Tak, żyjemy w obozach koncentracyjnych dobrobytu, gloryfikacji ideału, skrajnego samozniszczenia.
Stoimy w sobotnich kolejkach przed niehandlowymi niedzielami jak wygłodniałe zwierzęta, pełne agresji i gotowe do ataku. Z charakterystycznym już dla człowieka poczuciem stresu, czy aby wszystko zapewniające przetrwanie, znajduje się na pewno w zakupowych koszykach. Czy idealny plan nadchodzącego dnia nie zepsuje nam brak jednego z rodzajów sera.
Stoimy jak charty w boksach startowych, gotowi do wyścigu w przededniu nadchodzących upałów.
Stelażowe, z deski ryflowanej obudowy, rozporowe i pompowane z ławeczką.
Każdy pazurami trzyma swoją siatę z chlorem w tabletkach i dolewanym z butli, materacach, kołach, siatkach na wpadające tam owady. Nierzadko siaty pełne pasków wskaźnikowych do pomiaru pH.
Nieistotne w tym biegu ostrzeżenia o tragicznie skrajnych zasobach wodnych. Idziemy jakby sami domknąć sobie bramy naszego Auschwitz.
Stoimy uwięzieni w misach kosmetycznych z wodą na rozmiękczenie skórek. Z rękoma jak w kajdanach w lampach UV. Uciemiężeni czasem, który odliczany jak w zegarku. Minuty tykają. Dziś, za dwa tygodnie. Za cztery i za sześć. Oczekiwanie od koloru do koloru. I modlitwy. Aby złamanie niefortunne nie nastąpiło w sposób głupi i niewybaczalny. Bo wtedy podciąć trzeba może wszystkie. Ideał zostanie zagubiony. A wizyta za dni całe pięć.
Stoimy uwięzieni w swej głupocie. Przy skrawkach materiału, jak przy sztabkach złota.
Z wbetonowanymi nogami bez możliwości uwolnienia. Próbujących rozłupać owy cement z kruszywem uspokajają nowymi modnymi fasonami, kolorami lub koniecznością zmiany garderoby na minimalistyczną i eko.
Nie wychodzimy z betonowych form. Jedynie dokupujemy kolejny napój z dużą ilością cukru, aby oczekiwanie na rozłożony towar stawało się znośniejsze.
Miliony szmat, na milionach wieszaków, w milionach odcieni budują w nas każdego dnia milionowe potrzeby ich konsumowania. Choćby miało stanąć w przełyku. Choćby miało udusić. Choćby ramiączko, pasek, szlufka wystawał z gardła… Nikt nie chwyci i dla przywrócenia tchu nie pociągnie..
Wszyscy się duszą, duszę się i ja.
A na koniec zaciągnę mocniej linę samobójczą… aby nabywany towar w świecie szmat zanieczyszczał 20% wszystkich wód na świecie. Aby ich produkcja wytwarzała więcej CO2 niż wszystkie linie lotnicze tego wszechświata. Oby wyprodukowanie kolejnego t-shirta mogło zużyć 2700 litrów wody pitnej, czyli równowartości zapotrzebowania człowieka na 2,5 roku. Do tego uwięzieni dokupimy parę nowych jeansów, niechaj kolejne 10 000 litrów wody pójdzie w pizdu!
Stoimy w klatkach wygłodniali prestiżu i samozachwytu. Więzi nas posiadanie bez względu na cenę. Zbierane baty, upokorzenia, pełznięcie na czworakach z wyczerpania, osłabienia. Do celu.
Jakże często w owych obozach, zanim ujrzą cel, wywożą ich o wiele za wcześnie. Zawały. Raki. Depresje. Samobójstwa.
Nikt nie ucieka. Uzależnieni od psychicznej przemocy świata konsumpcji i pokazu.
Wchodzimy głębiej i mocniej. Za każdym razem pamiętając o dociśnięciu za sobą drzwi.
Żeby choć odrobina świeżego powietrza, nie zanieczyszczała nam do cna zepsutego wnętrza potrzeb.
Każdego dnia jak przykładni więźniowie wydalamy swoim istnieniem tony plastiku i śmieci.
Piętrzymy kosze, wypieprzamy las. Może ktoś spodziewa się za to nagród i jak dureń zbiera punkty ilością plastikowych butelek po wodzie.
Choć brak nad nami SS-manów, czujemy potrzebę złotych baraków. Gdyż baraki nie są tworzone dla człowieka duszy, a dla obcych oczu, które z rozszerzonymi źrenicami patrzą przez szczeble w płocie.
Te źrenice jak lasery stawiają nam granice naszego więzienia. Uzależnieni od ich opinii i poklasków.
Wystające pośladki, smukłe łydki, wysportowane uda. Identyczne twarze, pod linijkę tworzone w fabryce stolicy.
A potem pośpiesznie przenoszone na każde najmodniejsze wybrzeże, huśtawki na linach przy skrzywionej palmie.
Niewolnicy smaku poprzez obraz zamiast otwór gębowy. Źle skadrowane zdjęcie zabiera całą rozkosz jedzenia.
Ograbieni ze snu i nadziei na rozwój, bez właściwego filtra na karierę w sieci. Na daremno godziny poszukiwań i płatności kartą kredytową, gdy wciąż układanka całości nie tak doskonała ja być powinna.
Uwięzi posiadacze dwóch boho kątów i trzech insta modnych kolorów. Bez możliwości życia bez ciągłego napięcia, podminowania i bolącego kciuka od przesuwania setki zdjęć obcych dzieci, w zdobytych basenach na najlepszych aukcjach w sieci.
Stoimy w rozpaczy jak cieśla bez dłuta. Bo otrzymaliśmy zwyczajne życie, a pokazać trzeba idealne.
Nawet w potknięciach i błędach mamy być śmieszni albo „swój człowiek”. Nie możemy nigdy być zwyczajni. Ale przede wszystkim, nie możemy być nigdy dla siebie, a wciąż musimy być aby być. Aby przetrwać w naszych obozach dobrobytu i gloryfikacji ideału…
Jak na porannej zbiórce, uwięzieni pobudką i gotowością do skrolowania.
Nie wyłączamy systemów odpowiedzialnych za istnienie. Wciąż tylko oliwimy, wykupujemy wizyty u mechaników, modląc się o jak najdłuższy czas bez napraw…
Niby każdy więzień wie, że przyjdzie moment w którym żadna oliwa i nawet najdroższy oraz modny mechanik ze stolicy, systemu nam nie odbuduje…
Jak uciekać skoro czujemy się nieświadomie uzależnieni, tłumacząc sobie, że to przecież szczęście…
Jak psy całujemy swoich władców po stopach, aby bram nie otwierali.
Czasami przy barakach słychać rozmowy, o ucieczkach, które się marzą.
Gdyby się marzyły naprawdę, ktoś kiedyś wsiadłby do furgonetki z transportem potrzeb w obozach.
Gdyby się marzyły prawdziwe ucieczki, byłyby w ogrodzeniach dziury.
Słychać byłoby czasami strzały strażników.
Ludzie obozów dobrobytu i gloryfikacji ideału oraz samozniszczenia, są zbyt leniwi aby uciekać…
Choć mają „za suto na stole, żeby dało się zjeść”.
Może nadal nie uciekają bo mają „za mało wszystkiego co można by mieć…”
Koncentracyjne obozy jednakże różniły się od istniejących dziś. I nigdy nikt by nie pomyślał, że będą gorsze…
W czterdziestym trzecim, ludzie potrafili odnaleźć tam, w tym najgorszym z możliwych światów – swoje głowy.. W obozach dobrobytu, ludzie do reszty je stracili.
_____________________________________________________
Jako, że nigdy na moim blogu nie chcę kontrowersji i przepychanek, informuję, że post jest stworzony dla ludzi z dystansem, autoironią i potrzebą większej samoświadomości poprzez rozmyślania o sobie i świecie z właściwą temu emfazą.
Mądrze to napisałaś. Też coraz częściej zastanawiam się nad bezsensem dzisiejszych konsumpcyjnych czasów. Z mojego doświadczenia wynika, że nieumiarkowana konsumpcja czegokolwiek nie prowadzi do niczego dobrego. Porównanie do obozu koncentracyjnego – bardzo ciekawe, odważne. Czy trafne, nie wiem. Nie chcę się wypowiadać. Niemniej gratuluję tekstu i proszę o więcej. 🙂 Pozdrawiam!
ja hamuję w tym miesiącu i zaczynam od siebie i od swojego bałaganu, od zadbania o znajomych dla których nie mam czasu, od niewywołanych zdjęć i od suchych badyli na balkonie a przede wszystkim od swoich dzieci które zawsze muszą czekać w kolejce bo jest milion rzeczy do zrobienia………….dzięki
Boli Cię to Jula… mnie też! Ale po długim okresie prób wychodzenia z tego zawiłego kręgu , po depresji która doprowadziła mnie do ściany, znalazłam wyjście i jest mi mega dobrze. Żyjemy sobie teraz umiarkowanie z szacunkiem do środowiska ale przede wszystkim do siebie!!! To niesamowite , ze udało mi się wyjść z tego gówna, chociaż już tylko łzy i bezsens mnie ogarniał w głowie. Że inni mają a ja tak się staram a ciagle nie nadąrzam. Że mi źle i nie dobrze, mnożyły mi się jakieś herezje w głowie, a każde wejście na instagram to pogłębiał !! … Kiedy już jestem po tej drugiej stronie życia, prawdziwego życia, umiem się cieszyć z prostych rzeczy , nie gnać za mieć, a za być. I od dawna nie czułam się tak szczęśliwa. Od dawna nie umiałam tak współżyć z dziećmi, znajomymi, mężem jak teraz. I przede wszystkim przestałam już „czuć” tę presję, że jak nie będziemy ubrani w te mega marki , albo nie będziemy mieć w domu stosu tych pięknych TOP100 rzeczy i kosmetyków to będziemy ble, głupi, słabi, zginiemy lub nas pożrą… kupuję w ciucholandzie, mieszam tanim blenderem z biedronki, piję w kubku z zeszłego sezonu, dzieci mają po jednej czapce z daszkiem, kupiłam stary model telefonu chociaż już w ręku niałam ten najlepszy za trzy raty leasingu za auto(!!!!) i zbieram na wycieczkę na dziesiątą rocznice ślubu :)) dzieci uczę dbania o środowisko, kupujemy wodę z bukłaków 5-6l, kawę przelewamy do bidonów, a moim największym sukcesem jest minimalizacja zakupów spożywczych. Nie mamy już zapchanej lodówki i szafek. Nie gniją nad nadmiary, nie stoimy z pełnymi koszami w kilometrowych kolejkach. I przed każdym długim weekendem lub niedzielą niehandlową, będąc w sklepie mam podobne wrażenie jak Ty, że chyba nadchodzi wojna albo armagedon i tylko ja w okolicy nic nie wiem 😉
Czy Wam też się wydaje że kiedyś było inaczej kiedyś było lepiej czy to tylko nostalgiczna tęsknota przed utopią… I to zawsze wtedy kojarzy mi się z „już nie ma dzikich plaż”. A z drugiej strony kiedy dopada mnie choroba albo gdy jestem z dzieckiem w szpitalu to tak tęsknię za tym pędem życia za tą szybką codziennością i doceniam kiedy wracam do sił i mogę umyć naczynia w zlewie.
Dziękuję za to uzewnetrznienie Gosiu. Myślałam że to moje wady A okazują się zaletami. Też kupuje w lumpie albo nie kupuję bo dostaję po dzieciach przyjaciół. Raczej mi „brakuje” jedzenia niż mam go w nadmiarze. Ale wtedy ze zdumieniem stwierdzam że potrafię wykorzystać wszystko co mam w lodówce i rodzina nie chodzi głodna. Mam jeden krem który jest na dzień i na noc. Wolę kupić jedna porządna parę butów na sezon, mam też jedna torebkę bo zapomnialabym przełożyć to co ważne. Jeździmy starym autem, które się już nawet nie zamyka, ale jeździ…Nauczyłam się piec ciasta i torty, które nie są doskonałe ale ostatnio corka mi powiedziala: mamo ten tort nie jest najładniejszy ale pyszny. A zamiast do galerii wolę jechać na działkę i tam jest tak cudownie że jak wracamy to cieszymy się że w domu są drożdże i mąką bo chleba nie zdążymy już kupić. Ale za to po godzinie takie zapachy roznosza się po domu…..
Hiperbola w pełni uzasadniona.Trzeba nam więcej takich kategorycznych,radykalnych przestróg, bo łagodne perswazje nie docierają niestety… Dziękuję, Julio -jak zawsze w punkt.
Temat modny jak obowiązujący konsumpcjonizm . Słusznie zabrany głos Julia ! Ja to nazywam studnią bez dna ludziej głupoty. Mojej , Twojej , innych…., bo jak się temu oprzeć ? Jak nie kupić ? Zmiany nastąpią dopiero gdy będzie za późno .. to jest pewne tak samo, co przykre i brzmię jak własna Babcia … Jesteśmy pierwszym pokoleniem ,które nie jest ofiarą wojny. W obliczu przeszlosci ,my o życiu nie wiemy nic …. Będę wracać do tego tekstu , bo inaczej zapomnę . To jest tak, jak z potrzebującymi w sieci. Czytamy przykrą historię, współczujemy przez chwilę i nie robimy nic . Moja Mama zawsze powtarzała, że łatwiej jest dzieci wychowywać w biedzie . Dziś rozumiem te słowa . Pierwszy raz z życiu zabieram głos w necie – wyrozumiałości 😉
Od zawsze irytowało mnie życie na pokaz , dlatego nigdy – przenigdy – nie miałam konta na Naszej Klasie , Facebook czy Instagramie. Kiedyś słyszałam , że jak nie masz FB to znaczy , że nie żyjesz .Przeciwnie , żyjesz i to na większym luzie , bo nie masz ciśnienia mieć tych top 100 niezbędnych rzeczy do mieszkania – bo nie wiesz , że takowe są . Wybierasz wakacje zgodnie z sumieniem i portfelem bo nie trzeba innym pokazać , że też byłam pod palmą, a jak wybieram palmę to dlatego , że tak chcę a zdjęcia zobaczy tylko rodzina .
Uczę się świadomie robić zakupy ,nie dlatego że jest to modne , tylko dlatego , że dojrzałam do tego że 3 pary czarnych spodni są mi niepotrzebne , tak po prostu starczy jedna . W kosmetykach trzymam się zasady , że kolejny krem otwieram dopiero gdy skończę wcześniejszy a w kuchni … jeszcze się uczę.
Jestem na tym etapie życia (42l) , że nikomu nie muszę niczego udowadniać , wiem co lubię a czego nie . Idę swoją ścieżką , nie skręcam , przez to mają mnie czasem za dziwoląga . Nie przeszkadza mi to
Dołączam do grona ,,dziwolągów” – ja do tego (brak konta na facceboku, instagrama itp) już od 9 lat nie mam telewizora!! Jest więc czas na zabawy z dziećmi, czytanie książek, chodzenie na spacery………….i milion innych rzeczy. A co najważniejsze mózg niewyprany przez totalny śmietnik informacyjny.
Zacytowałam cię aż na Twitterze… te słowa proszą wręcz o podanie ich dalej, tak podsumowują idealnie te nasze czasy! Na TT @malestworzenie
Dziękuje
Czy świat ma jeszcze szansę się zatrzymać?
Wizja jak w bajce „Lorax” – plastikowe drzewa i czyste powietrze w butelkach…:-(
Od roku żyjemy bez wody z plastikowej butelki… Da się. Mój Łukasz w ciągu tygodnia wakacji codziennie wychodził wieczorem na polgodzinny spacer i zbierał śmieci z plaży (ilość patyczkow po lizakach zebranych w ciągu kilku dni to ponad 200 sztuk!!!) mój syn chodzi w ubraniach odkupionych po starszym koledze, po moim synku ubrania donaszaja inne dzieci… Da się. NIGDY nie biorę plastikowych reklamowek w sklepie, nie kupuje mięsa w styropianie, plastiku lub innym gównie, i przerażające jest to że razem z mężem jesteśmy uznawani za nienormalnych. Nie robię paznokci, rzęs i innych durnych rzeczy bo szkoda mi czasu. Trzeba tylko zacząć brać odpowiedzialność za swój syf, bo dobro nie jest dane raz na zawsze.
..trzeba czytać i czytać by sobie przypominać , zacząć zmiany przede wszystkim od siebie – małymi krokami ku tym większym… polecam książkę Szymona Hołowni „Boskie zwierzęta” – tak ku jeszcze większej wiedzy w tym temacie
Pozdrawiam
Jula, jak Ty to kobieto ujęłaś! Myśle o tym często, wyszłam z jednej pułapki – pracy w korpo, pośpiechu, braku czasu dla rodziny… ale przede mną dwa detoksy. Jednym z nich social media. Trzeba się wymiksować z tego świata jak najprędzej. Nie chce być jak oni wszyscy! Chce byc sobą a tracę tam tyle czasu,! Po co? I zła potem jestem na siebie, zd książkę mogłam skończyć, zrobić coś fajnego a co robię? NIC ! I jeszcze często się bezsensownie porównuje z pięknym insta światem. Ech ktoś rozpędził ten świat!
W sedno. Świat zwariował. Ja też jestem z tych co ograniczają do minimum. Odzyskuje,przerabiam. Kupuję z drugiej ręki i dobrze mi z tym, nawet bardzo dobrze. Pozdrawiam ❤
Szkoda, że tego tekstu nie opublikowałaś dwa dni wcześniej. Ja z rodziną żyjemy skromnie, z wyboru, na wsi od wielu lat. Chciałam dzieciom zrobić przyjemne wakacje, no nigdzie nie wyjeżdżamy i zamówiłam ogromny basen i dzisiaj go kurier dostarczy z tymi tabletkami chloru. I siedzę teraz rano z kluchą w gardle z nocą nieprzespaną że po co mi to było, tyle pieniędzy za kawał plastikowej folii. Będę go spłacać prawie cały rok. Tak się zafiksowałam pierwszy raz w życiu. A mąż zwlekał z tym zakupem a ja naciskałam każdego dnia. I jeszcze te 20 tyś litrów wody które pójdzie w „kosmos”. Nie mogę tego „odkręcić „bo dzieci już nakręcone całą wizją zabaw z rodzicami w ogromnym basenie przy naszym malutkim domku prawie w środku lasu jeszcze nie zniszczonego. Sorki – musiałam się wygadać.
Fajnie , że sprawiłaś frajdę swoim dzieciom . Nie o modę tu chodzi a o życie w zgodzie z samym sobą .
Nie miej poczucia winy . Jesteś super mamą
Bardzo dziękuję za miłe słowo, już lepiej na duszy.
Basen to nie jednoroczna inwestycja, wody też nie zmieniasz codziennie. Zabawa totalna i nie miej w tym przypadku wyrzutów sumienia. Ważne żeby być Eko na co dzień i eliminować plastik z żywności bo taki sprawia że żyjemy na śmietniku. A zużyty basen zawsze można wykorzystać w schroniskach dla psów, albo zrobić inny ciekawy projekt 🙂
Oj, oj. Ja też Ci mówię, nie miej wyrzutów sumienia. Cieszcie się tym basenem i kąpielami i czasem wspólnie spędzonym 🙂 Dzieci będą przeszczęśliwe, ja też mam basen, ale nie rozkładam go bo mam trzech chłopców w tym jednego, który dopiero zaczął chodzić. W tej sytuacji nie dałabym rady wszystkich upilnować 🙂 Przyda się za rok. Wszystkiego dobrego 🙂
Super tekst i świetne komentarze. Dobrze że jest takie miejsce w sieci skupiające tak mądre kobiety.
Tak trafne, że aż boli. I dobrze. Lepiej czuć prawdziwie, niż nie czuć na niby .
Masz rację zabijane się nawzajem bez użycia broni. Wszechobecna chemia truje nas z każdej strony. Trzeba zacząć od siebie- my jemy warzywa i owoce z ogrodu jeśli czegoś nie mamy nie ma paniki, zakupy raz na dwa tygodnie bo dostaje delirki na samą myśl o markecie. Ubrania kupuję w sh w tym tyg wydalam raptem 139 zl a ubralam cztery osoby w tym dwie dziewczynki 9 i 12 lat na cały sezon. Kosmetyki z umiarem i tylko wege chemia w domu tylko ekologiczna i diy. Woda z kranu filtrowana.Ostatnio zamiast kupić dziewczynkom nową hustawke zrobiłam sama- gruby łańcuch od rozrzutnika, cztery sruby i decha 70cm z magazynu meza pomalowana na mietowo. Probujmy sami ratować się nawzajem.
Sami zamknęlismy sie we własnym obozie koncentracyjnym. Sami się unicestwiamy. Jesteśmy zarówno strażnikami, jak i jeńcami. Z żadnej roli nie umiemy wyjść. JEDNOSTKI czują, że zbliża się katastrofa. I mówią za cicho, a powinny krzyczeć. Ale ważniejsze jest by mieć, mieć, bywać, jeździć, błyszczeć, korzystać. Gdy słyszę w sklepie „Kochanie, dlaczego nie spakowałeś bananów w woreczek foliowy? powinnam krzyczeć. Ale milczę, bo nie chcę być oszołomem, dziwakiem, lewakiem…. I pozwalam by wzięli kolejny worek, obkręcili kiść bananów , niech leży te 500 lat, gdy nas już nie będzie… może to i lepiej że nie będzie. Może przyroda da sobie radę lepiej?
A ja widzę coraz częściej ludzi z własnymi siatkami na zakupy, sama mam woreczki z siatki na drobne warzywa i owoce i czasem ktoś pyta, gdzie takie można dostać, bo też nie chcą worków foliowych używać. Wodę pijemy z kranu i ostatnio we Wrocławiu filtrów zabrakło w sklepie, co też świadczy o rosnącej popularności dzbankow i butelek z filtrem. Tak, że coś drgnelo, niech się tylko rozwija.