w ameryce powstał piękny projekt. nazywa się „kids were here”. co miesiąc publikowane są zdjęcia ze śladami dzieci.
przewodzi mu cytat..
„W tej chwili można bardzo łatwo popaść w frustrację z powodu bałaganu, który jest rezultatem życia z dziećmi. Ten zestaw (zdjęć) przypomina mi, jak szybko to wszystko minie. Przyjdzie dzień gdy zabawki wylądują w skrzynkach i nikt nie będzie się nimi bawił. Będę tęsknić za tym. Uświadamiam sobie aby zwolnić. Nie stresować się tym. Moje szczęście nie zależy od tego, że wszystko jest na swoim miejscu, a dom jest czysty i uporządkowany.
Pewnego dnia będziemy mieć wspaniałe wspomnienia. Dowody zapisane w naszych sercach i umysłach naszych dzieci. Fotografie, które przeniosą nas z powrotem do tych samych dni, kiedy nasze dzieci były tutaj.”- Jude Wood
jestem zwyczajną mamą.. tą, która mówi „no chodź dziecko”, gdy Ona celebruje każdy stopień na klatce schodowej. koniecznie musi trzymać się poręczy. trzymam więc Ją za drugą rękę, a w tej „wolnej” mam trzy torby, kaczkę na patyku i śmieci po drodze wzięłam. odpadają mi więc z przeciążenia. w torbie stygnie obiad co Tacie na budowę wieziemy. On tam czeka głodny a my jak ślimaki schodzimy na dół. jestem poddenerwowana, pod nosem coś psiocze i poganiam to dziecko. i zawsze, ale to zawsze, jak już dojadę na miejsce, Oni obiad (jeszcze ciepły) zjedzą, to dopadają mnie wyrzuty sumienia. że taka jestem wiecznie w biegu. a to przecież normalne, że Ona chce nowe trudności pokonywać, że to wyzwanie, a na końcu osiągnięcie celu.
bo czy coś się stanie jak dwie minuty później zajedziemy..? każdego dnia uczę się więc cierpliwości, zrozumienia Jej świata.
bo przecież każdego dnia Ona poznaje mój..
projekt ten dał mi niezwykle wiele do myślenia. zatrzymywałam się na każdym zdjęciu, jak nad wielkim dziełem sztuki.
i kiedy położyłam się wieczorem, po zbieraniu zabawek z podłogi, wyciąganiu klocków z brodzika, układaniu kocy, co dzięki nim dom pod stołem istnieje, zbieraniu kredek… to tak mnie naszło..
że przecież przyjdą takie dni…cisza nastanie wielka. w każdym kącie.
nikt pod szafę nie wejdzie, piachu po domu z butów nie naniesie, kosmetyków na ścianach i lustrach nie rozmaże.
w basenie ogrodowym liście jedynie pływać będą. pod płotem dwa duże rowery równo ustawione będą stać. w lodówce zabraknie pięciu rozpoczętych serków, nadgryzionych owoców po stołach..
cisza się zrobi taka. i czas będzie na kawę. przed południem i po.. na lampkę wina wieczorem.
i ten czas zapewne błogi taki nastanie. odpoczniemy. nie tyle od dzieci, co od zgiełku. tego biegu. hałasu, szumu..
od obowiązków. nocy nieprzespanych. sporów rozstrzyganych.
w kominku wieczorem się napali. Ja poczytam książkę, On przejrzy prasę motocyklową. a późno wieczór cicho zgasimy światło.
i te dwa pokoiki na poddaszu puste będą stać.
nie wejdę zerknąć czy przykryte, czy okna nie uchylić..
rankiem usiądę przy stole kuchennym, zaparzę kawy, jajecznicę usmażę. rozłożę wyborczą.
jednak kiedy wstanę zbyt szybko do telefonu, coś w kolanach strzyknie, za kręgosłup się złapię.
a w tym telefonie dziecko moje.. mówi, że wieczorem będzie. ze znajomymi ze szkoły.
odłożę gazetę. kawę jednym duszkiem dopiję. zrobię listę zakupów by na kolację więcej naszykować.
pościel świeżą dla gości ubiorę. i wróci mi sens. cel. szybciej zacznę na nowo żyć.
bo ja się ze soba nie nudzę. o nie.
ale kiedy pojawia się dziecko, to ten obraz zostawionego kalosza na ogrodzie nadaje naszemu życiu sens.
w ten wieczór cichy, w tym domu pustym wspomnę każdy Jej stopień tak misternie pokonywany.. i wtedy spieszyć mi się już niestety nie będzie.. więc uczę się nie spieszyć dla Niej dziś.
zebrałam więc kilka swoich zdjęć, które można zatytułować „dzieci tu były”..
projekt ten prowadzony w Polsce można zobaczyć tutaj.
Ty wiesz… najbardziej to się nad tymi napoczętymi serkami zadumałam, co zawsze są w lodówce i patrzę na nie wzdychając, myśląc: że za chwilę tata powie: nie mogłybyście skończyć chociaż jednego, póxniej się to psuje i się wyrzuca bez sensu…
i nad tą jedną ręką ze śmiaciami „po drodze” i Dziewuszką co poręczy się trzyma i spokojnie idzie, zatrzymując się jeszcze na klatce w słońcu co nagle z okna zaświeci…
dziecko tu jest.
Uwielbiam !! Piękny projekt !! Też sobie obejrzę wszystkie zdjęcia! Ja takie zdjęcia robię praktycznie codziennie ! Dziękuję Julka 🙂
Właśnie tego się trzeba mocno nauczyć, wchodzić w skórę malucha 🙂 i wiedzieć że są chwile które już nigdy nie wrócą. Dlatego gdy Ktoś pyta mnie jak ogarniam trójkę, to mówię że niektóre rzeczy odpuszczam, bo są ważniejsze. Ułożenie puzzli z Bruntem, nauka liczenia z Szymem, leżenie i gapienie się na Klarę gdy śpi i rechocze przez sen. Jak nie odkurzę dwa dni, to się nic nie stanie, uczę się bardziej planować czas, zupę i drugie gotować wieczorem jak młodzi śpią, bo w dzień mają tyle energii że trzeba Im dorównać 🙂 Moja mama powiedziała ostatnio: o, czwórkę dzieci urodziłam i w pustym domu siedzę… bo wszyscy już poszliśmy na swoje, i rzadko się widujemy. I może kiedyś nie wiedziała w co ręce włożyć, a teraz szuka zajęcia, bo przyzwyczajona że się zawsze dużo działo, a teraz cisza 🙂 życie 🙂
Julio jak zwyklę pięknie ,życiowo napisane.Podobnie jak u Ciebie ciągle gonię, ja pospieszam nawet dzieci szybciej i szybciej …bo nie zdążę,bo już ta godzina,Nina sprzątaj! a teraz moze zmienię trochę podejscie…bo sensu ono nie ma żadnego 🙁
P.S.dzisiaj myślałam o Tobie ,bo przechodzę a własciwie przechodzi moja rodzinka czas trudny,strasznie inny i gdybym tak umiała to słowami opisac co czuję,jakie myśli nowe itd to byłaby to niezła historia z życia wzięta…
Miłego popołudnia
🙂
Wygląda to baardzo znajomo 😀
Piekny projekt!!! I tyle daje do myslenia. A mnie wlasnie jakos wczoraj takie mysli naszly, jak Twoje, Julia. KoCorka byla na „nocowankach” u Dziadkow, my sie po miescie poszlajalismy, pogadalismy niespiesznie, kolacyjka, filmik… Uwielbiam te chwile sam na sam z malzem, ale zawsze jakos tak dziwnie, ze to mieszkanie takie puste, ze nikt nie chce „kakałka”, ze nie krzyczyc z lozeczka „Mama, no chodz poczytac…” kiedy ja w 3 minuty probuje sie wykapac i wlosy wysuszyc. I nikt nie budzi sie o 4 nad ranem i kiedy zagladam do pokoju z troska czy cos sie stalo, ona mi mowi: „Popatrz, stopa mi wystaje spod koldry” a tak poza tym to kocham cie. Dobranoc.” 🙂
Dobrze, ze sa te wszytskie chwile! I te irytujace tez – czlowiek sie uczy pokory i jeszcze bardziej docenia te ten tupot malych lozek:)
Sciski dla Was ogromne:) to kiedy optymistyczny plan na przeprowadzke??? Jeszcze w tym roku? Trzymam kciuki przebardzo!
Właśnie dziś zrobiłam zdjęcie kaptura, napełnionego setką resoraków 🙂 Te serki to i u nas. I ten kalosz w ogrodzie jeden. Ale nie tylko Jego kalosz. Też nasz – nie zgubiony, wyniesiony, dla zabawy. I jeszcze betoniarka w tym kaloszu!
😀
Hehe, kiedyś się tyle myszki do kompa oszukaliśmy! Gdzie była??? w kaloszu. Nauczona doświadczeniem teraz właśnie od gumiaczków zaczynam poszukiwania 😀
Ze starszą córką moja tak się spieszyłam. Do pracy, do przedszkola, na uczelnię z przedszkola, do sklepu, do domu – z nią i do niej. Nie wyszło dobrze chyba, bo tyle kłopotów mam z nią teraz, kiedy niemal siedemnaście lat ma. Chciałam inaczej, wyszło jak wyszło. Mam drugą szansę z synkiem i tamtych błędów nie popełnię za to pewnie, inne błędy bedą. :). U nas zawsze takie samo tornado, jak u Ciebie. Dobry temat. Jak są dzieci to trzeba dla nich znaleźć czas. Pozdrawiam
🙂 bo te mamy to kochane kobiety są,dla nas dzieci One zawsze wszystko…buziaki
Wiesz kochana z 3 lata temu napisalam podobny tekst do Fasinki. O tym jak bardzo kocham nasza nowa salonowa rzeczywistosc ktora naznaczona jest tym ze przebywa w niej dziecko. Gdy zaczela nosic buciki, delektowalam sie ich widokiem obok naszych duzych w przedsionku. Otwieralam szuflade i cieszylam sie ze naczynia z Elmerem leza obok mojego bialego serwisu. Zabawki do kapieli cieszyly w mojej minimalistycznej skrajnie lazience. Wszystkie te zdjecia mam. Na wypadek gdybym o tym co wazne zapomniala.
Dzisiaj od rana mam to wszystko w glowie bo Dziewczynka pojechala do babci.
Nie zebralam jej zabawek z salonu. Bo bez tego pustka i tesknota bylyby jeszcze wieksze.
I niby wraca jutro wieczorem i nastepne 3 dni spedzimy cale razem a mi i tak ciezko.
Do soboty 😉
Siedzimy z Haną na kanapie i jemy papierówkę, młoda rzuca skórki na podłogę, Olo śpi umęczony upałem wcześniej jadł makaron takie małe muszelki które były potem wszędzie, kredki ostrzyli hahaha nic już nie powiem. A mu mojej maci zapach Lenora, a u mojej mamy kosmetyki równiusio pokładane, w kabinie szampony, odżywki bez dodatku wody, na tarasiku, owoce , czysty stół i podłoga a przecież pamiętam jak psioczyła jak ogarniała jak w rękach tysiąc przedmiotów na miejsce odkładała. Podziwiam Twoją refleksyjność nad tą materią ja muszę się tego chyba nauczyć w międzyczasie wkładania ich zabawek do piaskownicy, układania sandałków, mycia biurka z malunków bo kartka za mała.
Buziam i życzę udanej imprezki sobotniej ja na weselu brata mego Arkadiusza będę ale pomyśle z czułością
Cudowne zdjęcia, niby takie zwykłe codzienne kadry, a niosą w sobie tak wiele historii i wspomnień związanych z dzieckiem 🙂
usiadłam dziś w końcu, usiadłam i przed oczami mam dzisiejszą gonitwę za Lilem co myszkę od komputera mi ukradł i zdalnie spod stołu wszystko mi pozamykał, tupot małych stóp i przemarsz z całym naręczem butów w kierunku balkonu i sruuu przez barierki… a po chwili głośne: mamaaa ziuuu, i tona piasku przemycona w pampersie i w butach co chrzęści na podłodze teraz i butelki plastikowe co nie maja prawa dwóch minut postać pionowo i główka kapusty włoskiej co ją od Mamy dostałam tocząca się po korytarzu i czapka z pomponem co głęboko w komodzie w dolnej szufladzie od zimy do zimy czekać miała znalazła się w salonie i … mamaaa kici… i na koniec pranie milion pierwszy raz ściągnięte z suszarki i milion pierwszy zawieszone ponownie prawie wyschło w między czasie. No sił czasem wieczorem już brakuje, ale czy chciałabym te wieczory co nie mogliśmy się zdecydować który film obejrzeć albo skubaliśmy pistacje do trzeciej nad ranem?
tęskniłam za Twoim pisaniem… kocham
mam dokładnie to samo… człowiek zabiegany, zmęczony, niecierpliwy często i niekiedy nie wychodzi tak jak by się chciało, nie poświęca się dostatecznie dużo czasu naszym pociechom… a przecież już za chwil kilka będzie nam brakowało tego zgiełku, bałaganu, pytań, których teraz nieskończenie wiele… będziemy za tym wszystkim tęsknić… cieszmy się więc sobą, każdym wspólnym momentem, tu i teraz:) Zdjęcia z serii „dzieci tu były”-super! Ściskamy Was mocno.
okiem-ani.blogspot.co.uk
Podczytuję Cię Julio juz jakiś czas, uwielbiam to miejsce. Twoje słowa zawsze trafiają w samo sedno. 😉
Ogarnełam czwórke pociech plus jedno adoptowane na wakacyjny czas, oddałam pod opiekę tacie i ruszyłam po śladach;-) Podwórko… już wiem, dlaczego mam deficyt ręczników w bieliźniarce, bo po co suszyć mokre ręczniki po basenie, lepiej czyste i suche… , klapki….uff wszystkie na tarasie..zabawki w każdym kącie i ubrania Bartka rozniesione wokół, na czas upału wybiera strój prawie Adama… dom.. tutaj nie ma miejsca bez śladu, nawet na schodach zaznaczona obecność moich trzech córek elementami garderoby… w kuchni echhh dużo by wyliczać;-) Sprzątnę , poukładam a rano znów będzie to samo;-) Jednak wiem, ze gdy tego nie ma dom zamiera… Mam nadzieję, że w przyszłości przynajmniej jedno z moich dzieci nie wyprowadzi sie za daleko bym mogła ogarniać ślady wnuków;-)
Zrobię mały eksperyment, bo chociaż moje dzieciaki już są duże i mam tzw. „spokój”,to jak się pojawiają w domu (zwłaszcza moja córa) to nie raz jest jak po tornadzie. Będę robić zdjęcia tak dla śmiechu 🙂
Tosiny bałagan cudowny 🙂
Pozdrawiam :*
Bardzo fajny projekt…..ale tak oglądałam te zdjęcia u Ciebie i w linkach, które podałaś ….i tak coś mi nie grało…i ciężko mi się zachwycać obrazami bez tych dzieci , są takie za ciche. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić ciszy jako czegoś związanego z dziećmi. I jako wspomnienie – no fajnie…ale ja wolę wspominać chyba ich buzie niż miejsca gdzie były. Zdjęcia piękne, pięknie napisałaś ….i serio nie spiesz się , sama piszesz, że to tak samo wychodzi , że tak powiem i wiesz, że sens tego pośpiechu bezsensu :D. Nie warto, warto celebrować …albo wyjść 5 minut wcześniej. Tosia zdąży sobie spokojnie zejść a Ty też zadowolona..albo termosiki na jedzenie wprowadzić 🙂 Są rozwiązania. No i dużo wnuków życzę ,żeby tej pustki nie było za dużo nigdy 😀 I pokoiki zawsze się przydawały . 🙂
Projekt świetny taki prawdziwy dla każdej z nas 🙂
A Tosiowy bałagan uroczy 😉
Dziś zaczęłam trochę dłuższy urlop niż zwykle i zastanawiałam się nad tym ciągłym biegiem i pośpiechem. Wyszłam dziś z córką o 8 rano z domu, bo wstałyśmy bardzo wcześnie i postanowiłam, że do babci pójdziemy bez wózka, bez pośpiechu, poganiania. Drogę, którą pokonujemy w 15 minut zrobiłyśmy w prawie godzinę, ale moje dziecko było szczęśliwe. Odpowiedziałam na każde pytanie, pozwoliłam nazbierać kamieni, obejrzeć prawie wszystkie kwiatki i w sklepie kupiłyśmy tylko coś dla niej. Obiecałam sobie powtarzać takie spacery jak najczęściej, bo ostatnio brakowało mi cierpliwości, by docenić rytm mojego dziecka.
Dałaś mi do myślenia, Twoje słowa „w ten wieczór cichy, w tym domu pustym wsponę każdy Jej stopień tak misternie pokonywany.. i wtedy spieszyć mi się już niestety nie będzie.. więc uczę się nie spieszyć dla Niej dziś.” chyba sobie wydrukuję i powieszę na ścianie. Na przeciwko łóżka, co by każdego dnia pamiętać.
Dziękuję Ci za tego bloga, za to, że u Ciebie zawsze mam chwilę, żeby się zatrzymać, pomyśleć. Dziękuję Ci za to, że dzięki temu miejscu postanowiłam malutkimi drzwiczkami wejść do blogosfery i dobrze mi tu.
Projekt jest piękny, na moim blogu na pewno dołączę niebawem. A i chyba album sobie w domu taki zrobię. O tak.
Właśnie dziś mi uświadomiłaś, że jednak wcale mi ten bałagan wszechobecny nie przeszkadza.
Bardzo podobny krajobraz do naszego, jeszcze obok serka często jest ketchup od kiełbasek:-) Okruszki chrupkowe, strzępki p wycinankach, pył na płytkach od malowania kredą. Chociaż dziś mój Kuba mnie zadziwił, bo wczoraj wyszorowałam fugi w łazience na korytarzu i w kuchni, zszedł na dół rano i stwierdził że łał jak tutaj biało, bardzo mi się podoba i jeszcze parę razy w ciągu dnia przeżywał że jest pięknie:-)) Ale słowa powyżej dają do myślenia, koniecznie muszę zacząć pstrykać zdjęcia, żeby potem mieć wspomnienia jak te dwa moje małe szkraby zostawiały ślady w moim domu, życiu..i jak to się będzie zmieniało z czasem. ..
wiesz co,ja się zgadzam z tym ,że” czas jest, proszę pani, jak grawitacja, która marszczy wszechświat, albo jak spadająca kropla deszczu, która marszczy kałużę lub jezioro. Tylko że niektórzy odchodzą, zanim ta kropla spadnie..”
Nie mam tak każdego dnia.
I nie myśle o tym ,że żyje za szybko.
Pewne rzeczy robie odruchowo..pewne rzeczy wyolbrzymiam,zdarza mi się drzeć kopare kiedy Starsza udaje głucho-niemom,czasem irytuje się za szybko..
ale wzruszyłas mnie,na dzis mnie zdziwiłas…
moi Rodzice mają prawie 75l,obchodzili 2l temu Złote Gody,mają 11wnucząt,troje prawnucząt-wg nich czas NIE BIEGNIE on jest jak wodospad..I dalej kiedy siadają i oglądają zdjęcia naszej 4ki:) mówią”a pamiętasz jak M kochała tego królika”..
dziękuje Julia.
M.
przecież to taka oczywistość… codziennie takich kadrów można napstrykać setki, jak nie tysiące… ale tego nie robię :/ może czas to zmienić, może ta zwyczajność jest bardziej wyjątkowa niż czyściutka córeczka, pięknie uczesana, w „niedzielnej” kreacji… nie no myślę, że każda chwila na fotografii jest wyjątkowa 🙂 ale dzięki Tobie widzę, że warto czasem uwiecznić trochę codziennego „bałaganu” 🙂
no i cholera się tak wzruszyłam wieczornie… kiedy już tylko Jej cichutki oddech słyszę niedaleko, rozkopanej w bambusowym kocyku, na który czekałam dwa tygodnie, żeby Jej chłodno w te upalne noce było i przyjemnie:)
uwielbiam te Twoje posty Julia, które są jak szklanka zimnej wody, otrzeźwiające, uświadamiające rzeczy najprostsze i najważniejsze. Ja codziennie w jednej ręce aktówka z laptopem plus trzy torbyw drodze do babci, a w drugiej mała rączka i krok po kroku po schodach schodzimy ( dziękować Bogu za parter;), ale czasami popędzam…od dziś nie będę:)
Napisalas:) jak dobrze…a ja sobie kiedys obiecywalam , ze nie bedzie placu zabaw w salonie;)a ostatnie 3 m-ce byla u nas niania ktora uczyla zeby zabawki sprzatac , jedzenie wynosic i o dziwo draznilo mnie to, przeszkadzalo….bo juz sie przyzwyczailam i polubilam nasz balagan…I lubie tez gdy spi i ja te zabawki zbieram a potem z ksiazka siadam i porzadek celebruje…. A kiedys w muzeum na sofie siedzialam
Bardzo wzruszający post…Zdjęcia równie wzruszające…Piękne!Absolutnie doskonałe!Bo posiadanie dzieciątka jest dokładnie takie samo;-)
Moj maz celebruje kazdy moment. Zazdroszcze mu, ze tak po prostu. Tylko chodzi i wola popatrz, popatrz, a jest na co potrzec. I balagan mamy bez przerwy, bo wieczorem slysze zostaw nie warto sprzatac. A jak posprzatam to tak smutno jest i mamy tak wesolo, na samochodziku sie przejedziemy, na klocek staniemy, buta nie znajdziemy kiedy trzeba go znalezc. Ot tak po prostu mamy dzieci, male dzieci, ktore wczoraj poszly spac o 22.30, bo przeciez fajerwerki musialy zobaczyc…
Edyta
Julia Twoja Tocha też robi bałagan, ale wyobraź sobie moje mieszkanie po buszowaniu moich trojaków. Ale Twój post mnie czegoś nauczy, wiem że za kilka lat będę tęsknić za tym bałaganem, i za tym schylaniem wieczornym, aby pozbierać te zabawki … Kochana Dziękuję
Mijają dwa tygodnie wakacji moich dziewczyn nad morzem, w domu pusto, cicho. Czas inaczej biegnie, szybciej, człowiek na chwilę nie stanie, nie pomarzy, nie popatrzy na włosy rozczochrane, w domu moim pusto jest 🙁 Ślady zatarte, wszystko poukładane, idealne, niech wracają bo mam już tej pustki dość !
Nie będę ukrywać pierwsze dni to było to, o czym marzyłam ale na dłuższą metę, nie, to nie dla mnie! Do jutra Julia 😉
Tez sobie tak czesto rozmyslam… po fakcie. I takie wyrzuty sumienia mam. Ze nie poswiecilam tych kilku minut. Ze sie zdenerwowalam. I taki wstyd mnie ogarnia. I zal, ze cos stracilam i ze to juz nie wroci… a potem sobie mysle, ze za kilka lat posiekac bym sie dala, zeby to wrocilo. Zebym znowu miala balagan w biurze, te napoczete jogurty i zebysmy znowu malowaly razem potwory i rozmawialy z zajacem. I jak tak o tym podumam, to znowu mam sile i motywacje na znoszenie chwil niecerpliwych, na marnowanie czasu i odstawienie swojego „musze ” do kata…
I teraz każda z nas duma … jak to jest u nas? ano tak samo. wszędzie pędem bo ciągle ktoś czeka, coś trzeba szybko zrobić …. i ja ciągle czymś zajęta … a czasami tak niewiele trzeba, żeby zwolnić, rozejrzeć się, nie popatrzeć ale zobaczyć. Ja zwalniam … wczoraj kiedy było już ciemno na dworze wzięłam po pachę kredę, za ręce dziewczyny i na orzeszki prażone poszłyśmy do nocnego, później malowałyśmy tą kredą, biegałyśmy boso po piachu, a na koniec ciągle podjadając orzeszki bujałyśmy się na dużej huśtawce i patrzyłyśmy w okna, kto już śpi a kto jeszcze nie …. fajnie było.
Uwielbiam!!!!! Pijac kawe, trzymajac mojego miesiecznego synka na rekach gdzie smacznie spal, obserwujac mojeg trzylatka jak sie bawi na podlodze cichutko, po swojemu i czytajac, uswiadomilas mi raz jeszcze, ze czas leci nieublagalnie szybko…potrzebowalam tego posta na dzis, jak tej kawy z samego rana…bo snu brak 🙂 xoxo
Rozpisałabym się tu na kilka stron – tak uwielbiam te momenty w naszym domu. Ale też musiałam się tego uczyć. Bo ja uporządkowana, pedantka co codziennie musi odkurzyć, zmyć podłogę, wszystko wyprasować na czas, łącznie z bielizną (mój mąż do dziś puka sie w czoło wspominając jak stringi prasowałam! 😛 ) nie mogłam dogonić tego, co się zaczęło dziać w naszym domu, odkąd Agatka zaczęła raczkować… Nerwy, płacz, lament, że taka nieuporządkowana, że wstyd, że jedno dziecko mam i domu nie umiem w porządku utrzymać, że ledwo skończę, a za mną znowu tornado… A teraz? Wystarczy, że wspomnę wczorajszy dzień: puszka po jogurcie z brudną łyżeczką na łóżku sypialnianym, hulajnoga w łazience (bo Agata musi wszędzie dojechać), chrupki kukurydziane na komodzie, piachu z piaskownicy nie tylko korytarz ale podłogi w mieszkaniu całym, poduszki i koce powyciągane gdzie się da (to Agaty uwielbienie) guma rozpuszczalna niedojedzona na parapecie, a na niej mucha się pastwi, na balkonie basenik a dookoła zabawki, w wannie po kąpieli kilo piasku… I już nie złoszczę się. Bez krzyku bez skupiania się większego chwytam o 20:00 za odkurzacz, składam te koce, a leginsy, dżinsy i bielizna prosto z suszarki po lekkim ręcznym naprostowaniu od razu na półki ląduje – reszta czeka cierpliwie w koszu na dzień, w którym znajdę tę godzinę czy dwie na prasowanie (zazwyczaj wtedy, kiedy nie mamy się już w co ubierać :P) … I te zdjęcia z tych projektów – to i tak pikuś 😉
ja znam takie huragany co to przejść muszą , no bo inaczej się nie da 🙂 a ile rzeczy przy tym można ciekawych znaleźć, takich co to „je przecież ktoś zniknął” jak mawia najmłodszy potomek:) – bez kawy też smakuję każdy Twój post z wielkim apetytem czekając na kolejny.
No i przerwa w pracy, a ja płaczę ze wzruszenia. Dobrze, że nie siedzę na jakimś open space w korporacji tylko w swoich czterech ścianach….
Dziękuję za ten artykuł, ja czasem też pędzę z Synem nie wiadomo po co, nie wiadomo gdzie…
Teraz kolejny cud w moim brzuchu, czas zwolnić, czas na zadumę, czas zacząć żyć, doceniać każdą chwilę….
Jak Ty to robisz Droga Julko? 🙂 Czekam cierpliwie, aż Julia Rozumek wyda swoją pierwszą książkę i może nawet podpisze własnoręcznie….? Nie myślałaś o tym? Jeśli nie to pomyśl, koniecznie!!! P.
Jak bardzo w pore dla mnie napisany ten post. Wlasnie chorujemy, dziecko i juz czasem mi brak cierpliwosci. Bede sie starala byc lepsza! 🙂
Dziekuje!
Jak bardzo w pore dla mnie napisany ten post. Wlasnie chorujemy, dziecko kaprysne i juz czasem mi brak cierpliwosci. Bede sie starala byc lepsza! 🙂
Dziekuje!
czasami pedze,a czasem nie siedze w piaskownicy i patrze jak moje 11-miesieczne pokonuje przeszkody,a to trawa i piach w rekach przesypuje.Gdzie indziej slysze moje 8 letnie dziewcze jak gada z kolezankamipod drzewkiem.A z szybkoscia wiatru przebiega moj 14 latek,bo ktos ich goni.I mysle,ze sa szczesliwe te moje dzieciaki kiedy spotykamy sie wieczorem i kazde z nich mowi „kocham cie”.czy warto spieszyc sie i nie miec tych obrazow?ja zatrzymam sie,poogladam i zachwycam sie !
A ja bez dzieci dziś drugi dzień i mnie skręca aż.. cieszę się tym tu, ale jestem mocno też tam.. kocham te moje 3 malutkie osóbki nad życie! i bardzo mocno staram się by rozlane mleko nie wkurzało… mam nadzieję, że mi wychodzi…
U mnie to wszystko razy dwa może tylko może aż ale codziennie się uczę tej niezwykle ważnej umiejętności jak cierpliwość tej wspaniałej wstrzemięźliwości przed wygłoszeniem niezadowolenia, narzekania tego marudzenia…i wiecie co dziewczyny życzę sobie i Wam aby każdej za te kilkanaście, kilkadziesiąt lat znowu przyszły te ulotne, piękne chwile przeżyć ponownie w wyjątkowym spokoju, zrozumieniu i podziwianiu świata oczami dziecka jako mądre, szczęśliwe BABCIE;)
Dzięki Julio, że przypominasz o tym co ważne!!!
Ehh jak patrzę na te zdjęcia to tak jakby były zrobione w moim domu;p wygląda to identycznie…a co do cierpliwości,uczę się jej codziennie tak samo jak Ty i jak tak sobie już usiądę wieczorem na spokojnie i przemyślę dzień to jestem zła na siebie, że czasem mi tej cierpliwości brak….przecież oni się dopiero uczą,poznają nasz świat,nie wiedzą , że kocykiem nie wyciera sięrozlanego na narożniku monte…przecież mama wczoraj wycierała jakąś ścierką…a dziś już nie można?
pozdrawiamy i czytamy dalej;]
oj jak mi tego wpisu dziś było trzeba … tak pięknie napisałaś ….. nie ma nic piękniejszego od Nich każdego ranka i wieczoru .. życie bez tych moich 2 bałaganiących Ropuszorek nie miałoby sensu , choć i ja z tych co ze sobą się nie nudzą :)) od dziś już zawsze wspominać będę tego posta sprzątając zabawki z kuchni i balkonu …… Pozdrawiam cieplutko ..
lubię czytać
lubię patrzeć na zdjęcia
oczarowałam się tym blogiem,
akcja świetna
Też tak mam 😉 czasem popędzam synka bez sensu a przecież on lepiej potrafi się cieszyć każdym listkiem, każą kałużą, dziurą w płocie – tylko się uczyć od niego a nie pokrzykiwać 😉