Wszędzie głośno trąbią o tych wakacjach… co to się niestety skończyły…
Ale mi jakoś ich koniec nie przysporzył ani smutku, ani radości.. może tylko przypomniał o zbliżającej się nieuchronnie jesieni, a zaraz potem zimie.. te kurtki, czapki, rajstopy i grube skarpety..
Ach nie… wraz z rokiem szkolnym zabrakło mi moich nianiek przedpołudniową porą, gdy wypoczywam w mej rodzinnej wsi.
Przemycam więc kilka fotografii, z ostatnich dni wakacji na wsi.
Takich zwyczajnych. Ukradzionych na prędce. Kadrów kilka.
Bo… brakło mi w tym moim blogowaniu codzienności codziennej. Ot takiej. Która jest. Która zdarza się każdego dnia, i płynie. Raz lepiej, raz gorzej…
Bo moje życie jest szczęśliwe i błogie. Tak. Takie dostałam. I doceniam. I widzę. I głośno o tym krzyczę.
Ale to moje życie idealne nie jest. Nie.
Nie jestem idealną Matką. Klnę pod nosem gdy brak mi sił. Czasami cicho, choć częściej zdarza się głośno. Z niemocy ryczę tak bardzo , że aż się zanoszę. I płaczę Jej w te śpioszki, tuszem do rzęs brudzę całe na czarno.. A Ona na szczęście śmieje się w głos, bo myśli, że i mnie humor dopisuje, lub to taka fajowa zabawa, że mama wtula w Nią głowę i chyłka.
Mówię to nieszczęsne „zaraz”, bo placki na oleju płoną. I olej strzela po kuchni. A Ona mi przy nogawce. I podniesionym głosem powtarzam; „zaraz dziecko, zaraz”..
Odpoczywam niezwykle już przy pierwszym pociągnięciu papierosa, w oknie na klatce.
Gdy wykąpię, ululam… I omijam te ciuszki, i pampersa na łazienkowej podłodze.. Tylko po całym dniu idę zapalić. Tak. To cholerne zapalić. Po całej zabieganej codzienności.
Czasami zamyślona, łapię się na tym, że nie mówię do Niej od dłuższej chwili. Zamiast opowiadać i czytać, zapomnę się na jakiś czas, w tej mojej gonitwie jaka jest w mojej głowie…
Nie. Nie jestem idealną żoną.
Nie robię Mu obiadu na jaki akurat ma ochotę, tylko ten, jaki mi dziś będzie szybko i akurat te składniki mam w lodówkowych zakamarkach.
Mam fochy. Częste bardzo. I każda minuta więcej spóźnienia jest wyliczana, bo przecież ja sama z dzieckiem w domu, i nie ma do kogo gęby otworzyć.
I przy gorszym dniu wyliczam Mu, Jego niedoskonałości. I nawet jak już skończę (gdy On potulnie wysłuchuje), to jeszcze potrafię się wrócić z pokoju, i dołożyć kilka innych stojąc w bojowej pozie.
Nie. Nie jestem idealną córką i siostrą.
Bo to do mnie musi należeć ostatnie zdanie.
Nigdy niczego nie przemilczę, gdy się nie zgadzam, lub innej myśli jestem.
Mam wciąż wrażenie, że więcej od nich biorę niż daję.
Nie. Nie jestem idealną przyjaciółką.
Nie pamiętam o urodzinach, i nie robię z tej okazji fantazyjnych niespodzianek.
Gniewam się, gdy ja chcę jechać, wyciągam Je, namawiam, a One czasu nie mają, lub pilniejsze sprawy.
Walę prosto z mostu. Bez zastanowienia.
Ale wszyscy Oni… Ci najważniejsi… Stoją na stanowisku, każdego dnia. Zaraz obok mnie. I nigdy nie odchodzą, nawet na moment.
I biorą udział. W tej mojej codzienności. Tak mocno nieidealnej.
Wyprane lale i miśki bliźniaczek.
JULA MOW MI SIOSTRO!!!!!!!!!!!!!:))))))
czytam czytam czytam,teraz pisze kasuje i znow czytam,i sie ciesze ze ktos tam daleko taki podobny do mnie jest! tylko jednym sie roznimy,ja za bardzo narzekam i nie doceniam czasem…a powinnam oj powinnam…twardo stapam po ziemi i ten moj cholerny realizm mnie zdzera od srodka czasami…ale w glebi doceniam i dziekuje Bogu za to moje zycie choc latwe nie jest i nigdy nie bylo,ale zyje !!! tak zyje !!! a przeciez moglo mnie nie byc…i dziecie mam cudowne i zdrowe i moje takie prawdziwe z krwi i kosci a mialo go nie byc…i meza mam ktorego coraz bardziej sie czepiam a przeciez idealny nikt nie jest…ale w tym tekscie tyle mnie…ze kopiuje i czytam jeszcze raz…i pewnie juz moj komentarz nie bedzie pierwszy a chcialam by byl:)
Paula… bo to jest podstwa do szczęście. zdrowie, dach na głową, jedzenie w lodówce, zapłacone rachunki. To wielkie szczęście. Radość już zależy od nas. Ale nigdy, choćby nie wiem jak się radował to nie jest idealnie… I podejrzewam, że w większości domów o to samo kłótnie, o to samo fochy, o to samo płacz w poduszkę… tylko niektórzy kryją to głęboko i nie mówią. tak, bo o tym nie można całemu światu krzyczeć… ale kiedy ukrywamy przed najbliższymi to gnijemy od środka..
Jak te kadry są zwyczajne ot takie to ja już nic o życiu nie wiem 😉 Przecudowne zdjęcia!!!!!! Boże Julita ja muszę chyba dowiedzieć się w końcu jakie ty masz tajniki tych zdjęć 😉 Tekst jak zwykle na potem zostawiam bo ciągle coś wiesz .. 😉 ALe zdjęciami jestem oczarowana! A Tosiunia na motorze!!!!!!!! to już w ogóle wymiękam :-))))
Miałam przeczytać tylko .. nie komentować.. skomentować miałam jutro bo noc ciemna u mnie.. Ale nie mogę!! Bo napisałaś post o mnie!! No może z wyjątkiem tego papierosa! Tak bardzo widzę siebie w tej twojej codzienności.. nauczyłam się minut nie wyliczać.. ale w głowie wyliczam nadal! i to tak precyzyjnie i klnę.. teraz już też więcej w głowie 😉 i to ostanie zdanie, że do mnie.. och Julka a jak pięknie to wszystko ujęłaś! Piękny post bardzo! 🙂
Lubię tą różnice czasu naszą bo jak wstaje rano to już komentarz od Ciebie mam 🙂 Ja też się uczę.. jedno eliminję ale drugie nadchodzi…ważne jednak by czasami przemyśleć, zastanowić chwilkę… bo ja tak mam, że pewnych cech nie zmieniam za nic w świecie. nawet jak złe. bo mi z nimi dobrze… np walcze tylko o najważniejsze. to średnie zostawiam w tyle bo mi za bardzo zagraca, a to moje życie jest na bardzo wysokich obrotach… i jak ja bym chciała tak każdą rzecz, osobę co średnio mi zależy zabiegać to bym zwariowała. U mnie czarne albo białe…
u mnie Julia też! Uczę się odcieni szarości.. ale zawsze taka byłam, że czarne albo białe i nic po środku! Ciężko czasem ze mną żyć .. no ale ostatnio jakoś widzę w sobie duże zmiany 🙂 NO wiesz pewnie starość 😉
witam
od jakiegoś czasu podczytuje Pani bloga
przyznam się że nigdy nie kręciły mnie blogi mama
ale tego czytam z zainteresowaniem
uwielbiam wszelkie nowinki i gadzety jakie się tu pojawiają bo gdyby nie ten blog to nie wiedziała bym o tylu boskich rzeczach
a tak to teraz uzależniam się od Pani bloga i wydaje cięzko zarobione pieniądze 🙂 heheh na rzeczy dla mojego malucha
Pozdrawiamy
mama i 10 miesięczny Kuba
A i mnie nie kręcą blogi Mam 🙂 mam kilka wybranych, ulubionych i tylko te czytam. Nowych nawet nie szukam. Chyba, że już mnie coś naprawdę zaciekawi.. Jakby mąż miał pretensje o wydatki zbyt duże, proszę zganić na mnie 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Witaj, jak zwykle cudne zdjęcia:) mam pytanie odnośnie lalki suszącej się na sznurku… Gdzie ją można kupić bo od dawna poszukuję zwykłej ładnej szmacianki nie z różowymi włosami:(
Kasiu, laleczki mają 8 lat i zostały przysłane dziewczynkom z Hiszpanii od chrzestnego. Ale widziałam w Polsce kilka firm z ładnymi szmacianymi lalami.. musiałabym pogrzebać.
Będę wdzięczna:)
http://www.pakamera.pl/zabawki-inne-lala-z-koczkami-zamowienie-nr618324.htm
na pewno ta jest kochana, reszty będę szukać 🙂
http://www.cudanakiju.pl/Lalki_i_ubranka_k87.html może tu cos znajdziesz?
Dziękuję:)
Kadry wcale nie takie zwyczajne. Cieszę się, że nie tylko ja jestem nieidealną mamą, żoną, córką itd.
nikt z nas nie jest… i dlatego świat istnieje.
Trafiłaś Julia w sedno. my wszystkie jesteśmy do siebie podobne. I te młode całkiem,i te starsze też. Takie zwykłe jędze ;)Ty jednak masz odwagę o tym napisać,ba-wykrzyczeć na cały głos,całemu światu!Potrafisz też jednak dostrzec,że w tej zwykłej,czasem szarej codzienności,która często przytłacza i pozbawia oddechu-jest jakaś stała-jest rodzina,są przyjaciele,jest mąż,który często
nasłucha się gderania,a potem przytuli.Więc tak naprawdę nie ma na co narzekać,a że jednak robimy to dość często,to już inna sprawa! ;)A zdjęcia fajne są jak zawsze i Tosia i dziewczynki i te lale szmaciane…:)
Pani Bożeno, bo najgorzej jak ktoś idealizuje nadmiernie. Co innego być szczęśliwym i to głosić zamiast ciągle narzekać i wpływać depresyjnie na otoczenie. Ale nawet najbardziej szczęśliwy człowiek nie ma życia idealnego… Dlatego postaram się co jakiś czas wraz z codziennymi fotografiami przemycić coś o tej nieidealnej stronie mojego świata… 🙂
My jesteśmy w posiadaniu tej lali, ale naszą wyłowiliśmy w lumpeksie 🙂
Piękne zdjęcia, jak zawsze zresztą.
Może tez z Hiszpanii przyjechała 🙂 A ma imię? bo te nasze mają naszyte imiona.
i czyż to życie pomimo pewnych spraw nie jest piękne. Zdjęcia powyżej napewno są.
Witaj,
Zdjęcia jak zawsze piękne, Tosia motocyklistka jest boska a bliźniaczki są urocze!
Jedynym blogiem mamowym który czytam jest Twój, jest przejrzysty a gadżety są wyszukane, wyjątkowe i chętnie je zakupuje.
Twój wpis od razu polepszył mi nastrój, ucieszyłam się, że nie tylko ja mam focha i obiady takie żeby szybko i z tego co w lodówce :o) Super że napisałaś o codzienności
Gorąco pozdrawiamy.
Halo, halo… a co z naszą kawą? 🙂 Ja wciąż pamiętam 🙂
Kawusia obowiązkowa po tym weekendzie :o)
Zjadłam na sen i pożarłam z kawą, teraz czas na deser… Jak to ujęła ślicznie Pani Bożenka – wszystkie myśmy Jędze są 🙂
I ona i ona i ona i ta co lubi okryć się płaszczem hipokryzji też, Ona i najbardziej hahaha
I ta co ma odwagę głośno cieszyć się z tego, że szczęściem jest umieć i powarczeć i pokochać. Jaka wielobarwna i dobrze przyprawiona jest ta nasza codzienność, jak cudownie dodaje życiu smaków i jak się w niej prezentujemy uroczo takie piękne cholery, baby wstrętne, a kochane!!!
Uwielbiam TO – mój kolejny ulubiony post, a już się troszkę na tym blogu uzbierało 🙂
Czytałam wczoraj na FB jak Cię skręcało do napisania i tak się zastanawiałam, co to będzie za wybuch, jaka znów kulminacja, i proszę!
We wszystkim urok, nawet w tym warczeniu. Ja tak sobie czasem myślę, że za te rozbuchane emocje to nasi faceci nas uwielbiają, nawet jak im nie raz grzęźnie w tym ich okrutnym milczeniu o tym komplement, to ich to po prostu „kręci”. My takie kolorowe w tych koronkach naszych drgań, takie nieznośne, takie urokliwe…
I cały czas czytam i się uśmiecham, albo wybucham takim głośnym hahaha – przecież ja też czytam tu o SOBIE
no i co ja mam Ci odpisać… zwsze mi zabraknie słów w tej mojej pyskatej buzi… 🙂 tak. postanowione, że o tych gorszych dniach zacznę więcej pisać… 🙂 choć tak na prawdę mało jest ich w tym moim świecie. Dziecie zdrowe i grzeczne. Jedynie rozpieszczone przez matkę okrutnie. Mąż dbający o wszystko. I rodzina jak się patrzy… Ale jeżeli będą te niedociągnięcia to się nimi pochwalę. koniecznie… że o sobie.. bo ja myślę, że codzienność każdej matki jest bardzo, bardzo podobna..
A ja sie uspokoilam bardzo. Kiedys czekalam, odliczalam minuty ,teraz nauczylam sie nie czekac. Mimo, ze przeciez czekam i uwielbiam jak jest. Ale nauczylam sie nawet nie patrzec na zegarek, oczywiscie mam i gorsze momenty, ze wydaje mi sie ze nie wytrzymam juz ani minuty dluzej i zeby w koncu przyszedl i przeciez juz powinien byc i zeby zabral ode mnie te dzieci a ja sie zamkne w szafie i bede krzyczec w poduszke wtedy. W poduszke, zeby przypadkiem sie nie zainteresowaly skad ten halas i mnie nie zaczely szukac haha.
Pretensjami kiedys potrafilam witac od progu… dzisiaj tez juz mniej. Chociaz jak Jego bys zapytala to powiedzialby, ze nie zauwaza roznicy pewnie haha. Ale roznica jest ogromna:) Bardzo sie zmienilam z wiekiem i z roznymi przezyciami, wczesniej bylo czarno bialo u mnie, potem zrobilo sie na szaro z wszystkimi odcieniami a teraz jestem na tym etapie ze duzo kolorow jasnych dookola:):)
Jedno tylko jest u mnie na czarno bialo. Albo ktos jest szczery albo nie. Nie tylko dla innych bo przede wszystkim dla siebie. Ja staram sie taka byc, czasami jak pisze mam ochote cos ubarwic, glupi szczegol, ze pies przeszed, ale nie musi byc jak jest. I przez to ucze sie siebie szanowac ucze sie tez mowic glosno. Przy trzecim dziecku powiedzialam bardzo glosno. Ja bede karmila piersia tylko te niezbedne minimum bo wiem jakie to wazne i dla mnie moje dziecko jest najwazniejsze ale minimum bo… ja tego karmienia NIE LUBIE. I na dodatek nigdy nie lubilam. TYlko kiedys sie balam. Pamietam ze komus kiedys odebralam tym mowe haha. Nie jestem matka idelana, jestem matka, jak to juz kiedys powiedzialam taka jaka umiem byc najlepiej. Moje dzieci maja zawsze czyste paznokcie, cieple buty na zime, i obiad jak wracaja ze szkoly ( co z tego ze czasami z zamrazalki) maja mame ktora pamieta, ze powiedziala zaraz, nie teraz i jak juz moze to pyta o co chodzilo. Nie zawsze mam czas, zeby pograc w monopol, nie zawsze mi sie chce pograc w ten monopl. Ale zawsze mam czas zeby porozmawiac i wysluchac i patrzec w oczy w czasie rozmowy.
Lece, bo za bardzo sie rozpisalam.
Ja nie odliczam tych minut gdy mam dni, że przychodzi przyjaciółka na kawę, koleżanka, sąsiadka. Gdy wychodzę na zakupy do centrum handlowego, jade do Teściów. I nawet same czasami siedzimy w domku a ten czas tak miło i łagodnie nam mija.. że nawet nie wiadomo kiedy a drzwi sie otwierają i słychać „cześć dziewczyny moje”… Ale bywaja takie, że te minuty płyną i minuty jak godziny..
A to karmienie… tak. zrobię o tym posta. karmienie piersią jest nie dla mnie. z następnym dzieckiem pojadę do szpitala z butelką i proszkiem. ani jednego dnia nie chce karmić. ja tego nie czuję zupełnie. jak ktoś lubi – super! ale dla mnie to było tak strasznie niekobiece.. I jeszcze w dobie mamyeco i szał na punkcie powrotu do natury… nie, nie, nie… Rozumeim Ci doskonale. Ale ja nigdy przed nikim tego nie ukrywałam.. I na szczęście mąż mnie w tym wspierał..
….w końcu ! W końcu nieidealny post!
Pierwszy post, jaki przeczytałam zachwycił mnie przeogromnie, kolejny też, nawet wiadomość wysłałam, że zazdroszczę . Kolejny i kolejny co raz to bardziej „idealny”, piekne zabawki, piękne ubranka, smaczne ciastka, obiadki, wszystko takie wydawało mi się perfekcyjne.Czasem już nie czytałam do końca aby sobie humoru nie psuć (z zazdrości oczywiście). Myślę sobie, Boże coś ze mną jest nie tak! Dlaczego mi tak nie wyszło? Aż tu nagle post o codzienności. Dziękuję. Jestem normalna…
bo u mnie to tak prawie idealnie… bo grzeszyłabym gdybym nie doceniała tego co mam. Ale na szczęście prawie idealnie… Wiesz, ja chyba nawet tego nie wychwyciłam, że to wszystko jest takie idealne, tylko dla mnie było normalne… dopiero moja siostra mówi do mnie… że dlaczego ja nie piszę o tych czarnych stronach… a są. Pewnie. nawet dużo ich jest. i zaczne. zacznę pisać o nich więcej… obiecuję 🙂
Ja zakochalam sie w Twoim blogu bo tak, pisalas pieknie o sprawach dla mnie waznych i tak, przedstawialas swiat ze strony pozytywnej. Ja nigdy w zyciu nie pomyslalam, ze masz idealne zycie bo nie wiem czy jest ktos na swiecie kto nie ma stresow, problemo, zmartwien, tragedii. Nie pomyslalam wiec ze masz idealne zycie ale ze jestes osoba, ktora sie koncentuje w zyciu na pozytywnych jego stronach a nie negatywnych. I dostzega piekno i wartosci w codziennych drobnostkach. A ja takie osoby kocham i do takich lgne i takie chce czytac i z nich czerpac energie. I podejrzewam, ze jak napiszesz o czarnych stronach to tam tez bedzie z nadzieja na koncu czy w srodku. Bo ty chyba inaczej nie umiesz. No ale moge sie mylic oczywiscie :):)
Fajna z Ciebie dziewczyna Julio Ty moja;)
Julito, dzielą nas tysiące kilometrów. Morza, góry, oceany. A ja za Tobą tęsknie, każdego dnia, jakbym całe życie z Tobą żyła… I tak mi Ciebie często obok brak.. Czasami się budzę i myślę…aaaa, Julitta jeszcze śpi…
Idealny post o matczynej nieidealności 🙂
Wielbię!!!
Matczyność idealna… niestety nieistnieje 🙂
Napisałam Ci kiedyś że zaczniesz kląć częściej jak urodzisz drugie dziecko??? To jeszcze jedno Ci napiszę 🙂 Nauczysz się kląć po cichu (nawet w myślach) jak starszak – w Twoim przypadku Tosia, zacznie powtarzać 'słowa niecenzuralne’, i używać ich przy ludziach… 🙂 Myślę że żadna z nas idealna nie jest… a jeśli stara się być za wszelką cenę, to zeświruje. Ja sobie już dawno dałam spokój, są priorytety i sprawy, które mogą poczekać. Najważniejsze jest żyć w zgodzie ze sobą, nie robić niczego na pokaz, nie pozwalać się wtrącać nikomu do naszego życia, i nie utrzymywać kontaktu z ludźmi toksycznymi. Dzieci są szczęśliwe gdy mają szczęśliwych rodziców. To prosta zasada której trzeba się trzymać. Tacy nam młodzikowie wyrosną, jakie im życie pokażemy. Ale ja nie oszukuję, nie gram, dużo gadam z moimi chłopakami, tłumaczę wszystko, że czasem mam ich powyżej kokardy też, niech wiedzą łobuzy że przez nich się muszę farbować 🙂 i ostatnio przychodzi do mnie ten straszy i mówi – 'mamo, już wiem jak zrobić żebyś się na mnie nie denerwowała… po prostu muszę być grzeczny, i wtedy Ty też jesteś grzeczna dla mnie’ 🙂 I to działa, gadanie do tych ludzików ma sens, i w ogóle gadanie z ludźmi jest dobre, bo od każdego tylu nowości można się nauczyć i zobaczyć ich ludzką twarz… 🙂 tak jak z tego posta 🙂
I jeszcze co do lalek – mają takie w firmie Tootiny.pl, marka Teddykompaniet, ogólnie cudowne miśki i są też podobne laleczki szmacianki, ale trzeba trafić na kolekcję, bo niestety czasem zdarzą im się różowe włosy 🙂
Każda chyba po części rozpoznaje w tym wpisie siebie.
Stylizacje stylizacjami, ale ja lubię tez te „zwyczajne-niezwyczajne” zdjęcia.
aha i zgadzam się z poprzedniczka.W pewnym momencie trzeba się pilnować z tym przeklinaniem ha ha.No i zgadzam się z tym, ze tłumaczenie może naprawdę ułatwić życie! Może nie teraz, ale za rok powinno.
Ja – tak jak Julitta – wcale nie myślałam, że masz idealne życie, tylko że jesteś optymistką (sama nią jestem 😉 Nie ma czegoś takiego jak życie idealne, z czasem tylko przychodzi dystans do błahostek. Nie warto marudzić na siłę, gdy nie ma się dużych problemów. Julio Kochana, blogów, gdzie mamy piszą głównie o codziennych kłopotach, bałaganie, ząbkowaniu i kłótniach z mężem jest w necie mnóstwo. Ja je omijam z daleka 😉
A takich jak Twój – prawie wcale nie ma 😀
Ja mam nadzieję, że tak zostanie 😉 :*
Cieszę się Waszą radością, a Wasze smutki mogę dzielić, owszem, bo bardzo Was polubiłam, ale na pewno nie będę ich dzielić na zasadzie „uff…! nareszcie i u nich coś się spieprzyło”!
O Kochana!!! To jeden z najwspanialszych komentarzy jakie dostałam! Chyba go zaraz opublikuje na FB. Bo napisałaś dokładnie to co myślę. To co chciałabym powiedzieć gdy wiele ludzi mówi mi, że idealizuje i W KOŃCU zaczęłam pisac prawdę. A to co wcześniej nie jest prawdą? Jest. Największą. Bo moje życie jest cholernie szczęśliwe. Mam wszystkie składniki do zrobienia najlepszej potrawy. A to czy dodaje tam wlaściwe przyprawy zależy ode mnie. I ja do obrzydzenia to życie kocham. ten los, który dostałam. I masz wielką rację. Narzekających, nas Polaków, jest tysiące, miliony.. A mnie przyciągają ludzie radośni, weseli, optymistyczni. Nie lubię ludzi wiecznie depresyjnych. Co nie oznacza, że jeżeli moja przyjaciółka ma depresje przez rok to odchodzę. Nie. Stoje na stanowisku. Każdego dnia. A u mnnie się nie spieprzyło.. Więc ku zniesmaczeniu innych idzie coraz lepiej 🙂 nawet zaszalałam i poszłam na zakupy tylko dla siebie 🙂 ciuchy, torebki… Radość wielka, bo ostatnio tylko dziecko i dziecko… 🙂 Ściskam Was bardzo mocno!
Jeśli pozostaniesz przy tym radosnym dzieleniu się codziennością, to jeszcze nie raz i nie dwa usłyszysz krytykę, że za słodko. Ale dlaczego masz czuć się winna z powodu, że Ci dobrze?
Sama usłyszałam kilka kąśliwych uwag na temat naszych długich wakacji. A ja całe wakacje pracowałam nad tłumaczeniami. Wieczorami, nocami. Dokumenty, papiery, Ciężka praca do 3 nad ranem. Ale odsypiałam w dzień razem z Niną, więc nie widzę powodu, by się skarżyć! Ale miałam taki moment, że zrobiłam w nocy zdjęcie stołu zasłanego papierami, kubka kawy i laptopa, z zamiarem zamieszczenia go w poście. Żeby pokazać, że nie jest mi za dobrze. Ale wiesz co? Zmieniłam zdanie. BO MI JEST DOBRZE, NO!!! 😀
piękne te kadry zwyczajne, chwile ulotne, zatrzymane, zamknięte obiektywem. pierwsze zdjęcie z siatką na motyle cudne, miśki, lalki… magiczne!:)
Ludzie pisząc często narzekają, albo o złych rzeczach nie piszą wcale, tworząc złudny pozorny idealizm. Albo albo. Ty zwyczajną rzeczywistość, tę gorszą chwilę pięknie ubrałaś w słowa. To drobnostki przecież są, to szczęście właśnie! Chwile. Chwile wspólne, z kochanymi ludźmi. Chwile nasze takie.
Julek mam bardzo bardzo podobnie, podobnie reaguję i czuję:)
A przy tym zdaniu zarżałam :))… I nawet jak już skończę (gdy On potulnie wysłuchuje), to jeszcze potrafię się wrócić z pokoju, i dołożyć kilka innych stojąc w bojowej pozie.
A dla mnie i tak jesteś idealna 😉 Wśród tych wszystkich mam w tych czasach… jesteś idealna 😉
Bo w życiu wcale, a wcale nie chodzi o to by było idealnie ale po prostu pięknie i szczęśliwie. By wyłuskać po między tysiącami momentów, takimi, które potrafią być też gorsze i szare, te najcudowniejsze, te takie co to z uśmiechu są zbudowane.
Piękne kadry tu u Ciebie, a w Twoich słowach zatopiłam się z lekkością i tak w nich trwam aż do teraz. Coś czuję, że będę tu stałym gościem jeśli oczywiście pozwolisz:)
Będzie mi niezwykle miło gościć Ciebię u mnie. Już wstawiam wodę na kawkę. Z mleczkiem?
Nawet kawy mnie nie potrzeba, wystarczą tylko słowa i przede wszystkim te zdjęcia zachwycające:)
piękne zdjęcia!!! wcale nie powiedziałabym, że zwyczajne 🙂
🙂 takie codzienne więc zwyczajne 🙂
Ja ciagle nad sobą pracuje i jak naburmuszona witam Męża,bo przyjechał 10 minut pózniej niż myślałam,obiecuje sobie,ze to ostatni raz.i działa… do kolejnego razu:) na szczęście mimo wszystko jest coraz lepiej.Chociaz dzis jestem sama z Klarutkiem,bo wyjście firmowe.no i niby nie Jego wina,ale trochę mi żal,ze to nie ja wychodzę,ze zamiast wymalowana siedzę w pizamie i zastanawiam sie czy K bedzie dzis dla mnie łaskawa:) ale z drugiej strony tak sobie myśle,ze w długiej perspektywie będę tęsknić za tym wieczorem,kiedy bylysmy we dwie a ja siedziałam w tej mojej pizamie z włosami spietymi w jakiś dziwny kształt:) ale sie rozpisalam a chciałam o karmieniu piersią. Myśle,ze nie ma zbyt wielu rzeczy bardziej kobiecych niż karmienie piersią,ale ze niewygodne,ze męczące,ze kobieta nie czuje sie komfortowo,to juz inna sprawa.jestem daleka od oceniania jakichkolwiek wyborów,bo nikt nie ma do tego prawa,ja akurat pomimo tego,ze ta „pokarmowa smycz” czasem mnie męczy,to jednak wierze,ze to co w tym momencie moge ofiarowac dziecku jest bezcenne i mimo,ze czasem klne pod nosem,zgarniam ssaka na posiłek:) tez zgadzam sie,ze trochę zbyt silny eko-nurt moze stac sie przegieciem,wszystko musi mieć jakaś równowagę.
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy,i te idealne i te mniej,ale tylko trochę,lubię ten szczęśliwy „tosiny” blog:)
Tak Ninko. Ja mocno szanuje, wspieram i kibicuje Mamom karmiącym. Ale to nie było akurat dla mnie. Ja tego nie czuję. A dzieki Bogu maż mnie wspiera więc jestem szczęśliwą Mamą. Nic na siłę. Ja czułam się obdzierana z kobiecości kiedy karmiłam. Jesteśmy różni. Mamy różne przekonania i wartości… byleby te nasze dzieci na szczęśliwe i zdrowe wyrosły 🙂 Patrz, moja To od urodzenia sztucznym karmiona, rok nam miął a Ona nigdy chora nie była..
Piękne, wrażliwe zdjęcia!!!!!!!
🙂
„Czas nas uczy pogody”… A nawet nie uczy, tylko ją przynosi. Bo cierpliwość i słońce w sercu przyszły same. I już nie krzyczę, nie wyliczam. A jak jestem zła, to biorę które toto najbliżej, duże lub małe i przytulam się. I w tym tuleniu topnieją wszystkie żale, niemoce i przeciwności. I zapominam. Wiem tylko, że kocham.
Amen.
Zazdroszczę Wam tej pogody ducha, tego doceniania każdej chwili i cieszenia się nią, cierpliwości.Zazdroszczę szczerze… ja walczę ze sobą każdego dnia i ciągle przegrywam. Ciągle mam wrażenie,że zawsze trafia mi się najgorzej,że tylko mój synek ciągle marudzi, płacze, jest absorbujący na maksa, śpi po pół godziny, a w nocy też wieczne pobudki,że w wózku nie lubi i na rękach mu tylko najlepiej,że nic z nim zrobić nie można i nawet przestałam znajomych zapraszać bo nie cgcę słyszec komentarzy typu” a co on taki nerwowy”, ” a ty go tak ciągle nosisz?” itp. Kocham moje dziecko ponad życie,ale chyba największy problem tkwi we mnie, w tym czarnowidzeniu i trochę w braku rodziny w pobliżu, co by do kina z mężem wyskoczyć, wiem że pewnie to minie, że zęby idą i skoki rozwojowe, obczytałam wszystkie możliwe przyczyny, ale i tak jestem na etapie, wyczekiwania na męża i to moje czekanie o 6 rano zaczynam… eh… Czytając Twój blog Julio, staram się natchnąć się innym nastawieniem do życia, macierzyństwa, ale nie wiem sama, czy ja dam radę, pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoją rodzinkę!
Beatko, to prawda, wszystko siedzi w Tobie. jeżeli będziesz mieć dobry humor, ale tak naprawdę, nie na niby to zobaczysz że dziecko Twoje będzie nagle spokojniejsze.
znajomym co mówią, że na rękach nosisz, powiedź, że tak! że nosisz, bo jak będzie miał osiemnastkę to nie będzie chciał żeby Go nosić.
nosisz bo sobie Go po to urodziłaś, żeby Go sobie kurde nosić ile chcesz i nikomu nic do tego!!
dzieci jęczą wszystkie zapewniam Cię. wszystkie dzieci nie śpią akurat wtedy gdy taka jest potrzeba.
a mój mąż wychodzi do roboty o 7:30 i wraca o 20ej przy dobrych wiatrach. jestem sama całe dnie.
często wyjeżdza na weekendy na rajdy motocyklowe.
takie życie. innego nie mamy, a nawet ciesz się, że innego nie masz. bo mogłabyś dostać milion razy gorsze.
ale tego nie wiesz dlatego nie cenisz może tego życia.
nie szkoda Ci czasu? dziecko już nigdy małe nie będzie a Ty będziesz wpsominać, że całe Jego dzieciństwo bylaś niezadowolona.
a co Ci z tego niezadowolenia i narzekania? coś dostajesz wzamian? nic. to zaprzestań tego.
bo z radości wzamian dostaje się niewyobrażalnie wiele.
ściskam Was mocno! głowa do góry. uśmiech!!!! dziecko masz zdrowe!! zdrowe!!
Dziękuję Ci Kochana za te słowa, mów do mnie tak jeszcze:) chyba muszę sobie to wydrukować i czytać codziennie zanim wstanę z łóżka:) a tak na poważnie to muszę w swojej głowie to przepracować, pamiętam jak było podejrzenie u mojego synka niedosłuchu, ponieważ nie przeszedł pomyslnie badań przesiewowych w szpitalu, ile ja się wtedy namartwiłam, myślałam sobie, wszystko zniosę kolki nie kolki, mogę nie spać w ogóle, byle by tylko maluch był zdrowy! na szczęście powtórne badania wyszły dobrze i patrz jak to człowiek zapomina co jest naprawdę ważne, no ale dobra, postanawiam poprawę! dziękuję Julka za słowa, za motywację i otworzenie oczu na codzienne radości! Buziak wielki!
Ten post daje nadzieję, raz że nie idealnie, czasem niedobrze ma każda z nas. Ja gdy użyję przekleństwa przy dzieciach czuję się patologią. Ciebie zobaczyłam u Green Canoe na youtubach. Najpierw zachwyciłam się twoim domem. Przedmiotami z duszą. Potem zachwyciłam się twoim słowem. Przeczytałam sierpień, wspaniały jest, teraz poszłam do bloga. A tu pięknie wszystko jest, na swoim miejscu, z mojej perspektywy na bogato (taka rodzina Kostrzyckich 😉 i czytało mi się wspaniale, ale jakoś też na drugim planie smutno, zazdrośnie. Aż do tego wpisu, zawitała normalność i przypomniałam sobie że księżniczki to tylko nasze wyobrażenia.
I tu po drugie, bo gdzieś na początku było po pierwsze… Po drugie więc: zachwyciłam się jeszcze bardziej twoim podejściem do życia. Wyławianiem zalet. I tu wiem, że nie muszę zazdrościć, ale mogę brać przykład. 🙂 W ogóle pięknie piszesz, w sposób prosty o wielkich ponadczadowych prawdach, a to niesamowicie rzadki talent. 💚
Pozdrawiam i ściskam.
Usiadłam do pisania i wyświetlił mi się Twój komentarz. Jakże każdy z nas zna doskonale to uczucie.
Zachwyt połączony ze złością. Złością z powodu zazdrości. Bo i ja mam to uczucie w sobie. Każdy z nas.
z jednej strony tak bardzo coś nam się podoba a z drugiej to nurtujące pytanie – czemu ja tak nie mam, czemu ja tak nie potrafię, czemu ja, ja ,ja…
Na co dzień łapię się na tym wielokrotnie. Ale praca nad świadomością uregulowała mi bardzo dobrze poczucie szczęścia i przede wszystkim zależność tego uczucia. Do pisania o tym też usiądę na dniach.
Dziękuję Ci Kochana za ten piękny wpis. Prawdziwy, szczery, czuły, mądry.