Trafiłam ostatnio na grafiki Igora Morskiego.
I nie ukrywam, że ta pierwsza przytrzymała mnie na dłużej.
Bo ja jako pierwsze ujrzałam to co było nadane w tytule przez redaktora „ciemna strona społeczeństwa”..
Dostałam podpowiedź z góry ustaloną.
Kierując się tym co się obecnie dzieje, o co wciąż walczą kobiety, co piszą uparcie w Wysokich Obcasach, o czym mówią w mediach i udostępniają w internecie…
Zobaczyłam kobietę, która jest tym koniem pociągowym. Która nadaje wszystkiemu bieg, sens i cel.
Która ociera pot z czoła i wiosłuje dalej trzymając w garści dom, dzieci, pracę, obiady, smukłą swą sylwetkę i jako taką cerę. Tę, która czuwa dzień i noc by ta łódź nie utonęła.
Mężczyzna jest zaś w dzisiejszych czasach już tym, który podnosi statystyki samobójstw przez brak wiary w siebie i wartości swojej roli w społeczeństwie.
Mężczyzna w tej grafice to niby ten który powinien wiosłować, a kobieta z dzieckiem siedzieć obok podziwiając widoki. Tutaj jest tylko „pomagierem” Potrzebny, ale bez niego również będą sprawnie trzymać kurs.
A potem oprzytomniałam i zaczęłam się zastanawiać co ja widzę na tym „obrazie”…
Nie co podpowiada mi aktualny świat, ale to co widzę tylko ja..
Otóż ja widzę kobietę, która prowadzi dom, ma dziecko, dobrze wygląda, jest pewna siebie, ma mocno obrany kierunek do którego podąża. Kobietę, którą chwalą, podziwiają. Ona zapewnia dziecku dobry byt.
Kobietę, która czasami zwalnia bieg kiedy tego potrzebuje. Która może pozwolić sobie mieć nieułożone włosy, chodzić w piżamach z dzieckiem cały dzień..
Tylko dlatego, że tam, pod spodem jest mężczyzna, który wiosłuje zawsze.
Który ma siłę kiedy nikt go nie widzi i wie, że na nim spoczywa odpowiedzialność za tę łódź.
Że to On bez względu na sztormy łapie za ten drugi koniec wiosła i nadaje mu prawdziwą siłę.
Nie tę siłę którą widać, ale tę niewidzialną, która pozwala trwać w szczęściu i poczuciu bezpieczeństwa siedzącym w szalupach..
Kobieta jest dobrem, które widać. Które jest oczywiste. To dobro które nadaje światu i każdej domowej jednostce sens istnienia. Jej siła i wszystko co tworzy jest łatwiejsze gdy On jest tym, który pomimo wiatrów trwa. I wiosłuje.. Podnosi do góry pióro, by ponownie zanurzyć je w wodzie i bez względu na stan i kondycje swojego ciała i umysłu… wiosłuje…
Siedzę na kanapie. Obracam monitor i pytam…
-Adaś, a Ty co tutaj widzisz?
– Nie wiem Puszku, śpieszy mi się już, napalić Ci jeszcze w kominku?
Tak, ja zdecydowanie widzę mężczyznę który nadaje tej łodzi siłę.
Tak jak można zobaczyć kobietę gotującą obiad, a w tle mężczyznę, który stawiał mur i wycinał blaty by tę kuchenkę zamontować…
A Ty? Co widzisz?
A wiesz,ze ja zanim zaczęłam czytać to sama pomyślałam co widzę i zobaczyłam dokładnie to co ty w drugiej części opisu-mężczyznę,który jest opoka i podporą.I oby każda z nas mogła to zobaczyć.Taki test projekcyjny.
to samo myślałam pisząc tekst… że chciałabym by każda kobieta mogla zobaczyć w tym obrazie mężczyznę jako podporę, filar jej spokojnego życia.
Ja widzę rozdarte dziecko. Zagubione gdzieś. Pozostawione z tyłu. Zupełnie nie widoczne przez rodziców wiosłujących w dwa przeciwne kierunki. Zadowolona twarz matki kojarzy mi się z kobietą będącą już o krok od sukcesu będącego na wyciągnięcie dłoni.. jednak pozostawiające za sobą dziecko. Mężczyzna jest bardziej zawzięty – co z kolei może kierować mnie ku myśli iż jest to walka dwójki rodziców podczas rozstania. Rodziców, którzy są tak bardzo zapatrzeni w swoje racje, by nie zauważyć, że jedyną ważną racją w danej sytuacji jest odnalezienie wspólnej drogi do ich dziecka..
To samo pomyślałam: mała dziewczynka z misiem patrząca w bok. Szuka , tęskni, sama
Facet zaciekle wiosłuje w przód, kobieta zamyślona, zapatrzona
Ja tak samo. Że to dziecko z tym misiem takie… samotne. Że ten miś to jedyne, co mu zostało, do czego może się przytulić…
Dokładnie. Idąc na spacer z dziećmi, staram się je mieć przed sobą. Co innego w samochodzie, są bezpieczne w fotelikach, albo jak sanki ciągnę to czuję, że ciągnę. Ale tu to dziecko jest samotne zupełnie.
Jak to się mówi punkt widzenia zależy od punktu siedzenia …
Ja widzę kobietę która musi sobie radzić sama bo nie zawsze może liczyć że ktoś ruszy wiosłem …..
Hmmmm, a mnie ta grafika zasmuciła bardzo. Zobaczyłam smutne dziecko, które musi w tej łodzi siedzieć – chce czy nie chce. Ojca nie widzi, mamę niby tak, ale odwróconą plecami – jakby wypadło z łodzi to nie od razu mama zauważy. Nie widzę na tym obrazku relacji. Bardzo smutny dla mnie widok.
tak, też coś takiego może być… ten pęd za wiosłowaniem, byleby dalej… a dziecko siedzi w cieniu i czeka nie wiadomo na co..
to też taki symbol XXI wieku i biegu za lepszym bytem..
Wiesz ja mysle że każdy widzi w tym obrazie siebie. Swoją rodzinę, swoje nastawienie do świata, rozczarowania bądź sukcesy.
Jeden zobaczy kobietę na której spoczywa cala odpowiedzialnosc jej samotnosc i sile jednoczesnie drugi zobaczy zgrany związek który działa jak sprawna maszyna a inny dostrzeże tego męża niby w cieniu a jednak filarem będący.
I w zależności jak wiele w odbiorcy grafiki jest żalu i jak wiele wdzięczności zobaczy co zechce zobaczyć.
Ja widzę mojego męża który wiosluje tak bym ja mogła być w tej sukience, męża który robi wszystko by było widać mnie tego który wkłada siłę do mojego spokoju
A ja.. Ja widzę tandem.
I mężczyzna i kobieta osobno dadzą sobie radę z wiosłowaniem łodzią, z prowadzeniem domu, rodziny.
Ale o ile łatwiej i raźniej jest we dwójkę
i to jest najpiękniejszy obraz. Życiowo. Kiedy każdy coś z siebie daje. I może zaistnieć pełnia dzięki kobiecie i mężczyźnie.
Hmm…pomyślałam podobnie jak Ty.
A później pomyślałam, że każdy patrzy przez pryzmat siebie i swojego życia. Jestem szczesciara…
To samo napisałam „między wierszami”, że widzę to co mam w domu tym i rodzinnym, choć na świecie tyle „pierwszych” obrazów..
Tak, to wielkie szczęście.
Pięknie to, Juleńko, zobaczyłaś! Wiesz, mnie czasem ten nachalny feminizm irytuje. Bo podważa wartość tego, co mężczyźni wnoszą w życie rodzinne. Ja naprawdę nie mam parcia, by samej rąbać drzewo i palić w piecu. I cieszę się, że mój mąż to robi. Teraz, gdy wróciłam do pracy po 4 latach bycia z dzieckiem w domu, to mój mąż przejął opiekę nad Rózią, zawozi ją do przedszkola, a gdy choruje (co jest częstsze), całymi dniami po prostu jest z nią w domu, próbując jeszcze w miarę możliwości pracować w internecie. Do tego robi najlepsze placki ziemniaczane na świecie! I najlepsze spaghetti! W czym jest więc gorszy ode mnie jako kobiety? No w czym?
Daga, dokładnie te same myśli siedzą w mojej głowie..
Nigdy nie byłam i nie jestem feministką..
Choć szanuje je i podziwiam, bo dzięki nim pewnie możemy być tutaj gdzie jesteśmy..
Ale chcę być kobietą. A On niech będzie mężczyzną.
Ale kochane dlaczego? Dla mnie jesteś Julka jednym z lepszych przykładów feministki. Okropne, że ktoś Wam wmówił, że feminizm to negowanie męskości i pomieszanie ról –
chęć bycia facetem. Nieprawda! Feminizm to lubienie tego, co kobiece. To bycie kobietą w każdym możliwym aspekcie – matki, kochanki, córki, koleżanki, żony, przyjaciółki, siostry, partnerki. Feminizm to niezgoda na odstawianie kobiet na boczny tor, także w znaczeniu niezgody na pomniejszanie roli kobiety, która spełnia się w domu. Każda z nas jest inna. Wszystkie fajne. To jest właśnie feminizm. Jedyne o co walczy to możliwości. „Bądź kim chcesz. Miej wybór!”
Najprostszą drogą do uczynienia czegoś mniej ważnym jest wyśmianie tego. Ktoś kiedyś postanowił wyśmiać feminizm tworząc figurę „feministki” -krzykaczki, babochłopa, wojującej z wiatrakami, nienawidzącej mężczyzn, niemającej mężczyzny, niechcianej, zapewne brzydkiej i takiej, co to seksu nie uprawiała, bo nie ma z kim i jest przez to sfrustrowana. I najgorsze jest to, że tyle osób w to uwierzyło, że przez to kobiety, takie jak Ty Julka, które samymi sobą, nawet nieświadomie, realizują idee femiznimu, wypierają sie jakichkolwiek związków z feminizmem i feministkami. Wstydzą się, że mogłyby mieć z „tym” coś wspólnego.
Feminizm to najprościej i najbardziej – lubienie kobiet i kobiecości, dawanie kobietom możliwości i wyboru, a nie twierdzenie, że faceci są źli.
Od czterech lat jestem w domu z dziećmi, bo tak wybrałam. Ale jestem feministką. Jestem kobietą, jak mogłabym nie być?
Ściskam Was mocno.
O! Pięknie mi to przedstawiłaś! Taką feministką mogę być! :*
jakie to szczęście mieć takich mężczyzn. ja długo byłam dziewczyną z pierwszej części opisu. i choć wiem , że nie u wszystkich to takie proste, to u mnie trzeba było sobie uświadomić , że mój Mężczyzna jest też taki jak ja – potrzebuje czasem wsparcia, uskrzydlenia, pochwalenia. i moja wiara w Niego pomogła mu, tak jak Jego wiara we mnie pomaga mnie. myślę , że mimo to , że ich sylwetki skierowane są czasem w różne strony, to , to że płyną na tej samej łodzi, świadczy o tym , że płyną w tym samym kierunku. świetna grafika.
„że mimo to , że ich sylwetki skierowane są czasem w różne strony, to , to że płyną na tej samej łodzi, świadczy o tym , że płyną w tym samym kierunku.” – o to, o to właśnie też chodzi..
Ja to widzę inaczej.
Zanim przeczytałam zobaczyłam tego mężczyznę, który na pierwszy rzut oka (ale to tylko moje oko) wiosłuje w całkiem inną stronę. I to dziecko, bo tak mi się wydaje, że zmagają się właśnie dla niego. Niby wspólne dobro a jednak każdy po swojemu a może trochę na przekór.. Zobaczyłam tą kobietę, zgarbioną ale z lekkim uśmiechem. Z czymś się zmagającą a jednak zawsze silną. Wie, że podoła.
A ja faceta nie zauważyłam wcale… Tylko to dziecko za plecami mamy, które Tuli misia, a powinno tulic mamę i siedzieć z przodu, żeby matka miała oko… Jak to tak… Nienaturalnie… Dzieci zawsze powinny być z przodu, bo z tyłu to wypaść może jak zachwieje… Smutny obraz…
to duża prawda z tym dzieckiem na tym obrazie..
A ja chciałabym wierzyć i widzieć to co widzisz TY, i to na ten dzisiejszy dzień zostawiam w moim sercu …. pozdrawiam z Łodzi
A moje pierwsze spostrzeżenie…KOBIETA JEST TAK SILNA JAK MĘŻCZYZNA! w każdej sytuacji sobie poradzi.
I tak pewnie myślę, bo nie mam mężczyzny obok siebie który daje mi siłę i jest dla mnie wsparciem
gdy pierwszy raz zerknęłam na obraz, to najpierw zauważyłam dziecko, jakby nieco wystraszone, zagubione. ..i to ,że mężczyzna w innym kierunku siedzi…..i patrzy…..Potem zaczęłam czytać Twoją interpretację i zwróciłam uwagę na większe detale, np. ich wspólne wiosło… hmm.. dziecko same gdzieś w kąciku, oni w innych kierunkach choć właśnie połączeni wiosłem…..jakoś chyba negatywną wizję widzę…Twoja wizja jest lepsza! 🙂
Bo ta grafika jest negatywna. Takie jest jej zamiar, zamysł. Jest smutna i negatywna. Ale ja ją widzę inaczej bo mam coś innego w środku aktualnie.
dziękuję Bogu, że widzę to tak jak Ty. bo chyba faktycznie patrzymy przez swój własny pryzmat.
pytaniem, które najczęściej słyszę jest: kiedy wróci B.?
a stwierdzeniem, które najczęściej słyszę jest: B.ciągle nie ma w domu.
wiem,nie ma go często. ale nie ma go po to, abym ja w tym domu mogla beztrosko być i nie martwić się niemal o nic. za to kiedy jest jest naprawdę.
Moja Mama mawia, kobiety chciałyby wszystko. Męża w domu i pieniądze. A nie da się mieć wszystkiego.
Fajnie Agata, że Ty to wiesz :*
Widzę smutne dziecko, na które nie patrzy ani mama ani tata. I widzę mamę i tatę próbujących całymi siłami płynąć w przeciwnych kierunkach jedną łodzią, a nawet w niej razem nie siedząc. Taki smutny obrazek widzę.
dużo daje do myślenia ten obraz, nieprawdaż?
O tym naszym dzisiejszym świecie.. Że niby wszystko dobrze, płyniemy na przód..
Ale wszystko tak naprawdę często jest zwyczajnie do dupy.
A ja widzę że trzymając te same wiosła nie popłyną za daleko. Trzeba mieć coś swojego by płynąć naprzód
i to też bardzo mądre..
A ja czytam posty wielu ludzi, którzy mieli chyba spaprane dzieciństwo albo małżeństwo.
Mnie to już w ogóle wyobraźnia poniosła;)) I wcale, a wcale nie odniosła się do mnie samej, bo i Męża na co dzień mam i szczęśliwą rodzinę… A może jakiś mój strach się w tej wyobraźni zakradł?… Bo ja to przede wszystkim zobaczyłam tęsknotę… Jakby ten mężczyzna tylko wspomnieniem był, jakby teraz ta kobieta samotnie musiała być u steru, dziecko smutne, przestraszone, obie jakby odnajdujące się w nowej rzeczywistości ze wspomnieniem cudownego, silnego mężczyzny, którego już nie ma… I ta kobieta z jakąś taką determinacją, nadzieją, jakby dlatego dziecka postanowiła, że będzie dalej płynąć do przodu, choć jakby w tej swojej nadziei i rozpaczy zarazem, gdzieś do tego dziecka zbliżyć się odpowiednio nie potrafiła, skupiona na sobie, zamknięta w swoim bólu…. Ech, ile ludzi tyle interpretacji:)
Ola, to też tak! Niesamowite, ile pięknych i smutnych, ale wszystkich bardzo prawdziwych prawd niosą Wasze opisy.
Droga Julio!
To,co widzimy chyba zależy od tego w ja im miejscu się znajdujemy.
Ja skłaniam się ku pierwszej części tekstu,wiedzę to co nasuwa się w pierwszej kolejności. Bo widzisz trzeba najpierw mieć tego mężczyznę,który zawsze „wiosłuje”,który zwyczajnie jest,na którego możesz liczyć. „Mój ” poszedł wiosłować gdzie indziej,więc ja muszę trzymać ster i całą resztę, abyśmy dotarli na spokojny ląd.
o to mi właśnie chodziło w tekście, że każdy z nas widzi to co ma w życiu.
nie to co jest na obrazie, a to co aktualnie w sobie nosi.
a to prawda niepodważalna.. że najczęściej w życiu, mężczyzna może odejść kiedy chce, a to kobieta musi wykarmić dzieci i dać im spokojny byt.
Ja widzę rodzinę, która się rozpadła. Rozwód rodziców. Dziewczynka jest z matką, która z nią teraz będzie płynąć przez życie. Ojciec odszedł powodów jest kilka: inna kobieta lub jego śmierć. Dla mnie to smutny obraz, samo życie.
tak, to bardzo smutny obraz. to prawda.
ja też niestety nie widzę tej fajnej strony tego obrazka, dla mnie to kobieta skupiona na celu, pędząca, a mężczyzna nieco hamujący cały mechanizm, tak jakby chciał, by siedziała w domu? nie spełniała się? może jej zazdrości, może chce, żeby nie zarabiała więcej od niego?
ja mam opokę, męża, który poniesie na plecach dom, mnie, córeczkę i jeszcze psa, który wieczorem, gdy już wszyscy śpią, umyje podłogę w salonie, bo pies nabrudził. taki nasz cichy bohater 🙂 nie woła o uznanie, poklaski, podziw. to ja pędzę, wciąż mnie gdzieś rwie, ciągnie, ale wciąż niezmiennie wracam do tej mojej przystani 🙂
Ja tez mimo swojego optymizmu widzę na tym obrazku „niepokój” to chyba najlepsze określenie.
Ciemny kolor nieba, w oddali deszcz, dziecko które siedzi z tyłu matki ściskające misia.Kobieta zmęczona , bez biustonosza , spięte włosy oznaczają pośpiech i brak czasu aby o siebie zadbać i te wiosła które symbolizują wielki trud który musi wkładać w codzienność, często trudną codzienność.
A on ? – on jest z boku, raczej pod spodem, czyli jak mu wygodniej to pomoże a jak nie to się usunie na bok.
Czyli to obraz dość dużej części społeczeństwa.. niestety..
niestety. Ale bardzo ważne jest to aby takie tematy poruszać, tak jak ty to robisz, żeby uświadamiać młode kobiety że nie wszyscy muszą wychodzić za mąż,mieć szybko dzieci, wpadać w codzienny marazm, nie mieć czasu dla siebie dla swoich zainteresowań. Że kobieta ma wybór, może spotykać się z wieloma chłopakami żeby w końcu trafić na tego idealnego, nie spieszyć się do tego dorosłego życia bo często rozczarowuje. Nie patrzeć co powie sąsiad, kierować się często sercem a nie rozumem, kochać też siebie nie tylko bliźniego 😉
Jula twój głos w takich sprawach jest bardzo ważny. Cenię cię ogromnie za to że oprócz, zdjęć domu, dzieci i lżejszych tematów, poruszasz również te trudne i ważne, nigdy przy tym nie narzucając swego zdania.
love
Aneeeetaaaa :*** Jak tyś mi tu dziołcha ładnie napisała.. Jo często nie załuguja na takie wyznania.
Ale jak tak jest to ja się ciesza i też Ci bardzo przaja za te wspólne lata :*
choć prawda jest też taka, że znam i mam koło siebie mężczyzn, gdzie to kobiety się poddały a Oni z dziećmi (wprost jak z filmu scenariusze) bosko dają radę.
Ja niestety w swoim życiu tak się zdarzyło, że poznałam wiele wspaniałych silnych kobiet i niestety mam niedosyt wspaniałych mężczyzn. wiec pewnie bardziej się skłonie ku pierwszemu.
Zaczyny się to już w domu gdy nie masz dobrego wzoraca w ojcu a później idzie na kolejnych mężczyzn.
Stąd choć tak bardzo cenie kobiety, przyjaźnie z nimi, podziwiam to jak radzą sobie z codziennością i dlatego tak bardzo chciałam mieć córki a los jak to los obdarował mnie synami może żebym spróbowała ich wychować na wspaniałych mężczyzn.
Trudne zadanie przed mną .
Wiesz, ja mam tak, że jestem z natury wojowniczką, buntowniczką.
Jestem za kobietami, ale mnie właśńie przekornie los dał super Tatę, genialnego Szwagra, cudnego męża..
I choć czasami narzekam na mężczyzn w ogóle, jako na gatunek, tak potem sobie myślę, no nie mogę narzekać noooo.
i stąd ten mój drugi obraz się wziął.. bo pierwszy jest ten oczywisty – smutny..
Natomiast drugi ten u mnie..
Musisz podołać Marlena! Czekają młode 6 latki na wspaniałych mężów! :*
A ja myślę, ze ten obraz nie jest wcale smutny, ale bardzo prawdziwy i normalny. To znaczy ani nad wyraz radosny, ani smutny. Po prostu realny. Chodzi o to, że nie ma związków idealnych, gdzie ludzie ćwirkają sobie codziennie do uszka najpiękniejsze wyznania miłości, a przy tym nigdy się nie pokłócą ani głosu nie podniosą. Ale, moim zdaniem, w prawdziwym związku to ludzie właśnie tak połączeni być powinni jak te wiosła połączone. One dla mnie oznaczają miłość na dobre i na złe, wsparcie w trudach i radość w dobrych chwilach. Rzeczywistość jest taka różna, ale najważniejsze, ze jest ta druga połówka, nawet jeśli fizycznie nie ma jej akurat obok.
A, że dziecko z boku, za plecami mamy, to dobrze. Moim zdaniem tak być powinno. Mama powinna z dzieckiem w takiej jednej łódce płynąć, zapewnić mu bezpieczną podróż przez życie i zawsze w tej podróży być obok, póki dziecko jest jeszcze dzieckiem. Żaden rodzic nie uchroni swojego dziecka przed smutkiem, płaczem, ale najważniejsze żeby być obok, żeby dziecko zawsze wiedziało, ze jeśli tylko potrzebuje to rodzic jest obok. Żeby się z tą miłością rodzicielską nie narzucać non stop. Moim zdaniem rodzice nie mogą skupić się wyłącznie na dziecku, bo dzieci nie powinny być całym światem dla rodziców. Tylko nie zrozumcie mnie źle, chodzi o to że jeśli rodzic jest wpatrzony tylko w dziecko, nie ma swoich pasji, zainteresowań, czasu wolnego tylko dla siebie, to krzywdę może zrobić i dziecku i sobie. Bo te dzieci nasze mają się kiedyś na inną łódkę przesiąść i z kim innym wiosłować 🙂
Ja tak rozumiem ten obraz. Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka
Aga, dla mnie Twój opis jest numerem jeden! Genialny! Pod każdym względem. Podpisuję się pod każdym słowem i wciąż, ponownie nie mogę uwierzyć w to jakie dziewczyny tu u mnie goszczą. Kłaniam się nisko :*
A ja patrząc na ten obraz mam wrażenie, że oni sobie nawzajem przeszkadzają i utrudniają wiosłowanie… jedno ma na twarzy wypisane: dam radę… A drugie: po moim trupie… i tylko to dziecko jakże samotne i smutne… 🙁
moja pierwsza myśl na ten obraz, zanim przeczytałam Twój tekst, to zapracowani rodzice i smutne dziecko 🙁
No i znowu Julio poprzestaeialas mi priorytety? Oczywiscie na te dobre tory. Do tej pory mialam pretensje do mojego meza, ze ucieka od nas, ode mnie i dzieci. Mialam go przewaznie za takiego meza i ojca tylko z papieru. I nagle mnie olśniłaś. Przeciez zawsze do lekarzy jezdzil ze mna, zawsze mimo zakreconego dnia, odbiera ode mnie telefony, a jak wraca po calym dniu na budowach, kapie dzieci i przygotowuje łóżka do snu. Gdyby nie on, nie czułabym tego bezpieczeństwa jakie on mi daje. Od dzis jest moim idolem. Jak to czasami potrzeba takiego olśnienia. Dzieki Julio?
O! Super! Uważam, że jeżeli choć jeden raz, jedna osoba, nawet na jeden dzień zmieni swoje myślenie na lepsze poprzez te moje bazgroły to warto to wszystko robić, prowadzić..
Dziękuję Ci! Bo to dla mnie wielka, największa nagroda.
A ja widzę kobietę i męzczyznę wiosłujących w dwóch różnych kierunkach. Do tego ona ma na pokładzie jeszcze jedno życie. Ona utrzymuje łódź na powierzchni, on ciągnie ją w dół. I stąd ten tytuł cyklu: „Ciemna strona społeczeństwa…”. Zresztą pozostałe obrazy w tym cyklu ukazują właśnie tę drugą, mało pozytywną i ciekawą stronę życia.
Ale Twoja interpretacja tego dzieła Jula, tez do mnie przemawia! I chciałabym, żeby w życiu każdej kobiety był Twój scenariusz. Ale życie jest jakie jest, ma swoje cienie też. Pozdrowienia!
Dlatego o tym napisałam. Bo ten obraz w całości całego cyklu jest smutny, przerażający wręcz…
Ale kiedy się od tego myślenia odcięłam, zobaczyłam coś innego.. I może kiedy pozwalamy sobie w życiu zobaczyć coś innego, kiedy widzimy to co chcemy, to może wtedy się to po prostu dzieje..
W dwie strony wiosłują. Daleko nie doplyną.
Nikt nie widzi dziecka.
To chyba nie jest o roli kobiety i mężczyzny (ani w ujęciu feministycznym ani konserwatywnym), ale o niemożności porozumienia się, zbliżenia, widzenia siebie. Tak ogólnie, choć pewnie w związkach szczególnie.
A ja zobaczyłam ze kobieta i mężczyzna się uzupelniaja. Ona z dziećmi w domu, on w pracy trochę rozmyte ale jest. Jak ona do przodu to on do tylu I odwrotnie. Sami też by te lotek pchali ale razem i jest łatwiej, lżej i szybciej do przodu. 🙂
Ej Julka Julka…nieraz to sie zastanawiam czemu ja to robie…po co znowu ciebie czytam…zamiast odpalić pudelka, poogladać bzdety, nie zawracać sobie głowy na wieczór niczym szczególnym…ja znów klikam w twoj podlinkowany post…no silniejsze to ode mnie…a jak kliknę to już przepadło…czytam…chłonę…rozmyślam nieraz pół wieczora…a potem rozglądam się wokół, dostrzegam to co mam, że wogóle mam, że ich mam, że aż tyle mam…tak Julio, to dzięki tobie ktoś dziś mocniej ucałuje dziecko na dobranoc, bardziej wtuli się w męża pod pierzyną…i zawsze na końcu czytania twego posta wiem, wtedy już zawsze wiem dlaczego to znowu robie…znowu cię czytam…
Zrobiłam screena Twojego komentarza 🙂 dzięki temu nie przepada.. i jak szperam i szukam czegoś w telefonie to ponownie wpadnie w oczy i znowu człowiekowi tak miło..
Dziękuje
A jak się obróci do góry nogami to mężczyzna wznosi się do góry na nieboskłonie, a kobieta z dzieckiem są pod wodą.A w ogóle to wydaje mi się że właśnie dzięki temu że siedzą jakby w innym kierunku to wiosłująć właśnie w tę samą stronę. Inaczej by wiosłatwiej połamali. Ja tu widzę trochę śmierci. Pomocy z zaświatów.
Tak! Od razu zobaczyłam mężczyznę, tego którego przestajemy powoli dostrzegać . Mężczyznę który spadł do roli ukrytego robotnika gdzie jest dodatkiem do „wszechwiedzącej, wszystko dającej radę, pięknej , nienagannej i pewnej siebie kobiety” która chcą wszyscy widzieć . Ha cóż za ironia !
Czytam Cię regularnie, ale zawsze tez czytam komentarze i tak sobie myśle jakie te Twoje czytelniczki mądre kobiety. Jaka to musi być radość niesamowita dla Ciebie- czytać Je… koniecznie szykuj ten biały namiot i spotkanie organizuj Julka;) oj będzie się działo!!;)
tak właśnie jest. nie statystyki, nie ilości lajków czy tam innych rzeczy ktore się dziś liczą..
Sukces mojego bloga mierzę mądrością moich czytelniczek. Są najwspanialsze na świecie.
Dwoje ludzi połączonych małzenstwem ale każdy ma inny cel patrza w dwie rozne strony Żadna ze stron nie chce odpuscic i zaciekle wiosłuje ale w przeciwnym kierunku nie wiem czy się kochają raczej nie dziecko jest wystraszone gdzies z tyłu samotne opuszczone smutna wizja
Dziecko za kobietą – nie jest w zasięgu jej wzroku, samotne, miś to niezaspokojona potrzeba bliskości, ale też materialny substytut bliskości
Wiosła – symbol świadomego wysiłku, trudu ponoszonego, żeby dotrzeć do upatrzonego celu
Brak mężczyzny na łodzi – nieobecność fizyczna ojca dziecka/męża
Spokój na twarzy kobiety – samorealizacja, szczęście
Brak wiatru/deszczu/ burzy – spokojne życie
Mężczyzna jest siwy, dużo starszy – może być ojcem kobiety
Mężczyzna jest odbiciem kobiety ale siedzi obrócony w przeciwnym kierunku – podobieństwo w podejmowanym wysiłku ale przeciwnie postawione cele
Zaciętość na twarzy mężczyzny – ambicja, bezwzględna pogoń za czymś, wyścig
Odbicie – jak w lustrze – mentalne postrzeganie siebie przez pryzmat ojca i jego determinacji/ambicji
Dla mnie obraz jest smutną alegorią części naszego społeczeństwa…optymistycznie myślę, że nie jego całości…
Gdy wezmę ten obraz i przyłożę do Nas, przetworzę przez moją rodzinę to widzę Krzysia który oddał Nam lepsze miejsca, on tam na dole jak silnik, nie pozwoli się przewrócić, ale wiesz gdy będzie chciał zaczerpnąć powietrza łódka nie przestanie płynąć, bo ja wciąż wiosłuję, może inaczej, może robię sobie przerw więcej, poprawiam spinki we włosach i zapinam polo pod szyją. A czasem rzucamy wiosła i tak sobie dryfujemy wypatrując nowego lądu do którego będzie nam się chciało dobić. I to mnie jakoś, aż tak bardzo nie smuci.
Kochana Julio,
pytasz co widze? A wiec widze glupote ludzka. Kobieta siedzaca z przodu, wiosluje tak samo silnie , albo nawet silniej niz mezczyzna. Dziecko siedzi z tylu , samotne i zapomniane, na drugim miejscu w zyciu matki. Widze matke – kobiete-perfekcjonistke. Kobiete, ktora probuje wszystkim udowodnic, ze mozna miec wszystko w zyciu, prace najlepiej ( 40 h w tygodniu), dzieci, ktore sa swietne w szkole, maja mnostwo hobbys, sa lubiane i kreatywne. Wspanialy dom, najlepiej taki czysty, nowoczesny z idealnym ogrodkiem i cieplym obiadem na stole. A tam na dole jest wlasnie ten mezczyzna , ktory tak samo wiosluje jak kobieta, ale w sumie zostaje zapomniany i prawde mowiac niedoceniany przez kobiete. Mam cudownego meza i dzieci , jestem w domu i nie pracuje, bo wiem, ze wszystkiego nie mozna pogodzic, bo doba ma 24 h. Gdy moje dzieci sa w szkole chodze na basen, szyje, cwicze joge, lepie z glinki i cuje sie spelniona. A kiedy maja na to czas kobiety pracujace? Czy one nie czuja sie jak roboty, ktore musza zawsze fukcjonowac? Zastanawiam sie gdzie sa granice ? Bo pamietajmy , ze kazda nowa rzecz , ktora kupujemy to kolejna h naszego zycia, ktore musimy spedzic w pracy, aby najpierw na nia zarobic. Poza tym Julio co mnie przeraza , ze jestesmy generacja zyjaca na kredyt. Wydajemy coraz wiecej pieniedzy , ktorych nie mamy, aby moc sobie pozwolic na wiecj. I nadal zapominamy, ze zycie jest krotkie i tylko jedno..
Serdecznie pozdrawiam…
Widzę mamę z dzieckiem. Dziecko trochę z tyłu. Mężczyznę, który otacza opieką i dziecko i kobietę. Wspiera i pomaga kobiecie dotrzeć do celu. Współpraca. Tak bym ten obraz nazwała.
Ja widzę, że każde nich płynie w przeciwnym kierunku. Kobieta do przodu. Mężczyzna ja zawraca i tak się szarpia z codziennością.
Według mnie każde nich płynie w przeciwnym kierunku. Kobieta do przodu. Mężczyzna ja zawraca i tak się szarpia z codziennością.
A moja pierwsza mysl nasunela sie taka, ze ten facet jest jednak gdzies w tle i czuwa nad swoja rodzina. Ze byc moze jest tym fundamentem domu, ktorego nie widac lecz jest mocny i silny podtrzymujac stabilnie caly swoj majestat. I tak szybko pomyslalam sobie o wlasnym mezu, o naszej rodzinie, domu, obcenym stanie rzeczy, gdzie jest jego miejsce..tego naszego taty….i bez wachania pomyslalam sobie, ze jak czasem rozne sa te nasze dni…to jednak ogolnie bardzo szczeliwy jest nasz dom, i czy on z nami wiecej przebywa czy mniej to jednak jest z nami, jesli nie zawsze cialem, to dusza, sercem i umyslem…i wtedy wlasnie gdy nie ma go z nami, gdy jest na wyjezdzie z pracy, z dala od domu, czasem za oceanem, w innym kraju, to jednak wlasnie nadal jest tym naszem fundamentem…i tak, w tych wlasnie momentach wioslujemy w przeciwnym kierunku, bo ja w domu z dziecmi, a on na innym krancu swiata, ale wlasnie to, ze wioslujemy w przeciwnych kierunkach, pozwala nam spotkac sie po drugiej stronie i znow byc razem az do nastepnego razu :).
Od razu pomyślałam: jak świetnie współpracują, idealnie się dobrali.
Spojrzałam na ten rysunek i nie widziałam odbicia mężczyzny… Pierwsze co zobaczyłam to dziecko… Samotne (ale nie samo) z misiem tak mocno tulonym… I mamę… Zapewne cudowna… Zakochana w dziecku… Ale ona musi wiosłować, musi starać się żeby płynąć dalej… I przez to jest tyłem do dziecka… Nie ma czasu poświęcić mu uwagi… Nie ma czasu na podziwianie widoków… Nie ma czasu na zwykłe siedzenie i patrzenie…
I potem ten tata… Kochający mąż, wspaniały tata zapewne… Ale jest tylko tym odbiciem… Jest gdzieś poza… Zapewne w pracy starając się zapewnić byt swojej rodzinie, która tak kocha… Ale nie może być fizycznie obecny….
I tak naprawdę cudowna rodzina… Dobrze wyglądają, zapewne się kochają… A w rzeczywistości tylko tego czasu brak… Bo ciągle w biegu… Bo ciągle gdzieś pędzić i gnac…
Julio,
Zobaczyłam ten obraz u Ciebie i ja go nie mogłam jednoznacznie opisać w swoich myślach…
Ma tyle różnych możliwości przekazu…
Mam go cały czas w głowie,
Gdy patrzę na swoje dzieci, mojego męża, siebie, nasze codzienne życie, chwile wielkiego szczescia i radości, chwile złości i płaczu, chwile ciężkej pracy i braku czasu, chwile, w których jesteśmy wszyscy razem…. I chciałabym by dla nas opis tego obrazu był taki pozytywny jak go opisałaś… i w tym wszystkim w tym biegu abyśmy nie zapomnieli o sobie, o tym małym chłopcu, który siedzi na skraju łódki i ściska misia…
bo to właśnie ten chłopiec przykuł moją uwagę najbardziej….
A może to jednak dziewczynka….
Każdy w tym obrazie zobaczy co innego… ja zobaczyłam
chłopca bo sama mam takiego małego blondyna co to uwielbia ściągać swojego misia 😉
A może to jednak dziewczynka….
Każdy w tym obrazie zobaczy co innego… ja zobaczyłam
chłopca bo sama mam takiego małego blondyna co to uwielbia ściskać swojego misia ?
Ja widzę coś zupełnie przeciwnego – mężczyzna chce płynąć w drugą stronę, dzieli ich tafla wody przez co nie są w stanie się porozumieć, stoją w miejscu zmęczeni, sfrustrowani. Dziecko jest milczącym świadkiem całej tej sytuacji.
Femina = Kobieta. Być feministką to być kobietą. Kobieta, która twierdzi, że nie jest feministką zrzeka się swojej kobiecości a nie na odwrót. Totalne pomieszanie i niezrozumienie tematu. Skrajność feminizmu jako ruchu była widoczna, gdy kobiety były zmuszone zaakcentować swoje „prawa do praw”.
Były demonizowane jako babochłopy bo śmiały domagać się możliwości myślenia, wyrażania poglądów, edukacji, głosowania – praw męskich, bo kobieta to dziergająca idiotka z mózgiem wróbelka…
Dziś każda kobieta realizuje te wywalczone prawa. Jedne z nas tylko z nich korzystają inne walczą o kolejne. Nawet Pani Pawłowicz czy Szydło są jak najbardziej feministkami, choć w życiu, by się nie przyznały he he.
Jedynie przypadki, które wierzą, że są stworzone po to, by zaspokajać potrzeby mężczyzn i przyjmują służalczą wobec nich rolę, akceptują przemoc fizyczną, psychiczną i słowną, nierówność i niesprawiedliwość nie zasługują na miano feministek.
To słowo powinno brzmieć dumnie. Tu naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Zapytałam mojej 12-latki co widzi na tym obrazku.
Odpowiedziała: „Nie mogę się zdecydować czy On Jej pomaga czy przeszkadza…” po chwili namysłu dodała: „Myślę jednak, że jak oboje nacisną na wiosło to popłyną w przeciwnych kierunkach…”
Jeśli na grafikę, jak piszecie wyżej, rzeczywiście parzymy przez pryzmat własnej rodziny, to chyba powinnam przeanalizować relacje w naszej…