Są gazety i jest… Kikimora.
Oczywiście i ja posiadam stosy gazet z poradami, czy lepiej łyżkę oliwy, czy prawdziwego masła do pierwszego ziemniaczka. Z dopracowanymi artykułami, odnośnie rzeczy niezbędnych przy katarku… I chwała wszystkim tym, którzy dokładają wszelkich starań do tych mądrości, by nam, młodym mamom pomóc przebrnąć przez czas dla nas nowy i nieznany. Zdecydowanie jest wtedy łatwiej.
Jeżeli jednak ktoś pragnie więcej… Więcej dla duszy i zmysłów. Posiada większą chęć poznawania… Ma większą potrzebę estetyki i doznań wzrokowych.. to musi wejść w posiadanie Kikimory.
Czytanie jej to cały rytułał. Chwila czasu dla nas. Z kawą i dobrym ciastkiem. Doznania wyjątkowe. Odrywamy się na chwile do miejsca w którym towarzyszy nam klasa, szyk, dostojność… Przenosimy się do miejsca w którym codzienne pranie, układanie, gotowanie nas nie dotyczy. Czujemy się jak na balu… a my w środku. Wirujemy w pięknej kreacji i wszystkie oczy pełne zachwytu wpatrzone w naszą postać…
Nagle koniec.
Zapytać chciałam czy znacie to uczucie gdy ten periodyk się kończy, gdy zamykasz i głaszczesz wewnętrzną stroną dłoni okładkę…?
Ach… Czy można zakochać się w papierze? Bo ten z Kikimory wyzwala we mnie takie uczucia.
foto by szafatosi.pl
opracowanie graficzne: Marcin Długaj
dzisiaj pomyślałam o opisaniu Kikimory, której numer fotografowany przez Ciebie wertuję na dziesiątą stronę – bo inaczej, bo pełniej, bo głębiej… bo na takim papierze jaki lubię!:) bo przydymiony nieco, bo inaczej niż o kleiku i grysiku i kolce i innych rozstępach! fakt… Kikimora – a tytuł niech będzie przewrotny!