Australia płonie.
To tak jakby płonął dom sąsiada. Australia jest krajem sąsiadującym z Polską pod względem polityki klimatycznej. (Raport CCPI 2020. Polska jest najgorzej ocenianym krajem w Unii Europejskiej, na świecie zaraz obok Australii. Która płonie.)
Stoimy za płotem. Ze swojej posesji, przyglądamy się pilnie i wraz z charakterystycznym potakiwaniem mówimy do innych „Straszne. Ach, jak dobrze, że nie my”. Choć nie, mówimy to do samych siebie. Przed publiką wstyd.
Za egoizm. Przelejemy na konto sąsiadowi kilka złotych. Potem złapiemy się i będziemy trzymać kurczowo informacji, że przecież Australia płonie co roku… Może pięć minut po natknięciu się na kolejne informacje dotyczące klęski, pomyślimy o zmianie klimatu i naszym na to wpływie. Pięć.
Przekażemy sobie wzajemnie liczby. Zwierząt, które spłonęły, gatunków, które bezpowrotnie wyginęły. Liczby domów, które przestały istnieć i ich przesiedlonych mieszkańców.
Ze strachem w oczach i głosie powiemy o kolejnych tygodniach pożarów, które trwać będą do lutego. Bo być może wtedy przyjdzie deszcz.
Ale to nie u nas.
Bo my zawieźliśmy dziś do przedszkola dzieci. Dolejemy wody pod choinkę. Uzupełnimy sikorkom karmnik. Zamieciemy okruchy spod stołu. Otworzymy kurierowi drzwi.
Nasz dom stoi. Nie pali się za nim las. Nie zwęglają się nam na półkach książki, listy w szafach.
Nie palą fotele i kuchenne krzesła. Nie odjeżdżamy w autach służb ratunkowych z jedną torbą tego, co akurat wydawało się w tamtej chwili najważniejsze. Domy, do których wrócić się nie będzie dało. Spalone ziemie, które nowego domu nam nie dadzą. Jedna torba na nowe życie.
Nowego życia nie ma i nie będzie. Ani dla tych, którym spłonęły domy, ani dla nas.
Życie na tej Ziemi dobiegło końca. Możemy już tylko dogorywać.
Choć wydaje się nam, że jest jeszcze znośnie. Sklepy otwarte, lodówki pełne. W domu ciepło.
A świat wydaje się nam do ocalenia. Przecież wszyscy mówią, że rezygnują ze słomek jednorazowych, patyczków do uszu. Uff… No tak. Przetrwamy.
Egzystencja człowieka dobrnęła do punktu, w którym jego wygoda i egoizm jest nieodwracalny.
Brak ludzkiej świadomości, świadomości przede wszystkim tych, którzy najwięcej mogą, jest przerażająca.
Klęska ludzkiej głupoty poprzez konsumpcjonizm i pośpiech nigdy nie była tak wielka.
Żerując na ludzkiej niewiedzy, naiwności i ciemnocie idziemy w ślepym pędzie ku przepaści.
Nikt z nas się nie cofnie. Nie ma już takich wiatrów, nurtów wodnych, które by ten ludzki bieg zawróciły.
Zanim do przepaści dojdziemy, zdążymy umrzeć. Ze starości, zmęczenia, nabytych chorób. Chorób, które coraz częściej będą dotyczyły głowy niż ciała. Jednak nasze dzieci, będą tymi, które do przepaści zdążą dojść. My, dziś, prowadzimy ich za rękę. Świadomie idziemy w kierunku zagłady. W podskokach. Bo przecież jeszcze szczeliny nie widać. Jeszcze grunt w nogi nie parzy. Choć słychać jak w jakimś kraju płonie las… Płonie, płonie i przestanie.
My kupimy na tę drogę ku przepaści, kilka wód, w plastikowych butelkach, gdyby pragnienie było duże. Weźmiemy mięsa pełne torby, żeby siła była iść. Może w trakcie podróży zastanie nas nowy rok, to kupimy parę petard. Niech ta podróż będzie z pompą. Niech zobaczą z jakim rozmachem potrafimy. I dzieci się ucieszą. Że nie idziemy jednostajnie, nudno. Niech mają kolorowo zmierzając ku przepaści. Każdy na tę podróż, choćby miał kredyt wziąć, zaopatrzy się w najnowszą wersję iPhona, żeby wstyd nie było iść. Żeby ciężko nie było, na boki wyrzucimy, to co niepotrzebne. Przecież i tak już tam nie wrócimy. A i droga, po której obecnie idziemy – nie nasza. Weźmiemy tak, żeby było wygodnie. Droga do samozagłady ma być przyjemna, lekka i wygodna.
I koniecznie pojedziemy autem. Wtedy będziemy przy przepaści szybciej niż inni. Albo jeszcze pokaźniej – samolotem. Niech widzą wszyscy. Że byliśmy pierwsi. Na bogato.
Wysiądziemy, obetrzemy buźki naszym dzieciom, brudne od pestycydów i razem skoczymy. Jeśli uda się nam dożyć. To za rączkę dla otuchy potrzymamy. Jak przyjdzie nam po drodze zostać, w plastikowej trumnie, to biedaki będą musiały skoczyć same. Może będzie boleć, ale przecież teraz tak wygodnie się idzie… Jak tu iść z tobołkami, które ważą więcej? Jak dźwigać szklane butelki, jak spędzić wakacje za miedzą i zrezygnować z triumfu wśród narodu?
Kompostownik? Używany ciuch?
Tak by się chciało… Jednak gdy lekko się idzie, łatwiej iść. A przepaści przecież jeszcze nie widać…
Ktoś mówił, że jest, i nawet opublikował zdjęcie w sieci. O! Może to pomoże.
Przecież jeszcze dziś, kiedy będę kłaść dzieci do snu, daleko jesteśmy od przepaści..
To kupię jutro mięso wołowe w tym plastikowym opakowaniu. A potem wezmę kąpiel w pełnej wannie wody.
Jeszcze przepaści nie widać. To strach mniejszy. Usiądę wieczorem i na uratowane pandy przeleję grosik. To wygodniejsze. Może się uda wielką przepaść pieniędzmi zasklepić…
Zostawiamy naszym dzieciom świat nie tyle w stanie tragicznym i opłakanym, co zwyczajnie skończonym.
Choć trąbią na alarm, myślę, że nikt się nie obudzi.
Człowiek XXI wieku nie potrafi już żyć inaczej. Nie obudzą ludzi pożary, które nie palą ich nóg.
A kiedy ogień stanie u podnóża wszystkich naszych stóp, będzie godzina dwunasta.
Ci, którzy będą chcieli zrobić coś jeszcze, którzy podniosą się i walczyć będą, kosztem swojej wygody, i życia w luksusie, popadną w rozczarowanie i złość… że idą sami. To przyniesie konflikty zbrojne, uchodźców ze „spalonych” już krain będzie więcej. Głód, niedostatek, kataklizmy…
Przyjdzie walczyć nam jak zwierzętom o garść pożywienia. Bez względu na dzisiejszy stan posiadania.
Ale skoro i tak przed przepaścią ucieczki nie ma, to dlaczego nie wziąć tej plastikowej butelki na podróż z wodą, nowych jeansów i jebutnej petardy?
Może chociażby po to, aby nie być bezpośrednio mordercą swoich dzieci…
.
Pozdrawiam Cię Julio,
Ja widzę, coś jeszcze pod metaforą tego wszystkiego, co się już zadziało, co się dzieje i co jeszcze się wydarzy, tak jak zresztą napisałaś Julio , widzę to nie otwierając oka, nie używając szkiełka…
Witaj Julio.
Nawet nie wiem, co napisać, ciężko myśleć o przyszłości. Dziękuję za te słowa.
Czy mogę dalej udostępnić ten tekst?
Pozdrawiam Żaneta
Dziękuję Żanetko, oczywiście, będzie mi bardzo miło.
Gdyby nie było już takich ludzi mądrych i wrażliwych jak Ty, jak Krzysztof Stanowski ( „Weszło” ) , jak Jerzy Owsiak , ta przepaść o której piszesz byłaby dla mnie tuż tuż . A tak, mimo wszystko , mam nadzieję, że ludzi dobrej woli nie zabraknie i świat ocaleje. Pozdrawiam.
Ten komplement jest zbyt wielki. Ja się jedynie staram gdzieś odnaleźć, szukać dobrego, lepszego.
Wciąż tyle we mnie błędów, wygodnych wyborów, za które się ganię.
Ale każdy jeden dzień biorę jak lekcję i chcę się czegoś nauczyć. Nie zaprzepaścić danej szansy.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.
Jest jeszcze wyjście z tej beznadziejnej wydawać by się mogło sytuacji : kluczem jest zbiorowa medytacja.
Słynny fizyk kwantowy, John Hagelin na swojej stronie internetowej pisze:
„Ludzie na ogół nie zdają sobie sprawy z głębokiej więzi łączącej ich świadomość z losem całej planety.
Nie wiedzą, że mogą zastosować potężną, zbadaną naukowo metodę wykorzystania świadomości do stworzenia pokoju na świecie praktycznie z dnia na dzień.
Ponad 50 projektów pokazowych i 23 prace badawcze opublikowane w czołowych recenzowanych czasopismach, dowiodły, że nowe rozwiązania oparte na świadomości mogą łagodzić napięcia społeczne na tle etnicznym, politycznym i religijnym, będące zarzewiem przestępczości, przemocy, terroryzmu i wojny.
Rozwiązanie to sprawdzono w skali lokalnej, regionalnej, państwowej i międzynarodowej.
Za każdym razem przyniosło pożądane wyniki w postaci radykalnego osłabienia negatywnych trendów społecznych i wzmocnienia pozytywnych.
Rzesze adeptów oddanych sprawie światowego pokoju, skupionych w licznych zespołach i wspólnie stosujących te techniki świadomości, wnikają w głąb siebie i docierają do najbardziej fundementalnego poziomu umysłu i materii, który fizyka określa mianem jednolitego pola.
Z tego poziomu rzeczywistości wzbudzają potężną falę harmonii i spójności, która może trwale i korzystnie zmienić społeczeństwo, co potwierdzają badania.
To rozwiązanie holistyczne, łatwe w zastosowaniu, nieinwazyjne i bardzo opłacalne.
Pytanie więc, czego trzeba, żebyśmy skorzystali z dobrodziejstw tego duchowego rozwiązania?
Niczego więcej niż przebudzenia.
Nawet raczkująca świadomość potęgi umysłu może zainicjować zmiany na szeroką skalę.
Bo dowodów na to, że zbiorowa medytacja może wygasić ognisko konfliktu szybko i skutecznie jest więcej niż dowodów na to, że aspiryna jest skuteczna w uśmierzaniu bólu głowy.
Jesteśmy mordercami naszych dzieci, jest to dla mnie tak przerażające, że ciężko już uśmiechać się na co dzień. Wojna czeka już za progiem, nie mogę przestać o tym myśleć – prześladuje mnie to wszystko.
Nie mam już siły tłumaczyć, że ta butelka wody w Pendolino, to jak nóż wbity w serce, te nowe telewizory, te nowe ubrania w ilościach hurtowych. Tego nie da się już powstrzymać. W Polsce w przyszłym roku zabraknie wody pitnej – to nie wizja szalonego człowieka – to fakt. Będziemy pili wodę z mnóstwem mikroplastiku, którego produkujemy na potęgę, bez żadnej refleksji.
Studnie wyschną, ale będzie już za późno.
U nas tej wody nie było już w tym roku. Jako jedyni dookoła mieliśmy suchą jak pieprz trawę, bo szkoda było mi wody.
Było brzydko. Nie tak ładnie jak u innych ze zraszaczami i trawą jak dywanem.
Może to i w ziemię idzie i potem niebem wróci.. Ale bo ja wiem czy wróci..
Pionkiem jestem takim w tej grze i ciężko stwierdzić kiedy nami manipulują a kiedy i gdzie samemu prawdy o świecie szukać.
Więc się tak sama sobą kieruję. Próbuję chociaż. Czasami mi wyjdzie, innym razem wcale. Ale każdego dnia się staram.
Ja trawy to kupę lat latem nie podlewanie szkoda wody a że nie zielona jak u innych… Świadomość nie pozwala jej marnować
Ja z mężem staramy się od lat, prawie zrezygnowalismy z mięsa, nie kupujemy nigdy w żadnym plastikowym opakowaniu w żadnej sieci dyskontow, generalnie nie używamy plastiku itd. Ubrania dla dziecka po kimś kupuję, dokupuje tylko niezbędne rzeczy, ale jesteśmy kropla.
Przypomniał mi się film „Droga”
Sobie wyszukałam na filmwebie. Wygląda dobrze a nie oglądałam. Pewnie spodoba się Adasiowi mojemu.
Każde słowo tak bardzo prawdziwe, że aż boli…Nie zdajemy sobie jeszcze sprawy,że powoli tracimy to czego za żadne pieniądze tego świata nie odzyskamy. Wszystko się zmienia i to czuć. ..styczeń temperatury na plusie zero śniegu…zaraz będzie wiosna ale z czego tu się cieszyć jak nawet nie można za nią prawdziwie zatesknić. Ja pamiętam jeszcze prawdziwe zimy moje dzieci już niestety nie 🙁
Pani Julio, to mój drugi komentarz od kiedy jestem z panią – a był to początek – kiedy to Tosia była niemowlakiem, czasy jeszcze poza FB. Wtedy nie było tablicy, powiadomień…z premedytacją śledziłam pani wpisy i tak jest do teraz 😉
Ujęła pani tutaj wszytskie obawy, które mam coraz częściej . Dla naszych dzieci i wnuków nie ma planety B. Nie ufam nikomu kto nie lubi zwierząt i nie myśli o naszej planecie. Wszytskie inne sprawy – kurs euro, franka, cena ropy, pietruszki , PIS, PO….to nie jest ważne . Ważne jest tylko to, żeby poważnie zacząć myśleć, że tylko działania, które przestaną tak eksploatować tą planetę mają sens. Tylko ludzie, którzy mają taką świadomość powinni stać na czele państw. Jesteśmy tutaj na chwilę, a obracamy w pył gatunki, które żyją setki lat… Nie damy szans przyszłym pokoleniom .
Nie ma cięższego grzechu – nie zabijaj.
Pani Madziu, choć wolałabym abyśmy były na „Ty”. 🙂
Zatem…
Madziu, tyle lat? Serio tyle lat ze mną, a ja z Tobą?
Miałam dziś taki dzień, wiesz, że jest wszystko ok, ale jakiś smutek mi się tak kołował z tyłu głowy.
Zatem drugi komentarz jaki zostawiasz na moim blogu nie mógł trafić lepiej. Za co Ci dziękuje. Bardzo.
Ja mam tak jak Ty z dobrem. U Ciebie zwierzęta i dobro planety.
Ja kieruje się dobrem. Bo chyba dobro mieści w sobie Twoje wartości. Dobry człowiek po prostu kocha zwierzęta i dba o planetę.
I mądrość życiowa. Człowiek nie musi mieć fakultetów aby wiedzieć co jest dobre dla Ziemi.
Madziu, ściskam Cię mocno.
😁 serio, tyle lat. Zachwycałam się Twoimi tekstami jako panna na wydaniu 😉, a teraz jako 36letnia żona i mama 7 latki, podsyłam linki mężowi.
Ściskam równie mocno i dziękuję.
Serio 🙂
Czytałam Ciebie z zachwytem jako panna na wydaniu 🙂 a teraz 36latka,żona i mama siedmiolatki podsyłam mężowi linki.
Ściskam równie mocno i dziękuję.
Jak żyć??? 🙁
Julia dobilas mnie dzis tym tekstem:(moze to naiwne pytanie:ale naprawdę tak źle ze światem,z nami?:(
Każde słowo tak bardzo prawdziwe, że aż boli…Nie zdajemy sobie jeszcze sprawy,że powoli tracimy to czego za żadne pieniądze tego świata nie odzyskamy. Wszystko się zmienia i to czuć. ..styczeń temperatury na plusie zero śniegu…zaraz będzie wiosna ale z czego tu się cieszyć jak nawet nie można za nią prawdziwie zatesknić. Ja pamiętam jeszcze prawdziwe zimy moje dzieci już niestety nie 🙁
Ciarki przebiegły po mym ciele, gdy przeczytałam Twój wpis. Bo to jest dokładnie to, o czym ja od jakiegoś czasu nieustannie myślę. I te myśli kotłują się w mojej głowie, gdy coraz to czytam nowe wpisy o zmianach klimatycznych, o tym, że to już nieodwracalne.
Jest kilka rzeczy, których się panicznie boję: ciężka choroba, wojna, śmiertelny wypadek. Teraz dochodzą kolejne strachy. Boję się, że moim dzieciom przyjdzie żyć w czasach, w których będą walczyć o wodę do picia, o tlen, aby przeżyć kolejny dzień.
Julio, z tym tekstem wczoraj wstrzeliłaś się idealnie, a dlaczego ? Już tłumacze… wróćiłam do domu w godzinach popołudniowych, w pracy co druga osoba narzekała na ból głowy, kłucie w czole, itp, itd, itd.., dziwny stan dopadł i mnie, jakaś ciężka głową, czy coś w tym stylu… ale do sedna… i nagle telefon, ” słuchaj, nie otwieraj przez najbliższe dni okien, nie wietrz domu, jeśli możesz to nie wychodź z dziećmi na pole ( tak u nas jest pole ) bo w szkole kadra nauczycielska na apelu ogłosiła, że w naszym powiecie w powietrzu wykryto coś skażonego, coś niebezpiecznego, i tak będzie lepiej , nie wychodzić na pole…. może najlepiej nie oddychać bo tak lepiej, a najbardziej przerażające w tym wszystkim jest to, że sami jesteśmy sobie winni, wszyscy bez wyjątku, i dziwimy się. Ohhh ile ja bym tu mogła pisać… Dzieci mam Irak jak każda z mam pragnę dla nich wszystkiego co najlepsze, chciałaby mieć tych dzieci więcej ale przeraża mnie wizja pffff a raczej rzeczywistość dla nich.
Chciałabym mieć możliwość się z Tobą spotkać Julio, bo czuję, że miałybyśmy o czym rozmawiać :-))) dziękuję, że stworzyłaś to miejsce, pozdrawiam Cię serdecznie:-*
Cześć Julia! Hmm… post apokaliptyczny ale ja bym go doprecyzował. Piszesz o tym, że koniec jest pewny i nastąpi. Ale wydaje mi się, że warto napisać jak będzie wyglądała droga ku temu końcowi.
A zaczyna się niewinnie. Ot, podwyżka cen energii. Potem problemy budżetowe. Za duży deficyt. No to trzeba ciąć. Równolegle mordercze susze. Brak zimy, brak śniegu, brak deszczu. W pierwszym roku, drugim, trzecim… i jak na początku ceny żywności nie rosną szybko, bo przecież import jest, bo przecież jeszcze są wody gruntowe, których można użyć – jak się ma oczywiście energię do napędzania pomp, tak później jest coraz gorzej. Umierają drzewa owocowe, martwe jabłonki, wiśnie, śliwy – martwe – bo ich spragnione korzenie już nie sięgają do obniżonego lustra wód gruntowych. Nie ma już ulęgałek, które w czasach głodu uratowały niejednego. A potem też brak wody w studniach. I klęski – rok po roku – mniej ziemniaków, zbóż, warzyw. U sąsiadów – podobnie, więc taniego importu nie ma. Co więcej, ponieważ drożeje jednocześnie energia, to coraz trudniej sięgać po wodę głębiej, transport coraz droższy, przechowywanie. I jest to moment przegięcia, gdzie zbiegają się te bezduszne równania i zaczynają tańczyć razem, w swym bezwzględnym szale. Mniej – drożej – biedniej.
Na początku dostają kopa w twarz biedniejsi. Jakaś rodzina z dziećmi (na 500+ środków od dawna już nie ma bo budżet się nie spinał). Potem zaczyna się ostrzej. Wielotysięczne albo milionowe tłumy wychodzą na ulice. W rękach głodnych ludzi pojawiają się cegły, kamienie, butelki. Padają sklepy, wpierw te luksusowe, potem w ogóle sklepy, bo KIM jest facet, który rodzinie, który dziecku swojemu, NIE przyniesie choćby garstki pożywienia?
Następnie wszystko idzie jak lawina. Z kraju uciekają ostatni inwestorzy i najbogatsi, których na to stać. Kraj staje. Część policji i służb staje się mafią. Waluta pada, więc tym trudniej importować choćby paliwo czy jedzenie, a bank centralny naciska przycisk „panika” i podwyższa drastycznie stopy procentowe, by zatrzymać ucieczkę kapitału z kraju. A ludzie są coraz bardziej zdesperowani. Leje się krew. Wybuchają, wpierw lokalnie walki. Nie ma już porządku, jest tylko chęć przetrwania i zgodnie z teorią cechy-stanu teraz to stan jest najważniejszy – głód, strach, przerażenie i buźka głodnego dziecka (a miało być tak fajnie… mieliśmy siedzieć w domu i żyć spokojnie). Ludzie idą w tym informacyjnym chaosie za silnym liderem, czyli kimś, kto krzyczy najgłośniej, najprościej, gdzie wszystko jest czarne-białe, bo to jeszcze daje nadzieję w tym walącym się świecie.
Ale to jest właśnie koniec. Toczące się walki, rodzące szybko frakcje wśród jeszcze funkcjonujących struktur – bo tu jeszcze jakiś pułkownik panuje nad swym pułkiem, tu twardszy wojewoda zgromadził jakieś siły – mieli się to, żarnami chaosu, a pomiędzy tym wszystkim jesteśmy MY. Zwykli szaraczkowie, przeciętni, zwykli ludzie. Więc ruszamy w morderczym upale wśród krajobrazu bez drzew, gdzieś tam, ruszamy, byle dalej, bo ponoć gdzieś tam, za bezleśnymi górami, jest podobno inaczej. Podobno lepiej.
TO WŁAŚNIE NAS CZEKA. Ignorujemy susze, ignorujemy rosnące trudności energetyczne. A proces idzie jak walec. Ja za to zapłacę, Ty za to zapłacisz…
Hipokryzja.
Wszyscy jesteśmy hipokrytami. Sami zabijamy naszą planetę a później udajemy dobrodusznych i próbujemy coś robić. Chcemy uchodzić za bohaterów obrońców naszej planety…
Emitujemy sztuczne światło poprzez telefony, telewizory itp. piszemy blogi, czytamy inne i ciągle podpięci do prądu. Nawzajem się popychamy w tę przepaść tego co nowego na netflixie, co w sieci itp.
Czytamy książki a wycinają nam lasy. Zasadzamy nowe ale zanim te nowe osiągną wiek tych ściętych to miną lata.
Budujemy domy na wielkich działkach, zagarniając tym samym na własny użytek naturę. Nie lepiej w bloku wielopiętrowym ?? mniej natury zniszczymy.
Budujemy drogi aby jeździć autami – w jednym domu 2,3 auta, motory, quady i inne emitujące do atmosfery gazy i opary ropy.
Bawimy się zabawkami, klockami znanych firm światowych, robionych z plastiku i innych tworzyw. Reklamujemy i polecamy sobie ciuchy znanych marek, bo przecież każdy chce być modny. Nawet te niby dobrze wykonane zrobione są z materiałów robionych na wielką skalę. Rodzimy dzieci a przy tym generujemy tony pampersów i innych niezbędników im dedykowanych. Nawet te niby eco to i tak niewiele z eco mają wspólnego. Produkujemy z postępem broń i inne mordujące ludzkość urządzenia i maszyny. To my ludzie jesteśmy złem tego świata. To my w pędzie do sybaryzmu. lansu prześcigamy się z innymi. Nie umiemy żyć w zgodzie z naturą. Zagarniamy ją tylko dla siebie. Na wczasy latamy za granicę . Tysiące samolotów w powietrzu zatruwa nas samych. Nie zmuszamy władzy aby zakazała produkować wszystko, to co szkodzi planecie i nam. Nie walczymy z producentami, że nas trują. Nie podejmujemy takich starań. Bo po co? za wygodnie przecież nam wszystkim. Ludzie ludziom zgotowali ten los. A teraz jest już za późno. Jesteśmy hipokrytami i nawet jak próbujemy kupić wodę w szklanej butelce to teraz??????? a czemu nie 5-10 lat temu? ?? Widmo katastrofy nas ciągnie za włosy i auć to boli .. otwieramy oczy?????? hola hola uderzmy się w piersi i powiedźmy z czego zrezygnujemy i kogo będziemy bojkotować i jak wymusimy na władzy inne opakowania, inne produkcje, zdrowsze dla nas i matki natury.????
To tylko wpis i zaraz o nim zapomnimy a świat idzie dalej.
Jestem hipokrytką, Ty nią jesteś i Ty też. Każdy z nas. Wstyd??????? pewnie, bo z łatką na plecach trudno spacerować w modnych ciuchach z pełnych szaf.
Dokładnie. Trzeba podjąć walkę, jeśli chcemy jeszcze ratować świat i siebie. Ale nie będzie łatwo, będą ofiary. I z tym niestety trzeba się liczyć. Albo zgodzić się na powolne konanie. Wybór należy do nas.