Nikt nie ofiarował nam wolności wyboru w kolorze oczu, skóry, kształtu nosa czy plaskatej bądź smukłej stopy..
Nikt nie dał możliwości rozejrzenia się po świecie i wybrania kraju wiecznego słońca bez wojny, głodu i biedy.
Nie możemy wybrać warunków, możliwości i predyspozycji..
Nie dostajemy upragnionego talentu, jedynie ten zapisany w genach…
A potem albo go odkryjemy, albo żyjemy w przeświadczeniu, że nie dostaliśmy żadnego.
Po prostu się rodzimy. W jakimś miejscu, o jakimś czasie, z jakąś rodziną, z za dużymi uszami, garbatym nosem bądź zbyt masywnymi udami.
Często poprzez swoją nieśmiałość lub inne niedostatki, nie żyjemy tak jak byśmy chcieli. Jak nam się pragnie żyć.
Jednak pozostaje coś, w czym wybór ma każdy z nas… bez względu na posiadane dobrodziejstwa czy ułomności..
Każdy z nas może wybrać pomiędzy życiem w którym się chce i życiem człowieka, któremu chęci brak.
Urodziłam się w domu, w którym Mamie chciało się wszystko. Począwszy od prowadzenia domu, gotowania, sprzątania, pielenia ogródka, deserów i weków, poprzez goszczenie znajomych, rodziny i obcych przechodniów, kończąc na pracy w której wracała zimą ze zgrabiałymi z zimna rękoma.
Choć dużo gadam, jestem głośna i robię zamieszanie, to zaskakująco dobrze i wnikliwie pomiędzy tym wszystkim, przyglądam się światu.
I dostrzegam tę ludzką możliwość wyboru, albo przede wszystkim co z tą możliwością czynią…
Albo jak wygląda codzienność i aura tych, którym się chce. Jak wygląda Ich rzeczywistość, ludzie, którzy Ich otaczają i wciąż kłębią się dookoła, bo otaczać chce ich wielu. Aż wreszcie jak wygląda śmierć i pamięć o człowieku, któremu się chciało.
Gdyby każdy na tym świecie dokonywał takiego wyboru, wyboru chcenia, bilibyśmy się o miejsca w wolontariatach, brakłoby zwierząt do adopcji i psy w schroniskach padałyby z przejedzenia.
W sklepach zalegałyby ogórki w słoikach, bo każdy miałby chęć wekowania i robienia własnych przetworów.
Dlatego ważne jest, by te pragnienia ludzi w działaniu były odmienne. Zróżnicowane.
Podjeżdżam pod kościół, widzę te nasze dziewczyny z Rady Rodziców.
Czy gdyby mnie się nie chciało, to poznałabym te wszystkie fantastyczne dziewczyny z mojej wsi, którym się chce.
Czy wiedziałabym, że Bosia będzie pamiętać o herbacie w termosie na kiermasz pod kościołem, i o grzańcu, gdy te stroiki będziemy tworzyć w Sołtysa salce?
Że Alina założy zeszyt najlepiej sprzedających się stroików, by pamiętać na przyszły rok.
Że Marta wraz ze swoimi pracownikami będzie kleić dwa dni brylanciki na świątecznych kartkach.
Że Eliza okaże się taka „moja”.
Że widząc zapał, chęci, upór i maile wymieniane o północy, to jestem dumna z tego, że jestem Ich częścią. Dziękuję wtedy w myślach mojemu rodzinnemu domowi, który nauczył mnie dokonywania właściwego wyboru.
I kiedy patrzę na tych, którzy przechodzą obojętnie obok, to tłumaczę sobie, że Oni dokonali wyboru „chcenia” w innych życiowych dziedzinach… Mam taką nadzieję.
W sobotę wsiadłam w auto by pojechać do rodzinnej wsi. Na chwilę.
Nagrać generalną próbę teatru cieni, w Szkole Podstawowej mojej Siostry. Wieczornica
Choć z moją siostrą rozmawiam codziennie, tak od prawie roku, umawiam się z Nią na audiencję.
Mojej siostrze się chce. A wiecie jak jest gdy człowiek, któremu się chce, trafia na sobie podobnych?
Albo przenoszą góry, albo potrafią podnieść placówkę z kolan. A potem te kolana jej otrzepią by wgnieceń nie było na skórze.
Mam takie zdjęcia w telefonie, wysyłane przez moją siostrę, jak nowa Pani Dyrektor stoi w wakacje na drabinie. W szarym dresie. I szpachlą zdrapuje starą farbę ze ścian.
I w te wakacje były tam dni prawie sześćdziesiąt. One i rodzice ze wsi, którym się chce.
Po pracy zjadali na szybko obiad, zakładali robocze ciuchy i do nocy z tymi nauczycielkami stali na drabinach, malowali, szlifowali…
Każdy mądry człowiek, takiego rodzica stojącego tam z pędzlem, będzie pamiętał zawsze.
Będzie Mu się głową w pas kłaniał.
I kiedy słucham na tej audiencji z moją siostrą o tych, którym się chce, to się człowiekowi tak dobrze śpi…
Z takim spokojem, że ten świat nie najgorszy jest. O nie!
Dzięki tym, którym się chce. Dzięki tym, którzy dokonali takiego wyboru.
Takie życie jest po prostu coś warte. Bez względu na to, czy buduje się wielkie łuki triumfalne, czy remontuje Szkołę Podstawową, w której jest pięćdziesięcioro uczniów…
Moja siostra robiła Jasełka. Nie. Moja Siostra robiła Wieczornice. Teatr cieni.
Wraz z Panią Basią (na filmiku to ta urocza blondynka z grzywką. Moja nauczycielka także i najlepsza przyjaciółka naszej rodziny).
– Wiesz Jula, podjeżdżam pod szkołę i widzę te lampki na drzewach porozwieszane, to ognisko naszykowane. Ławki, stoły, namioty. Te Mamy z ciastami w rogach Reniferów, które Iza dla wszystkich Mam zamówiła… I Piotrek mi mówi – no otwieraj Miśka te szkołę (bo ja jestem Puszek, a moja siostra jest Miśka), a ja Mu odpowiadam – czekaj Piotruś, muszę się napatrzeć. Jaka ja Jula jestem dumna z tych ludzi, jaka ja jestem dumna, że tam pracuję – tak mi opowiadała na audiencji pojasełkowej, na którą się musiałam zapisać sms’em, bo wiadomo po jasełkach jeszcze będzie tydzień zajęta. Dobrze choć, że na Wigilię wpadnie. 😉
Moja siostra z Panią Basią wieczory spędzały na próbach, dekoracjach, zaangażowani rodzice przywożą dzieci, wspierają. Na szybko wpadają ze świątecznych zakupów i wiążą kokardy pod szyją swoich córek.
A potem na facebooku pod fotorelacją z Wieczornicy córka mojej Siostry podpisuje „Gratulacje Mamo”, i wtedy też mi się chce płakać. Bo to zamyka tę całość.
Tych ludzi ze wsi co siedzą przy ognisku, tę moją Mamę co tam najbardziej wariuje.
Ci co nie byli, niech żałują po stokroć, bo nie ma nic piękniejszego niż integracja z własną wsią.
Choć podobno hitem był płaszcz Wójta, w którym mój Tato poszedł do domu przyłożyć do pieca.
Pani psycholog jak przystało na psychologa pocieszała władzę, żeby się nie martwił, bo ten od Rozumka ładny taki, może i nawet ładniejszy, to na co te troski..
I kłaniam się tutaj w pas każdemu komu się chce. Bo takie życie jest coś warte.
I na te święta życzę Wam Moi Kochani, obyście nigdy nie tracili tej siły.
I oczywiście zdrowia.
Filmik wspaniały, brawa dla wszystkich osób zaangażowanych w to wydarznie. I dla małych aktorów i aktorek! A wy wielkomiejskie szkoły z czołówek rankigów na wszystko – uczcie się!
Julka,
jeżeli mogę tak napisać bo przecież się nie znamy ( chociaż czytam twojego bloga od zawsze ale po cichu, bez komentowania, udzielania się) to dzisiaj po przeczytaniu stwierdziła , iż muszę napisać bo ty napisałaś tak pięknie i dotknęłaś środka mojego serca, moją części mnie która też tak uważa. Piękne słowa i czasami tylko chciałabym móc chcieć jeszcze bardziej. Ten post dał mi nadzieję, że jeszcze nic straconego, że jeszcze mogę gdy tylko chcę , teraz już wiem czego dokonać w przyszłym roku- CHCEĆ JESZCZE BARDZIEJ,MOCNIEJ, Więcej brać od życia to się chce, wydać wiersze które spisane w szufladzie leżą- chociaż ostatnio jeden ujrzał światło dzienne gdyż moja Anielka wyrecytował go w szkole gdy miał wybrać wiersz o jesieni-chciała mój i żaden inny dumnam wielce.
Stworzyć kolejne obrazy które siedzą w mojej głowie… i jeszcze żyć, żyć, żyć…
Jesteś piękna tak wewnętrznie też, masz piękną duszę i czysty umysł- mam wrażenie, że jesteś Aniołem..
Dla Was również Juleńko wszystkiego najlepszego na te święta. Jesteś cudowną pełną ciepła i empatii osobą. Kolejny raz dziękuję Ci za ten blog ❤
dziękuję Julia za teczkowa. w tym jakże okropnie złym czasie dla mnie. dziękuję, że jestes❤️
za te słowa miało być 🙈
Dziękuję Julka! Bardzo Ci dziękuję!
bo wiesz nie chciało mi się ostatnio oj nie bo stres nerwówka i złe emocje w pracy i gdzieś to wszystko się przenosiło na dom i nie chciało mi się oj nie chciało:(
ale wiem trzeba zamknąć drzwi pracy i zostawić to, jechać do domu bo choinka już czeka na przystrojenie, ciast napiec na święta i śledzi narobić i dom wypucować i chce mi się dla Chłopaków moich
i kiedy Synek mi mówi (w samochodzie w drodze do sklepu) że fajnie te światełka w domu porozwieszaliśmy i że On je tak lubi i że „dziękuję ci mamo” ta jak ma mi się nie chcieć:)
A dla Was Juleczko zdrówka dużo!
I jak zwykle w pracy chlipię;)
Ło matko,ale się pani Julio Z tym postem wstrzeliła,też w moje życie. W ten poniedziałek te grałam w przedstawieniu o Bożym Narodzeniu trochę z przymrużeniem oka. Ponad 20 osób dorosłych brało w nim udział i wszyscy z mojej wioski. I jakoś też wszystkim się chciało,od września mieliśmy spotkania. I to myślę wszystko dzięki jednej osobie, która umie skrzyknąć ludzi,a jest nią nasz wspaniały ksiądz
zazdroszcze bardzo całej rodziny takiej. Najbardziej mamy. Moj tata zostawił rodzinę, mama też. Kiedy miałam 17 lat została prostytutką , wywiozła naszą 6 do innego miasta gdzie nie było rodziny która mogłaby jej zwrócić na cokolwiek uwagę. Tam wynajęła dom i nas zostawiła. Opiekowalysmy się z siostra braćmi 3,9 i 14 letnimi bliźniakami od czasu do czasu dostawając pieniądze od matki. Potem z zadłużonego domu nas wywalono, część zamieszkała z matką w wynajmowanym kolejnym mieszkaniu a dla mnie i siostry nie było tam miejsca . Musiałam iść do pracy i zacząć dorosłe życie. Braćmi matka się nie zajmowała , najczęściej to ten 10 letni już opiekował się 4 letnim. Robił mu śniadania, obiady,zajmował się nim. Policja ich pewnego dnia zastała samych w domu ( nie wiedziałam gdzie mieszkają bo matka znowu ich wywiozła) i przewiozła do Ojca alkoholika od którego pewnego dnia po kolejnej awanturze uciekli sami w nocy. 10 letni chłopiec i 4 letni. Sami w nocy w dużym mieście w centrum Polski. Sami tez podróżowali pociągami 500 km przez Polskę autokarem gdzie nikt nie zwrócił uwagi ze takie smarkacze podróżują sami. Ten młodszy przez ponad pół roku nie chodził do szkoły , nie był zapisany do żadnej. Mieszkali w domu publicznym z matką , gdzie ich szantażowano ze jak matka ucieknie to ich zabiją. Naprawdę . Teraz jeden z nich mieszka ze mną, drugi w domu dziecka bo nikt z rodziny się tym nie interesuje. Dlatego każdego dnia muszę walczyć o to żeby chciało mi się myśleć o ludziach dobrze, żeby mi się chciało i mieć sile o nich wszystkich dbać , mimo swoich własnych braków troszczyć się o nich i o córkę, nie podnosić na nią ręki jak to było w zwyczaju u nas w domu i po prostu normalnie zyc. Zazdroszczę takiej wspaniałej rodziny
Bardzo współczuje tych strasznych i przykrych przeżyć😳mam nadzieje, że u Pani i rodzeństwa będzie juz tylko lepiej. Wesołych Świąt ❤
Dziękuję, że”przywołałaś mnie do porządku”…tak łatwo zapomnieć co ważne…I dziękuję za piękna dedykację w książce-prezent dla siostry a gdy przeczytałam poczułam się jakby to był tez prezent również dla mnie. Pięknego czasu !
Pięknie to napisałaś 🙂 I właśnie uświadomiłam sobie, że ja z tym moim chceniem zawsze bokiem się przemykam, podrzucam coś i uciekam, bo tak już mam. Mogę całą noc piec, ale na kiermaszu to już kto inny sprzedawał 🙂 zawsze z tylu, zawsze z boku, ale czy mniej zaangażowana? Pewnie tak to wygląda 🙂 dobrych Świat!
A ja myślę, że każdy człowiek, który też dużo robi, doskonale Twoją pracę widzi i docenia.
Tylko ten, któremu się nie chce nie widzi, bo mierzy swoją miarą.
Każdy inny wie ile się nastałaś przy piekarniku. Nie każdy musi być śmiały czy chcieć wychodzić do ludzi. I to jest całkowicie normalne i zrozumiałe.
Wszystkiego Dobrego!
Jak to fajnie jest gdy chciało nam się chcieć;) zrobiliśmy tyle… pomogliśmy, nie spaliśmy po nocach… i widzimy później czy to roześmiane buzie czy łzy wzruszenia u innych… dla tego właśnie mi się chce;)
Buźki i wesołych świat!!!!!!!
Radujcie się, przytulajcie, całujcie 😉
Ewa
Oczy masz zielone, a w nich ogień prawdziwej miłości do ludzi, do świata ,do życia. Dobrze że Ci się chce Nimi właśnie Tak patrzeć.
Nie zawsze to chodzi o chcenie Julia. Jestem córką alkocholika i to wystarczy aby napisać, że pomimo mojej najlepszej chęci
pojawia sie zamrożenie i obojętność bo czlowiek boi sie odrzucenia, nie wie jak sie zachowac, wstydzi sie po ludzku. Czasami odwagi brak i siły aby zawalczyć. I ja rozumiem tych ludzi którym się może na pierwszy rzut oka nie chce ale im w duszy i w sercu może sie chce ale brakuje tego czegoś co utracili. To wspaniale że Ty i inni ludzie tworzycie takie rzeczy i działacie bo przekazujecie swoim dzieciom piękne świadectwo na czym polega zaangażowanie i współpraca przy tworzeniu wspólnego dobra. Życzę wszystkiego dobrego dla Was dobrych ludzi bo inni to doceniają:) Pozdrawiam. Ania
Wiesz Aniu, ja nie mówię o „chceniu” by sprzedawać ciasto na festynie. Można też chcieć dokarmiać bezdomne koty, można chcieć umyć okna Komuś starszemu we wsi. Można zorganizować zbiórkę ubrań dla biedniejszych. Mówię o”chceniu” poza swoim życie w ogóle.
To były akurat przykłady z ostatniego weekendu.
Wszystkiego Dobrego :*
Julka, więcej takich Ludzi jak Ty i Twoja Siostra!
Spektakl piękny, a Twój tekst jak zawsze trafia w sedno… Jeden z najpiękniejszych wpisów. A zresztą, jak tu wybrać, kiedy wszystkie są wspaniałe i tyle dają…
Krótko mówiąc: dziękuję Ci. Jesteś ogromną inspiracją a Twój blog daje kopa jak poranna kawa. I musisz wiedzieć, że właśnie Twoje słowa sprawiają, że człowiekowi się chce. Chce się być lepszym, wyjść do ludzi, podać rękę, chce się upiec chleb, chce się starać… i robić codziennie coś dobrego…i doceniać to dobre, co już jest. Bo dużo jest! 🙂
I myślę, że Twoje teksty powinny być obowiązkowymi lekturami w szkołach.
Wszystkiego dobrego dla Całej Waszej Rodziny! Ściskam i gratuluję. Cudownych Świąt 🙂
Dołączę te słowa do moich prezentów Gwiazdkowych.
Dziękuję Oluś :*
Zawsze jestem pełna podziwu co do komentarzy które znajduje się pod postami Julii bo każdy to jakaś odrebna historia napisana przez życie czasem wesoł czasem wzruszająca. Coś niesamowitego Wesołych Świąt 🙂
Za każdym razem gdy czytam te komentarze myślę sobie…. jak to możliwe? że tyle to już lat, a Oni choć czasami się zmieniają to wciąż tacy wrażliwi, dowcipni, mądrzy…
Skąd się tu biorą… Takie to dla mnie ważne i doceniam najmocniej.
Julka dziękuje tak po ludzku!!!Mialam bardzo ciężkie życie teraz mam wspaniałych kochanych moich mężczyzn koło siebie .Che mi się chcieć .A siostra jest cudnaaaa🌸I mądra i dobra,bardzo was lubie
Przeczytałam komentarze i niektóre takie smutne i gorzkie… Tak przykro. Ale tak sobie myślę, że to chcenie może być właśnie lekiem na złą przeszłość. Na rodziców alkoholików, na przemoc, na zwykłe, szarobure zło. Chcąc można przerwać ten zaklęty krąg, nie przenosić zgorzknienia i marazmu. Uciąć, żeby dalej nie szkodziło. Nie pozwolić, żeby rosło.
Mi się chce. Mojemu mężowi też. Idziemy sobie razem przez życie chcąc i to daje plony. Nie jest łatwe, ale budujemy. Zawsze budujemy – życie, przyszłość, rodzinę, spokój, poczucie bezpieczeństwa dla naszych dzieci. Tyle można zrobić, bo przeszłości się nie zmieni, spapranego lękiem dzieciństwa już się nie wymaże, ale to, co jest i co będzie budujemy sami. To można wybrać. I to wcale nie jest trudne. Nie można się tylko godzić na bylejakość. Trzeba chcieć!
Inna Julio, choć myślę, że jednak dosyć podobna, bo wyrwałaś te słowa z mojej głowy. To samo chciałam odpisać.
Można się uskarżać na ten los, okrutny jakże często i nieludzki, albo go odmienić. Choć spróbować odmienić.
I pewnie to niewyobrażalnie trudne zadanie aby nabrać tej siły, wiary, chęci na drogę w innym kierunku.
To się pewnie jak to nazywają „łatwo mówi”…
Jednak znam takich, którym z błota udało się powstać, zaschnięty piach strzepnąć z kurtki i włożyć nowe odzienie.
Dziękuję Julio za napisanie tego co i mnie w głowie siedziało.
Chciejmy! Nic prostszego nie ma niż położenie się na kanapie i odpoczynek przed tv. Ale trzeba ruszyć dupsko i coś robić! Bo cóż życie takie warte?
Mnie się zawsze chce i wciąż słyszę, że mogłabym czasem usiąść. A nie mam lekko bo sama z mężem obecnym wieczorami i w nie wszystkie weekendy, zajmuję się dziećmi. Babcia i rodzina 300 km stąd. I chce mi się pakować trzecie dziecko do auta żeby pierwszemu muffinek upieczonych do szkoły zawieźć. Albo z tym trzecim dzieckiem bajkę średniemu poczytać w przedszkolu. Mnie się zawsze chce bo życie mam jedno.
Tak, zawsze najmocniej podziwiam te Mamy z trójką dzieci, co tyle się Im z tymi dziećmi chce..
Nosić, pakować, wozić..
Kłaniam się nisko.
Ściskam Ewa.
A to nie ma co podziwiać właśnie. Tak z jednym jak i z trójką. Wystarczy chcieć.
Ściskam.
a bywa, że te co mają trójkę są lepiej zorganizowane niż te z jedynką.. Bywa tak często 🙂
Przepiękny film, gratuluję wszystkim osobom zaangażowanym w postanie tej pięknej sztuki. Fajnie, że są jeszcze szkoły gdzie przykłada się wagę do pracy, teatru i wspólnych spotkań.
Niech naszym mottem przewodnim na nowy ro będzie CHCE MI SIĘ i DAM RADĘ.
W święta odpocznijmy, naładujmy akumulatory, a od nowego roku ruszajmy do realizacji naszych celów z nadzieją że się uda. Pozytywne nastawienie to wielka siła napędowa.
Zdrowych, pogodnych świąt w ciepłej atmosferze w gronie rodziny i przyjaciół.
Tak mnie zawsze to i rozczula i napawa dumą… Że ja coś zacznę, jakiś temat, a Wy potraficie to w taki piękny sposób pociągnąć, rozwinąć..
Dzięki Eluś :*
Jakie to piękne!!! niesamowity taki teatr cieni, gratuluję pomysłu wykonania i tego wspaniałego spektaklu.Naprawde zamurowało mnie…Ludzie którym się chce zmieniają innym świat na lepszy 🙂
siedzę i wyje….ze wzruszenia…..przepiękny wpis z cudownym przesłaniem…..Jula dziękuję ci za to….i niezwykle mocno gratuluję rodzicom i nauczycielom ze szkoły w Zamościu…fantastyczna inicjatywa :-):-):-)
p.s jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że moje wczorajsze siedzenie do północy i robienie stroików na świąteczną klasową wigilię do szkoły mojego dziecka miało sens :-)…
Julio Droga. Ten wpis jest wspaniały. Myślę o nim od wczoraj. I bardziej mi się chce 🙂 piszesz o tak ważnych rzeczach i motywujesz bardziej lepiej niz jak ktos pieknie napisal kawa o poranku.Dotykasz naszych emocji jesteś autentyczna i prawdziwa . Wydobywasz to co czasem przykurzone gleboko w kazdym z nas.jesteś pięknym człowiekiem Julio:)
Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce…. Robię, działam wbrew siłom, chęciom i naturze. Ale nie chce mi się, tak bardzo mi się nie chce…
Nie jest to kwestia wyboru.
Daję z siebie ile mogę, w pracy, domu, rodzinie, znajomych, szkole dziecka, jeśli tylko ktoś poprosi jestem. Ale wolałabym żeby wszyscy dali mi święty spokój. I nie chcieli nic. Żebym nie musiała załatwiać spraw w urzędach, toczyć bezsensowne, powierzchowne dialogi z napotkanymi znajomymi, dostosowywać się do tego, że trzeba się radować, bo są święta, mimo, że ja mam akurat ochotę umościć się w czarnowidztwie i smutku.
Bo życie toczy się kołem i w fajnych emocjach zainspirowani tryskamy energią i patrzymy na świat przez różowe okulary. a potem wpadamy w otchłań rozpaczy (albo i nie, bo mamy dzieci i musimy dbać o atmosferę i uśmiechamy się mimo, że chciałoby się dotknąć swojej mroczniejszej strony).
Nie lubię generalizowania. Ze jesteśmy ponurzy i smutni albo nadmuchiwania sztucznego pozytywizmu. Ludzie gotowi uwierzyć, że tylko to, co pozytywne jest coś warte, ważne i popadają we frustracje, gdy nie czują się tak dobrze, pomimo, że podobno to tylko kwestia ich wyboru.
To, co negatywne, smutne, wulgarne, brzydkie, nieprzyjemne, zgryźliwe, nieuprzejme, niesprawiedliwe, nieuczciwe także jest częścią życia. A nawet to, że czasem, często albo wcale po prostu się nie chce. Można udawać, że się tego nie dostrzega ale im dłużej zaklinasz rzeczywistość z tym większą siła potem dopada.
Może to i dobrze było gdyby wszystkim się chciało, ale byłoby również dobrze gdyby nikt nie chorował czy był biedny. Ale tak nie jest. I to nie jest kwestia wyboru. Często konsekwencja ale nie wybór.
Aniela, jeżeli nie zajmujesz się na co dzień pisaniem, wielka szkoda.
Marnuje się ogromny talent. Masz duży dar pięknego pisania.
Co do treści…
Kiedy przyłożę ją do siebie, to owszem, zgadzam się z tym, że człowiekowi (każdemu) nie może chcieć się zawsze.
Tak się nie da żyć.
Smarzowski powiedział kiedyś, że po każdym zrobionym filmie odpoczywa najmniej rok, bo tyle energii go to kosztuje.
I ja to rozumiem, zrobić takie kino, to musi wyciągnąć sobie to zapewne z trzewi najgłębszych.
Dlatego czasami człowiek ma zryw, robi, działa, aby potem zalać się w swoim smutku czy rozgoryczeniu.
Ważne jednak by ten czas nie trwał zbyt długo. Bo albo wtedy jest to depresja albo marnowanie życia.
Niestety jestem zupełnie odmiennego zdania. Uważam, że to co dzieje się złego i tego konsekwencje, czynią wiele spustoszenia w ludzkim organizmie i życiu, ale cała reszta to nasz wybór. Czy chcemy w tym żyć czy się z tego marazmu wyrwać.
A że nie raz w życiu uśmiechamy się gdy uśmiechać się nam nie chce? Takie jest życie. Trzeba się z tym pogodzić i wyglądać lepszych dni. Pokaż mi choć jedną Matkę, która w swoim życiu się nie uśmiechała dla dzieci, a w środku chciało ją z rozpaczy rozerwać.
A czy ludzie gotowi uwierzyć, że to co wesołe tylko warte czegoś?
Nic z tych rzeczy! Istotą poczucia szczęścia i spełnienia jest przebyte nieszczęście lub ból. Bez istnienia czarnej strony życia, nie jesteśmy w stanie w pełni żyć, a co najważniejsze poczuć wartości tego życia.
Życzę wszystkiego dobrego z możliwością i pozwoleniem sobie na czarnowidztwo. Jest częścią naszego szczęśliwego życia.
Czasem sa chyba rozne momenty w zyciu czlowieka, kiedy bardzo sie chce, mniej lub wiecej, albo wcale. To zalezy od danej sytuacji w zyciu, od charakteru czlowieka, od okolicznosci. Mi samej ogolnie bardzo czesto sie chce, kiedy w zyciu wszystko uklada mi sie pomyslnie, to mam chec i gory nawet przeniesc. Ale mam tez te mniej radosne momenty, a wtedy chce mi sie mniej, choc dla dzieci zawsze mi sie chce. Ogolnie moja glowna puenta jej moc chcec zawsze, a moja inspiracja jest moja mama, ktora przeszla w zyciu ogromnie duzo, i ile razy upadala tyle razy sie podnosila i uparcie pchala do przodu. I nigdy w zyciu od niej nawet raz nie slyszalam dlaczego ja to spotyka.
Jest nad 5 siostr, w tej chwili juz wszystkie jestesmy doroske, mamy swoje rodziny, dzieci, a najstarsza siostra juz ma 3 wnukow. Moj tata zachorowal kiedy mialysmy lat 3, 5, 8, 11 i 12. Chorowal 7 lat. Przez ten caly czas mama sama pracowala na nasza 7 osobowa rodzine, na wsi, na gospodarce, z pomoca dwoch najstarszych siostr, ktore jeszcze same byly dziecmi. Srodkowa siostra zajmowala sie mna, 5 lat i najmlodsza 3. Mama miala 41 lat kiedy zostala wdowa. Wyjechalismy za granice, tu takze pracowala ciezko, ciagnela 2 a czesto 3 rozne prace zeby zwiazac koniec z koncem. W 2005 roku miala operacje na otwartym sercu, 2 sztuczne zastawki i otwor w sercu ktory zostal zaszyty, tydzien po operacji komplikacje, infekcja osaczyla i serce stanelo.Odratowali ja. Ale minuty byly policzone, serce uparcie nie chcialo zyc, zatezymywalo sie, totez operowali ja drugi raz bez narkozy, nie bylo czasu, bylo wielkie ryzyko ze kiedy ja uspia to juz ponownie nie wybudza. 3 lata po tym wstawili jej rozrusznik. W 2014 przewrocila sie, uderzyla glowa i zrobil jej sie krwiak na mozgu, miala emergency operacje trepanacji czaszki, polowa ciala sparalizowana, dlugie recovery, bylo dobrze i zle na zmiane przez wiele tygodni, ba…total 4 miesiecy. Siedzielismy u niej z siostrami na zmiane 24 godziny na dobe, rozmawialysmy, pracowalysmy z terapeutami. Minelo ponad 3 lata i mama wciaz zyje, wziaz jej sie chce. Wrocila do siebie, ze nigdy by nikt nie powiedzial, ze miala w zyciu takie powazne operacje. W lipcu tego roku wynieniali jej rozrusznik serca. Dzieki wspanialym lekarzom i swoim checiom zyje. Jej serce nie pracuje i juz nigdy nie bedzie pracowalo normalnie. A mimo wszystko ciagle jej sie chce. Nigdy nie sie nie poddawala. Nigdy nie zgorzkniala przez te wszystkie swoje doswiadczenia zyciowe. Wiec podsumowujac to…wierze ze jest to wybor checi, mimo iz czasem mamy klody pod nogami, kiedy przygniata nas tragedia zyciowa czy tez choroba. Mama miala wiele okazji by sie zalamac i nie chciec a jednak wybrala inaczej. Dzis ma 71 lat, i wciaz chce wszystkiego. Wciaz chce zyc i dozyc swej ostatniej chwili z godnoscia. Kocham ja bardzo i w swoich chwilach zwatpienia mysle o niej i to ona stawia mnie na rowne nogi.
PS. Jula, twoje posty i madre slowa takze odgrywaja bardzo wazna role w moim zyciu, dzis jednak chcialam poswiecic swoich mnostwo slow mojej mamie, bo jestem z niej bardzo dumna i chcialam podziic sie ze wszystkimi ze mimo trudnych chwil w zyciu mozna jednak nadal bardzo chcecic :).
Love ya!
Ja jestem z tych, co to mocno muszą walczyć sami ze sobą, by im się chciało chcieć. Bo ten brak równowagi neuroprzekaźników w mózgu tak bardzo czasem odbiera entuzjazm i chęć do działania. Ale ja nie lubię siebie, której się nie chce, dlatego mobilizuję się ze wszystkich sił, by jednak się chciało. Bo dawanie siebie innym jest najbardziej satysfakcjonującym doświadczeniem w życiu człowieka. Dziękuję Ci, Juliś, że dzięki Tobie – temu, co piszesz i opowiadasz o swoim życiu – chce mi się bardziej. Pięknego świątecznego czasu Wam życzę, bliskości i miłości aż do upojenia! Ściskam!
Musiałam wyłączyć dźwięk, bo bym się popłakała…
Wzruszająco i pięknie, naprawdę… <3