Żyjemy tu, teraz, natychmiast, koniecznie, bez wiekszych przystanków, przemyśleń…
Hołdujemy słowom „carpe diem”…
Kupujemy dziś, byleby było, wytrzymało do jutra a potem kolejne, nowe i najlepiej szybko.
Już nikogo nie boli i nie dziwi wielki napis „made in china”.
Bierzemy z półek, które najczęściej dyktują nam co mamy kupić. Żyjemy w czasach, w których trudno o własne zdanie przy wyborze zakupów, choć wszyscy uparcie twierdzimy, że je posiadamy.
Coraz częściej brak nam wyobraźni, chęci, pomysłu, czasu, fantazji.
I choć nie od dziś wiadomo, że bardziej buduje nas dawanie niż otrzymywanie, to właśnie owe ofiarowywanie jest tak bardzo puste…
Świadomość tego była już we mnie od pewnego czasu, jednak dopiero ta laleczka uświadomiła mi magię prezentów. Taką już dawno przez wszystkich zapomnianą..
Byliśmy ostatnio w Leeds z wizytą u naszych dobrych przyjaciół (Justynki, Grzesia i Zosinki).
Zalecieliśmy późno. Zmęczeni, śpiący…
Czekała na nas śliczna, świeża pościel. Ręczniczki, piżamki, codzienna wyprawka dla Tosiczka. Pyszna, pachnąca, przepięknie podana kolacja.
I czekała Lala.
Lala, przy której jakby na chwilę zatrzymał się mój czas.
Patrzyłam na nią, gładziłam ręką po sukience, warkoczach, usteczkach..
Widziałam dłonie Justyny, które godzinami misternie przyszywały każdy włos, kroiły materiał na sukienkę, formowały niteczką usta, pletły warkocze i wiązały kokardki.
Widziałam zjawiskową pracę człowieka. Misterną, cierpliwą, dokładną… a wręcz idealną.
Widziałam wielką wskazówkę zegara, która odmierzała minuty, kiedy te zdolne paluszki wbijały igłe milimetr za milimetrem, podczas gdy w kuchni obiad kipiał…
Widziałam prezent, który przez swą wyjątkowość nie mieści się w ramch XXI wieku.
Może Anglia jest piękna, może czas wolny pozwoli wypocząć, może nowe miejsca uczą…
ale wszystko to, byłoby niczym, gdyby nie drugi człowiek…
Dziś kiedy Tosia jeszcze mała, lala bedzie cierpliwie czekać aż Jej właścicielka doceni wartość i nie będzie wyrywac włosów.
Niczego ludziom nie zazdroszczę, jestem niezwykle szczęśliwym, spełnionym człowiekiem…
jednak zazdroszczę Ci Justynko możliwości wypowiadanych słów do swojego dziecka –
„Prosze, Mama uszyła Ci laleczkę”.
I jakoś tak zwinnie dopasowała nam się sukieneczka do Lali.
Wyznaję zasadę, że dopóki dziecko nie chodzi to sukienki tylko przeszkadzają.
Ciepła nie dają, podwijają się, okręcają. I trzymałam się zasady twardo.. do czasu kremowej sukieneczki..
Jak pewnie nie raz pisałam, uwielbiam prostotę. I ona w swej prostocie, kolorze, materiale urzekłą mnie niezmiernie.
Poza tym, zawsze małe, urocze ciuszki dziecięce można wykorzystać jako dekorację pokoju dziecięcego. Powiesić na ozdobnych wieszakach, pozaczepiać klamerkami na sznureczku..
Z kolejną sukieneczką lub spódniczką zaczekamy do pierwszych kroczków… no chyba, że coś niezwykle mnie zauroczy… 🙂
sukienka – Gap
laleczka – niezwykle zdolne dłonie Justynki