Pewnie jak tysiące Mam stoję na rozdrożu pomiędzy słoiczkami a domowym jedzeniem.
I jak we wszystkim wygrywa złoty środek. Przykładam swoją miarę do słów, które przeklinają słoiczki i patrzą na nie z ironią, jak i nie zakochuję się w cudownej mocy składu bio w gotowych, hermetycznie zamkniętych pojemniczkach.
Muszę jednak przyznać, że maniakalnie kupuję tylko hippa.
Do 7go miesiąca życia moje dziecko jadło tylko słoiczki. Nie ukrywam, że jest to wygodne, szybkie. A i zimą w mieście trudno o owoce i warzywa bio. Te, które znajdujemy na półkach supermarketów, wielkie i dorodne nie wzbudzają mojego zaufania.
Preferujemy z mężem kuchnię włoską dlatego trudno by dzielić z Tosią nasz talerz… Jeszcze musi troszkę poczekać.
Pojawiła się wiosna, a z nią nowalijki i owoce z własnego ogródka na wsi.
Tak, to jest ten moment.
Od jakiegoś czasu mielimy, trzemy, gotujemy na parze.
Moją trzecią ręką w tym temacie okazał się thermomix.
Jednak zanim zawitał w naszej rodzinie znalazłam cudną książkę. Bardzo przystępną produktowo. Z ciekawymi przepisami. Łatwe i szybkie do przygotowania. Tania. I co dla mnie istotne… pięknie wydana z pięknego papieru… Aż się milej z niej korzysta.
Tak, jestem chora na punkcie estetyki nawet w książce kucharskiej.
Warto mieć na półce gdy dzieci w domu.
Przepisy są od 7go do 24go miesiąca życia.
Posiada mnóstwo ciekawych zagadnień a’propos cukrów, tłuszczy, nabiałów, zapotrzebowań dziecka, obniżania alergii, zdrowia zębów etc…
Szczerze polecam
Ciężko dostać ją w księgarniach i empiku więc ja zakupiłam na allegro.