usypiałam Tosie jakoś tak inaczej niż zwykle.
bo zawsze, ale to zawsze wtedy na przedpokoju świeci się lampka.
a tak, nie wiadomo czemu była zgaszona. więc w tej dziwnej dla mnie atmosferze tule i kołysze… dla niej atmosfera bez zmian… czyli pocałować Mamę sto razy, żeby cicho zagłuszyć przedłużający się w nieskończoność proces zasypiania..
na białej szafie odbijają się i kołyszą cienie drzew. Te cienie od latarni, która stoi za oknem..
i nagle ta latarnia zaczyna gasnąć. tak powoli, spokojnie. aż zrobiła się całkowita ciemność. taka ciemność czarna. że ani kroka się nie da zrobić.
zamknęłam oczy i poczułam…
poczułam tak, jak wtedy gdy wąchamy nagle jakiś zapach sprzed lat.
taki na przykład jak się używało na tych koloniach językowych w Kudowie.
albo ten z czasów liceum. Sky Blue. za 30 zł na straganie. co to był za zapach!!
teraz, czasami gdy podobny przemknie mi koło nosa, to jakby wszystko w jednej sekundzie wróciło. internat, planty, murek pod Wawelem, te czarne dzwony w kwiatki, myslovitz w walkmanie, wieczorny autobus nr 124…
i ja poczułam się właśnie tak, że jakbym miała otworzyć oczy, to zobaczyłabym siebie w moim rodzinnym domu.
w połowie przedpokoju. bo zmierzałam z salonu do łazienki.
i ta sekunda kiedy wszystko gaśnie.
i nagle z każdego pomieszczenia te komentarze:
„prądu nie ma”, „pradu zabrakło”, „gdzie są świeczki? powinny być pod ręką”, „poczekaj, mam latarkę”, „dobrze, że nafte napełniłem do lampy”, „żadna zaplaniczka nie działa”…
i w jednej chwili wszyscy gromadzą się w kuchni. czuć ciepło i zapach palonego drewna z pieca kaflowego.
Mama napełnia czajnik wodą i stawia na blasze. już bulgocze, już leci para i gwizdek słychać. zalewa herbaty. ze wspólnego talerza podjadamy łyżkami ciasto.
i nagle jest tematów setki, i nagle śmiech i opowieści z czasów młodości rodziców.
pies leży pod stołem, głośno chrapie.
Tata z latarką idzie dołożyć do centralnego.
puka Ktoś do drzwi. Basia ze Sławkiem byli na spacerze i weszli po drodze.
– A to prądu nie ma? Ciekawe czy u nas też?
I dla Nich herbata z rumem, bo na dworze mróz.
Mija godzina, dwie, trzy… północ… i jak ciemno to i czasu nie widać jakby..
– To idźcie się dziewczynki kąpać, bo ja zaraz idę – jak to Mamy maja w zwyczaju przemawiać…
siedzimy w tej łazience. lampa naftowa na pralce. na parapecie świeczka i na umywalce druga.
coś szepczemy, chichrotamy się…
– weź już wyłaź z tej wanny, bo ileż można siedzieć – mówię w końcu zwijając się na fotelu z podkulonymi pod siebie nogami.
– no ile? no ile? no tyle – głupkowato mi odpowiada..
idziemy do łóżek. w kuchni zostaje Tato. z książką w swoim fotelu. okulary ma na nosie. i to jedno szkło potłuczone. śmiesznie bardzo wygląda.
a gdyby tego prądu nie brakło…
to Mama roboty ile by sobie znalazła. prasowanie zaległe i w „jeden z dziesięciu” by patrzyła.
Tata by w warsztacie jeszcze coś dłubał.
Justyna coś pisała, sprawdzała, uczyła się…
Ja włóczyła po domu bez celu…
A tak…
Na szczęście, na naszej malutkiej, oddalonej od świata wsi, prądu brakowało dość często…
Jula, Ty nawet nie wiesz co mi zrobiłaś tymi słowami. ostatnio jestem bardzo retro. I ten wątek internatowy tak mi też dobrze zrobił 🙂 dziękuję!
to w piątek powspominamy te czasy 🙂 w piatek do Zamościa jedziemy! pamiętaj! Justynka już się cieszy 🙂
tera dopiero zobaczyłam. jabłko na kromce chleba. dobre 🙂
siedziała Antka na stole, przychodze a Ona jabłka na kromkach chleba poukładała. mocno mnie to rozbawiło :))
Przeniosłam się w czasie 😉 dziękuję
fajne to były czasy..
i jak ty to robisz?ze tak czarujesz,przenosisz mnie w te miejsce o ktorym piszesz…przymykam oczy i widze to wszystko ♥♥♥
A zdjecia jak zwykle cudne,piekna masz domowa atmosfere ACHHHH i OCHH !!!
Buzka
wiesz, w ile miejsc ja bym chciała tak przenieśc się w pisaniu.. tylko tak mi tego czasu mało na pisanie 🙁
ściskam
byłaś u mnie w domu lata temu!! a ja nawet nie wiedziałam… ten czajnik na blasze, świece z szuflady wygrzebane i ciepło przy kuchennym stole…:))
i ja przy usypianiu Małego kołyszę się w nikłym blasku światła zza szyby, w którym tylko kontury pływają
piękna ta zima na Twoich obrazach!
I ja bym mogła do Was dołączyć z opowieściami, co przy świeczkach się prawiło… Często ojciec wspominał o pierwszej bajce jaką puścili w tv. Jacek i Agatka. A teraz ja z tą swoją Agatką tulimy się i budujemy nowe wspomnienia, tym razem też jej…
te opowieści były rewelacyjne.. czasami po raz setny jedna i ta sama.. ale uubiona więc każdy słuchał jakby pierwszy raz.. 🙂
bo to chyba u wszytskich te świece chude, wysokie w szufladzie w kuchni :)) u nas jeszcze w salonie w szufladzie były.. ale tamte juz bardziej eleganckie, odświętne 🙂
OOO! Właśnie dla takiego klimatu mieszkam na tzw. „zadupiu”.
Jak byłam mała chodziłam z siostrą po ciemnym domu i udawałyśmy wróżki. Tata był czarodziejem… Nie bardzo wiem o co chodziło w tej zabawie ale uwielbiałyśmy braki prądu 🙂
Jak ja tęsknie na to „zadupie”!!!!!!!!! 🙂
Każdy z nas ma w sobie takie wspomnienia, ciemno a jakby naj jaśniej najbezpieczniej wtedy było. Cichutko rozmawialiśmy, co w pięcioosobowej bardzo ekspresyjnej rodzinie, było naprawdę zadziwiające.I to poczucie bezpieczeństwa, że jest tato i mama zaraz wyjmie z szafki w kuchni białe świece, że nie ma się czego bać bo oni są, oni odgonią cienie za oknami. Teraz sami z moim Krzysiem budujemy ten klimat bezpieczeństwa oby z powodzeniem 🙂
bo jak jest poczucie bezpieczeństwa to wszystko co „straszne” dzieciom może zmienić się w fantastyczne wspomnienia, opowieści..
O tak zapachy i muzyka….ona tez mnie w przeszlosc przenosi!czasami wiem, ze z czyms kojarze a przypomniec sobie sytuacji nie moge…..wtedy dziury wierce w glowie;)
Fajnie tam u Was bylo, przy tym piecu kaflowym:)I ja nigdy tego nie pisalam, ale uwielbiam Tosiowe zdjecia:) za naturalnosc I te pucka;) pozdrawiam!
Ja też czasami tak mam, że nie mogę sobie przypomnieć.. że czuję zapach, wiem, mam na końcu wspomnień a nie mogę ich dogonić myslami..
nawet jak był remont kuchni to przyjechał zdun i specjalnie nowy piec kaflowy budował 🙂
o tak! zrobie jego zdjęcie jak teraz pojadę do domu rodziców..
pozdrawiam ciepło 🙂
myślałam, że to śledzie, a to szczury herbaciane!
uwielbiałam taką ciemność. jak się wtedy cudownie zatrzymywały wskazówki zegara, jak się leniwiło popołudnie i jak ta cisza i rozmowy szeleściły zgłoskami. u nas duzo było starych tykających zegarów, a ten blask rozstawionych świec – niezapomniana „ciemność”
szczury herbaciane.. jak Ty coś wymyślisz to… 🙂
śledzie… Maryś.. Ty koniecznie odpocznij 🙂
o tak – marzę o tym, idź na pocztę – masz tam niespodziankę 😉
jejku, ale ciężki tydzień mam za sobą. dosłownie wariuję, do niczego nie potrafię podejść tak mało racjonalnie i z zimną krwią jak do choroby dzieci. nic strasznego, zwykłe przeziębienia, ale dla mnie to jak walka z tsunami, huraganem, tudzież innym żywiołem. przynajmniej moje emocjonalne zaangażowanie na tym samym poziomie. a wiesz Julka, że ja się panicznie boję ciemności? jak mała dziewczynka, przypominam sobie sceny z filmów grozy, wariuję, choć w głowie kołacze, że mamie to tak nie przystoi. wiesz, dlatego mam ogromne opory przed pozostawieniem mojej córeczki na noc samej we własnym pokoju. obawiam się, że ona może być taka jak ja, też bać się panicznie i nie chcę jej na to skazywać. skąd takie dziecinne zabobony, pojęcia nie mam, ale to tkwi tak głęboko we mnie. a apropos podróży w czasie to ty też Myslovitz. jejku, to dla mnie synonim młodości. tylko widzisz, wydedukowałam sobie, że Ty młodsza ode mnie jesteś, bo gdy Ty piszesz internat, to dla mnie był już akademik. pierwszy rok, koleżanka magda pokazuje nam płytę, że nowy zespół, że fajny, że jest dziś wieczorem koncert w proximie, że wcześniej podpisują płytę. no to poszłyśmy – wyobraź sobie, na tym etapie ich kariery na spotkaniu w Empiku kiedy podpisywali byłyśmy całe 4 dziewczyny, z naszego akademika…więc i pogadać można było, plakat z autografami zespołu, no coś nie do pomyślenia już pół roku później. a potem koncert, też było może ze 30 osób, my przy samej scenie, wyjemy wszystkie piosenki głośniej chyba od zespołu, skandujemy Kraków, Kraków – oni grają, potem Alexandra…coś niesamowitego… a i na koncercie był z nami Nazariusz z politologii …to se ne vrati…całuję
ps – nigdy jeszcze nie napisałam, że przepadam za Twoimi zdjęciami
Kasiu, i ten myslovitz to w pierwszej klasie liceum 🙂 Ja to 83 rok jestem..
Kiedyś grali koło Bełchatowa w takim kurorcie wypoczynkowym dla tych z kopalni. I deszcz jak jasny gwint. A pod sceną 7 osób. W tym mój szwagier z moją siostrą. I co piosenkę mój szwagier darł sie na całego co mają teraz zagrać.. i Oni mu grali.. On to wiecznie opowiada :)) Albo jak sie zaczyna film „autoportret z Kochanką” i pierwsza scena z woodstoku (tego pierwszego) na której maszeruje mój szwagier w dzwonach 🙂 fajne, fajne czasy…
Co do ciemności.. Długo miałam taka schizę.. że bałam sie panicznie.. ale teraz już mi przeszło, nawet nie wiem kiedy..
Zostawiaj w takim razie jakąs małą lampkę na noc Malutkiej..
patrz… hasło myslovitz.. a ile można wspominać..
ufff, ja 80′, więc nie muszę Ci „ciotkować”, a wiesz cały dzień się zastanawiałam kogo Ty mi przypominasz na tych zdjęciach i już wiem – Maję Hirsh !!! choć wiem, że można się wkurzać na takie porównania – sama tego nie lubię gdy jestem dla kogoś kimś innym – z najbardziej irytujących porównań – wyobraź sobie, że ja dla kogoś kiedyś Gawlińskiego przypominałam, ha!!!!
Julia, Julia Kochana, tak magicznie u Was jest… Patrząc na zdjęcia wyobrażam sobie zapachy, ciepło, głosy, śmiech Antosi, słyszę jak woda się w czajniku gotuje, jak łyżeczki do herbaty z szuflady wyjmujesz. Słyszę szelest odwracanych kartek gazety i pstryk migawki w aparacie jak znajdziesz właściwe ujęcie. Stworzyłaś niezwykły klimat w Waszym domu. Ach, jak ja bym przy tym Twoim oknie posiedziała. Zawsze jak je widzę na fotografii to mi jakoś serducho mocniej zabije.
ps. skarpety wełniane popielate też mamy i też je ♥
No właśnie, skąd te skarpetki? Bo ja je już kocham a jeszcze nie mamy 🙂
Ula – skarpetki z h&m. były w różnych kolorach. chyba jeszcze różowe i brązowe.. ale czy jeszcze są… nie wiem.. były na wyprz też widziałam za 10zł.
Paula – pamiętaj, że jakby co to pod tym oknem zawsze jest miejsce na to bbyś mogła usiąść i wypić ze mną herbatkę.. kolacje dobrą zrobię i winko do kolacji wpijemy.. plotki do nocy popychac będziemy… usłyszysz wtedy te dźwięki…
jak ja dobrze pamiętam te odcięcia prądu. Nie wiem jak teraz w Polsce jest i czy takie sytuacje się zdarzają czy nie. W USA się nie zdarzają. No pomijając huragan może 😉 Na te 10 lat tutaj może dwa razy nie mieliśmy prądu przez chwilę. (znów pomijając ten huragan ostatni). A polskie braki w dostawie pamiętam doskonale. Szufladę ze świecami na wszelki wypadek, zapałki zawsze pod ręką i to wspólne trwanie w jednym miejscu. Zawsze byliśmy obok. Tak jakby w pokoju kilka kroków dalej było mniej bezpiecznie. Fajnie wspominam te momenty 🙂 Choć mama taka w panice zawsze jakaś, a ja tej świecy nerwowo szukałam .. ale fajny był taki reset technologiczny 🙂 choć całą wtedy technologią była chyba tylko żarówka i telewizor 😉 Zdjęcia znów przecudowne!!!!!!! Julia jak ty to robisz?? no cudowne!! na tym automacie bez znajomości iso ;-)) ja też na automacie i żadne iso sriso nie są mi znane 😉 Buziaki 🙂
Teraz w mieście to braków prądu nie ma :((
tam na wsi to były fajne..
wiesz, o tym iso i przysłonie to mi po koleji trzech moich chłopaków wiecznie gadało.. a ja nadal nie wiem co, kiedy, jak 🙂
nie wiem czy jak duże otwarcie to czas jakiś, no kurde nic nie wiem… 🙂
głąb jestem maksymalny 🙂 ale w ogóle z tego powodu nie cierpię 🙂
wolałabym iść na kurs szycia na maszynie zamist na kurs iso sriso! 🙂
całuje!!
eh ta nowoczesność tyle nam zabiera…. tv, internet, sluchawki na uszach i nawet nie wiesz co sie wokol Ciebie dzieje…. coraz mniej tej bliskości, rozmów, rodzinnej atmosfery
zdjęcia jak zwykle cudne, tez nie wiem jak Ty je robisz na automacie!! 🙂
zapomniałam dodać, że u Ciebie nawet torebka po herbacie wygląda super 🙂
na automacie bez lampy 🙂 ot cały sekret 🙂
chyba ten obiektyw stałka jest fajoski, On mi tak w myślach czyta trochę 🙂
Czasem mysle, jak to mozliwe, ze kiedys komorek nie bylo? internetu? dekoderu z nagrywarka? No jak? No i jak ludzie zyli?
A no wlasnie Julka Ty mi przypomnialas jak pieknie sie wtedy zylo, bo ludzie rozmawiali, byli, czuli bardziej i wiecej. Bo teraz pomimo udogodnien i mozliwosci zapominamy na maila odpisac, a sms to taki krotki na szybko. Kiedys listy byly, takie staranne, przemyslane bo skreslac nieladnie, a teraz jedym klawiszem caly tekst mozna usunac. Dzieci calymi dniami poza domem, szalaly, odkrywaly, a teraz gra i telewizja warzniejsza…
Wyslalas mnie z powrotem do dziecinstwa i za to Ci bardzo dziekuje. Bo pamietam jak dzis, jak mama ta gromnice wyciagnela bo swieczek innych nie bylo i tyle smiechu, ze gromnice trzeba palic.
Wiesz, skasowałam ostatnio swój prywatny profil na FB.. bo stwierdziłam, że chce odpocząć.. czy wrócę.. nie wiem.. wiem natomiast, że bardzo tęsknie za tym o czym piszesz…
Ja sie wieczorem ludzie spotykali. coś na szybko na oleju placków upiekli. herbaty czarnej naparzyli. gadali. a teraz ja w laptop patrzę, mąz w laptop patrzy.. On szuka firmy co nam dobrze i tanio piwnice zrobi, ja odppisuje na komentarze… no niby normalna kolej rzeczy… a już tak ludzie obok… choć z drugiej strony… czy miałabym więcej ludzi do dzielenia sie myślami gdyby nie ten internet i blog? wszystko ma swoje plusy i minusy… gdyby tylko tak potrafić zdrowo podzielić. że we wtorek internet, w środę film…właśnie chyba zrobę nam taką listę…:)
Nikt, NIKT nie potrafi tak ja Ty…
i jak Ty! :*
Oj u mnie też tak było, zapalana była w kuchni lampa naftowa, siedzieliśmy w kuchni i babcia na piecu gazowym robiła nam coś do jedzenia przy świecach i tej lampie. Potem kąpiel przy świeczce tlącej się w łazience. ..jedynie miałam mega cykora jak miałam przejść przez korytarz który był taki długi że jeździłam na nim na wrotkach.ach te wspomnienia.dzięki JUlka :-)Najbardziej byłam załamana jak wyłączyli prąd jak wykąpana z siostrą popijając kakao podekscytowane czekałyśmy na bajkę w tv np Pszczółkę Maję
tak, tak. był ten cykor.. ja tez miałam jak sie przechodziło z pomieszczenia do pomieszczenia.. i takie nawoływanie było wtedy 🙂
a jak wyłączyli przed bajką no to w ogóle kanał był :))
Powiem Ci tylko tyle… jak to dobrze że ze wsi pochodzimy i dzięki temu takie wspomnienia mamy. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis, tyle się wspomnień pojawiło, zupełnie jakbym obok mieszkała, albo nawet z Wami w tamtym czasie i w ten ogień w piecu kaflowym się wpatrywała w tej pięknej i bezpiecznej, rodzinnej ciemności ;0)
bo mi sie wydaje, że to u każdego było prawie identycznie.. 🙂
że tych świeczek zawsze jak potrzeba to nie ma, że się włączało ciągle światło z zapomnienia, a potem cały dom oświetlony jak włączyli… no i tak mi sie wydaje, że to tak człowiek z takich wieczorów zbudowany…
Jula, czy ty uwazasz, ze ja niewystarczajaco cierpie zeby mi jeszcze takie tortury zadawac. Teskni mi sie za tym wszystkim tak potwornie… I ten tata jak sie tak zamysli w pol zdania…
to czas najwyższy wsiąść z Kubkiem w samolot i przyecieć!
Pamiętam. Całkiem niedawno to było. Zabrali całej okolicy prąd na przeszło dobę. Siedzieliśmy z dziewczynami (bo maluchy już spały) w ogrodzie, na grillu robiliśmy herbatę i oglądaliśmy miliony świetlików, które nagle można było zobaczyć ! Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam!!! To było magiczne!! Jak w bajce!!
Pięknie opowiedziana historia. Ja brak prądu, z lat dawnych, kojarzę bardzo ciepło również, ale też dlatego, z lekcji nie trzeba było odrabiać :):):):):):):)
Wiesz co!? Ty Julitko taka poprawna i, że lekcji nie trzeba było?! Wstyd 🙂
A ja czytam Twój komentarz i myślę.. jak to jest, że dwójke już uśpiła a tam ma jeszcze siłe żeby tego grilla z dziećmi. no a potem położyc drugą dwójkę, lub chociaz po nich ogarnąc łażienkę. po grillu posprzątać…skąd na to siły..
Mój dziadek w takiej sytuacji mówił poważnym głosem: Agnieszka weź worek i idź do elektrowni. A po co? – po prąd! hehe;)
tak, było tak :)))
A najdziwniejsze i najpiękniejsze zarazem w tym braku prądu jest to, iż mimo, że to awaria w domu jest tak błogo i bezpiecznie…zapragnęłam tych chwil-mimo, iż odcięłoby mnie też na pewien moment od Twojego cudownego bloga. A w dzisiejszych czasach-prąd znika-o boże, a mój komputer, mój internet-panika :p A jak przyjdzie z powrotem-jaka radość chóralna :p Szczególnie obserwuję to przy takich sytuacjach w akademiku, ale nie powiem, jedna z takich awarii w akademiku dostarczyła mi wspaniałych chwil, które kiedyś będą moim cennym wspomnieniem 😉
O nie.. to to już jest męczenie czytelnika.. i myślisz, ze mnie teraz nie skręca z ciekawości… że chyba sie całowała.. no na pewno sie musiała całować… ale takie historie to są dopiero boskie!!
Pamiętam te czasy. Szkoda, że teraz już tak często prądu nie wyłączają. Swietne wełnianki ma Tośka 🙂
też żałuję… mam nadzieję, że w domu pod lasem nam będą wyłącać… wełniaki uwielbiam 🙂
Pięknie piszesz zgadzam się z Tobą w 100% Julko… Jako nauczyciel przedszkolaków obserwuję zagubienie rodziny w dobie komercji, ludzie zapomnieli czego tak naprawdę w życiu pragnęli…. rządzi nimi reklama… Dzieci pytane jak na imię ma mama, z dumą odpowiadają Mama, gdzie pracuje? w pracy… a bywa i tak, że zachęcane do dalszej rozmowy… Mama ma imię..jak tata woła do mamy ?…odpowiadają…
( nie chciałabyś słyszeć )
nie znają kolorów…lecz znają wszystkie marki topowych sklepów z galerii handlowych…i ceny zabawek z reklamy.
Zapraszam Cię do mnie jako mamę…chcącą dobrze przygotować dziecko do rozpoczęcia edukacji przedszkolnej… Dołącz do mnie na facebooku, będzie to dla mnie zaszczyt…pozdrawiam cię Lauarka
ps. między godz. 18.00 a 20.00 obowiązkowo powinien być wyłączany prąd
http://kolorowelaurki.blogspot.com/
A ja mam właśnie zupełnie inaczej. W życiu nie mogłabym mieszkać na tym „zadupiu” 🙂 Kocham wyjeżdżać, odpoczywać na łonie natury, ale żyć nigdy bym tak nie chciała. Może to też dlatego, że wychowałam się w centrum miasta i do tego centrum wiecznie mnie ciągnie. Do ludzi, do imprez, do koncertów, do świateł… Miałam taki okres, gdy myślałam, że może dom za miastem, że może jednak nadaję się na wieś, że może spokój i cisza. Dzisiaj wiem, że bym tam zwariowała 🙂 Ale piękne jest to, że każdy szuka i wybiera to co dobre dla niego i że my – jakie to szczęście! – możemy wybierać, nie będąc ograniczonymi żadnymi uwarunkowaniami. A Ty potrafisz tak ładnie pokazać tę inną – dla mnie – stronę. Robisz to w taki sposób, że człowiek myśli, że tam jednak jest cudownie i żyją tam wspaniali ludzie i chce mu się jechać na wakacje nie do Egiptu (hehe) tylko na wieś właśnie!!! Lubię Cię czytać 🙂 Pozdrowienia!
I tylko dodam, że slow parenting jest również możliwy w mieście. Kwestia podejścia a nie miejsca zamieszkania 😉
przecudnej urody masz okno !!!! pozdrawiam, ewa
tak, właśnie przeczytałam – brak prądu sprzyja życiu rodzinnemu – jak kiedyś mieszkałam z Rodzicami na takiej malutkiej wioseczce Janówka w Kotlinie Kłodzkiej, często brakowało prądu, bo to albo wichura, albo ulewa albo mróz zniszczył przewody. Było dziwnie ale super a nigdy nie zapomnę pewnych Świąt Bożego Narodzenia gdy przygotowania do świąt przebiegały przy świecach i lampie naftowej. To był najpiękniejszy okres w moim życiu (miałam 15 lat). W momencie, kiedy siadaliśmy do Wigilii – nagle włączyli nam światło, ale … wszyscy stwierdzili,że jemy przy świecach, bo jest za ..JASNO!!!… To były wspaniałe dni – tak, że jak na chwilę czasami gaśnie światło – pokazuję moim maluszkom jak może być super i miło, gdy mamy czas NAPRAWDĘ TYLKO DLA SIEBIE….Pozdrawiam Ania Zwarycz
przepiękne zdjęcia 🙂
pozdr i zapraszam do nas http://www.swiat-karinki.blogspot.com
jak byłam młoda, nie żebym teraz była stara… tzn. jak byłam młodsza, niech będzie że w wieku licealnym, to uwielbiałam czytać Jeżycjadę Małgorzaty Musierowicz, i grzać się w ciepełku rodziny Borejko
niedawno trafiłam na/do Ciebie
i teraz już wiem, gdzie będę się ogrzewać tej jesieni i zimy
pozdrawiam ciepło