Ja kroję sałatkę. Ona wykłada blachę ciastem. Jakąś taką chwilę milczenia przerywam mówiąc…
– Wiesz… tak mi się marzy wrócić do chorowania w dzieciństwie. Nawet z wielką gorączką, katarem, który zapycha całą głowę i kaszlem, że z brzucha chce wyskoczyć.
Herbata z sokiem malinowym w garnuszku, wciąż na kaloryferze się grzała. Pierzynę co chwilę Mama na drugą strone przewracała, żeby ochłodzić. Poduszkę poprawiała. A to budyń, a to kisiel i ulubiną zupę do łóżka przynosiła. Kładła się obok. Bo to „połóż się ze mną” było najważniejsze. I oglądałyśmy razem filmy i bajki. Czytała mi. I przynosiła ze sklepu komiksy i książeczki. I konieczne było, żeby chorować na łóżku rodziców. Obok stał taboret a na nim termometr, lekarstwa, chusteczki i wszelakie niezbędniki. I Tata wchodząc do domu, najpierw kierował się do mnie. Siadał na brzegu łóżka, głaskał po głowie i mówił „i jak sie ma nasza dziewczynka?” albo „i jak? lepiej coś Julisiu?”..
I nic wtedy nie trzeba. I choć choroba męczy, to spokój i poczucie bezpieczeństwa Cie przepełnia. I w każdej chwili oko można zamknąć, by przespać się choć chwilkę. I taki błogi stan…
Bo w takim domu, z takimi rodzicami nawet chorowanie ma inny smak…
Dziś, kiedy wieczorem czuję jak mnie w kościach łamie, jak zatoki już zapełnione… Biorę garstkę leków i w głowie myśl… „tylko nie to”..
Cała masa obowiązków nadal jest, a organizm nie ten. Siła nie ta. A nie daj Boże jeszcze dziecko wtedy chore… A do chorego dziecka, Mama cierpliwość i zaangażowanie, musi mieć podwójnie większe. Mama, po prostu musi być zdrowa. Nawet gdy Tata mówi „połóż się, zamknij drzwi, prześpij się, ja z Nią pobędę”.. To… to sie tak nie da..
Bo Mamom chorować już nie wolno.
Mamy na straży są zawsze. Bez Mamy dom sie kończy.
Ahhhhh!!! Lustro moich myśli z wczoraj:) !!! Pola zaczęła kichać prychać marudzić a mnie kręgosłup tak rypie ze oszaleć można, zatoki zapchane w głowie się kreci, żołądek jakby oszalał..ale cóż to tam… Niech boli, Pole mama musi utulić i z uśmiechem od rana do rana… i tak jak czas zajmuje Pola to zapomina się o tym ze coś boli. Dopiero jak odwiozę do babci to potrafię się rozchorować na cały weekend.
Ja też biorę w sobie takie siły, że to jest niesamowite, aż trudno w to uwierzyć…
to wszystko jest tak najprawdziwsza prawda, że więcej słów nie potrzeba…
Pamiętam jak jeszcze rok temu z katarem pod kołdrę się biegło, jak milion sposobów było potrzebne do uzdrowienia. Dziś, a tak naprawdę wczoraj kubek parującego rosołu mamę na nogi postawił, bo ważniejsze czy Lil noc prześpi z tym kaszelkiem… teraz nie ma czasu na chorowanie, bo zdrówko Małego Ludzika ważniejsze. To stąd bierze się nasza „mamina” siła. To te Małe Ludziki i większe też to nasze baterie, akumulatorki i dzięki nim mama jest jak perpetuum mobile 🙂
Tak, kiedyś to małe zakasłanie juz skłaniało człowieka do pozostania w łóżku.. a teraz, ledwo nogi powłóczy a jeszcze idzie..
aaa zapomniałam dodać!
Toooosia – normalnie miodek!! Cukieras taki, że głowa mała, a w tych okularach jest rozbrajająca!
Cudowne zdjęcia.
no. śmieszna 🙂
Formalnie telepatia !!!!właśnie o tym sobie dzisiaj rozmyślałam, bo czy człowiek może sobie pochorować kiedy Młody (15 m-cy) chce dom rozwalić?!A dawniej… flanelowa piżama,skarpety,kołderka, herbatka z imbirem i czytanie, oglądanie filmów albo spanie…oj tak pochorować chociaż jeden dzień a pogoda wręcz idealna:)No nic może chociaż wieczorem uda się obejrzeć „Małe kobietki” bo tak mnie dzisiaj naszło, że oszaleć idzie:)
tak pochorować.. i z kanału na kanał przeskakiwać, i herbatki tylko pić, książkę czytać… zasnąc błogo koło południa..
mój największy lęk,że mnie dopadnie choróbsko…bo jak tu się kurować jak dziecko w domu?nie da się jej przetłumaczyć,że mama ledwo żyje(na szczęście tylko dwa razy dopadła mnie przy niej 40stopniowa gorączka)
również miło wspominam jak to moja mama się mną opiekowała,nocne pobudki na antybiotyk,to jak po pracy autobusem jechała 45km aby choć na chwilę posiedzieć ze mną gdy byłam w szpitalu 🙂
Ach i słów parę o zdjęciach 🙂 Tosia okularnica boska i jeszcze jedno mnie urzekło tak mocniej niż reszta 😉
Bo Mama to taki „nadczłowiek”… mam nadzieję mieć tą siłę zawsze by i moja To pamiętała taki obraz choroby.
w ogóle mnie tu nie powinno być, kończe pracę w takim kociołku i tyle pomysłów na krzyż. Co ja tu robię… Czytam, zatrzymuję się, zamyślam – i dobrze… Przypomniałaś mi (ryk) kaszkę z tartymi jabłkami ciepłą dłoń mamy, no trudno… Zawsze potykam się o wspomnienia jak o ten ogon za długiej sukienki, a potem marzę, że ja też będę w jego pamięci taka, że TAK zapamięta ten dom i te chwile, że jego wspomnienia będą miały mocne wyraziste kolory, będą pachniały szarlotką (która tak lubi mamusiową) i wzruszy się jak wyjmie z kartonowego pudła te pierwsze spodnie, które mu ręcznie uszyłam, a oglądając fotografie pomyśli też chcę dla swojego dziecka taki dom…
Idę – fotografie TA Z DROGĄ… TO na okładkę, na zakładkę, na deser ♥
A jak inaczej Maryś… jak inaczej ma pamiętać z taką Mamą… tylko tak. i może nie teraz w okresie dorastania, ale kiedy już przystanie, zatrzyma się na chwilę i rodzine swoją założy i przyjdzie mu ją pielęgnować..
Tak, a kiedy wspomnę jaka ja byłam „wtedy”, a jaki on jest „dziś” to i tak sobie myślę, że jego refleksyjność, jego metafory, jego dystans są skarbem… I patrzę nieraz ze zdumieniem i podziwem, bo ja nie byłam taka „wtedy” jaki on „dziś” – nie byłam
I mam nadzieję, że ONA powie mi to „dziękuję” kiedyś, tak z serca…
Ba i na wnuczke mam nadzieję, komuś w końcu te księżniczkowe sukienki chcę szyć! 😀
Teraz już rozumiem dlaczego moja mama nigdy nie chorowała… mi też z chorobą nie po drodze…
Pewne rzeczy, rozumeimy najczęściej dopiero, kiedy sami się o nie potykamy..
Mama – najważniejsza osoba na świecie …
Piękne słowa …. i zdjęcia – cudne 🙂
Pozdrawiam ciepło
a jaki to zaszczyt być tą Mamą.. choć nie raz pewnie trzaśnie drzwiami i powie „ja na świat sie nie prosiłam” 🙂
TOSIA cudna!!!!!!!!
Julia wiem o czym mowisz; ta beztroska, to blogie lenistwo (ok, sa lepsze sposoby na nie poza chorowaniem ale mimo wszystko…), ktos kto sie nami zajmuje…
No ale dziewczyny, jak to matka nie ma prawa chorowac? Moze samotna matka:)
Nie wiem jak to u was wyglada, ale choc nieczesto zdarza nam sie chorowac, to kiedy ustac na nogach przy ostatniej jeslitowce nie moglam; i kiedy mala tez zlapala to opiekowal sie nami ojciec. Tzn. tata malej, a moj maz! Ja sobie lezalam w lozku, mala kolo mnie.Wymiotowalysmy na zmiane, a on byl od tego by sie nami opiekowac.
To samo po porodzie.Choc w domu byla pomoc przez tydzien, maz biegal z gory na dol, zeby nam dogodzic.
Kiedy choruje corka, tez potrafi zostac w domu.
Mala ma dwojke rodzicow i kiedy mnie dopada chorobsko, to raczej klade sie do lozka i jest mi blogo jak blogo bylo z mama. Swiat sie nie konczy:)
Myślę, że w każdym normalnym związku, normalnym jest, że mąż lub najbliżsi pomagają i nawet Mama ma możliwość chorowania. I mój Adaś również jest chętny wtedy do pomocy. I do firmy nie idzie, dziecko do Teściowej odwiezie bym mogła się położyć. Tylko chodzi o to, że to już wtedy nie jest tak. Nie jest tak jak normalnego dnia. A i ja jestem z tych co na tą słabośc sobie nie pozwala. Bo jak ja się tak będę nad sobą rozczulać to kto nam na dom zarobi… We wtorek mi robili cesarkę a w czwartek w południe obiad robiłam, odkurzałam, pranie wstawiałam… Ja jako Mama i żona nakładam sobie obowiązki i sie ich tzrymam. z chęci, nie z przymusu. A i jak zostanie w domu Adaś i z Tosią się bawi to ja myślę „a tam pranie wstawić trzeba, lodówkę miałam umyć” i mówię „Adaś, przewiń już Tosię, zrób Jej hrbatki”… To nie jest już odpoczywanie.. Ja jestem myślami tak zajęta, że będą c Mama odpoczyać nie potrafię..
kurcze, te słowa przygnębiły mnie maksymalnie bo poczułam je w sercu moim bardzo głęboko…BEZ MAMY DOM SIĘ KOŃCZY…jestem już dojrzałą kobietą a po tym fakcie nie mogę pozbierać się do dzisiejszego dnia…mnie wszystko zawaliło się na głowę i choć niby wiem jak powinnam żyć to wcale mi to bez niej nie wychodzi…pozdrawiam, ewa
Nie jestem w stanie nawet sobie tego wyobrazić.. całe życie boje się, że przyjdzie czas rozstania.. a przecież nigdy człowiek nie jest na to gotów…
Ja też kochałam chorować.. a teraz spieszę się chorować jedynie.. bo jak przyjdzie choroba to odliczam tylko godziny by już sobie poszła. Julka zdjęcie pierwsze podwójne i dwa pierwsze z drogą.. cudo!! i Tosia w okularach i w ogóle wszystkie! ale te 3 to aż mi ciarki przechodzą! A Tosia przecudowna jest 🙂 A wiesz, że mama Julitty mówi do niej Julisiu? Kiedyś przynajmniej mówiła 🙂
Wciaz mowi:)
Tata całe życie mówi do mnie Julisiu :))
Napisalam wczesniej ze mialam mysl jakas ale ja zagluszyl pociag jezdzacy pod moimi nogami i dzieci, ktore sie o niego kloca. I jedyne co mi przychodzi do glowy teraz to pic kawe kolejna i przetrwac, przetrwac, przetrwac;););) Wczesniej ,bo jeszcze mi net siadl w miedzyczasie i sie nie wyslalo:)
I teraz napisze tylko, ze sie zgadzam z Toba i ze zdjecia sliczne:)
Ja chyba też zacznę kawe nałogowo pić 🙂 mówisz pomaga? 🙂
Cała prawda. Aż musiałam ten tekst wysłać mojej mamie do przeczytania.
zbieraj siły na swój czas bycia nieśmiertelną 🙂
czasem jak Cie czytam to tak jakby moje myśli tylko cudownie ubrane w słowa. ja tak nie potrafię. na bloga zaglądam odkąd mam moja Zuzę.. i wciąż podpatruję nowinki, ale nic nie piszę, bo mowę mi odejmuje po tym jak czytam Twoje posty Julio:) i zupełnie teraz nie ściemniam, 100% szczerości i zero wazeliny…
dokładnie pamiętam swoje chorowanie i ” herbatę miłości” z pomarańczą, którą potrafiła tylko mama zrobić… do teraz ja parzy a ja jak tylko o niej pomyślę przypominam sobie ten błogi stan kiedy bajek słuchalam na kasetach, rysowałam i tuliłam się do mamy w nieskończoność. wtedy śniadania smakowały najlepiej na świecie nawet jak apetytu nie było i gorączka wysoka…w tym wszystkim było tyle niesamowitej magii i ciepła…
teraz sama jestem mamą… często mam momenty kryzysu i zastanawiam się jak moja mama sobie radziła.. ale tak jak piszesz- te nieskończone pokłady sił i cierpliwości pojawiają sie gdzieś niewiadomo skąd.. to największa siła na świecie! ja jestem dumna, że jestem mamą choć wiem że nieidealną.
bardzo ciepło Cię pozdrawiam:)
Kiedyś mój Adaś powiedział, że gdyby mężczyźni wychowywali dzieci to ludzie by wygineli.. bo mężczyźni nie są nawet w jednej setnej w stanie na takie poświęcenia i wyrzeczenia jak Matka. Matka to zjawisko zupełnie niewytłumaczalne… Myślę sobie, że mojej Mamie nie jestem w stanie sie odwdzięczyć za Jej poświęcenia ale oddam Jej to opiekując sie tak moją Tosią… Nawet jak mi trzaśnie drzwiami i napyskuje… muszę być wtedy cierpliwa.. bo Ona zawsze jest… Cieszę się, że jesteś i zaglądasz.. 🙂
Julisia – powiedz to swojej mamie koniecznie, powiedz… ja bym takie słowa chciała usłyszeć… O jejku…
Prawda!
„Mamy na straży są zawsze. Bez Mamy dom sie kończy.” – Amen.
p.s.
dodaje do ulubionych cytatów!