Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the instagram-feed domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/szafatosi/domains/juliarozumek.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
kundel – julia rozumek

kundel


Nie wiem ile to było lat temu… Tak na oko licząc piętnaście.
W moim domu rodzinnym. Boże Narodzenie. Choinka. Zapachy. Ciepło. Ktoś zapukał do drzwi.
Wychyliłam głowę ze swojego wtedy małego pokoiku i ujrzałam Jej twarz.
Stała w tych drzwiach. W moich drzwiach. Naszego domu. Choć przecież mieszkała już na Cyprze.
To był jeden z najpiękniejszych prezentów świątecznych w moim życiu.
Moja Kama z nami w święta. Choć wydawało mi się wtedy, że jest trzy tysiące kilometrów stąd.
Prezentem, który mocno pamiętam była też skrzynia zrobiona przez mojego Adasia w nasze pierwsze Boże Narodzenie. Szlifował, malował, w środku wykładał materiałem. I przymocował tabliczkę „czapki, szaliki, dodatki”, bo tak miałam nazwane tekturowe pudełka z Ikea.
Pamiętam też maila zaraz przed  Wigilią od czytelniczki. Że dzięki temu blogowi, wycofała pozew o rozwód. Stałam na środku parkingu pod supermarketem, spadały z nieba wielkie puchate płatki śniegu.
W tym ciemnym już wieczorze, mnóstwo świateł aut. I ja czytałam tą wiadomość…
I choć te święta jeszcze nie przyszły, to ja już najpiękniejszy prezent otrzymałam. 
Ponownie od mojej Kamili. Otrzymałam Jej czas, piękną pamięć i odrobinę talentu, którego ma bardzo dużo a nie ma zapału się nim dzielić… 
Pozwolę sobie przytoczyć początek Jej wiadomości…
„Juluś, w związku z tym, że paczka się spóźni, a nawet kiedy już dojdzie to ani w 1/5 nie będzie taka  jakbym chciała i jest  mi zwyczajnie smutno z tego powodu, aby nadrobić trochę, napisałam głównie chyba dla Tosi, bo Benio jeszcze za mały 🙂 opowiadanie o psie, które jest też trochę opowiadaniem o naszej przyjaźni. Jeśli uznasz, ze jest jeszcze za mała możesz przeczytać jej za rok czy kiedy. Mam ogromną nadzieję kiedyś jeszcze spędzić święta z wami. „

Tosi i Beniowi przeczytałam przed snem. Tosia obcierała rękawem łezki.
A paczka, która ma nadejść? Bez względu na to co zawiera, lub co zawierać by mogła, nie da mi pamięci o tym darze na całe życie, jak to o kundlu opowiadanie..
Poprosiłam Gosię Gibas Grądman aby zrobiła mi choć jedną ilustrację do tej historii.

Zostawiam Wam tę opowieść Mojej Kamili na święta. Myślę, że to jedna z tych, gdzie pojawia się świąteczna magia, choć rzecz się dzieje w wakacje…

Życzę Wam moi Kochani, aby każdy z Was odnalazł szczęście i spokój w prostym życiu. I aby uwierzył, że tylko proste życie może to szczęście dać.

      „Od kiedy sięgam pamięcią byłam na łańcuchu. Lato, zima, słońce czy deszcz byłam tylko ja i moja zapchlona buda. Te pchły to gryzą tak niemiłosiernie, za uszami miałam jeden wielki strup od drapania. Zamiast miski stary garnek, oblepiony resztkami jedzenia, to jedzenie też rzadko bywało psie, zazwyczaj chleb namoczony w wodzie z łyżką smalcu dla zapachu. Może być. Ważne żeby w brzuchu nie burczało. Nikt nigdy mnie nie bił, ale też nikt nigdy nie pogłaskał. Ostatni raz ktoś mnie dotykał kiedy zakładali mi obrożę z łańcuchem. Nerwowe ruchy człowieka szarpały moją szyję,  choć ja merdałam ogonkiem i lizałam po rękach próbując zachęcić go do zabawy. Nie udało się. Trudno było przełykać .Pierwszej nocy w budzie było ciepło. Pachniało świeże siano. Przyśniła mi się mama, jej ciepły, puchaty brzuch, i zapach mleka. Rano ucisk obroży przypomniał  smutną rzeczywistość.
Tak mijały mi pory roku, siano przestało pachnieć, buda przemakała w największe ulewy i coraz bardziej zapadała się w ziemię. Kiedy przychodziły największe mrozy, razem ze mną spały koty z sąsiedztwa. Było miło grzać się nawzajem, choć czasem zapominały się i wbijały pazury w bok podczas snu. Lepsze to niż mróz. Gospodyni wołała na mnie Aza. Tak miała na imię ta piękna pani z serialu, który oglądała czasem po południu. 

         Pewnego dnia w odwiedziny do syna gospodarzy przyszła Iśka. O tej Iśce to baby wiele razy mówiły, słyszałam na własne uszy, że jej ojciec to nie był Polakiem, tylko żabojadem.
-Fuj-pomyślałam- nawet w największym głodzie nie zjadłabym żaby, ten jej tata to musiał być bardzo biedny człowiek.
Gospodyni nie podobało się, że ta Iśka do Wojtka zachodzi. Bo ta dziewucha, to nic dobrego. Włosy farbuje na rudo! Kto to widział żeby na rudo się farbować! Mahoń to się rozumie! Ale rudy???
 No w każdym razie Wojtek zdaje się lubił tę Ines. Często latem pod gruszą siadali i zajadali się owocami aż ich brzuchy bolały. 
           Razu  jednego jak tak w ogrodzie siedzieli, Iśce zachciało się siku, a że w domu matka Wojtka porządki robiła na Wniebowzięcie, nie chcąc świeżo pastowanej podłogi zadeptać,  poszła za stodołę i tam zobaczyła mnie. Wtedy też pierwszy raz pokłócili się z Wojtkiem. O mnie. „Kto to widział żeby psa na łańcuchu trzymać?!!” Krzyczała ona, on próbował się bronić, ale nie bardzo mu to szło. Wtedy też pierwszy raz ktoś znowu mnie dotknął. Tej nocy Ines przyszła do mnie z prawdziwym jedzeniem. Przymiosła mi ryż z wątróbką. Tak mówiła. Zjadłam tak szybko aż dostałam czkawki. Potem ugłaskała mnie do snu. Tak przychodziła co noc. Ze smakołykami i kojącą dłonią, nie przeszkadzało jej, że moja buda śmierdzi, że pchły skaczą po mnie jak po trampolinie. W świetle księżyca wypatrywałam pomarańczowej poświaty jej rudych włosów. Ostatniego dnia wakacji długo nie przychodziła. W końcu pojawiła się, ale bez jedzenia. Myślałam, ze to koniec naszej przygody, że przyszła się pożegnać.
Zamiast tego odpięła delikatnie moją starą, zbutwiałą obrożę i założyła mi nową, mięciutką, która zamiast łańcucha miała ładny czerwony sznurek na końcu. Tą starą zapieła na powrót, żeby wyglądało jakbym sama uciekła. Na początku nie bardzo wiedziałam co robić, Iśka mówiła „chodź, chodź” najciszej, najdelikatniej jak tylko można. Nigdy nie odchodziłam od mojej budy, wokoło niej była tylko uklepana ziemia. Pierwszy raz moje łapy poczuły trawę, potem asfalt żeby w końcu dotrzeć do domu Ines i jej rodziny. Mama czekała na nas w kuchni, kiedy weszłyśmy do domu staneła w drzwiach i patrząc na mnie załamała ręce – „co to za siedem nieszczęść!” – krzyknęła.
Potem obie wykąpały mnie i nakarmiły. Tata- żabojad wrócił z pracy późno, ale zamiast żab jadł kiełbasę z wody. Kiedy mnie zobaczył, poklepał mnie po łbie i powiedział – „No, witaj w rodzinie kundlu”.
Tej nocy po raz pierwszy spałam w domu, na miękkim posłaniu, pchły przestały gryźć. Pachniało gotowaniem i praniem. Ludzie pod tym dachem naprawdę się kochali, a teraz i ja dzieliłam tę miłość. Los się do mnie uśmiechnął, bo ta szalona dziewczyna o rudych włosach nie brzydziła się mną, moją biedą. Zobaczyła we mnie przytulną, puchatą sierść, miłość i lojalność jakie we mnie siedziały czekając by je uwolnić. To zadziwiające ile łaskawy dotyk i czuła dłoń potrafią zdziałać cudów.
Jestem najszczęśliwszym psem świata. Kundlem z rodowodem można powiedzieć. „

22 odpowiedzi na “kundel”

  1. Nie tylko Tosia musiała wycierać łzy…
    Może Kama zamiast do szuflady tez kiedyś wyda książkę 🙂
    Życzę obu Waszym rodzinom (a może właściwie Waszej jednej wspólnej rodzinie) cudownie rodzinnych świąt i cudownie prostego życia.

  2. Julka spłakałam się! Marzymy o psie ale na razie nie możemy mieć chociaż już niedługo… ale w tym opowiadaniu jest taka głębia, takie piękne słowa o przyjaźni ludzkiej kryjące się za przyjaźnią dziewczynki z psem…Kamile uwielbiam, obserwujemy się na ig i często czekam na jej posty, tak jak ten dzisiejszy o prezentach od sąsiadki, które tworzą Święta, bo to własnie jak już tam napisałam, nie to wielkie sprzątanie, tony jedzenia, uginające się od bombek choinki a ludzie tacy jak te sąsiadki i tacy jak Kama tworzą Święta :* Wspaniałych Świat dla Was dziewczyny dla Was i Waszych rodzin dużo spokoju i miłości i radości własnie z tych maleńkich rzeczy które tylko małymi mogą się wydawać a tak naprawdę są tym czego nam do szczęścia potrzeba :*

  3. Wierzę, że w tym dzisiejszym świecie zawsze znajdzie się ktoś to wyciągnie do drugiego człowieka rękę bezinteresownie. Bardzo bliska jest mi ta opowieść nie tylko ze względu na zbieżność imion ❤️
    Dziękuję.

  4. Piękne. Nic dziwnego, że połączyła Was przyjaźń, taka sama wrażliwość, tak samo piękne dusze.

    Może uda się namówić Kamilę na więcej 😉

  5. Każdy z nas może być Iśką. W schroniskach tysiące psów.. Czekają by dać im chociażby podrapanie za uchem, krótki spacer… a może dom? Tylko, ze one też mają pchły. No i nie zachwycają przechodniów na spacerze jak te rasowe kupione za tysiące zł.

  6. Cudowna przyjaźń, jesteś takim dobrym człowiekiem, obie jesteście zreszta,.. pełne ciepła i pięknych wartości. Wiesz Julio wydaje mi się że dzięki Twojemu blogowi każdy z nas stał się lepszym człowiekiem. Chcialabym mieć Twoją siłę .. Kamila powinna wydać książkę, będę pierwsza która ją kupi. ..a ta skrzynię pamiętam ze starego mieszkania, zawsze się nią zachwycałam. Masz ją jeszcze?

  7. Julka, Ty takie wspaniałe nam tu historie opisujesz i tak potrafisz dostrzec to piękno „zwykłego” życia i tak sobie pomyślałam, że chciałam i Tobie ,i Kamili bardzo polecić poczytać na FB cudowne, prawdziwe historie i świetne zdjęcia „Silna jak halny. Portrety polskich góralek”.
    Myślę, że Wam się spodoba

    Nie wiem, czy można wstawić link, spróbuję
    https://www.facebook.com/bartlomiejjurecki/posts/2322807911285260?__tn__=K-R

  8. Spakowałam z dziećmi prezenty. Myślę posiedzę poczytam. Dostałam jeszcze dodatkowo, łopot serducha. Gdzie by mi kiedyś do głowy przyszło na słowo Cypr myśleć Kamila. A tak mam właśnie. Szyje krawiec nicią historię od człowieka do człowieka. Hej krawcowo! Hej człowieku mój prosty prawdziwy!

  9. Łzy to ciurkiem mi leciały. To powinno być jako obowiązkowe opowiadanie w szkołach. Pokazanie jak niewiele potrzeba aby być dobrym. Aby zrobić dobry uczynek. Wielokrotnie nie wiele nas to kosztuje, a komuś możemy uratować życie. Oby jak najwięcej ludzi na Świecie było takich jak Ty i Kamila. W tym przedświątecznym czasie życzę nam wszystkim , aby w naszym otoczeniu było jak najwięcej takich ludzi.

  10. Twojego blog przynosi mi ukojenie w moich codziennych wyzwaniach. Ciepłe kadry, miękkie słowa, gładkie jak dobre serum. Uwielbiam Twoją drewnianą oazę i czasem czuję, jakbyś była moją koleżanką od czesania koni i wędrowania w zbożowych korytarzach. Ten intelekt ostry zamnkięty w delikatności i prostych słowach. Dziękuję. Czasem znajdę jedno zdanie i chowam w jakiejś kieszonce umysłu i otwieram, jak mi smutno czy rzewnie (wpis o himalajach natchnął mnie do napisania komentarza, który poruszył Cię zwrotnie), lub jak boczę się na męża (wtedy śmieję się z wpisu o deszczu butów latających przez Twe drzwi daleko za ganek). Ale masz siłę oddziaływania nadając z tej Twojej oazy! Ściskam świątecznie i dziękuję. A na święta to ja szukam pod choinką koszyka, wiesz? 🙂

    I doczepiam przesłanie od mojej córeczki. Może ładne.. 😉

    https://youtu.be/DEneipKOkwA

  11. Jakie to wzruszające intymne, ogromna odwaga i nieopisana miłość i dobroć. Ona musi być cudownym człowiekiem. Bo wyrosnąć w pięknie i miłości i miłość dawać to jak oddychac, ale jak ktoś nie oddychal latami i nagle ktoś maskę z tlenem podaje i mówi potrafisz i zaczynasz kochać to… to ja chylę głowę

  12. Wesołych Świąt Juleczko dla Ciebie i rodziny i więcej takich Kam na drodze Twojej ale i naszych… czytelników. Wszystkiego cudownego ludzie mili. Wiem że nie pogniewasz się za życzenia dla wszystkich chociaż to Twój blog. Ściskam na święta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.