Powiedziałam Im, że zanim przyjadę odebrać dzieci od Dziadków, to po drodze chce zatrzymać się na kajaki po Warcie.
Bo „cudze chwalicie, a swego nie znacie”. A przecież ja nad Wartą się wychowałam. Tam jest mój rodzinny dom.
Dzieci z Dziadkami co rusz w wakacje na plaży rzecznej i w rzece dzień spędzają.
Dzieci swych pod uwagę nie brałam, bo dzieci me kajaków nie lubią.
Za to dziecko mej siostry, dołączyć z chłopakiem z wielką radością zapragnęło. A potem drugie. I owa siostra ze szwagrem.
A Warta nasza przepiękna. Miejscami jak Amazonka. A roślinności, a zwierzyny…
A różnorakich brzegów…
I ulubiony krajobraz leśny mojego męża – las iglasty i iglasto – szyszkowe podłoże.
Z kajaka mej siostry wydzielane były świeże drożdżówki, upieczone o 5-ej rano przez moją Mamę.
Z cynamonem albo z jagodami. Z początkiem podróży były jeszcze ciepłe.
Kruszonka leciała nam między nogi, a potem przyklejała się do tyłka.
Pogoda była idealna. Idealny był nurt i trasa.
A kiedy przepływaliśmy pod mostem, nad nami, przejechał traktor pełen zbiorów. Jego turkot dopełnił mojego szczęścia.
Potem wszyscy, już całą rodziną z najstarszymi i najmłodszymi zasiedliśmy do grillowego stołu.
Pograliśmy w badmintona, młodzież pojechała na rowery, a dzieciaki miały zajęcie ze znalezionym, porzuconym w polu maleńkim kotkiem, którego, było oczywiste, że Babcia przygarnie. Bo przygarniętą ma już całą zgraję.
Tak fajnie swoje życie, żyć z nimi…
My z drugiej strony Polski, na Wschód od Wisły. Kajakami pływamy po Wieprzu. A klimat podobny.