Nigdy nie chciałam opowiadać tych historii publicznie. Bo też i nie wiedziałam czemu miałyby służyć.
Jednak wczoraj jedna z czytelniczek napisała mi, że pewnie nie mam pojęcia jak wielkie znaczenie mają najdrobniejsze rzeczy o jakich piszę i jak wiele zmieniają w ludzkim życiu…
Postanowiłam dziś przywołać w pamięci tamte dni, bo może zmienią one choć jedno nastawienie w stosunku do ludzi, którzy uciekają z różnych powodów ze swojego kraju i pojawiają się w innym… Nieswoim. I nie z własnej chęci, a poprzez konieczność.
Niedaleko naszego domu, na placu budowy stanęła przyczepa kempingowa. Stara, mała i wysłużona. Rdzewiejąca. Marzec tamtego roku był bardzo niesprzyjający. A już na pewno nie dla tych, którzy musieli spać w przyczepie. Była malutka. Jedna z mniejszych jakie widziałam. Trudno sobie wyobrazić jak może zmieścić się tam kilku dorosłych mężczyzn. W niej jeść i spać. W niej żyć. Każdego dnia. W obcym kraju.
Kiedy w wygodnej, ciepłej piżamie stałam przy oknie i kremowałam przed nocą dłonie, patrzyłam na tę przyczepę, na mróz, który zaczynał się wraz z każdą wtedy marcową nocą.
Mężczyźni z przyczepy byli w różnym wieku. Też w wieku mojego Taty. Kiedy zaczynałam sobie wyobrażać mojego już wiekowego Tatę, który teraz miałby jechać na zarobek do innego kraju, spać tam w małej, zimnej i ciasnej przyczepie… Który miałby jeść ukrojony tam na kolanie kawałek chleba i do tego konserwę. Zimną, może i zamarzniętą, po zimnej nocy. Daleko od rodziny, swojego domowego kąta.
Przecież jeśli człowiek całe życie sumiennie, z wielką starannością przykłada się do życia, pracy, obowiązków, to zasługuje chociaż na ciepły, spokojny kąt na stare lata. Nie na tułaczkę w obcym kraju.
Na tułaczkę w tak nieludzkich warunkach…
Trzeciego dnia po ich przybyciu, kiedy zobaczyłam, że nie ruszają się z miejsca, bo i za bardzo nie mieli też jak ( szef odpiął przyczepę od auta i odjechał, w niezwykle szykownym płaszczu) zaproponowałam im możliwość kąpieli u nas w domu, czy ogrzania się. Nie chcieli.
Zatem każdego dnia stawiałam na kuchni wielki gar i robiłam w nim bigos, fasolkę po bretońsku, gulasz węgierski, żurek… Po południu piekłam ciepłą chałkę czy muffiny. Tylko tyle mogłam dla Nich zrobić.
Madzia przywoziła mi codziennie świeży chleb do tych obiadów jednogarnkowych. Drożdżówki.
Kiedy w każde południe podawałam Im garnek z parującym obiadem nie mówiliśmy za dużo. Bo i trudno byłoby się nam porozumieć. Patrzyli mi tylko w oczy, kiedy mówili „djakuju tobi” i do dziś pamiętam tamte oczy. Mało Kto tak dziś patrzy. Tak przenikliwie. Tak prawdziwie.
Każdego ranka kiedy mój mąż odwoził dzieci do przedszkola, podchodzili do niego aby oddać pusty garnek. I ten garnek oddany o poranku, był dla mnie najpiękniejszym podziękowaniem. Umyć wielki rondel w zlewie, z ciepłą wodą, płynem… Umyć go w zmywarce… Nieduża to sztuka… Natomiast umyć go na mrozie, wodą z beczki, tak, aby wyglądał jak nowy, było wielką sztuką. Dla mnie – było wszystkim. Podziękowaniem, szacunkiem, klasą, przyzwoitością, uczciwością.
Nie wychodzili poza obręb budowy. Może czasami któryś szedł do sklepu we wsi. I na tym placu budowy, z resztek, zrobili moim dzieciom samolocik na patyku. Kręciło się skrzydło i wirował dookoła swojej osi.
Z tego co znaleźli na ziemi. Ze skrawków. Moje dzieci wiedziały, że to wielki i bezcenny prezent.
Jakiś czas temu, do mojego męża jeżdżącego przed domem na motocyklu, podszedł mężczyzna.
Starszy. Jak się potem okazało pięćdziesiąty piąty rocznik. Jak się też potem okazało… zdążyliśmy na naszym podwórku wiele historii życiowych poznać. My Jego, a On naszych.
Nieopodal naszego domu, mężczyźni z Ukrainy wynajmują dom. Nie zdążył wyjechać przed epidemią, pracodawca nie płacił mu od dwóch miesięcy i przyszedł zapytać czy nie wiemy o jakiejś pracy…
Na co mój mąż wieczorem stwierdził – Wezmę Go Puszku. Zapytałam czy mamy na podwórku coś pilnego do roboty… Odpowiedział, że coś znajdzie. I ponownie przypomniałam sobie, za co go tak mocno kocham. Za serce.
Oleg był u nas wczesnym rankiem. Nie pijał kawy. Miałam dla niego każdego poranka lemoniadę i ciasto. Potem obiad. Zanim wyszedł, kanapki i gorącą herbatę, bo wcale nie wiedziałam co tam chłop będzie umiał sobie sam zrobić i czy jakiekolwiek jedzenie ma. Oleg opowiadał nam jak zaczął pływać na kajtach mając lat 55. A potem całe lato uczył turystów za darmo. Często powtarzał, że lubi robić coś dla ludzi.
Mieszka nad samym Morzem Czarnym.
Niezwykle ucieszyło mnie, gdy w niedziele wolną od pracy przyszedł na podwórko. Dla towarzystwa. A my bardzo Go polubiliśmy. Choć pewnie jeszcze bardziej moje dzieci, które towarzyszyły Mu przy pracy. Razem robili samoloty z papieru i szukali motyli po podwórku. Tosia uczyła się ukraińskich słów.
Czasami pracował z słuchawkami w uszach. Słuchał sobie muzyki. Sześćdziesiąt pięć lat. Wysoki. Wysportowany. Dokładny. Pracowity. Z wielką kulturą osobistą. Przecież nie tak powinna wyglądać Jego starość… Mawiał, że On się starym nie czuje.
Pamiętam jak zamiatałam tarasy, a On wyszedł już po pracy przez furtkę… Po czym wraca się i mówi, oczywiście po swojemu – Wiesz, nie pożegnałem się z dziećmi, a dla dzieci to ważne.
Raz przy obiedzie mój mąż przyniósł Mu moje książki, aby pokazać co robię. A On spojrzał na mnie i powiedział – Widziałaś Jego minę gdy mi je dawał? Jest z Ciebie taki dumny.
Był u nas tydzień. Wniósł tyle serdeczności. Tyle potrafił dostrzec. Tyle poopowiadać.
Gdy przyszedł się pożegnać usadziłam Go przy stole i odgrzałam obiad. Nalałam kompotu.
Wkładałam naczynia do zmywarki, kiedy wychodząc drzwiami kuchennymi przystanął i powiedział – Wiesz, mam tam taki domek na plaży, wyremontuje go i do mnie przyjedziecie. Ugoszczę Was tak, jak Ty ugościłaś mnie.
I popatrzył tak samo jak Panowie z przyczepy. Takimi pięknymi Ukraińskimi oczami.
Rozpłakałam się dopiero gdy zamykał po sobie furtkę. Chyba głównie dlatego, że świat bezzmiennie mnie wzrusza. Tyle na nim dobrych, wdzięcznych, skromnych i pracowitych ludzi, których życie nie jest łatwe.
Przy każdym z tych obiadów, które robiłam i mam nadzieję będę mogła zrobić jeszcze nie raz, potrzebującym, których spotkam, myślałam sobie o jednym. O tym, jak bardzo chciałabym, aby postawił Ktoś miskę z gorącą zupą mojemu Tacie, gdyby znalazł się w takim miejscu swojego życia…
Julio
A ja widzę czemu te historie służą. Są piękna opowieścią o tym, że dobro istnieje, i ma różne oblicza. Napisanie ku pokrzepieniu serc (jak Sienkiewicz 🙂). Niewiele potrafię wyrazić słowami, nie mam daru „lekkiego pióra” więc poprostu napiszę: dziękuję za tę historię, mam podobną wrażliwość i „świat bezzmiennie mnie wzrusza”.
Czasami lekkie pióro nie odda tego, co zwykłe słowo prosto z serca. I za nie Ci dziękuję, bo często są dużo cenniejsze niż mowy, które stają się przerostem formy nad treścią. Proste słowo, dobre słowo ma największą wartość. I za nie mocno Cię ściskam.
Dobrze Cię spotkać, choćby na wirtualnej ścieżce . Ja już to wiem. Niezmiernie dużo się od Ciebie nauczyłam , zainspirowałaś mnie do wielu celnych kroków .
To , że mieszkam w domu moich marzeń , i że one się spełniają – to w pewnym sensie inspiracja . I tu też stanęła taka przyczepa. I przyniosła podobną historię- u nas był Andriej. Tylko, że to była jesień . Jak odjeżdżał to na halołiny naszym dzieciom kupił kinderki- był bardzo szczęśliwy , że może ich obdarować . A jeszcze szczęśliwszy , że zobaczy stoję dzieci . Docenianie , wdzięczność, empatia. Ot co.
Julia kiedy czytam takie historie jestem z Ciebie bardzo dumna- dlatego, że masz dobre, mądre serce i odwagę żeby zrobić z tego użytek. Dziękuję😊
Julia kochana!
Serce rośnie gdy czytam Twoje słowa, historie. Gdy mogę czytać o Twoim wielkim sercu, miłości i dobroci do drugiego Człowieka i ogromnej empatii. Pisz o wszystkim!!!
Ściskam najcieplej jak potrafie,
Kinga
Ach, czy wielkie… Codziennie myślę i wyrzucam sobie, że tak małe. Tyle więcej można by zrobić…
To nie rzeczy wielkie, a człowieczy odruch. Konieczny, oczywisty.
Dziękuję Kingo :*
Dużo dobrego dla Ciebie.
No to gratuluję sąsiadów co tak tych ludzi wykorzystali!!!
Nie wiem co sąsiedzi do tego by mieli? Wynajęli Polską firmę do wykończenia. A że owa firma miała pracowników z Ukrainy i dawała Im koszmarne warunki pracy, to żadna sąsiadów wina. Jeśli chcesz tu Kogoś oskarżać to pracodawce tych Panów z przyczepy. To po pierwsze. A po drugie, kiedy widzę krzywdę człowieka, to zanim poszukam winnego, najpierw myślę co mogę zrobić ja aby tę sytuację poprawić. Są rzeczy których zmienić nie możemy szukając winnego, ale możemy je uczynić znośniejszymi gdy damy coś od siebie.
No coz stoi barak na mojej posesji a w nim ludzie I to bez wody z kranu ja bym sie jednak zainteresowala. Dziwni ludzie ci wasi sasiedzi. A Tobie gratulacje za postawe.
Nasi sąsiedzi to wspaniali i dobrzy ludzie. Z wielkim sercem. Ich tu wtedy nie było i nie mieli pojęcia o owej sytuacji.
A powinni.Sama dom tez budowalam przez firme i jej podwykonawcow ale wiedzialam co i jak. Wiec tej sytuacji nie rozumiem.
Jeśli jakiejś sytuacji nie rozumiemy to znaczy, że mamy na jej temat zbyt mało informacji…
Chociaż się nie znamy jesteś ze mną już tyle lat, z wszystkich wracam tylko do Ciebie, czytam dzisiaj Twoje słowa i mam oczy pełne łez… dziękuję Ci, że właśnie taka jesteś z tym sercem na dłoni i te Twoje dzieci to widzą… Ile ty im dajesz. Mam tatę całe życie za granicą, całe życie tułaczki, tak bardzo mnie wzruszyłaś. Dziękuję.
Bo to nie chodzi nawet o bogactwa wielkie. Chodzi o to, że ten człowiek za granicą to najczęściej jest po to żeby jakoś to życie w swoim kraju od pierwszego do pierwszego zapiąć. I czasy gdzie ten co pracował za granicą to był wielki „gość” się zmieniły.
a nawet jeśli Ktoś więcej za granicą zarobi, to ja mu nie zazdroszczę ani złotówki, bo to jest ciężko zarobiony pieniądz okupiony tęsknotą, brakiem poczucia bezpieczeństwa, nie raz rozpadem rodziny. Nic nie jest takie jakim się wydaje.
Czasami jest tak, że Ktoś na roboty wyjedzie do Dubaju i zarobi 30 tysięcy za dwa tygodnie, a inny wyjedzie do roboty do Niemiec i zarobi 8, a inny z Ukrainy do Polski przyjedzie i w zimnie i skrajnych warunkach zarobi 2.
Tak mało wiemy o życiu innych.
Dziękuję Ci Madziu za te dobre słowa. uściski wielkie.
Julio
Niezmiennie już od ponad 8 lat uwielbiam Ciebie czytać (zawsze przez myśl przechodzi mi wiek naszych córek, moja również Tosia), jesteś niezwykle cenną dla mnie osobowością. Tym wpisem bardzo mnie wzruszylaś, zwłaszcza że miałam bardzo podobna sytuację. Nie będę opisywać szczegółow bo wiele kontrowersji się pojawia… Najważniejsze że są jeszcze tacy ludzie, którzy widzą to czego inni nie zauważają i oby było ich na świecie jak najwięcej… dobro zawsze wraca a nie ma nic tak prawdziwego i jak wdzięczność widziana w oczach…
Wszystkiego dobrego Tobie i całej Twojej rodzinie życzę.
Pisz nieustannie i zarażaj świat swoją dobrocią
Ściskam!
Dziękuję Ci najpiękniej i uściski dla Was :*
Cudnie , że jesteś taka i wspaniale , że trafiłaś na podobnych do siebie . Pozostaje wierzyć , że to co dajesz , to dostajesz .
Już po wprowadzeniu stanu epidemii mąż w małym sklepiku u nas na wsi usłyszał od Pani Krysi, że jakiś Ukrainiec szuka zajęcia. Wrocił do domu i powiedział, że wynajdzie mu prace ogrodowe chociaż na jeden dzień. Nasza sytuacja jest obecnie dosyć trudna, mąż sam stracił właśnie źródło dochodu, ale stwierdziliśmy, że to niczego dla nas nie zmieni, a dla tego Pana będzie to cokolwiek na przetrwanie. Miały być więc prace ogrodowe. Następnego dnia pod sklepem punktualnie o 9 stawił się rzeczony pan wraz z 4 kobietami. Zapytał, czy dla nich też coś się znajdzie. Przez cały dzień przeprowadzili totalną metamorfozę naszego ogrodu, przekopali też cały mój warzywnia. Była kawa i ciasto, grill i opowieści pisane gestami i mocno łamanym językiem. Panie następnego dnia jechały do Koszalina, gdzie miały nagraną pracę w dużym zakładzie. Pojechały. Praca na nie nie czekała. Wzruszyłaś mnie bardzo tym wpisem.
Jak dobrze ze tacy piękni ludzie jak Wy są na tym swiecie❤️
Wszystkiego najwspanialszego
Nikt nie wie jaka sytuacja zmusila kogos do wyjazdu i opuszczenia domu. Sama mieszkam za granica i nie ma nic gorszego od tesknoty za rodzina, za krajem za zapachem polskich łąk i lasow. Ciesze sie i jestem dumna, ze wsrod moich rodakow sa tacy jak Ty i twoi bliscy, ktorzy pomoc niosa nie pytajac o nic. Dobro wraca❤
Bardzo mnie wzruszyłas tym tekstem. Mój Tato w wieku 49 lat wyjechał do UK do pracy, ja właśnie skończyłam wtedy liceum. Pracował tam przez 15 lat. Całe moje studia i jeszcze długo potem. Przyjeżdżał do domu z reguły 2 lub 3 razy do roku ( najczęściej to były Święta). Ale także na nasze śluby ( mój i siostry). Bywał w domu krótko. Tyle Go ominęło, tyle ważnych momentów nie widział…Ludziom łatwo oceniać. Nieraz słyszałam , że nasza rodzina się rozpadnie, że po co tam tyle siedzi… A on to robił dla nas. Żeby dzieci mogły pokończyc szkoły, żeby dom wyremontować, zeby wreszcie było na jakieś wczasy…Płakalismy przy każdym pożegnaniu. On, mężczyzna u którego wcześniej łez nie widywałam..
Czytając Twoją historię przypomniało mi się to wszystko. Na szczęście mój Tato jest już w domu. Na emeryturze. U boku tej samej żony i szczęśliwych dorosłych dzieci..
wiesz Jula znowu
płacze przy Twoim poście… napisze Ci coś na priv ❤️
A właśnie,że trzeba Jula,trzeba pisać i mówić o takich gestach,zachowaniach,ludziach.Trzeba,bo takie czasy mamy okropne,ze to co kiedyś normalne,zwyczajne,dziś zrobiło się wyczynem wielkim…Ale wlaśnie po to,żebyśmy się obudzili,żeby nasze dzieci wiedziały co jest dobre i ważne,to mów..mówmy i dzielmy sie tym dobrem, co robimy i co robią inni.Bo inaczej zginiemy marnie.Wielki czlowiek z Ciebie Julka…
Julio! łzy kapią po poliku! wspaniała, wzruszająca historia! wspaniałz Was rodzina o ogromnym i przede wszystkim dobrym sercu! Dzieci uczą się wartości najpiękniejszej ! gdyby więcej Takich ludzi chodziło po Ziemi, świat byłby lepszy! ściskam! Magda
Kochana Julio,
Opowiem ci moja prywatna historie. Kilka lat temu na Facebook napisała pewna rodzina ze potrzebuje noclegu na kilka dni, ponieważ ich dziecko otrzymało możliwość leczenia na raka najnowszym lekiem . Jedynie ze musza wszystko w ciągu kilku dni zorganizować , dla nich była to ogromna szansa , a ja wiedziałam jak to jest ciężko być w innym kraju, a do tego z ciężko chorym dzieckiem..Otworzylismy nasz dom dla zupełnie nam obcych ludzi i wiesz Julio okazało się ze są to cudowne duszyczki , od tamtego czasu a minęło kilka lat a my przyjaźnimy się nadal . Mam teraz druga rodzine . Jest wiele dobrych ludzi na tej ziemi , a ja jestem przekonana, jeśli dajesz dobro innym ludziom to ono zawsze powraca…. dziękuje za twoja historie Julio..
❤️❤️❤️
Julio….
Wiesz….. dzień, w którym odkryłam Twój blog był już wiele lat temu…. był to dzień, który pamietam bardzo dobrze…. bo los wtedy postawił na mej drodze nie jakiś tam blog, jakaś tam stronę tylko postawił na drodze mojego życia człowieka…. człowieka, który nawet o tym wtedy nie wiedząc uczynił mnie lepszym człowiekiem, który swoim pisaniem, swoim życiem, którym postanowił się podzielić….pomógł mi uporać się z wieloma sprawami…. Gdy
Moje słowa znalazły się na okładce Twojej książki….A później gdy Cię poznałam już osobiście, gdy zrobiliście mi z moim mężem taka niespodziankę…. gdy wpadłaś z bukietem kwiatów i prezentami bo wiedziałaś ze mam urodziny…. Julio jesteś wspaniałym i dobrym człowiekiem. Wiem, że w swoim życiu pomogłaś wielu ludziom!!!! Cenię Cię bardzo!! Dzisiejszy wpis ujmuje bardzo❤️❤️❤️❤️gdybyśmy wszyscy sobie wzajemnie tak pomagali świat byłby lepszy❤️❤️❤️❤️ Całuje Cię mocno i dobrego dnia Ci życzę!!!!
Julio,
ja po tym bigosie już płakałam jak bóbr. Jesteś niesamowicie dobrym człowiekiem, wrażliwym, empatycznym. Myślę, że słowa są tutaj zbędne. Dziękuję. Dziękuję ci za to, że każdy człowiek jest dla Ciebie wartością najwyższą. <3
To cudowne ,że są Tacy ludzie jak Wy 🙂
Julka…serce otwarte i gotowe nieść pomoc to największe bogactwo jakie można posiadać. Jestem z Tobą odkąd Tosia była maleńka, i zawsze, zawsze wiedziałam że przestanę Cię czytać dopiero wtedy, gdy Ty z pisania zrezygnujesz…Jesteś wyjątkowym człowiekiem i takich też ludzi Wszechświat stawia na Twojej drodze. A wartości którymi kierujesz się w życiu są mi niezwykle bliskie. Wczoraj zadzwonił mój Tata, ze smutną wiadomością, że wyniki ma kiepskie i za miesiąc do szpitala pójdzie, zrobią mu biopsję, ale żebym się na zapas nie martwiła…Nie widzieliśmy się od zimy…w weekend pierwszy raz się od tego czasu zobaczymy i zapytał mnie czy będzie mógł mnie uściskać…jak mnie za gardło to ścisnęło…i tak samo bym myślała…o tej misce gorącej zupy od kogoś, gdyby mój Tata jej potrzebował. Usciskam Go z całych sił i będę walczyć o jego zdrowie.
Dzięki Julka, poryczałam się jak dawno nie
no i co ty robisz z ludźmi siedze w pracy i łzy mi leca po policzkach i patrzę czy jakiś petent nie wchodzi ,wyciagasz na światło dzienne tak proste błahe rzeczy i poruszasz najgłębsze pokłady mojej duszy ,jaką ty jesteś dumą dla swoich rodziców za to co zrobiłaś .dla tych ludzi, nie dałas im pieniedzy co byłoby najprostsze tylko swoją dobroć ,miłość i szlachetność .Bardzo ci dziękuję za ten wpis i za twój blog na który trafiłam przypadkiem i juz zostałam bo na tym zwariowanym świecie bardzo rzadko spotyka sie takich ludzi jak twoja rodzina
Witaj Julia,
dziękuję Tobie, że jesteś Aniołem, Dobrocią, Miłością. Dziękuję jak pięknie żyjesz w UWAŻNOŚCI na drugiego człowieka, ZAUFANIU oraz AKCEPTACJI. To BOSKOŚĆ którą masz w sobie i dbasz aby promieniała.
Z WDZIĘCZNOŚCIĄ EWA
Bardzo mnie wzruszyłas tym tekstem. Mój Tato w wieku 49 lat wyjechał do UK do pracy, ja właśnie skończyłam wtedy liceum. Pracował tam przez 15 lat. Całe moje studia i jeszcze długo potem. Przyjeżdżał do domu z reguły 2 lub 3 razy do roku ( najczęściej to były Święta). Ale także na nasze śluby ( mój i siostry). Bywał w domu krótko. Tyle Go ominęło, tyle ważnych momentów nie widział…Ludziom łatwo oceniać. Nieraz słyszałam , że nasza rodzina się rozpadnie, że po co tam tyle siedzi… A on to robił dla nas. Żeby dzieci mogły pokończyc szkoły, żeby dom wyremontować, zeby wreszcie było na jakieś wczasy…Płakalismy przy każdym pożegnaniu. On, mężczyzna u którego wcześniej łez nie widywałam..
Czytając Twoją historię przypomniało mi się to wszystko. Na szczęście mój Tato jest już w domu. Na emeryturze. U boku tej samej żony i szczęśliwych dorosłych dzieci..
Bardzo, bardzo mnie wzruszyłaś ❤️ Zawsze w takich sytuacjach, kiedy dowiaduję się o czyjejś bezinteresownej dobroci, myślę o słowach Niemena: „Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim…” Ja też w to wierzę. Mimo jadu i nienawiści wylewających się z każdej strony w internecie. Źli ludzie muszą wykrzyczeć swą nienawiść do świata i ludzi. A dobrzy ludzie czynią dobro po cichu. Dziękuję Ci za to, że inspirujesz mnie do bycia dobrą i dajesz przykład, że czasem tak niewiele trzeba, by przywrócenie komuś godność.
Popłakałam się, i dalej płaczę i zawsze tak czuję że masz na, mnie wpływ. Opowiadane słowa to są często czyny do tego zwykłych ludzi. I dobrze że o tym napisałaś a bardzo dobrze. Człowieka drugiego można za równo podnieść jak i kopnąć. Można mu drzwi otworzyć albo strachem się zasłaniając zaryglować drzwi rolety spuścić. Można mnożyć mądre zdania że Ja! Ja to na wszystko sam o tymi rękami! To co ja będę teraz sobie od pyska zabierał żeby nieudacznikowi coś podarować. I ton jak brzytwa i pewność w głosie. A Tobie Ju i Adasiowi życzę tych oczu zawsze szeroko otwartych i jak mówię że masz wpływ to masz. Caluje
Julka, jak Ty potrafisz wzruszyć…
Jesteś cudem na tym świecie ❤️ Iskierką, nadzieją, miłością i wiarą. Brawo Julia. Bądź duma. Dziękujemy 😘
Julko bardzo się wzruszyłam czytając to. W moim domu zawsze był ogromny szacunek do ludzi pracujących fizycznie, do każdego, kto pracuje blisko naszego domu. By podać przez płot kawę, herbatę, zupę z obiadu. Sama to robię, kiedy u nas na wsi robili asfalt piekłam babki majonezowe i ciastka kruche dla pracowników choć nie raz mnie wyśmiano. Ale tego nauczył mnie tato i to pokazuje moim dzieciom .
No i się poryczałam jak bóbr…
Piękne te historie i te oczy…
„Sięgaj tam gdzie wzrok nie sięga”. Dobrze spotkać ludzi, którzy nie boją się podejść do obcego. Bo my mamy ogrom szczęścia. Zdrowe dzieci, mężów, dach nad głową i bieżącą wodę. Ja to zawsze jak sprzątam w kuchni wieczorem, czuję wdzięczność, że mogłam nakarmić rodzinę. Byłam już daleko od domu i więcej być nie zamierzam. Ale wiem mniej więcej przez co Ci ludzie przechodzą. Dziś niestety warunki gorsze dla emigrantów i to powinno się zmienić. Zawsze powtarzam, że jak chcesz zarabiać ludźmi to pozwól im godnie żyć. Ściska za serce, zwłaszcza, że 29 listopada pochowałam tatę. Miesiąc chorował. I jak widzę, że z powodu koronowirusa, przyjaciel rodziny nie mógł być w ostatnich dniach życia przy mamie to mi serce pęka. Rodzice dali na dar empatii Julio, przekuwajmy go wciąż w coś dobrego.
Niezmiennie odkąd Cię czytam stwierdzam po stokroć: PIĘKNY Z CIEBIE CZŁOWIEK! Brawo Ty! Aby takich ludzi było jak najwięcej!
Julia Jesteś WIELKA…
Popłakałam się…. Mogłabym płakać codziennie.. oby więcej takich ludzi jak Ty było na tym świecie. Pozdrawiam serdecznie
Julia ! nie zostawiałam tu wcześniej komentarzy – częściej zdarzy mi się napisać coś na instagramie.
Przeczytałam Twój post późnym wieczorem, wzruszyłam się niezmiernie i zasnąć tej nocy nie mogłam. Spędziłam rok za granicą, ruszyliśmy z prosto określonym planem – tylko na rok, zarobić jak najwięcej, wrócić i walczyć dalej w Polsce. Gdy tam byliśmy i gdy wróciliśmy skupiałam się głownie na negatywach (bo uwierzcie ludzie kochani, że to tylko pieniądze tam człowieka trzymają) ale dzięki Twoim słowom Julia obudziła się we mnie refleksja nad tymi dobrymi chwilami. Tyle ludzi nam pomogło, znajomi pracę załatwili, ktoś pracę i wielkie zaufanie mojemu partnerowi dał, bo mimo, że doświadczenia nie miał to pracę jako „fachowiec” dostał, inny ktoś rower oddał za darmo, bo nie potrzebował, później ktoś samochód za pół darmo sprzedał, bo od swoich znajomych za darmo lepszy dostał. A w okresie świątecznym, kiedy człowiek najbardziej tęskni, to opłatkiem i dobrym słowem obcy ludzie się dzielą, Pan ręce całuje i tak pięknie dziękuje, że kolędy Polskie z radia żeśmy w sklepie z dziewczynami puściły. A to Pani z Niemiec o rodzinę i zdrowie pyta i dopinguję w tej naszej małej walce. To ktoś czasem obiad przyniósł, smalec, pasztet, ciasto, czekoladki. A jak przyszło do domu wracać, to chyba w życiu więcej uścisków i słów dobrych i „powodzenia” nie usłyszałam co wtedy w te wakacje, tam pod obcym mi niebem.
I jedno mam tylko życzenie, abym kiedyś miała okazje się odwdzięczyć za to wszystko co dostałam, komuś innemu dać trochę ciepła i tej serdeczności.
Dzięki Ci Julia, że dzięki Tobie te wszystkie przykrości (o których pisac tu nie będę) w końcu stały się drugim planem całej tej przygody, bo od dziś z szacunku i wdzięczności wspominać będę tylko tych dobrych ludzi co tam spotkałam.
Mocno się wzruszyłam. Pięknie dołączyłaś się do tej historii.
Wszystko jest w naszej głowie. Można widzieć i to i to. Doświadczać i tego i tego. Nawet należy. Ale od nas zależy, jak sama napisałaś, co będzie na pierwszym planie. :*