Kiedy byłam mała, na święta Wielkanocne wyczekiwało się z tego samego względu co na Boże Narodzenie.
Na rodzinny czas. Wspólny, bez pośpiechu. Nie był tylko niedzielnym obiadem.
Moi rodzice od zawsze pracowali praktycznie siedem dni w tygodniu.
Tego czasu oczywiście było wiele pomiędzy, gdyż leciało się na długiej, szkolnej przerwie do sklepu Mamy, za domem był warsztat Taty. Ale to był czas „pomiędzy” właśnie.
Czuło się, że Ci rodzice gdzieś pędzą, są zajęci.
A te święta były pewnością. Pewnością czasu w domu. Z nimi.
Nie. Nie, nie mam dziś, ani też wtedy z tego powodu jakiejkolwiek tęsknoty do innego życia.
Innych niedziel. One były wspaniałe.
Od rana Mama krzątała się w kuchni przy obiedzie. W piżamach opowiadało się Jej różne historie. Jadło się żurek z kiełbaską. Bo to było nasze niedzielne śniadanie. Od pokoleń.
Szliśmy z Tatą na niedzielny spacer.
Dopiero o trzynastej Mama wychodziła do sklepu. Czasami Ją zastępowaliśmy, gdy miała wyjście, jakieś spotkanie, albo zwyczajnie chcieliśmy żeby też miała coś z niedzieli.
A i ja, już jako dziecko miałam tyle do roboty na wsi z koleżankami, że taka niedziela była pięknym dniem.
Do Mamy leciało się po napój albo batonik.
Dziś moje dzieci też kojarzą święta jako wspólny czas. Teraz spędzany już w liczniejszym gronie. I pierwsze na co czekają, to na tych wszystkich naszych bliskich. Dopytują już dużo wcześniej – w jaki dzień przyjadą? O której? Ile zostaną?
Albo odwrotnie, gdy jedziemy na te święta do mojej siostry – kiedy wyjeżdżamy? O której? Ile zostaniemy?
I na te Wielkanoc jeździmy do mojej siostry właśnie.
Boże Narodzenie jest u nas.
Mieszka w środku lasu, więc jest to idealne miejsce na chowanie jajek.
Usłyszałam ostatnio od mojej Córki takie zdanie.
– Wiesz Mamuś, ja nie chcę żadnego prezentu, mnie najbardziej zależy na tej zabawie szukania. Możemy znajdywać jajka, albo karteczki żeby docelowo dojść do jakiejś drobnostki.
„Uff” – pomyślałam sobie, bo gromadzenie prezencików w miejsca jajeczek zajmowało mi zawsze masę czasu.
A to okazuje się jest nieistotne. Ważna jest zabawa. I kibice.
To cały rytuał, gdy siedzą skitrani w łazience, a Tata i Wujek chowają po całym lesie jajka – prezenciki.
Potem kibicujemy, stojąc na tarasie, podpowiadamy, dopingujemy.
I liczymy to, co zgromadzili w koszyku. Czy aby wszystko zostało znalezione.
Dlaczego o tym piszę? Bo zawsze w tym zestawie chowam Im książeczkę.
Od bardzo długiego już czasu nie podejmuję się współprac reklamowych.
Ale reklamowania książek nie odmówię nigdy.
Tym bardziej, że o Bożym Narodzeniu powstało mnóstwo pozycji, a o Wielkanocy jest ich niezwykle mało….
„Paddington i jajka wielkanocne” to idealna pozycja na „świąteczne poszukiwania”.
Ta bogato ilustrowana książeczka pozwoli nam poczuć świąteczną atmosferę.
Każdy obrazek jest na tyle drobiazgowy i szczegółowy, że może być doskonałym początkiem rozmów i opowieści. Jest bazą do naszych dalszych wyobrażeń.
Książki opowiadają przepięknym, prostym , dziecięcym językiem na pytania takie jak…
„Czy w grze chodzi o to, żeby wygrać, czy żeby się starać z całych sił?”
„Czy w malowaniu liczy się tylko talent?”
Z okazji ukazania się czterech nowych picturebooków zapraszam Was po kod rabatowy.
Link do książek TUTAJ – ZNAK.
A kod JULIA daje Wam 35% rabatu na zakup wszystkich pozycji o Paddingtonie w okresie od 6 marca do 26 marca.