Z Polaną jest jak z miejscami, w które wraca się jak do domu.
Nawet gdybyśmy byli tam zaledwie raz, wracając zawsze czujemy się bezpiecznie, przytulnie, swojsko. Z poczuciem pewności, że będzie dobrze.
Każdy z nas ma takie miejsca. Taka psychiczna beztroska.
Dom przyjaciółki z liceum, mieszkanie koleżanki z pracy, altana na działce u znajomych, wakacyjny hotel sprzed lat, podwórko brata… Tam zamykasz oczy i potrafisz mieć spokojną głowę.
Kiedy wczesnym porankiem wjeżdżaliśmy w bramę Polany, krzyknęłam pełna entuzjazmu „Adaś, ja tutaj kiedyś byłam!”
Dwa lata temu, na panieńskim mojej przyjaciółki, wycieczka rowerowa poprowadziła nas do pewnej winnicy i degustacji win.
Pamiętałam obrotową huśtawkę na szerokim ramieniu, z której można było oglądać całe Roztocze. No, na pewno pół 🙂
Od huśtawki w dół, ciągnęły się alejki winorośli. Przepiękne, na drewnianych belkach mocowane. Równe i wypielęgnowane, jak we Włoskich filmach o miłości.
Można było sobie od razu wyobrazić końcówkę lata i wielkie drewniane bale pełne dojrzałych, soczystych owoców, które ugniatają stopy kobiet w zwiewnych, lekkich sukienkach.
Właściciel winnicy szybko wyprowadził mnie z błędnych ścieżek mojej wyobraźni, gdyż czasy się zmieniły i wina robią się w „maszynerii”. Maszynerii, którą miałam okazję zobaczyć, poznać, dotknąć.
Nie jestem miłośniczką wina. Stop! Nie byłam miłośniczką wina!
Historia i podróż w jaką zostałam zabrana przez właścicieli Agroturystyki Polana odmieniła ten stan.
I nie tyle stan upodobań, jak również pokorę do mojej pewności i przekonań.
Kiedy widziałam ludzi kręcących napojem w wysokim kieliszku, przykładających nos do brzegu, myślałam „co oni w tym widzą?” albo „co za dziwna pasja?”…
Dziś, zazdroszczę wszystkim tym, którzy dali się pochłonąć i porwać temu odkrywaniu smaków i połączenia owoców.
Pamiętam jak chodząc do szkoły, potrafiłam pokochać przedmiot dzięki nauczycielowi. Dzięki temu jak opowiadał, jaki był i jak potrafił wprowadzić nas w świat, w którym każdy z nas zapominał, że siedzi w szkolnej ławie..
W Winnicy Polana śmiem twierdzić jest najlepszy nauczyciel w świecie wina. Dokonał niemożliwego.
Ja, miłośniczka słodkiego i niskoprocentowego jak kompot nektaru Bogów, rozsmakowywuję się w wytrawnych trunkach. Łapię kieliszek u podstawy i kręcę napojem uwalniając jego zapach.
Wjeżdżając w bramy Polany, pierwsze co skrada moje serce to ład, porządek, harmonia i spójność.
Wszystko co Cię otacza jest wizualnie „smaczne”.
Alpaki, jak psy, które można przytulać i całować po nosie. Czyściutkie, zadbane, miękkie.
Ich przeuroczy domek, wybieg, sosny i rokitnik przypominają mi zagrodę wielbłądów na Cyprze.
Agroturystyka Polana to trzy domy do wynajęcia. Dwa drewniane przy winnicy i trzeci, nowoczesny odrobinę oddalony od gospodarstwa.
Gospodyni serwuje nam śniadania – skarby ze swojego ogródka. A w nich pełno krzaków, które uginają się od pomidrów, papryk, cukinii, dyń…
Regionalne przysmaki sycą nasze podniebienia zaraz po przyjeździe.
Wszystko powoduje, że chce się tam zostać na dłużej. Nie tak łatwo jednak o termin noclegowy, co wcale mnie nie zaskakuje.
To pełne swobody i uroku miejsce, z roku na rok jest coraz bardziej oblegane przez turystów. Jak wiemy, dobre wieści rozchodzą się z ust do ust bardzo szybko.
Sama, gdyby ktoś dziś, zapytał mnie jaką agroturystykę polecam, z czystym sumieniem, bez zastanowienia pokazałam bym drogę do Polany. A dzięki temu, gospodarze z roku na rok mogą inwestować w nowe atrakcję, gdyż więcej gości, to większe przychody.
Kiedy chodzimy po winnicy, z tarasu macha nam małżeństwo, które przyjeżdża tu na połowę wakacji.
Rodziny z dziećmi. Dla gości przygotowany basen z widokiem na świat i nieba pół.
Można iść z alpakami na spacer. Rowerami zwiedzać leniwie Roztocze. Jeden dzień koniecznie zarezerwować na spływ kajakowy. Cały wieczór przeleżeć w hamaku z książką. I nie ma obawy, że ktoś ten hamak nam podsiądzie. Pograć w siatkówkę, badmintona. Zrobić ognisko. Można odnaleźć świat za jakim tęskni każdy dorosły, który takie wakacje pamięta u dziadków.
W domkach jest możliwość samodzielnego gotowania, ale również gospodyni proponuje śniadania i obiadokolacje, które są tak apetyczne, że chciałoby się spróbować wszystkiego, a potem nie kończyć.
Mam wrażenie, że wszystko to wychodzi z wielkiej lekkości człowieka, bo choć praca nie raz przy winnicy czy gospodarstwie ciężka, tak we właścicielach drzemie znacznie większa chęć do doceniania niż narzekania.
A jak człowiek docenia, to natura mu chce podarować.
A przecież bywały lata gdzie nie zebrali nic, bo przymrozki przyszły, gdy być już ich nie powinno.
Machają na to ręką. Gdyby rozpamiętywali zbyt długo, nie szliby do przodu.
A ich droga piękna. Nie tylko ta, która prowadzi do gospodarstwa a i ta życiowa.
Dwadzieścia lat minęło od kiedy kupili puste pole. Nic. Nie było na polu nic.
Powstał pierwszy budynek i powoli sadzili winogrona.
Powoli, na ile pozwalały możliwości i czas..
Gospodarstwo coraz bardziej przechodzi w ręce młodych, czyli córki gospodarzy.
To z ich inicjatywy powstał basen i zadomowiły się alpaki.
Role w agroturystyce podzielone równo. I mam wrażenie, że każdy robi to co kocha, bo chodząc alejkami między fioletowymi i zielonymi owocami czuje się, że rosną ku niebu dzięki włożonemu w to podłoże sercom właścicieli.
Gospodarz opowiada mi jak obiecuje sobie co roku już nic nie dosadzać, a potem jak gdyby te słowa z pamięci ulatywały, bo pól z winogronami przybywa.
Na szczęście dla ludzkości, bo dzięki temu miejmy nadzieję pojawią się w większej ilości miejsc, gdzie takie wino zakupić będzie można.
Produkty Winnicy Polana wygrywają liczne konkursy, cieszą podniebienia na spotkaniach pasjonatów, czy targach branżowych…. a wszystko to zaczyna się o 4-ej nad ranem, gdy właściciel przychodzi obrywać liście dookoła kiści i wystawiać je do słońca.
Każdy sukces człowieka, zadowolony klient, zafascynowana winem blogerka odwiedzająca winnice, bierze się z drogi jaką Państwo Popko zaczęli dwadzieścia lat temu. I pomimo przeciwności jakie niesie życie, nigdy z tej drogi nie zrezygnowali. Wręcz przeciwnie. Na tyle mocno pokochali, że to uczucie do tego miejsca przekazali córce.
W Polanie można zażyć odrobiny adrenaliny na przejażdżce autami 4×4. Wziąć udział w warsztatach kulinarnych, sportowych, poznać sieć lessowych wąwozów, udać się do Lwowa z przewodnikiem.
Zimą w saniach po skrzypiącym od mrozu śniegu pędzić w ciemną noc. Z plecaka wyciągnąć grzane wino.
A przy płonącym w kominku ogniu, zamówić sobie masaż.
Polana jest również zagrodą edukacyjną dla dzieci i młodzieży.
I jeżeli ktoś mówi, że z kawałkiem ziemi można zrobić coś kreatywnego, spójnego, zgranego, z pomysłem i duszą to prawdopodobnie był w Lipowcu.
Chciałabym wrócić tam kiedyś na dłużej. Z grupą przyjaciółek. Na kilka dni. Kajaki, ognisko, terenowe samochody, a wieczorem basen i rozmowy do północy w hamakach. A przy tym nie zapominać o nieustającej degustacji win ;).
To takie miejsce, które dosłownie chciałoby się zjeść. W całości.
Jest tylko jedno niebezpieczeństwo związane z ową agroturystyką…
Można się w niej zakochać i trudno będzie wrócić do rzeczywistości…
Tak, to takie miejsce o jakim myśli pisarz, w które chciałby wyjechać tworząc powieść.
Chodzić wieczorami między alejami owoców, szeleszczących liści.
Tak, to takie miejsce, w które chce się zabrać rodzinę i czuć ich przy sobie, odkrywając urok Polski.
To również miejsce, w którym ze znajomymi chce się siedzieć do świtu przy ognisku…
To miejsce, które z głowy człowieka nie wychodzi już nigdy, choćby zwiedził cały świat…
Pięknie opowiadasz o takich małych skrawkach do bujania w obłokach. Jak wspaniale byłoby w jesienny wieczór usiąść przy ognisku z kieliszkiem wina.
i popatrzeć z góry na te pola, powdychać zapach jesiennego powietrza, przy półwytrawnym 🙂
O rany, jakie wspaniałe miejsce! Zazdroszczę Ci tego wyjazdu – musiało być super <3 Oj, chyba niedługo pójdę w Twoje ślady 😉
Nie ukrywam, że ciężko było odjechać. Rozstać się z miejscem, właścicielami.
Bardzo dużo takiej dobroci, ciepła, spokoju tam jest.
Oj…. jak zwykle tak pięknie to wszystko opisałaś, że już prawie tam jestem 😉 zanim jednak faktycznie kiedyś tam dotrę, podpowiedz proszę czy można gdzieś kupić ich wino? Bo białe, wytrawne wino to ja uwielbiam 🙂