jestem matką. matką mojego dziecka.
jestem żoną. żoną mojego męża.
córką moich rodziców.
siostrą mojej siostry.
przyjacielem moich przyjaciół.
i wydawać by się mogło, że jestem choć trochę, czasami potrzebna.
i że nawet dla kraju coś znaczę.
bo dziecko urodziłam, a dwójkę urodzić jeszcze chcę.
podatki, składki i zdrowotne odprowadzam.
mężowi co zatrudnia ludzi i za nich też odprowadza, codziennie ciepły obiad gotuję..
wydawało mi się. naiwnie.
lekarz rodzinny. skierowania. neurolog. tomograf. tomograf? najbliższy termin za 10 miesięcy.
-ale wie Pani, gdybym była sama to mogłabym się położyć i czekać cierpiąc, ale ja mam małe dziecko.
Ono potrzebuje mnie każdego dnia. a i nocą także. a ja nie jestem w stanie się do Niej schylić, na ręce wziąć.
ściany z bólu gryzę. cierpliwości do Niej nie mam. a mieć chcę. ketonal? nie. nie działa.
przyjaciółka z Krakowa. na złamanie karku, bo ja sama przy dziecku nie daję rady.
ratownicy medyczni pukają do drzwi jak wybawienie.
dziecko ryczy w niebo głosy, bo Panowie na czerwono i z odblaskami. puszczają do Niej oko. jest lepiej.
ciśnienie. jak młody bóg. cukier. w normie. tętno. duże.
-mów do Niej Jarek, bo wtedy maleje.
i Jarek wesołe historie opowiada. i lepiej mi znacznie.
wenflon.
-igłę najcieńszą wziąłem. nie boi się Pani nic.
i ja się nic już nie boję.
jedziemy przez miasto. widzę szczyty budynków. Krakusa. Stalmacha. 3go maja.
-przepraszam, a jakie zastosowanie ma to okno w dachu?
-bo widzi Pani, nam się raczej nie zdarza wozić tak młodych, ładnych, pachnących kobiet.
my tu najczęściej wozimy meneli. okno się sprawdza przy upuszczaniu smrodu.
siedzę na dyżurce. pielęgniarka z moich rodzinnych stron. na weselu nawet w mojej wsi była.
-o tak, tak, tam ziemia znacznie tańsza, bo tutaj droga bardzo. my? my od teściów dostaliśmy. ładna taka pod lasem.
przywieźli starszą kobietę. w kapciach. takich bamboszach ciepłych. tak jak była w domu, tak wzięli.
leżę. sufit biały. z kasetonów. w rogu popękały. jarzeniówki walą prosto w oczy. zerkam na kroplówkę.
sączy się powoli. patrzę jak krople wpadają do rurki, a nią prosto w moje żyły.
zamykam oczy. po chwili słyszę rozmowy.
-Pani ma bardzo wysoki cukier. mierzy Pani sobie w domu?
-mierzę. ale teraz już raz dziennie, bo te listki zdrożały. tabletek? biorę 20. 10 rano i potem po pięć.
insuliny? nie. proponowali mi, ale Pani Doktor, ja nie widzę, sama jestem. nie mam jak sobie wbić. nie umiałabym.
a nikogo nie mam co by mi pomógł. diety? nie. nie stosuję. co mi przyniosą to jem. ja chodzić nie mogę. nikogo nie mam.
gdzie mam się podpisać? bo ja Proszę Pani nic nie widzę. usiąść nie potrafię. tutaj? pod tą linijką? o tu? dobrze tę literkę napisałam? a tę? no jakoś mi idzie.. bo wie Pani, mi już wszystko taką trudność sprawia. przewiozą mnie? to dobrze.
bo mnie ta noga tak boli. w domu przesuwam się po meblach na oślep. jakoś sobie radzę. choć trudno jest.
a w tym głosie taki spokój. pogodzenie z losem. ze starością. niedołężnością. tylko tak jakby było Jej wstyd za to.
-nic niech się nie martwi. o tak złapię i będzie dobrze. nic nie będzie bolało. koszulę już poprawię. reklmówkę tu obok położymy. o! pod pachą. już przykrywam. bambosze wziąłem.
a potem przychodzi cisza. taka cisza jakbym słyszała te krople tłoczące się przez wenflon.
przypominam sobie słowa mojej siostry, że mam uciekać z tego kraju.
mnie najgorzej nie jest. ale dla tych pielęgniarek i ratowników zorganizowałabym zbiorową wywózkę w inny świat.
młody przystojny mężczyzna przekłada starą, pomarszczoną babulinkę, jakby dwa miliony w banknotach do walizki wkładał.
a Ona nie jest babcią Kulczyka, Wodeckiego czy minister zdrowia.
babcia. obca. niczyja, bo nikogo nie ma. chuda taka. siwiuteńka. elokwentna przy tym zadziwiająco.
słyszę, że nie mam wskazań do większych badań. że kroplówka wystarczy i mam iść do domu.
lekarz nie może poddać mnie kontroli. bo jakby nie daj Boże wyszło, że nic mi nie jest, to z jakich powodów mnie zbadano?
bo nasz kraj, mnie jako matce nie może zapewnić badań skoro nie umieram, a jedynie chodzę na czworaka z bólu i nie śpię kilka nocy. zwykłe bóle. taki kraj. taki fundusz. takie leczenie.
zamyśliłam się na dłuższą chwilę, że niestety w tym wszystkim ludzie na najniższych szczeblach NFZtu sprawiają, że w tym bólu, cierpieniu, obawach i strachu można czuć się bezpiecznie i spokojnie. że nawet samotność, bycie niczyim i starym nie ma dla nich znaczenia..
ratownicy, dyspozytorzy, pielęgniarki, sprzątaczki, stażyści..
-Pani pyta czy po mnie? tak. po mnie przyjedzie mąż.
-nic nie zrobili? nie martw się kochana, pójdziemy prywatnie. jak zawsze.
a u mnie tylko ten stukot w głowie…
„bo wie Pani, ja sama jestem. ja nikogo nie mam..”
bo czy kogoś na najwyższych stołkach interesuje jak umiera stary, pomarszczony, samotny człowiek…
.
Strasznie to smutne… A jeszcze smutniejsze ze takie prawdziwe … 🙁
………….słów mi brak,nie często tak się dzieje.
oczywista oczywistośc -że co do paradoksu w naszym pięknym kraju-ale
najbardziej do empatii która w sobie nosisz.
nie zgub prosze tego
wiare mi przywracasz.
w człowieczeńswto.
Z wiekiem tych obaw i myśli niestety przybywa. I z kolejnym dzieckiem też.
Julka! W razie potrzeby walcie do mnie śmiało! Ile mogę to pomogę!
Niestety u nas serial „daleko od noszy” to jedyna prawda o szpitalach!
Temat u nas bardzo aktualny. Moja mama od 3 miesiecy z bolu gryzie sciany. Plecy ja bola, siedziec nie moze. Idzie wiec do ortopedy, a ten…. tabletki przeciwbolowe jej przepisuje.Wiec mama pyta, ze moze by tak jakies badania, jakies przeswietlenie, zeby ustalic przyczyne? Nie trzeba, odpowiada lekarz. Prosze byc dobrej mysli… To moze jakas rehabliltacja chociaz? Rehabilitacja? A niech pani ma… Bol nie ustepuje…
Mama idzie prywatnie i wydaje na badania cala swoja pensje… Ale jest wynik: 2 dyski jej wypadly. I jak sobie pomysle, ze lekarz panstwowy jej po prostu tabletki przepisal i pocieszal, ze bedzie dobrze, to musze stwierdzic, ze chyba obudzilam sie w jakims zlym snie…
Aż mi serce teraz bije jak szalone…. z niemocy, ze złosci ….
Nasza kochana służba zdrowia…
Niestety, też musiałam poznać ich miłość i zaangażowanie….
Pozdrawiam i dużo zdrowka życzę!!!!
bolesna prawda 🙁
tobie zdrowia
Brak słów…. 🙁
Smutne to, tak strasznie smutne…bo mi serce peka zawsze jak widze tych starszych, chorych, samych i moze to zabrzmi strasznie ale w takich momentach mysle, ze chcialabym odejsc pierwsza…i jak ostatnio przeczytalam gdzies ten tekst 'Bralem udzial w powstaniu warszawskim, byłem więźniem Auschwitz, walczyłem z komunizmem o wolną Polskę – nigdy nie pomyślałem że braknie mi na leki.” to pomyslslam, ze z tym naszym krajem naprawde jest cos nie tak
Julus a Ty chora??? Kochana zdrowiej szybko, mam nadzieje, ze to nic powaznego. Trzymam mocno kciuki&&&&&&
Szara, polska rzeczywistość… czasem tylko emigracja w głowie, ale jednak żal wyjeżdżać…
Julia jak ja to dobrze znam … niestety, moje dzieci już po czterech operacjach …. jeszcze gdy stać człowieka na prywatne wizyty coś się da zaradzić …. ale takie osoby o których piszesz … przykre to bardzo, bardzo … brak mi słów …
Popłakałam się…
Jakbym tam była i słyszała tą starszą Panią. Pracuje w szpitalu i nie raz spotkałam się z taką sytuacją.
Uciec z tego kraju? Chyba trzeba, tylko gdzie…? Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia
Taka nasza polska rzeczywistość 🙁 i choć czasem lekarze by chcieli to mają ręce związane albo innemu normalnie w świcie się nie chce!Wierzę jednak,ze są na tym świecie którzy mimo wszytsko nas uratują i miałam na swojej drodze takich!szczególnie jednemu dziękuje,że żyje bo gdybym trafiła na dyżur innego młodego,niedoświadczonego … ach lepiej nie myśleć …
A tobie zdrowia życzę i sił aby i kolejną czwórkę udźwignąć 🙂
ściskamy :*
nikt mnie tak dawno nie wzruszył do łez. dziękuję.
https://www.youtube.com/watch?v=5Gedgnq54Us
Smutne jest to, że Ci siedzący wysoko, lekarze, zapomnieli już dawno jaki jest (lub jakiś kiedyś jeszcze był) cel ich pracy. W dzisiejszych czasach nie myślą o uzdrawianiu ludzi, a o leczeniu i pomnażaniu ich kont bankowych… tak to już jest… Ale zawsze jest ta nadzieja i pocieszenie, że „Ci najmniejsi” mają dla nas: pacjentów czas, energię, współczucie, przyjaźń, a przede wszystkim czują powołanie do tego co robią.
Trzymam kciuki za to, żeby u Was było wszystko dobrze.
Pozdrawiam
K.
Jula! łzy same się cisną do oczu….
rozumiem Cię doskonale, w styczniu przeżywaliśmy to samo – tylko bolało mocniej, bo dotyczyło nie mnie, a mojego 2 letniego Brunka 🙁
dopóki mamy dziecko w domu, nawet przeziębione-dziękujmy Bogu, bo szpital owszem i pomoże, ale jak dzieje się bardzo źle, jak ratunku gdzie indziej nie ma… doceniam każdą chwilę z B.po tym ile maleńki nacierpiał się w szpitalu…
nie zatrać tej empatii Kochana, nie zatrać!!
KAja
uwierają te polskości, a tych uwierań piętrzą się stosy. bezradność w chwilach refleksji jest nieskończona. nikt rozsądny nie pcha się na stołek. idealiści odeszli na długi spacer. łzy są już suche na policzkach, bo ile można… a rano budzisz się i widzisz słońce, bo jeśli Twojego uśmiechu zabraknie – to co?
Dbaj o siebie najbardziej na świecie ♥
Ostatnie 3 m- ce spedzilam w malym kanadyjskim miasteczku, starym pod kazdym wzgledem;)i ludzie tam tylko starzy… Wiec mieszkaja sobie w apartamentowcach gdzie mieszkanko niby swoje ale opieka medyczna non stop i ktos kto w domu pomoze i ktos kto zakupy zrobi! I towarzystwo …choc prawie nic mi sie tam nie podobalo to tym systemem bylam zachwycona!takie „bloki dla starszych ludzi”
I dlaczego Cie tak boli Julia?nie pociesze Cie, ale sama ostatnio odkrylam , ze pierwszej mlodosci to juz nie jestesmy;) ale dbac trzeba o siebie , bo jestesmy „pierwszej starosci”;)
Smutne i przykre… ręce opadają…
Ps. zdrowia życzę i kolejnej dwójeczki 😉
również miałam ostatnio do czynienia z NFZ, a dokładnie z endokrynologiem …
aby wizyta u takiego lekarz miała sens trzeba mięć aktualne wyniki TSH (lekarz rodzinny skierowania nie da na takie badanie bo mówi, że on nie daje i odsyła do specjalisty, więc musiałam zrobić za własne pieniądze .
Badanie zrobiłam, do specjalisty się udałam ( a zapomniałam dodać jakie miałam szczęście, że w ogóle się dostałam) wizyta krótka powiedziałabym, że nawet bardzo krótka(Pani doktor spytała jak samopoczucie , czy ktoś w rodzinie chorował i takie tam na koniec dodała „proszę zrobić takie badanie” i na karteczce napisała nazwę, pytam Panią doktor czy skierowanie dostanę a ona na to, że w rejestracji mi wszystko wyjaśnią. W rejestracji mówię, że lekarz dał karteczkę i chciałam skierowanie ona na to, że nie może bo oni nie dają i żebym do rodzinnego się udała on powinien dac a że z doświadczenia wiem, że mój lekarz rodzinny nie daje skierowań to mówię to Pani w rejestr. więc odsyła mnie znów do lekarza a lekarka do kierownika przychodni.. Pani kierownik w eleganckim gabinecie na skórzanym foteliku, grzecznie prosi bym usiadła i pyta o co chodzi, więc ja w nerwach i w żalu tłumaczę, że mam dwójkę dzieci mąż tylko pracuje(może na litość się uda), że 40 zł (bo TYLKO tyle to badanie kosztuje jak wyjaśniła mi Pani w rejestracji)to dla mnie dużo więc Pani kierownik uspokaja i mówi ja Panią rozumiem, ale proszę i nas zrozumieć za Pani wizytę kontrolną lekarz stawia 3,5 pkt(bo niby tylko tyle może), każdy pkt to 9zł (jak wyjaśniła Pani kierownik) czyli za moją wizytę lekarz dostaję 31,50zł ponieważ badanie kosztuje 40zł to przychodnia musiałaby do mojej wizyty dołożyć 8,50zł więc jak to powiedziała p. kierownik im się to po prostu nie opłaca i nie wystawiają skierowań…a na koniec powiedział, abym udałą się do rodzinnego bo on dostaję co miesiąc za mnie i moją rodzinne pieniądze, czy choruje czy nie choruje więc powinien wystawić!!!
I tak koło się zamyka, każdy dba o swój interes, jeden odsyła do drugiego…
Aby chorować w tym kraju, to trzeba mieć pieniądze lub znajomości:/
pozdrawiam Cieplutko i dużo zdrówka życzę:):*
Moja mama jest po wypadku , facet potrącił ją jak jechała na rowerze. Jestem w kompletnym szoku jak długo trzeba czekać na termin do ortopedy , czy jakiegoś innego specjalisty . To jakiś koszmar a tak jak piszesz człowiek całe życie składki płaci i co …. i NIC ! wielkie NIC !!! Mieszkam w Niemczech na szczęście tutaj jest troszkę lepiej
Nic się nie zmienia. Nawet jak już jest się zdiagnozowanym, to ciężko się leczyć na NFZ, bo dzwonisz żeby się zapisać do specjalisty i mówią, że na n miesięcy do przodu miejsca na NFZ nie ma, żeby zadzwonić tego i tego dnia, bo będą zapisy na następne półrocze. Więc dzwonisz, ale się okazuje, że zapisy były od 7.00, a jest 10.00 i miejsc już nie ma, bo trzeba było wcześniej zadzwonić. Więc wykupujesz abonament w prywatnej sieci przychodni specjalistycznych i zapisujesz się na wizytę w terminie 3miesiące przed, bo przecież nie tylko ty prywatnie do lekarza chadzasz, a jak pilne, to nawet do ciebie zadzwonią, że siemiejsce zwolniło wcześniej, bo jak się dodatkowo płaci, to się odwoła wizytę, jak coś wypadnie i nie zapisuje się w 3 miejsca jednocześnie, a potem nie pamięta, co gdzie jak… Czasami jednak w tym całym tłumie obojętności można trafić na „człowieka”. Kilka razy w życiu mi i mojej rodzinie się tak zdarzyło. Mnie 2 razy lekarze, u których byłam prywatnie zabrali do siebie do szpitali na oddziały na badania. Mój dziadek po wylewie wyszedł ze szpitala z niedoleczonym zapaleniem płuc, w jednym szpitalu się zlitował ktoś, i nie powiedział jak wszyscy inni, że lepiej się umiera w domu, i że za kolejne wezwanie karetki mandat będzie. Moja mama krzepliwość krwi w pewnym momencie swojego życia całkiem straciła, i też spotkała takich, którym chciało się szukać, a nie tylko drogie leki wcisnąć.
A tych na najwyższych stołkach to nie interesuje, bo ich stać żeby swoich bliskich leczyć prywatnie…
ps. nei da się do Ciebie zajrzeć i napisać: „cześć, super fajnie…”, czytam każdy post, ale czas una komentarz nieraz braknie.
pozdrawiam
Poplakalam sie. Duzo zdrowka zycze!!!
Julka komentarz na maila wysłałam. Wielkie uściski.
Julio, co cię boli? Pisz na maila. Mam specjalistę w domu. Pomogę.
:*
Stykam się z tym na co dzień. W Twoich słowach wygląda to jeszcze nie tak strasznie, bo w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Nie zawsze trafi się na takiego ratownika, jak ta starsza Pani. Powinni zlecić Ci tomografię komputerową, albo skierować na odpowiedni oddział na niezbędną diagnostykę. Pozdrawiam i zdrówka życzę!!!
Ojjjjj kochana!!!
Ruszyłaś temat tak dla mnie drażliwy, jak żaden inny.
Ja nawet go nie dotykałam, bo chyba wpis nie miałby końca.
I tutaj też chyba nie zacznę…Sensu nie ma.
Strasznie mnie zmartwiłaś swoimi dolegliwościami. Koniecznie zrób prywatnie tomograf!!! Będę się modlić, żeby nic nie wyszło złego. Na pewno będzie dobrze. Zawsze tak jest, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
I też chcę mieć trójkę dzieci;-)
Julio! Jakich słów użyć, żeby dodać Ci nieco otuchy? Ty tak pięknie piszesz i
każdy może czerpać z Twoich postów inspiracje, natchnienie, radość! A tu przychodzi moment, że Ty też potrzebujesz pomocy i jak my możemy to zrobić? Wierzę, że Twoja wytrwałość pozwoli Ci to wszystko przetrwać więc życzę Ci jej całe „kilogramy”!!!! Zdrowiej!!! Obyś nie musiała więcej po szpitalach się błąkać, bo to bardzo negatywne doświadczenie w większości przypadków…
PS.
To trochę daleko od Ciebie ale we Wrocławiu znam bardzo dobrego rehabilitanta. Gdybyś potrzebowała bezpośredniego kontaktu – napisz proszę.
Julio, znowu łzy wyciskasz…
i za Tobą, i za tą babulinką.
Wzruszają mnie bardzo starsi, samotni, schorowani ludzie.
Codziennie pod sklepem taką panią spotykam, kwiaty sprzedaje ze swojego ogródka. Jezu, ja nie mogę obok niej przejść obojętnie.
A co Tobie, Kochana? Mam nadzieję, że to chwilowe tylko…
Trzymam kciuki za Ciebie,rob ten tomograf i wracaj zdrowa!!!Jestes niezastapiona dla twojej rodziny-przeciez matka tak wiele znaczy!
Oj,jakie to prawdziwe.
Służba zdrowia schodzi na psy. Wiem ,co mówię,bo sama ze słuzby zdrowia jestem (nieczynna zawodowo aktualnie).
Przez wiele lat nie chorowałam,więc kontakt z instytucjami medycznymi miałam ograniczony-jedynie ginekolog i stomatolog.
Kiedy znalazłam się po tej drugiej stronie-jako pacjentka niedoświadczona w chorowaniu-poczułam to,co czuje większość pacjentów-bezradność i kompletną bezsilność.
Czeka mnie jeszcze wiele wizyt i badań kontrolnych i już mi skóra cierpnie jak pomyślę o tym czasie oczekiwania,o tych kolejkach do gabinetu,żeby na koniec usłyszeć-„pana doktora dzisiaj nie ma,jest chory,może panią przyjąć w zastępstwie ktoś inny”
(ktoś,kto kompletnie mnie nie zna,nie zna historii choroby)…a ja na tę wizytę czekałam pół roku…
Smutne, ale prawdziwe…
A Tobie dużo zdrówka życzę….
Trzymam kciuki mocno zaciśnięte za ciebie, mocno aż ręce bolą.
Ta rzeczywistość Polska jest przerażająca. Pamiętam jak z Zuzą po szpitalach jeździłam. Ta bezradność, często złość człowieka ogarniała. Widok szpitali dziecięcych na zawsze zostanie mi w pamięci. Te maluchy wtulone w rodziców na korytarzach..słowa lekarzy.. nie ma miejsca i te szare ściany.
Serce pęka po twoim poście, wspomnienia wracają i żal… tyle lat minęło od kiedy wyjechaliśmy a nie zmieniło się nic.
Starsi ludzie, bezradni, potrzebują pomocy a tu co? samotni, schorowani i nawet kraj w którym tyle lat przeżyli nie jest w stanie zapewnić im choć odrobiny godności. Brak mi słów.
Dlatego ja zawsze o zdrowie proszę…nic tak w życiu nie jest ważne jak zdrowie właśnie…
zdrowia życzę
wiesz… ja na to patrzę niemal codziennie… będę patrzeć przez całe życie. tak wybrałam. patrzę na pacjentów, przy których łóżkach pół rodziny i wszyscy dopytują… jak kończe ekg, to pytają, dopytują, przez ramię zaglądają… Czy lepiej, to wpiszemy… bo by już mamę wzięli do domu… a innym razem to patrzę na babinki samiusienkie, to wzrokiem mówią więcej niż my milionem słów… i serce się kroi, bo już zapach Ci mówi, że nikt nie przyjeżdża… a terminy takie nie przez lekarzy, ani pielęgniarki, ani salowych… a czasem lekarz oschły, bo … cholera, bo może to lepsza droga niż płakać i trząść się całym…
ale wiesz co najsmutniejsze? że czasem Ci ludzie wcale nie tacy sami… tylko rodzinie łatwiej zapomnieć, że ta babcia o siwych włosach i niebieskich oczach to ICH babcia, a ten dziadzio z rękami powykrzywianymi przez zwyrodnienia kiedyś karmnik im zbijał pod domem…
więc tak – smutne.
więc patrzę na to, że w tym samym budynku, co ten smutek, i to „Pani, ja całkiem sama już…” to i życie się ratuje, nowe się rodzi, że rodzina odwiedza, a ktoś ze szczęścia po udanej operacji zapłacze…
a to już nie jest smutne. a też się dzieje.
Znam ten ból! W kręgosłupie… Kiedy urodziłam Kubę, z kilogramów noszonych pod sercem przeszłam na 5 kilogramów podnoszonych, kładzionych, podnoszonych, kładzionych i noszonych oczywiście… w specyficznych pozycjach, aby nie urazić szwu. Po miesiącu myślałam, że wyjdę z siebie z bólu, najpierw przy każdym ruchu, a potem bez przerwy, nawet leżąc na płasko na podłodze. Trwało to kilka dni. Miałam jechać na tomograf, ale ostatecznie pomogły czopki, które podsunęła mi… Teściowa. 7 dni i jak ręką odjął. Czasem się odzywa, wraca, ale nie w takim nasileniu. Dam znać na priva. Kiedyś pewnie wybiorę się na jakąś kontrolę, bo nie wiadomo, co tam się podczas tego stanu zapalnego narobiło… kiedyś.
A temat służby zdrowia jest bardzo bardzo złożony. I rzeczywiście coś w tym jest, że im niżej tym lepiej. Choć i wśród ratowników znajdą się tacy, dla których to po prostu zawód. Nie gloryfikowałabym ich zbiorowo 😉
przykro czytać, że chorujesz, mam nadzieje ze syzbko wrócisz do zdrowia. A co do szpitala , lekarzy , pielegniarek… hmm.. wszystko zalezy od ludzi. Moja mama jest pielegniarką.. i to taką z powołania.. pracowała i w szpitalu psychiatrycznym i w szkole i na OIOMie i ze starszymi ludzmi i w Polsce i za granicą.. i z jej opowiadań i moich ostatnich doświadczeń przed i po porodowych wnioskuję,ze to co opisałaś.. ta empatia to jednak rzadkość…. Mojej mamie nie przedłuzono umowy o pracę ( brakuje jej rok do emerytury ) , bo przełożnej nie podobało się to ,że moja mama myje pacjentów( starsze osoby ,czesto nie chodzące ) , obcina im paznokcie… generalnie o nich dba… nie podobało sie tez innym pracujacym tam pielęgniarkom , salowym.. ( bo zawyzała standardy i one wychodziły na leni 🙁 ) przykre to . Inne pielegniarki robiące to samo co moja mama tez nie miały przeduzanej umowy… niestety .. empatia wsród personelu medycznego to rzadkosc.. moze dlatego tak bardzo zwracamy na to uwagę.. choć powinno być to normą wpisaną w zawód… 🙁 wiem,że mało płacą.. ale tak jest juz od wielu wielu lat.. wiec młode dziewczyny idące w ten zawód wiedziały na co sie piszą i nie powinny swoich frustracji wyładowywać na pacjentach.. Chciałabym bardzo ,żeby było inaczej… A tobie życzę dużo zdrowia i szybkiej diagnozy . pozdrawiam Iza
Dbaj o siebie, bo jak Ty nie zadbasz to kto? Taka smutna polska rzeczywistość jest bardzo przygnębiająca, nie wiem czy potrafiłabym się w niej odnaleźć, Ale nie przestawajmy mieć nadziei… Ściskam!
Julisiu, Ty dbaj o siebie :*
ja Cię proszę.
Niestety u nas najlepiej nie chorować bo tak naprawdę nie ważne czy ma się chorą nogę, głowę, wątrobę, serce to zawsze spotkanie ze służbą zdrowia jest męczące, czasami bardziej zaszkodzi niż pomoże. Ja podobno mam chorobę która nieleczona prowadzi do śmierci, ale od 2007 czekam na leczenie, czekam…Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia Julka, niestety pobyt w szpitalu, widok cierpienia, chorych ludzi, młodych, starych nastraja tak, że potem trudno zapomnieć o tym, pogodzić się, że wszystko jest tak ułożone, że tyle ludzi bezdusznych, że wszystkim rządzą układy. Po prostu zwykłemu szaremu człowiekowi nie mieści się w głowie, że to że jest się chorym nie równa się z dobrym leczeniem…Ach mogłabym tutaj cały post napisać w tym komentarzy, uściski kochana i zdrówka
A ja tak sobie mysle, ze tylko narzekamy, a nic nie robimy, nie zbuntujemy sie, nie powiemy STOP
Dlaczego w innych sektorach jak ktos sie nie nadaje to wylatuje z pracy, a w sluzbie zdrowia moga nami poniewierac!
Jestem zwolenniczka medycyny holistycznej, nie tylko dlatego, ze nie degraduje naszych wnetrznosci, ale takze dlatego, ze w tej dziedzinie spotykamy „ludzi” z podejściem do uzdrowienia pacjenta i jego życia w wymiarze fizycznym, emocjonalnym, mentalnym i duchowym.
Popłakałam się czytając o tej staruszce….Ech..nasz kraj, nasza służba zdrowia…temat rzeka….
Życzę dużo zdrowia Julio! Zdrowiej kochana:***** Życzyć komuś zdrowia – kiedyś wydawało mi się takie banalne, ale od dłuższego już czasu wiem, że w życiu jest najważniejsze, bo bez niego…
Dobrze, że masz przy sobie bliskich, którzy o Ciebie zadbają:*
Ech… mi tez łzy się cisną. Jadę czasem w windze z taką strarszą sąsiadką. Męża ma na wózku. Dziecko dorosłe za morzem. Sama pcha ten wózek z mężem. A później leci po zakupy. Do kościoła. Przed blokiem na ławce, to małżeństwo usiądzie. I tak mi ich szkoda. I zęby ta Pani takie czarne ma. A ten Mąż jej śmierdzi strasznie, bo pewnie mieszkanie nieprzystosowane do mycia osób na wózku. A ona taka mała. I zawsze się uśmiechnie jak w tej windzie spytam „a jak mąż?”. Iskierka radości – że ktoś się interesuje. A więcej nie mogę. I taka to starość straszna. Wszędzie.
Wyobrażam sobie co czujesz, w jakiej bezsilności człowiek się znajduje, kiedy idzie po pomoc do jedynego miejsca, którym powinien tę pomoc otrzymać, a tu wysyłają z kwitkiem… W sytuacji, w której nigdy nikt nie powinien odmówić. Zdrowie i życie jet przecież najważniejsze! A w Polsce niestety ludzie zazwyczaj skazani są na chorowanie w okropnych cierpieniach, brak dostępu do leków, bo za drogie, lub szybką śmierć bez minimum pomocy. Pamiętam jak pierwszy raz poszłam do ginekologa jako nastolatka, bo miałam okropne bóle i bardzo nieregularne miesiączki. Usłyszałam: „z bólem głowy to do rodzinnego”. Chodziłam i prywatnie i państwowo, zazwyczaj nie widzieli problemu, zaś jeden powiedział, że jestem w ciąży poza macicznej (to był szok i mnóstwo łez). Po trzech latach chodzenia tam i z powrotem miałam operację bo dostałam krwotoku wewnętrznego, bo pękł mi jajnik od ucisku torbieli…
Agatkę zaś leczę tylko prywatnie, bo państwowo nigdy nie uzyskałam odpowiedniej opieki (od noworodka były z tym problemy).
Julia, mam nadzieję, że szybko uzyskasz pomoc. Widzę, że już kilka osób Ci ją oferuje, cieszę się, że jeśli mogą to to proponują… Trzymaj się! Szybkiego powrotu do zdrowia! :* (mam ogromną nadzieję, że to nic poważnego)
Tomograf sama nazwa budzi niepokój, dbaj o siebie Julka. A ja z drugiej strony zajdę. W zeszłym roku wylądowaliśmy w szpitalu z rota-wirusem, mały był tak wycieńczony, ordynator zaniepokoił jakiś tam wskaźnik i zleciła dodatkowe badania, wynik zadziwiający, atypowe zapalenie płuc, gdyby nie jej interwencja to…. Przeniesieni na inny oddział, w obskurnej sali w dziurawej pościeli, która służyła także jako uszczelniacz do okien, spędziliśmy dziesięć dni . Lola prowadziła lekarka młodsza ode mnie, jej dopasowany strój, długie włosy i ogromne zaangażowanie będę długo pamiętała, gdy Nas wypisywano usiadła ze mną, spokojnie porozmawiała dala fajne wskazówki, a ja pobiegłam do dyżurki z pudełkiem raffaello i mówię ” dziękuję” a serio miała w oczach łzy, może była młoda i nie tak zblazowana,może. Przez cały ten pobyt wiedziałam jedno, cóż że nie mam gdzie spać, cóż ze brzydzę się dawać Olowi ich obiady z ich talerzy, że nosiłam 5latka do łazienki żeby nic tam nie dotykał, że dziewięć dni spędziliśmy z osobą która przez cały ten czas się nie umyła, cóż że pielęgniarki zwróciły nam uwagę ze w sali śmierdzi. Ja Jula do każdego się uśmiechałam, z daleko wołałam dzień dobry, w zabiegowym chyliłam czoła dla kunsztu ich pracy, bo to one biły wenflon, ja Jula wiedziałam że to oni nie ja mogą mu pomóc, jedynie w nocy gdy z obrzydliwego odrapanego łóżka wchodził na moja polówkę i grzaliśmy się własnym ciepełkiem, wiedziałam ze to ta moja mała cegiełka , bez nich ja bym nic nie mogła.
Tak jest niestety. Skończyłam szkołę medyczną, miała praktyki w różnych szpitalach. Naoglądałam się. Takie przebywanie wśród pacjentów w różnych placówkach wiele uczy. Czy coś możemy z tym zrobić? Czy możemy zmienić świat? Chyba dojrzewam bo zaczynam myśleć że nic nie jestem w stanie zrobić…
A co z Tobą? Czy już dobrze? Czy coś poważnego?
Myślę
i przytulam.
Po pierwsze zdrowia! Mam nadzieje, że to nic poważnego!
Pomyśleć, że tylu biednych ludzi trafia w ręce niekompetentnych i nierozumiejacych potrzeb drugiego człowieka ludzi.
nosiłam się z zamiarem nie pisania czegokolwiek pod tym postem, bo pewnie i tak biedna masz co innego na głowie niż czytanie naszych komentarzy. ale jak zwykle – słowa twoje jakąś zadrą utkwiły we mnie i nie mogę tak milczeć na ten temat. po pierwsze zdawałoby się banał „zdrowie jest najważniejsze” – jakie to prawdziwe jednak… tego też Tobie z całego serca życzę. po drugie twoje słowa zostały chyba odebrane jako „to nie jest kraj dla chorych ludzi”… a ja tak sobie myślę, z własnego doświadczenia, że to do końca tak nie jest. ludzie u nas jak wszędzie – i lepsi i gorsi – a i tych bardzo dobrych nie brakuje, jak też i bardzo złych, bo w życiu nigdy nie jest tylko czarno albo tylko biało. dobrych specjalistów, fachowców, ludzi z powołaniem,mądrych lekarzy nie brakuje – choć sporo już wyjechało bo płacą u nas ponoć nie najlepiej. ja ze szpitalem miałam do czynienia tak jak każda prawie kobieta – podczas ciąży i porodu. spotkałam i tych dobrych i nieco mniej tych złych, ogólnie bilans wypadł dodatnio. u nas nie brakuje dobrych ludzi, brakuje pieniędzy na służbę zdrowia. bo i skąd te pieniądze mają być skoro składki to płacą nieliczni, szara strefa i krętactwa – to nam doskwiera. przez lata system był jak dziurawa kieszeń. dziurawa, bo ile osób wypompowywało pieniądze pod egidą rent, zasiłków i innych nienależnych świadczeń. nie mówię bynajmniej o prawdziwych potrzebujących, ale gro ludzi po prostu nigdy nie spełniało warunków a świadczenia wyłudzało – bo to przecież niczyje, a to nie niczyje, tylko nasze, wspólne. Odkąd mała poszła do przedszkola to choroby są naszym chlebem powszednim – i tu również gonitwa od jednego lekarza do drugiego. byle tylko uciec od antybiotykoterapii. bo przecież wszyscy te antybiotyki. aż w końcu czytam sobie kiedyś przed snem książkę i tam w niej docieram do francuskich podań ludowych i takiego zwyczaju: kiedy rodziło się dziecko, niemowlę, to wrzucali do studni koszulkę. jeśli wypłynęła – dziecko będzie zdrowe i przeżyje, jeśli zatonęła, chorowite niemowlę umrze. straszne, prawda? a my teraz mamy pomoc, na wyciągnięcie ręki. system., choć jak wszystko na ziemi, czasem zawodzi, ale jest i istnieje. i w momencie gdy moje dziecko dostanie gorączki 40 st, to najwyżej sobie potem ponarzekam, ehh znowu ten antybiotyk…
miało być kilka luźnych myśli, jest elaborat. za co z góry przepraszam
Po raz pierwszy niewiem co napisać… a chciałabym tak duzo… za duzo… i o NFZ… i o tych babuleńkach i dziadziusiach, co przeciez – prawie- na pewno jakies dzieci maja… i wnuki…. a nawet jak nie maja to całe zycie pracowali, pewnie ciezko i co teraz? jak im sie kraj odwdziecza?
Dlatego zycze Ci udanej walki z bolem… trafnej diagnozy i szybkiego powrotu do zdrowia…
Smutne to… niestety. A serce czasem pęka gdy oczy to widzą… ale nie każde oczy. Ty widzisz Julka. Ty wrażliwa jesteś jak mało kto dzisiaj… Wyzdrowieć musisz … dbaj o siebie!
Strasznie to smutne.. ale to temat rzeka..
Zdrówka życzę i szybkiego powrotu do zrowia!
Mnie tu nie było… ja dopiero dziś do Ciebie dotarłam… gdy już wszystko dobrze zdaje się być… gdy już po burzy…
Odpowiem więc na oba… Tu pod tym jednym…
Skąd Ty nas masz?? ano stąd, że Ty taką… dobroć wokół rozsiewasz… taki spokój choć… czasami Twoje słowa burzę wywołują… tak jak dziś te o… starości… te o chorobie… te o bezradności… bezradności w cierpieniu, bezradności w starości… że nikogo to nie obchodzi… że nowe reformy wcale nie lepsze… że się ludzie już z tm pogodzili… że nawet nie myślą o tym, że mogłoby być lepiej – po człowieczemu… z godnością…
Te słowa wywołują buzę… buntu, oburzenia… złości… chciałoby się krzyczeć tylko… komu??
Zdrowiej… zdrowiej i kończ projekty…
i choć nie zawsze zdążę ostatnio na Twojego posta to…. myślami często wracam do Ciebie… do Tosi… jakoś tak rozgościłyście się w moim serduchu… jakoś tak chyba na dobre ;-)))
zmroziło mnie
Kurczę troche mnie nie było (przeszłam z blogspota na wordpress) i w końcu jestem, czytam..i smutno się zrobiło..i myslę jak mogę pomóc???? (jeżeli mogę? a jestem ze Szczecina, to daj znać) Życzę bardzo szybkiego powrotu do zdrowia…trzymam kciuki..Pozdrawiam ciepło