Już jutro nasze dzieci pójdą do szkół.
Polecą same na swoich skocznych nóżkach. Odprowadzimy je do ulicy, odwieziemy autem, rowerem, na hulajnodze…
Potem same otworzą już drzwi gmachu budynku i dołączą do kolegów czy koleżanek.
Zobaczą jak urośli nawzajem. Komu pojaśniały od słońca włosy. Zobaczą swoją nową Panią, albo tę już „starą”, tylko ładnie po wakacjach opaloną.
Zobaczą nowy plan zajęć i kartkę z nim wsadzą w kieszeń. A po uroczystej przemowie i tej już bardziej organizacyjnej w klasie, wyjdą na zewnątrz, rozejrzą się na boki i znajdą nas w tłumie rodziców.
Starszaki wrócą do domu same. Poboczem, chodnikiem, leśną ścieżką.
I będą widzieć to pobocze, chodnik, leśną ścieżkę. Zobaczą też przejeżdżające i zagrażające im auta.
Każdą dziurę w chodniku. Kamień na ścieżce. Prawdopodobnie go podkopną. Celnym trafem, czubkiem buta.
Dostrzegą sąsiadkę na rowerze, numer autobusu, kiosk na rogu.
Zobaczą.
Bo nie każdemu widzieć jest dane…
A jeśli dane, to jakby dać Mu już cały świat.
Ale to od człowieka, duszy i chęci zależy, czy cały świat widzieć zechce…
Kiedy pół roku temu moja głowa była pełna myśli o tym, jak wychować dzieci będąc niewidomą Matką, najbardziej bałam się tej najpiękniejszej codzienności. Dziś najpiękniejszej, której zdaje się nie zauważamy. Zapominamy zauważać. Doceniać. Gloryfikować.
Tę myśl o szkole pamiętam najbardziej…
Jak dopasuję Im ubranie na rozpoczęcie roku, i że nigdy ich w tym stroju już nie ujrzę. Nie będę widziała kokardy na warkoczyku mojej córki. Jak usiądę z nimi do lekcji? Jak przeczytam najprostsze zadanie? Jak pokażę literkę „A”, i gdzie odnajdę wyraz „Ala”?
Każdego dnia, kiedy moje zdrowie pozwala zapomnieć mi już o tamtym strasznym wypadku, obiecuję sobie, że nigdy nie stracę cierpliwości pomagając dzieciom w lekcjach… Że moja wdzięczność będzie wielka i na zawsze, za to, że wyciągając Im z plecaka książkę, moje oczy widzieć będą czy to jest polski czy matematyka… Losie! Co za szczęście mnie spotkało. Móc nadal odrabiać z dziećmi swymi lekcje! Usiądziemy razem przy kuchennym stole. Z ciepłą malinową herbatą. A kiedy będę ją zalewać, moje oczy zobaczą strumień wrzątku i brzeg filiżanki…
Życie czasami płata tak dziwne zbiegi okoliczności, takie że człowiek zaczyna wierzyć w jakieś inne siły tego świata.
W zapisany los.
Dwa tygodnie po mojej operacji dzwoni Ola, którą znałam już kilka lat. Na początku biznesowo, a potem przerodziła się ta znajomość w bliższe relacje. Dzwoni i mówi o projekcie, w który zaangażowała się już jakiś czas temu.
Nie. Ona się nie zaangażowała, Ona go stworzyła. Pyta, czy mogłabym o nim napisać…?
Każda Matka wie, jak jest z chorobą dziecka. Z Jego cierpieniem, bólem, niepełnosprawnością. Zawsze marzymy, aby móc wziąć go na siebie. Wszystko. Do cna. Wyssać z ciałka naszego maleństwa i nieść na swoich barkach.
Nie wyobrażam sobie zatem pragnienia Mam, które chciałyby pokazać swojemu dziecku cały świat, a którego nigdy Ich dzieci nie zobaczą. Ileż w tych Mamach musi być kreatywności, siły, wytrwałości, aby pokazać go dotykiem, zmysłami, zapachem…
Pracy Mam, Ojców, Dziadków i Nauczycieli…
„Długie Oczy” to akcja, która ma na celu zbudować Ogród Zmysłów dla Dzieci Niewidomych w Ośrodku Szkolno – Wychowawczym w Laskach.
Człowiek wie tylko tyle, ile sam przeżyje. I nie jest to wiedza o całym świecie, a zaledwie o sobie.
Chciałabym, aby nikt na świecie nie musiał zgłębiać wiedzy o samym sobie, w życiowych jego tragediach.
Wracam wspomnieniami do tych dni i pamiętam, nigdy nie zapomnę, jak to jest móc doświadczyć wyciągniętych dłoni.
Dłoni, które pomagały zrobić najprostsze czynności. Pomieszać herbatę. Znaleźć bluzę. Zadzwonić.
Myślę sobie, jak bardzo bym chciała, mając niewidome dziecko, aby spotykało tylko życzliwe, wyciągnięte ręce i ramiona.
Dopiero, kiedy tracimy coś w swoim życiu, doceniamy wartość i siłę posiadanych możliwości.
Możliwości patrzenia, słuchania, poruszania się, mówienia…
Może tak jest… Może tak powinno być… Że kiedy jest życie zwykłe i normalne należy normalnie i zwyczajnie żyć.
Nie zatapiać się w codziennej wdzięczności i rozmyślaniu o tym…? Czasami takie sobie zadawałam pytanie…
Ale dziś, choć minęło pół roku od mojego wypadku, nie ma dnia abym kilka razy, zupełnie nieświadomie, nie myślała o tym jak zupełnie inaczej wyglądałoby moje życie…
Mogę dziś podlać kwiaty na tarasie, i drzewa dookoła domu. Znaleźć jabłka i brzoskwinie na gałęziach. Przyglądać się ich skórce, zanim je zerwę. Patrzeć jak rosną z dnia na dzień. Zmieniają kolor, dojrzewają.
Mogę w krzaczkach truskawek znaleźć te najdorodniejsze. Kilka łodyżek lubczyku do rosołu nożykiem ściąć.
Mogę ogród swój widzieć. A gdybym już nigdy nie mogła tego zrobić…?
A gdyby nigdy nie mogło zrobić tego moje dziecko?
Oczywiście Olu! – odpowiedziałam – koniecznie muszę o Twojej akcji napisać!
Sama nazwa jest piękną historią…
„Nazwa akcji powstała po tym, jak usłyszeliśmy pewną historię, podczas jednego ze spotkań z Towarzystwem Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, gdy omawialiśmy plany wolontariatu pracowniczego oraz rozważaliśmy rozmaite formy wsparcia działalności Stowarzyszenia.
„Jakie pani ma długie oczy!” – powiedział niewidomy chłopiec, gdy dyrektor szkoły poinformowała go o zmierzającej w ich stronę dziewczynce. Była ona na tyle daleko, że żadne dostępne chłopcu zmysły nie pozwalały mu przewidzieć rychłego spotkania z koleżanką.
„Długie oczy” – no jasne, pomyśleliśmy…
Ta nazwa doskonale odda nasze intencje i założenia. Jesteśmy, jako Shamir Polska, zespołem ludzi chętnie oddających się ważnym społecznie inicjatywom. Chcemy ćwiczyć się w umiejętności dalekosiężnego dostrzegania potrzeb innych i, w wyniku wspólnych działań, zwiększać szansę na ich szybką realizację.
A ponieważ współpracujemy z wieloma podmiotami, jakimi są salony optyczne w całej Polsce – znamy ich i wiemy, że możemy liczyć na ich zaangażowanie – razem możemy więcej. Możemy mieć DŁUGIE OCZY.”
Moi Kochani, jeśli zechcielibyście ZERKNĄĆ na sprawę i dołączyć się do stworzenia Ogrodu dla dzieci Niewidomych, zapraszam Was na stronę Akcji – Długie Oczy
Zobaczcie filmik. Jest piękny.
Dziękuj Bogu za odzyskany wzrok 🙂 On wiedział co robi! A ja mu dziękuję że dzięki temu możesz nadal pisać bloga – między innymi oczywiście 😉
Pracowałam przez ponad 10 lat w spółdzielni niewidomych. 70 lat temu założyli ja niewidomi. Teraz jej kierownikiem jest zdrowy 40 latek a spółdzielnia od 10 lat nie zatrudniła osoby niewidomej. Odeszłam z tej pracy w tym roku. To nie było miejsce dla mnie. Poznałam wielu niewidomych. Sama mam ogromną wagę wzroku która się nie poprawi. Wiem że któregoś dnia stracę wzrok i już nie zobaczę moich dzieci.
Doceniać to, co mamy – niby oczywiste, ale jak łatwo zgubić taki punkt widzenia na co dzień.