu.
Ten spokój nie zwiastuje nadchodzącej burzy i silnego gradobicia.
Wręcz przeciwnie. Unosząca się nad ziemią cisza, w jednostajnym kołysaniu, pomrukiwaniu ruchu liści, bzyczeniu owadów, zapachu suchych traw, daje poczucie całkowitego zatrzymania się w czasie. Pojawia się wrażenie jakby planety przestały krążyć wokół słońca, jakby fale na oceanach zapadły w letarg, a kolejny dzień był tylko iluzją i złudzeniem. To ten rodzaj zjawiska atmosferycznego, który nie bacząc na nic, ma nad Tobą całkowitą władzę i poprzez swój obraz zmusza Cię do bezwładnego pozostania w chwili obecnej.
Siedziałam przy kuchennym stole mojej siostry, w jej drewnianym domu pośrodku lasu, gdy kłosy rosnącego obok zboża tkwiły w bezruchu.
Na tymi kłosami unosił się skwar. Krajobraz w oddali zdawał się być rozmazany poprzez wiszącą przez ostatnie dni falę upałów.
Oplatający dom bluszcz, unosił co rusz jeden z liści, który pokazywał się i znikał w kuchennym oknie. Widocznie robił się tam jakiś przesmyk powietrza.
Kiedy ten liść opadał w dół, ukazywała się za nim alejka, na końcu której znajdowała się asfaltowa droga. Tam też życie jakby stanęło w miejscu.
Zjadłam sernik udekorowany na górze porzeczką. Rozpłynął mi się w ustach.
Benio chodził między podwórkami. Między rosołem u Babci, a słodyczami u Cioci.
Tosia wyciągała z walizki sztuczne, kolorowe włosy, z których pragnie porobić kuzynkom warkoczyki.
Dostałam kombinezon, którego szukałam na vintage od roku. Dobrze mieć siostrę, która potrafi znaleźć wszystko. Leży idealnie. Muszę znaleźć Jej coś nowego do szukania.
Mama dała mi koszyk jaj. „Zostaw sobie ile chcesz, resztę daj Teściowej” – powiedziała.
Tata szykował się do popołudniowej drzemki, ale zdążyłam wytłumaczyć Mu jak zakrapiać Beniowi oko. Bo wiadomo, że Dziadek dzięki cierpliwości delikatności kropi najlepiej.
W drodze powrotnej słuchałam poleconego przez siostrę wystąpienia Jacka Walkiewicza.
Wspomina On we fragmencie o pewnej rozmowie. Przytoczę.
Stoi na przyjęciu On i dwóch mężczyzn. Kiedy jeden z Nich dowiaduje się, że jest On psychologiem, zaczyna się zwierzać – Przez dziesięć lat mówiłem żonie, żeby nie zostawiała mydelniczki pod prysznicem. Robią się wtedy z mydła gluty, którymi nie da się potem umyć.
I po dziesięciu latach, kiedy tego nie zmieniała w końcu się rozwiodłem.
Stojący jeszcze z Nimi inżynier skomentował – Dziesięć lat? I przez dziesięć lat nie wpadłeś na to, żeby zrobić w mydelniczce dziury?!
Przepiękna przypowieść o tym, że jeśli chcemy zmian, to musimy zmienić coś w sobie.
Zmienić coś od siebie. Zamiast nieustannie żądać zmian u innych.
Kiedy wróciłam, wyciągnęłam z garażu nasze stare auto i pojechałam z otwartymi oknami cieszyć się zachodzącym słońcem i okolicznymi wsiami.
Pojechałam zamówić urodzinowy tort i do Madzi po czerwone cebule. Zrobie tę dobrą sałatkę. Latami jej nie robiłam.
Teściowej zawiozłam jajka. Sobie zostawiłam czterdzieści.
Odebrałam paczkę z paczkomatu.
Kiedy już zmierzchało założyłam słuchawki do uszu i poszłam na spacer po przydomowych lasach. Spotkałam sąsiadów, a Ich pies uślinił mi kurtkę. Morda nasza.
Mama zadzwoniła zapytać czy sok z malin to mi robić sam, czy przeciskać przez sito i miąższ zostawiać na dole słoiczka? Mówi też, że to samo zdrowie, ten miąższ.
Odpowiadam zatem – zostawiaj. Cieszy się jak jest po jej myśli.
Adasiowi odgrzałam leczo, które Justynka dała mi dla Niego do słoika.
Napisałam do Niej czy robiła je z głowy, czy z przepisu.
Odpisała, że mogę zadzwonić to mi powie jak robiła jeśli nam smakowało. Jeśli nie, to się mam głupio nie pytać i spadać. (tutaj były przekleństwa, ale nauczycielce nie wypada a i Mamusia zła jak przeklinamy.)
Odpisałam Jej, że pytam bo było w …. niedobre i żebym kiedyś przez przypadek podobnego nie zrobiła.
No ale na pieczonym boczku robi. Zrobię jutro. Gościom na urodziny. Przepis ma z głowy.
Pozbierałam z tarasu klapek czterysta par. Może jak dzieci tydzień nie będzie, to będę mieć chwilę choć przestrzeń na tym dywaniku około-drzwiowym.
Do wanny wlałam wodę i dosypałam soli jaśminowo – waniliowej z lidla za 3,79.
Mam wysprzątane w domu.
Mam wolną głowę jak nigdy wcześniej.
Pełną dobrej, lekkiej energii.
Zdrowych rodziców i teściów.
Siostrę wariatkę.
Fantastycznych przyjaciół.
Męża, który imponuje mi jak nikt inny na tym świecie.
Normalne, fajne dzieci.
Pasję do życia.
Wiarę, że dostajemy to, na co czekamy i czym wypełniona jest nasza głowa.
Mam czas na zapatrzenie się, w kołujący w powietrzu sierpniowy skwar.
Za dwa dni mam 39 lat i najpiękniejsze życie z możliwych.
I takiego życia życzę na zawsze! Niech się dzieje miłość i piękno! I niesamowita atmosfera! ❤️
Miej wszystko czego potrzebujesz do szczęścia! Po Twojemu! ❤️
Niech trwa i będzie zawsze tym najpiękniejszym z możliwych…
Cieszę się, że jesteś .
Julka,
wiesz, że ja często liczę dni na palcach, żeby doliczyć się jak długo nie dodajesz posta?
No i dzisiaj z rana zajrzałam, przy kawie. Tak z rana, przed pracą. I jest! Pełen sierpnia!
Przytulam mocno, urodzinowo.
pozdrawiam
B.
Wspaniale się czyta to co piszesz. To jak najlepsze lekarstwo na stan, w którym masz chwilowo dość swojego męża, dzieci wyslalabys w kosmos, wkur**a Cię ciągle sprzątanie zabawek z podłogi, zbieranie brudnych naczyń ze stołu, wieszanie prania 3 raz w ciągu dnia…. słowa które się czyta sprawiają że zaczynasz się cieszyć że wszystko co Cię tak irytuje i wkurw**a to wszystko co masz i dzięki czemu jesteś szczęśliwa. Ten kochający mąż, te wyczekane, zdrowe dzieci, te talerze, na które masz co położyć i to pranie fajnych modnych szortow i sukienek na które Cię stać….. pisz czesciej bo od tych słów bije taką radość z życia że aż wstyd narzekać 😊