Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the instagram-feed domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/szafatosi/domains/juliarozumek.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
„sierpień” rozdział drugi. – julia rozumek

„sierpień” rozdział drugi.

Jak co roku już, zrobiłam sobie urlop blogowo-internetowy na czas świąt, z przedłużeniem do 6-go stycznia.
W święta dużo zamieszania, potem też spotkania, goście. I obiecałam sobie, że zanim nastanie ten szósty, to ja wygospodaruję dwa dni tylko dla siebie. Na czytanie, oglądanie filmów, niespieszne picie kawy, patrzenie w okno… Padło na piątek.. Udało mi się tylko do 10-ej, bo potem już myślałam że oszaleje 🙂
No nie potrafię tak. Nosi mnie. Usiadłam więc z zimową herbatą i zaczęłam pisać dalszą część „sierpnia”, którego to pierwszy rozdział napisałam rok temu. Jeżeli się Wam spodoba, to myślę, że będę siadała częściej do kolejnych rozdziałów… Ale już nie będę ich publikować, a po prostu zamknę w książkę.
Bo powiem Wam, że już się z tymi bohaterami zaczęłam zżywać…
Gdyby Ktoś chciał sobie przypomnieć, albo w ogóle przeczytać rozdział pierwszy, to można go znaleźć TUTAJ (klik).


Sierpień, rozdział drugi. Pod tytułem „Remiza” 
Janina miętosiła w palcach tasiemkę od sukienki. Owijała nią palec wskazujący, by po chwili jednym pociągnięciem wyprostować ją i nakręcać ponownie. Oparta plecami o okazały dąb, patrzyła na drzwi remizy.
Na z trudem już wchodzącego Pana Zdzisia, który późnym popołudniem był jeszcze całkiem trzeźwy, gdy podjechał do Taty umówić się na koszenie. Na owdowiałą Panią Celinę, która co sobotę miała nowe pończochy, gdyż w niedzielny świt były już mocno podarte lub jakże często królował całkowity ich brak. I jak nikogo nie dziwił zapał do romansów wiekowej już wdowy, tak każdy wciąż cmokał i uwierzyć nie mógł w te cotygodniowe nowe rajstopy…

W tle słyszała mówiącą nieustannie Basię. Która leżąc bokiem na trawie, podpierała się na łokciu i wyciągała ziarna słonecznika z wąskich szczelin astrowego kwiatu.
Co jakiś czas przerywała dość głośnym chichotem, który był zwieńczeniem jej opowieści o przybywającej gawiedzi pod sobotnią salę wiejskiej rozrywki.
Janina pomyślała, że z człowiekiem jak chociażby z radiem. Rodzisz się, a potem musisz wiecznie szukać odpowiednich fal. Ktoś przestawi cię w inne miejsce i już nie odbiera tak czysto, starzejesz się i słychać coraz gorzej.. Wciąż na nowo trzeba odnajdywać najwłaściwsze fale, aby móc dostosować się do miejsca w jakim się znaleźliśmy. Kręcić korbą od regulacji głosu.. Pod wieczór gdy dzień cichnie, gwar i rozmowy – ściszyć trzeba.. W dzień gdy traktor po dziurach terkocze – podnieść ton nieco. Gdy przebój zapuszczą, to odkręcić pokrętłem najmocniej, aby z Basią pod depo się chwycić i po kuchni kręcić, kurz z podłogi wznosząc.
A gdy wyłączy ktoś na długie lata, na strych odstawi, to zanim na półkę do kuchni powróci – każdy element przetrzeć, zdechłą mysz ze środka wyjąć… Bo i człowiek kiedy przez lata jakby na strychu siedział, niejedną mysz zdechłą w sobie chowa. Kurzu na powiekach, włosach, w nosie i na ustach mu się nazbiera…
A z Basią było inaczej. Basia od razu znajdywała fale. Właściwie Ona ich nigdy nie gubiła. I jakby ta głośność u niej jednakowa. Nawet gdy ciszę należało zachować, to dźwięk Basi i Jej zbytnia donośność każdego radował. Miała w sobie coś nieodgadnionego, co zwykła nazywać „na zmartwienie przyjdzie czas”. Ale ten czas u niej nie nadchodził. Choć z boku się niejednemu wydawało, że powinien. Chociażby jak Im stodoła z dymem poszła. I ludzie stali i płakali. Za głowy się łapali jojcząc „co to teraz Panie Władziu?” A Basia jak z falami, które zawsze miała – wiedziała co. Gumioki od Ojca oblekła i po mokrych jeszcze zgliszczach porządkować zaczęłą..
– Chcesz trochę? – zapytała Jankę wyciągając w Jej stronę kwiat słonecznika.
– Już mam tak od pola te ręce brudne, że jak jeszcze posukubię to już ino do kieszeni się te ręce będą nadawać. A ja kieszeni nie mam a i potańczyć bym chciała.
– Jak chcesz. Po oranżadę pójdę. – wstała by po chwili zniknąć za pomarańczowymi drzwiami remizy..

Jankowego Junaka słychać było z daleka. I wtedy pomiędzy dziewczynami robił się cichy gwar. Poprawiały włosy, szczypały policzki. Prostowały się jak struny, choć chwilę wcześniej stały niedbale i byle jak.

I chociaż Janek był jeden, tak zanim podjechał pod budynek straży, szykowały się wszystkie..
I tak co tydzień, te wszystkie panny, w nocnych tańcach lądowały w objęciach innych kawalerów. Kołysząc się w takt muzyki, kładły głowy na ramion partnerów, i zamykając oczy rozmyślały wciąż o tym jedynym.
A Janek galanty był kawaler i z każdą zatańczył. W obroty umiał, aby kiecki dziewczynom wirowały.
I co jedną w rączkę cmokną, to i następną obtańczył. Dziewczyny przed snem o czym rozmyślać miały, a Jankowi spokojniej na duszy, że serc nie połamał.
Jednak potem już po północy, najczęściej z chłopami stał. I żadnej na większe podrywanie nie brał.
-Mam. Jeden smak. Ale inny niż tydzień temu. – Baśka wyrwała Jankę z zamyślenia.
I kiedy ta podniosła głowę aby wziąć od przyjaciółki butelkę z oranżadą zobaczyła ponownie w oddali ten wianuszek dziewcząt dookoła Janka. Zatrzymała się na dłuższą chwilę w tej obserwacji.
Wtedy, choć siedziała dość daleko, w mroku dębowych gałęzi, zobaczyła jak Janek rozgonionym wzrokiem znajduje ją i zatrzymuje swoje oczy.
Ktoś pociągnął go za koszulę, bo nie reagował na pytanie, a On wciąż patrzył nieustannie.
I choć skubać Janina nie lubiła, zamaszystym ruchem wzięła koło słonecznika i ugryzła ziarno aby móc z tej niemej rozmowy – uciec.

***
Przy „Augustowskich nocach”, które najczęściej były jedną z tych piosenek, które mówiły o rychle zbliżającym się świcie i powrocie do domu, Jerzyk objął ramieniem Basię.
– Ja Cię Basiu przyprowadziłem to i pod bramę odprowadzę. Choć tyś to w parze chyba z moją Janką przyszła – powiedział puszczając do niej oko.
I jak Jurka z Basią więzy krwi nie łączyły żadne, tak przez tę przyjaźń dziewczyn, jak rodzeństwo byli. Żadnemu z nich nawet przez myśl nie przeszło nic co zwykło łączyć kobietę i mężczyznę.
Pomimo tego, że Jurek słyszał kiedyś opowieść podpitego Taty, jak o swym uczuciu młodocianym do Mamy od Baśki koledze opowiadał, to Basi z zauroczeniem swym nigdy nie wiązał. Ale jak to na wsi, nikt za dużo nosa zza granice wioski nie wystawiał. Po sąsiedzku się żenili. Albo kto pole obok siebie miał, to rodzice ich do ożenku pogonili. Miłości nikt po świecie nie szukał. Czasami ktoś kilka wsi dalej się zakochał. Ale to jeździć daleko na zaloty, a i potem we wsi nowa to na języki brali.
Wśród swoich się szukało.. A i nawet nie szukało, a samo jakoś tak życie układało. I albo żyli jak pies z kotem, albo się tam jako dogadali. Ale i dobroć, szacunek i miłość po sąsiedzku też się potrafiła zdarzyć.
– Czy Wyśta słyszeli jak Kazik rowerem do domu wczoraj wracał? – z rubasznym śmiechem opowiadał ktoś przy barze – Wracał z próby, z puzonem przez ramię. A ożarty taki. Ledwo pedałował. Jak go w rowie połamanaego nad ranem znaleźli to zdziwiony był, bo on to przecież między dwa motory wjechał. – zapowietrzył się ze śmiechu i dodał – a to auto było i mu puzon wgnietli!
– A co Ty będziesz się tu z mojego Kazika śmiał? – wyskoczył bordowy ze złości Kazikowy brat.
I dawaj go szarpać i popychać.
Jurek butelki do baru pośpiesznie odłożył i wołając ręką Jankę z parkietu oddalali się od donośnej muzyki i coraz głośniejszego krzyku pijanych mężczyzn.
Objąwszy obie dziewczyny prowadził je środkiem pustej drogi i zaczął śpiewać co sił..
„i Ty tylko Ty będziesz moją panią, i Ty właśnie Ty, będziesz moją damą” – mrucząc dalszą część piosenki zapytał – a Ty siostra? Czyją panią jesteś?
– Ja? – zapytała hardo Janka podkopując kamień – pola. W sierpniu jestem panią pola. Żniw, sadów i obornika.
– A widzisz! Jednak nie jesteś niczyja! – po czym wszedł znowu w melodię – „Będą Ci grały nocą sierpniową, wiatry strojone barwą i słońcem. „ – przyciągnął je ramionami mocniej do siebie – Wy jesteście moje słońca, dziewczyny moje…
– Ty tam Jurek przy samej tylko oranżadzie chyba nie stałeś – z uśmiechem popatrzyła na niego Janka – ciekawe jak jutro na mszę wstaniesz.
– A Ciebie Janka to Jasiek odwieźć do domu nie chciał? – wychyliła głowę z zapytaniem Baśka
– Chciał – zamilkła na chwilę – Zawsze chce. Zawieźć i odwieźć.
– To czemu żeś nie pojechała? Już byś pod ciepłą kołdrą w domu spała.
– A ja nie wiem czy ominąć bym chciała te nocne powroty z Wami. I przegapić jak Jurek pod kapliczką przy lipie przysiada, na papierosa i filozoficzne swoje opowieści – tłumaczyła się Janka.
– A Ty głupia Ty – roześmiała się Baśka – Jakbyś powiedziała, że Tobie o powrót na nogach się rozchodzi, to On gotów tego Junaka na stracenie w rowie zostawić. Ale Tobie się nie o to Janka rozchodzi. A ja to wiem. 
Może i Baśka już wiedziała, ale Janka jeszcze nie…
I gdy doszli do kapliczki, a Jurek odpalił papierosa, położyli się wszyscy w rowie i popatrzyli w niebo.
Wydmuchiwany dym z Jerzykowych ust kreślił w powietrzu różne figury.
– Daj się zaciągnąć Jurek – wyciągnęła rękę Baśka i podała też Jance. Po czym zaczęły kaszleć i śmiać się na zmianę.
– oj dziewczyyyynyyy, dziewczyyyynyyy – mruczał Jurek przeciągając samogłoski przez lekkie upojenie alkoholowe. I nie wiedząc jaką drogą w Jego głowie przetoczyły się myśli, doszedł do swoich życiowych przemówień…
– A bo czy kto w takiej remizie inaczej kocha? Inne ma prawa do miłości?
Czy to w wyglancowanych butach czy w dziurawych majtach? 
Czy to na piechotę co przyjdzie po robocie spracowany, czy podjedzie wozem silnikowym z włosami od fryzjera prawdziwego?
Albo ta Pani Celina, co rajstopy gubi podczas miłosnych uniesień. Czy Ona inaczej kocha? Czy mniej? Tak samo przecież, ino na swój sposób, bo może inaczej nie nauczona. Albo inaczej nie chce. 
Serce przecie u każdego takie same. I wcale od naszego nie lepsze ani nie gorsze. 
I w tej remizie jedna w rączkę chce muśnięta być, a inna rajstopy podrzeć i zgubić.
– Wiesz co? W miłość ludzką to ja nie wnikam, no ale majty to zeszyć by se każdy mógł – skomentowała Baśka, po czym wstała i otrzepała tyłek – idziemy, bo już słońce by wstać chciało, a my się polach smykamy.

16 odpowiedzi na “„sierpień” rozdział drugi.”

  1. I dobrze że się do nich przywiązujesz. lep urabiaj stwórz im domy strzechy I te z betonu I junak koloru jakiego czy czarny? czy wiśniowy może? A Basia jest postawna? biuściasta? czy one drobne ?czy warkocze pszeniczne czy kruczoczarne?
    Bez słów rozmowa …… łatwo mi to sobie wyobrazić:)

  2. Za wcześnie??? Mówisz to komuś kogo książki rozchodzą się jak świeże bułeczki?? A twoją książkę gdzie można kupić? Krytykiem może być każdy problem tylko w tym że krytyk to zazwyczaj człowiek, któremu nie wyszło. Julię czytają tysiące, wyczekują na kazdy post. Piszesz, że zdjęcia fajne to może na oglądaniu zdjęć zakończ, bo tu wchodzą ludzie, którzy wiedzą czego od Julii oczekują i za kazdym razem to otrzymują. Z nadwyżką.

    1. Aniu, nie każde wyrażenie swojego zdania jest od razu krytyką 😉 Myślę, że Julia stworzyła tutaj miejsce, gdzie każdy może swobodnie powiedzieć, co myśli, bez obrażania drugiej osoby. Nie każde słowo odmienne od Twojego jest krytyką. Co więcej, nie każda krytyka jest hejtem, z konstruktywnej krytyki można wiele wynieść 🙂 I przede wszystkim – nie każdy 'krytyk’ jest, jak piszesz, człowiekiem, któremu nie wyszło – to już niemiłe. Troszkę więcej dystansu życzę 😉

      1. Uważasz, że każdy tu może swobodnie mówić co myśli, więc ja myślę, że takich ludzi jak Nika tutaj nie potrzeba. Ludzi trzeba zachęcać, budować, a nie mówić im by jeszcze wstrzymali się z marzeniami. To że jesteśmy tu wszystkie dzięki Julii i jej pisaniu nie daje nam jeszcze prawa by gasić jej zapał. Ona sobie to zbudowała cegiełka po cegiełce, ciężką pracą, choć pewnie większości wydaje się że to żadna robota i wkurza mnie, że wchodzi jakiś obcy i jednym niemiłym zdaniem, wyraża swoją opinię. Jeśli ktoś ma ochotę ubierać się na różowo, jego sprawa, jeśli dekoruje cały dom sowami pod każdą postacią, jego sprawa, jeśli pisze to co mu w duszy siedzi a mnie się to nie podoba to po prostu nie czytam.

      2. Nigdy nie jest za wcześnie…, czasem może być za późno. Można pisać i nieustannie szlifować warsztat – nie wyrzucając sobie grzechów debiutanta; to jest wielka odwaga, mądrość i – wierzę – najlepsza droga w pisaniu. Mi kiedyś przyjaciel powiedział – pisz, cokolwiek, zacznij od romansów. To była dobra rada, niestety jej nie posłuchałam. Naprawdę wspierajmy się – nie podcinajmy sobie skrzydeł, nie bądźmy surowi w krytyce siebie samych i innych, to nas zżera, nic dobrego w zamian nie zostawiając. Mi odwagi bardzo brakuje, tak jak i wielu innych czynników do tego, by realizować własne marzenia. Ale pracuję nad tym, a w międzyczasie cieszę się z tymi, którzy, jak Julka – nie marnują czasu. Bardzo jej kibicuję :).

  3. Ech… Poleżałam tam przy nich w tym rowie, koło kapliczki, słuchałam… Pięknie piszesz, aż się chce cdn… Będę czekała, a Ty pisz, pisz…

  4. Że talent duży masz – to widać i każda z nas czytelniczek wie.

    Ja nie potrafię pięknie i lekko posługiwać się słowem – ale uważam że w gąszczu pseudo książkowych poradników” o niczym ” które zalewają rynek – takie prawdziwe KSIĄŻKI – są potrzebne na WAGĘ ZŁOTA .
    Jak nigdy – nasza literatura powinna rozkwitać a ludzie więcej czytać-prawdziwych książek z treścią.
    Nikt jak Ty nie potrafi tak pięknie pisać o życiu, o prostych ale najważniejszych sprawach, o wartościach , które powinny być mocnym fundamentem dla każdego, a których tak często niestety brak.

    Dlatego nawet chwili się nie zastanawiaj i nie patrz na opinię innych.
    Książkę mam nadzieję kupi duże wydawnictwo – żeby rozeszła się na cały Kraj i po za – i aby ta pierwsza Twoja powieść zawitała do każdej księgarni i zachowała imię i nazwisko Julia Rozumek na długo po nas 🙂

    „Myśl – słowem
    Słowa – czynem”

    A.

  5. Pisz Julio, koniecznie pisz! Bo Ty o ludziach pięknie piszesz i a do tego ten szacunek do naszego rodzimego języka, tyle zapomnianych, zakurzonych slów polskich do życia wracasz. Pięknie. Czekamy na książkę. Ania z Somerset

  6. Julio, Napisz te książkę. Mam 2 poprzednie. To najważniejsze książki, jakie w życiu przeczytałam, a uwierz mi czytam nie mało. Dają taki spokój.. Często do nich wracam, do ważnych dla mnie rozdziałów. Napisz tę książkę proszę. .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.