Jestem uparta. Zdecydowana. Stanowcza. I tupię nogą jak dziecko.
Jak coś mnie zauroczy, pochłonie to musi być moje. Nie potrafię zapomnieć.
Od zawsze myśląc o córce widziałam ją z drewnianym wózeczkiem na lalki. Wypchanym po brzegi miśkami, szmacianymi przytulankami. A Ona pcha go po trawie, w letniej sukieneczce..
Znalazłam taki w TK Maxx… No i… sprzątnęli mi go sprzed nosa…
A potem trafiłam w sieci na moovery…
Tak! Czerwony. Na laleczki. Drewniany.
I dzwonię… I mówię… że ja ten wózeczek. Upragniony… choć moje dziecko nawet nie wie, że go pragnie..
W odpowiedzi słyszę, że Tosia za mała. Że na dziś to „chodzik-pchacz” (jak to ja go nazywam)… Z wielką niechęcią mówię „no dobra…”
A bo po co mi deska na kółkach z badylem…? No po co…?
Owy chodzik-pchacz przyszedł…
W pudełeczku do zacałowania. Uroczym. Porządnym. Dużym. Wystawnym. Z uchwytem. Ponadczasowym. Z twardego kartonu.
W tym dniu gościł u nas mój Tato. Jest perfekcjonistą. Artystą, który widzi świat w szczegółach. Kiedy ja się zachwycam, mój Tato mówi „nienajgorsze”, lub „może być”…
W tym zamieszaniu, rozgardiaszu przyszło mu złożyć czerwony pojazd.
I oczywiście od razu było wożenie Tosi po całym mieszkaniu, a Ta podskakując na progach chciała pęknąć ze śmiechu…
I tak jakoś cicho wypowiadane słowa Tatki słyszę… „Bardzo mi się to podoba. Pomysłowe. Ładnie wykonane. Dopracowane.” Ciche… bo chwali niezwykle rzadko i jakoś się z tym nie obnosi… Ale kiedy On mówi takie słowa, to znaczy, że to jest Fantastyczne!
Hmm…cóż mam napisać… że ta deska na kółkach z badylem okazała się zabawką na 100 sposobów.. Do wożenia, ciągnięcia, pchania, przewożenia. Dla Tosi, lalek, zabawek…
Kiedy patrzę na niego, widzę dwójkę dzieci na naszym ogrodzie, jak pchają się nawzajem. Widzę tam piach wieziony z końca działki na środek salonu,
podczas mojej nieuwagi gdy gotuję obiad.
Widzę radość i zabawę dziecka poprzez kreatywność, wyobraźnię, magię pomysłu przez całe długie dzieciństwo…
Wózek dla lalek kupimy na pewno… Ale wózek dla lalek jest tylko wózkiem dla lalek…
Dokręciliśmy specjalne śrubki w tylnych kołach, które hamują by chodzik nie odjeżdzał gdy kroki Tosi są jeszcze takie… nazwijmy ładnie… początkowe..
I mam nadzieję, że te pierwsze w asekuracji rodziców, na ciepłej podłodze z radością na buźce będą początkiem kolejnych, które przemierzyć musi…
I mam nadzieję, że życie pozwoli Jej na równie łagodne, spokojne, z poczuciem bezpieczeństwa, ze szczęściem odkrywania, poznawania…
„Ile razem dróg przebytych, ile ścieżek przedeptanych…”
Oj Kochana, gdybym mogła dać Ci te, które przydarzyły się dotychczas przedeptywać mnie…
Ze zdrowiem, pasją, miłością, szczęściem, przyjaciółmi po grób…
Miałam 15lat i siedziałam w ostatniej ławce. Ja hippisówa z poważną metalówą..
A w pierwszej ławce, kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego zasiadła Ona..
W długich, czarnych, gęstych, kręconych włosach. Dziwna. Patrzyliśmy na nią z zaciekawieniem.
Potrafiła wstać w trakcie lekcji i głośno przemówić: ” Czy możecie się uspokoić? Nauczyciel do Was mówi. Trochę szacunku. Po co tu przyszliście?”
No i wtedy już nikt jej nie rozumiał…
Mijał czas… My o serialach, miłościach, imprezach…
A Ona.. Zaczytana, zamyślona. Jakaś nieobecna.
Bo Ją trzeba było poznać. Najbliżej jak się da.. Tylko ja miałam to szczęście.
Potem były cztery lata dziwnych burz. Zmian. Przygód.
I dziś… Mój świat bez niej nie istnieje… Okazuje się, że człowieka kochasz najbardziej wtedy gdy znasz wszystke jego wady, słabości.
Przeszłyśmy razem tysiące kilometrów. Zresztą zawsze się śmiejemy, że jesteśmy ciągle w podróży, w drodze pod wiatr. Wiemy o sobie nawzajem więcej niż to możliwe.
Czasami aż sie zaczynam bać gdy ja myślę a Ona to robi…
W moim życiu zapisuję wszystko. Dziesiątki skrzyneczek, pudełek, walizek. Z listami, kartkami, obrazkami, strzępkami serwetek…
Grzebię w korespondencjach moich z Nią. Takich na szybko. W internecie…
Bo moja Ona mieszka bardzo daleko…
Dziś w telewizji wypowiadała się pewna kobieta, która powiedziała, że prawdziwa przyjaźń to ta, gdzie nie odzywamy się do przyjaciółki dwa tygodnie ( z braku czasu, zamieszania itp…) a potem dzwonimy lub przychodzimy i nie ma żadnych pretensji, problemów. Jest nadal normalnie… Nigdy nie wątpiłam nawet przez sekundę, że największa możliwa przyjaźń na tym świecie nas łączy. Tęsknie i kocham. Twoja J.
Lubię to! · · 22 marca o 11:08 ·Hadjimichael, Ange La i Moni lubią to.
Ona
Tyle ile razem przeżyłysmy, przetańczyłyśmy, te wszystkie przebyte razem kilometry, miłosne tragedie,wspólne małe kłamstewka i większe „oszustwa”, godziny nudy, pełnego szaleństwa, smutki, ciągłe poszukiwania… Tylko Ty Julus mialas w d… ze nigdy nie mam kasy i ciągle za mnie płacisz, nigdy nie miałam problemu w co sie ubrac, bo co Twoje było i moje, przed Tobą nie wstydzilam się że tynk odpadł z sufitu w kuchni, że ciepło tylko w dużym pokoju,wszystkie moje pomyłki i głupoty nic nie znaczą bo ty nie zapisujesz ich w pamieci. A jeśli nawet to tylko żeby sie z tego pośmiac. Przeszłaś ze mna przez najgorszy czas, w najlepszym stylu. Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek był kochany prawdziwą , bezwarunkową miłościa to jestem to ja. Najgorsza rzecz jaka przytrafila mi sie w zyciu to to, ze mieszkasz tak daleko , ale to tez można zmienic.
Tak sobie wczoraj leżalam w łózku i myślałam o tym, ze mnie to wszystko ominie. Każdy etap, od fasolki, przez troszke wiekszy brzuszek, (bo juz ten najwiekszy bede mogla zobaczyć). Twoje humory i zachcianki, kłopoty ze znalezieniem ubrań, radości z kopniecia, aż do dnia kiedy trzeba bedzie pędzic z torbą do szpitala, czekać a potem rozmawiać szeptem przy szybie, za ktorą bedzie spała Tosia. Tak mi sie smutno zrobiło, bo własnie te wszystkie chwile przelatują mi koło nosa i nic nie mogę na to poradzić, i jeszcze bardziej nie rozumiem mężczyzn, którzy uciekają od tego z własnej nieprzymuszonej woli… Dziekuję Juluś za te zdjęcia.
22 marca o 20:24 · Nie lubię · 1
Od Jej wyjazdu minęło 10 lat i te dziesięć lat temu pisała mi…
„nie pozwolimy by rozdzieliło nas nic nieznaczące morze…”
Do dziś kroczymy razem… Idziemy bliżej siebie niż ludzie obok mnie..
Z telefonem w ręku, internetem i biletem lotniczym w dłoni raz w roku…
Chciałabym napisać jeszcze tyle słów o Niej… Ale pomyślicie… głupia. Ileż można napisać w blogowym poście.. Przecież to nie książka…
Napiszę… Kto będzie chciał przeczyta.. a kto nie, już pewnie dawno zrezygnował…
Pewnego grudniowego dnia, kilka lat temu, dostałam od Niej list. Na papierze. Tak.
Na papeterii. Napisany długopisem.
„Wiesz Jula, śniło mi się… Jak zwykle mnóstwo różnych rzeczy, historii, ludzi, ale w tej jednonocnej pogmatwanej podróży pojawiła się ktoś, taki ważny ktoś, kto sprawił, że pomimo całej mojej dorosłości i radzenia sobie ze światem sprawił (mimo iż nie był prawdziwy) żebym poczuła się znowu taką małą, cholernie nieśmiałą dziewczynką, która wręcz nałogowo dąży do tego aby ludzie ją zaakceptowali, polubili. Dziewczynkę, która panicznie boi się fałszu i wyszydzenia, która nie ma przyjaciół, dlatego zatapia się w książkach, dlatego latem ciągnie za sobą po łąkach leżak i grubą kurtkę udająć, że uciekła z domu. Rozmawia z mnóstwem nieznajomych, niewidzialnych ludzi. Całymi dniami bierze udział w konkursach, w których oczywiście wygrywa i wszyscy są nią zachwyceni. Ciągle jest sama. Samotność jest dla niej czymś naturalnym, nie przeszkadza jej. Jakoś wszystko jest dla niej takie normalne, cokolwiek dzieje się w jej życiu. Że mama zmienia mężczyzn, że niktórzy ją biją, że nie ma pieniędzy, a wszystko w domu jest popsute i wodę trzeba przynosić ze studni. Pranie robić ręcznie, a żeby ugotować obiad trzeba jechać jedną stację pociągiem żeby sprzedać butelki po wódce, które mają dzięki mężowi jej mamy. I to, że mając 7 lat musi się opiekować rocznym bratem. Przebrać, wykąpać kiedy mama jest w pracy a ojczym śpi. Kiedyś nawet nauczyła się gotować grysik bo ojczym był pijany i jak zwykle spał a mama była w pracy…
Wszystko to wróciło w tym jednym dzisiejszym przebudzeniu. Wszystkie radości i awantury. Krew i siniaki. Tajemnice o których nikt nie wie. Lata samotności i tej potrzeby bliskości, bezpieczeństwa i akceptacji.
Wszystko to ponieważ przyśnił mi się tata. Nieprawdziwy. Jakiś dom i ja w tym domu. Jakaś inna mama, on i choinka. I ta choinka zaczyna nagle płonąć. Ja krzycze „Tato, pali się, pali!”. Przybiegł. Ugasił pożar, przytulił mnie. Zniknął cały strach i zniknął też sen.
A kiedy się przebudziłam, zrozumiałam, że nic mi już go nie wróci. Nie zapełni tej pustki i tych lat kiedy był potrzebny, żeby mnie upewnić w tym co robiłam, wesprzeć, czy nawet wyjść na stację gdy wracałam późnym pociągiem. Tak, była mama. Ale mama jest słabsza ode mnie. To ja muszę nią kierować, podnosić. Ciągle szukam tego w mężczyznach, których spotykam, ale oni nie wiedzą, nie znają mnie i nie rozumieją o co mi właściwie chodzi.
A ja chcę tej troski, której nie da najlepszy mąż, tego martwienia się gdy długo nie ma mnie w domu, może nawet wymówek kiedy robię coś źle. Jestem kaleką i choć staram się stłumić w sobie to kalectwo, ono tkwi we mnie, i krzyczy czasem, kiedy mu ciasno, kiedy mi źle… Bo tylko ojciec kocha bezwarunkowo i bezinteresownie, żaden mąż…”
Staram się kochać ją za dwojga, bo moja Ona nigdy nie widziała swojego taty…
chodzik-pchacz – Moover
Ja i Ona
Dziękuję Ci Kochna za każdą naszą przebytą drogę i wspólne dobicie do brzegu.
Z Tobą nawet horyzont jest prostszy.
List został opublikowany za zgodą autora.
fotografia: szafatosi.pl, koperska.eu
Tak to już jest, że pragnienie spełnienia naszych marzeń pcha nas w różnych kierunkach. Wystawiamy tym samym nasze przyjaźnie na prawdziwą próbę, ale czyż nie jest to dla nich wspaniała okazja by się wzmocnić, utrwalić, rozkwitnąć. Czytając Twego posta utwierdzam się w przekonaniu, że tak właśnie jest. Ja mieszkam w Anglii a moja najlepsza przyjaciółka w Polsce i wierz mi, że równie strasznie żal mi jest tych wszystkich chwil podniosłych i całkiem zwyczajnych, które winnyśmy przeżywać razem. Żal mi tych wszystkich filiżanek herbaty, których nigdy nie dopijemy razem.Tęsknie i ja. Pięknie piszesz Julio…tak, że ma się ochotę za Tobą podążać. Pozdrawiam Cię i „Ją” serdecznie. Mama full time.
Jak zwykle urzekający wpis, czytany jak najbardziej wzruszająca (bo prawdziwa) powieść.
„Z tobą nawet horyzont jest prostszy” – oj, tak 🙂
Ale czy Ty sie tam umiesz skupić? 😉 przy moich błędach? :))
Od pewnego czasu tu zaglądam i nie tylko jestem zachwycona blogiem, słowem, twoją córeczką, twoimi zdjęciami .. ale przede wszystkim zachwyca mnie twoja wrażliwość i spoglądanie na świat i rodzinę zupełnie nieprzeciętnymi oczami.. wzruszasz niesamowicie!
zostawiasz coś w człowieku … i powodujesz, że człowiek i tobie chce coś zostawić z siebie.. ja zostawiam ci mój komentarz, bo tylko tyle mogę 🙂
Płakałam nad twoim postem i tym i poprzednim.. i jeszcze którymś.. masz wielki talent i bardzo się cieszę że tu zajrzałam pewnego dnia przy porannej kawie 🙂 pozdrawiam
Twoj zostawiony komentarz jest dla mnie czymś niezwykłym.To największa nagroda za moje pisanie, robienie zdjęć. To, że czytasz, że Ci się podoba, że wracasz… Widocznie czasami razem pijemy kawę, bo i ja przy pisaniu postów podczas porannej drzemki Tosi popijam ją z zamyśleniem i zadumaniem nad kolejnym słowem. Pozdrawiam ciepło
Za każdym razem kiedy czytam Twoje wpisy bardzo się wzruszam.I tym razem nie było inaczej…
Nie wiem kto ma większe szczęście czy „Ona”, że Cię ma czy Ty, że masz ją 😉
Idę czytać jeszcze raz! Tak mi się podobało!
Ja uważam, że to ja mam szczęście. Ona była zawsze obok mnie. Gdy płakałam i świat sie mój kończył z powodu miłości. Gdy śmiałyśmy się do łez i wracałyśmy motocyklem do domu zamarzając z zimna, bo nikt nie spodziewał się, że zostaniemy na dłużej 🙂 Teraz gdy jest daleko to Ona przysyła mi kupiony bilet w obie strony. A tam zapewnia wszystko. To Ona teraz funduje mi wakacje 🙂 Ale bez dwóch zdań wiemy o tym, że możemy na siebie liczyć gdyby wszystko się zawaliło. P.s Zamówiłam czapkę 🙂
Ale Ci zazdroszczę takiej przyjaciółki… Ja potraciłam wszystkie w chwili gdy urodziłam dziecko. Niestety nie miałam wtedy na nie czasu bo siedziałam od rana do wieczora w szpitalu…
p.s
Jaki kolor czapeczki zamówiłaś ?;)
Jeżeli siedziałaś od rana do nocy w szpitalu a one odeszły to czy przyjaciółkami można je nazwać..? Bo ta prawdziwa powinna czekać z ciepłą zupą na Ciebie gdy wracasz ze szpitala… Ale jeszcze nadejdzie… Mówię Ci.. 🙂 Czapka szara
Obyś miała racje.. 😉
w sumie to chyba poprzedniczki zapisały wszystko co się czuję jak się czyta Twoje wpisy… zazdrość w dobrym tego słowa znaczeniu 🙂 cieszę się że są ludzie którzy mają takich ludzi, od nich ja się upośledzona pod tym względem uczę się prawdziwym emocji 🙂
Upośledzona… Masz na myśli brak przyjaciela czy brak emocji jakie chciałabyś mieć..? Bo wiesz… mnie ten przyjaciel tak z nieba.. Ja nigdy będąc w liceum nie spodziewałabym się, że to zostanie na lata. Tak intensywnie. Dla mnie to jakiś dar..
Piękny ten pchaczek! Tez taki chcemy! Koniecznie!
Polecam szczerze! Jest uroczy!
dziekuje wam dziewczyny,bo sprawiacie, ze nie czuje sie taki osamotniony w tej swojej zwariowanej egzystencji…
pamietam rozmowe z nasza mama Ela podczas mojego ostatniego pobytu w Pl, jak tlumaczylas jej, ze te internety y facebooki wcale nie sa takie glupie i bez sensu, ze moga robic rowniez wiele dobrego..pamietasz? wiele razy mi sie to przypomina kiedy w ten JAKIS sposow jestes w moim domu kazdego dnia- raz wiecej raz mniej, ale jestes..kiedy patrze na zdiecia, czytam wasze wpisy..i wtedy czesto sprawia to,ze przypomina mi sie kim jestem i z kad pochodze…ze sa inni ludzie podobnej wrazliwosci, i ze poza ta dziwna rzeczywistoscia, ktorej zazwyczaj doswiadczam, sa jeszce inne rzeczywistosci..inne od mojej, i ze moja moge kazdego dnia starac sie polepszac..
LOVE
Tak! Tak! Mam wrażenie jakby niektórzy ludzie z którymi jestem w stałym kontakcie na FB byli bliżej niż sąsiedzi. Najbardziej lubię Twoje przemyślenia pisane na tablicy, aktualne zajęcia… Stanowczo za mało ich dodajesz. Czasami czytając sie wzruszam, czasami śmieję do łez bo widzę jak to robisz.. 🙂 Love 2
Rafalku – absolutna racja! Dzięki internetowi czuje jakby każda z bliskich mi osób była tuz obok… a świat taki zwariowany, rozjeżdżamy się na wszystkie strony.
Takich przyjaciół życzę każdemu, chociaż jednego, o ile piękniej byłoby na świecie gdyby ludzie byli tak wrażliwi…
Odezwała się ta co od dziecka ze mną.. 🙂 Jestem starej daty, ale internet za możliwość bliskiego kontaktu kocham.
Długo, ale jesteś jedyną, którą czytam od deski do deski.
Pozdrawiam
Długo 🙂 Wiem.. Ale szkoda mi było tego nie napisać 🙂 No i tak jak napisałam, myślę, że jest wielu co zerkną na co czwartą linijkę a po 12ej zrezygnują 🙂 A jak ktoś będzie chciał to przeczyta. Dziękuję za wytrwałość 🙂 Czekam na Twój sklep internetowy. Jest już? Linka poproszę
Jestem bardziej niz przekonana, ze Ty owszem wydasz ksiazke. Ale swoja. Wlasna.
Brak mi slow tak piszesz pieknie. Serce mi bije mocno jak Cie czytam.
I tak doczytuje do konca 🙂
Julittko, co do książki. Chce wydać kilkunastu Mam blogerek. Po 5-6 tekstów. Ale to Twoje niezwykłe pióro mnie do tego popchnęło.Tylko teraz wyjechałam na wakacje gdzie internet straszny i nie mam jak do przodu sprawy popchnąć jak i trochę czasu pochłonął mi nasz dom. Ale myślę, że pod koniec lipca, pczątek sierpnia będę działać. Mam kilka wydawnictw wybranych itp… ale to wszystko wyślę Wam mailem i o wszystkim będę na bieżąco informować. Ja to jest, że Ty chwalisz mnie podczas kiedy to ja zazdroszczę Tobie lekkości wspaniałego pisania.. ściskam Was mocno :*
Wiesz Julia jak tak piszesz to ja juz juz prawie Tobie wierze.. Bo mam w tym klopot ogromny zeby moje, ot tak sobie, pisanie potraktowac powaznie. Ze moze sie komus podobac… Gdzie, jak, z ktorej strony w ogole!!!
I ze to mowisz Ty -Ty TAK PISZACA, ze Ci sie podoba. Nie ogarniam tego.
Dziekuje Ci Julia.
ależ Ty potrafisz pisać dziewczyno.No wzruszylam sie i tyle napisać jestem w stanie …..:)
Pozdrawiam Was obie
Daria
Daria, a cóż ja tu napisałam… moją niezwykłą przyjaźń w zwykłe słowa ubrałam. Więc to chyba bardziej Jej zasługa by tą historię stworzyć. A moje słownictwo ubogie, zwykłe, z błędami i stylistycznie niedobrane. Zdania za krótkie lub tak długie, że zagubić się można..
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za siebie i za Nią..
Jeśli jeszcze kiedyś świat wyda mi się szary i zły, a ludzie wredni i egoistyczni, jeśli jeszcze kiedyś pomyślę, że prawdziwi przyjaciele występują tylko w powieściach, to wrócę tutaj, aby poczytać Twoje wpisy. Masz Julio niewątpliwe szczęście, że spotkałaś na swej drodze tak wspaniałą osobę, jaką jest „Ona”. Ale w tym pięknym opisie przyjaźni, jak również w innych Twoich wpisach i komentarzach dostrzegam coś bardzo ważnego dla siebie – taka przyjaźń to przede wszystkim Twoja zasługa. Czasami trzeba dużo z siebie dać, czasami coś poświęcić i nigdy nie ma pewności, czy zamiast „nagrody” nie zostaniemy za to opluci przez „przyjaciela”. Ale Tobie bycie dobrą i otwartą najwyraźniej przychodzi naturalnie i łatwo. Ufasz ludziom, lubisz ich i to procentuje. Gratuluję i dziękuję, bo dajesz mi motywację do pracy nad sobą:)
hmm… wiesz to są ludzie bardzo wybrani. Albo staram się do utraty tchu albo jestem poprawnie grzeczna dla innych. Nie warto spalać się dla całego świata, ale są ludzie dla których warto oddać wszystko. Ja w ogóle myślę, że mam dużo szczęścia w życiu jeżeli chodzi o napotkanych ludzi… Albo może szybko selekcjonuje… trafnie 🙂 I Ci których wybieram, lub może Oni mnie, są warci mojego martwienia się o nich, mojej pomocy, wspólnych chwil. Wielu natomiast szybko oceniam jako tych którym mówię to co muszę bo wiem, że jakiekolwiek relacje z nimi negatywnie na mnie wpłyną. Dla mnie jest ważna zasada… Wybieram tych najważniejszych i są dla mnie jak najbliższa rodzina.. Tak, może mam szczęście… Bo charakter mam trudny 🙂
A jeżeli moje wpisy podnoszą Cię na duchu to jest to dla mnie nagroda największa!
To się dziś zdarza w kropelkach w ulewie deszczu, że ktoś tak trafnie ujmuje ważne rzeczy i ubiera je lekko w słowa jak te spódniczki z rózowego tiulu. Literki zamieniają się w kolorowe motyle, w mydlane bańki i aż chce się w nie wgapiać z rozwartym dziobem i chce się by trwały w nieskończoność…
Bo nie wiem jak Ty to robisz, ale UMIESZ ubrać myśli w balowe sukienki słów. Oklaski 😉
Podziękowania…
O rany! Jak pięknie napisane 🙂 przerosło to zdecydowanie te słowa o których piszesz 🙂 Dziękuję Ci. Powinnam takie komentarze jak ten drukować i wkładac do skrzyni z napisem „wyjątkowe komentarze. Tak zrobię..
O to koniecznie niech będzie skrzyneczka w chmurki 🙂 Taka ulotna
To miłe Julio ♥
i ja należę do grupy szczęśliwców, którzy znają smak prawdziwej przyjaźni 🙂 z uśmiechem czytałam Twój wpis 🙂
a pchacz? w prostocie tkwi siła. jest prosty w bryle i piękny. świetny zakup.
Gratuluję w takim razie, że i Ty wartość niezwykłą miałaś szansę spotkać. A pchacz, masz rację, On jest boski dzięki swej prostocie! 🙂
Zaprosiłam cię do zabawy. Mam nadzieję, że jej temat ci się spodoba 🙂
Cofnęłam się do tego wpisu, aby poczytać o Waszej przyjaźni. Świetnie się to wszystko czyta, chłonie każdy wyraz. Nie nadrobiłam jeszcze wszystkich Twoich postów, bo sama wiesz, czasu brak, ale na pewno będę je stopniowo pochłaniać. Chciałabym kiedyś kupić napisaną przez Ciebie książkę. Piszesz tak lekko, ciekawie. Czy nie myślałaś o wydanie czegoś? Pozdrawiam.
Zdjecia cudne, akurat w momencie gdy od kilku dni marze o morzu i cieplym piasku 🙂 oj daleko macie, ja mam tylko 315 km do moich przyjaciółek Najwspanialsze jest to, że jak już się usiadzie razem i te kawe pije po dlugim czasie w rozłące stwierdza sie jakby jej nie było:) rozłąki w sensie. Osobiście odnoszę wrażenie, że jakoś najmocniej związana jestem z przyjaciólkami, które właśnie w latach młodości poznałam. Pierwszy dzień szkoły, razem w ławce przez przypadek, a może nie:) i już tak zostało i zostanie. Bo ja nie wyobrażam sobie tego, że można stracić przyjaciółkę !
Dziękuję za kolejne wzruszenie, kolejny łzy płynące po policzku. Trafiłam tu niedawno i nie mogę się oderwać. Dziękuję, że jesteś i że piszesz. Ściskam gorąco.
Choć tak bardzo lubię Twoje wpisy… nigdy jakoś nie zanurzałam się w czas „przed” Przed tym jak Cię „poznałam”
Myślę, że kiedyś to nadrobię ale… Twoich postów nie można czytać „jednym tchem, przed zaśnięciem” tak żeby rano obudzić się i nic nie pamiętać…
Jeden… max dwa na raz… a później cisza…
Cisza dookoła i tylko Venus wyczuwając mój nastrój łapkę wyciągnęła, mruczeć zaczęła… Cisza dookoła a we mnie… we mnie krzyczy… wiele krzyczy… JEJ historia we mnie krzyczy i moja… bo one bardzo podobne…
ONA miała szczęście… Ktoś dał jej Ciebie – Ty dałaś jej siłę… i choć o wszystkim rozmawiacie, choć wszystko o niej wiesz… choć ona Ci o tym mówi… To Ty nie wiesz JAK bardzo byłaś jej potrzebna i JAK wiele dla niej zrobiłaś… tylko dlatego, że byłaś… że trzymałaś jej dłoń w swojej…
Dziękuję Wam obu… JEJ za to, że pozwoliła odkryć swoją duszę Tobie za to, że jesteś… dla niej… dla nas…
Przekaż JEJ proszę, żeby nie oglądała się wstecz… życie za krótkie aby myśleć o tych wszystkich złych i smutnych chwilach… Niech będzie szczęśliwa… od dziś… od jutra… wczoraj to… zamknięty rozdział…
Włączyłam to sobie, bo mi się nudziło. Właśnie miałam uczyć się beznadziejnie nudnego angielskiego… i jeszcze głupszej matematyki (systemy dziesiątkowe cokolwiek to jest)… No to wchodzę do archiwum, tak na chybił trafił…
Kolejne niewyobrażalnie piękne słowa… no i do tego mądre… O takich rzeczach powinni pisać w podręcznikach…
No i… musiałam teraz wysłać esemesa do mojej E! Całe szczęście, że dzieli nas tylko pół Wrocławia…
Melu, niestety nie mam też pojęcia co to systemy dziesiątkowe 🙂
a przyjaźnie, myślę, że te z lat dziecięcych co się je ciągnie ze sobą są najpiękniejsze. nikt tak dobrze nas nie zna, bo nikt z nami tyle nie przeżył, nie popłakał w kryjówkach..
KOchana Julio.. ja przez przypadek weszłam na ten post … i zatraciłam sie w słowach… twych slowach.. masz ogromne szczescie mając prawdziwego przyjaciela takiego od serca i takiego na zawsze… kiedy Cię czytam wszystko czasem wydaje się takie proste , zatrzymuje się na chwilę w tym pędzącym świecie i dziekuje za to ! czekam na ksiażkę , czasem mam ochotę napisać do Ciebie , wygadać tak po ludzku,… jak typowa baba 🙂 strasznie jest kiedy jesteśmy samotni w swoich problemach..i czasem w życiu…
moze kiedys napisze.. Ściskam M
Madziu, napisz koniecznie :*