Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the instagram-feed domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/szafatosi/domains/juliarozumek.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
szatnia – julia rozumek

szatnia

siedzimy codziennie na tych małych ławeczkach w szatni przedszkolaków. ja zawsze rozbieram się do rosołu bo tak tam gorąco.
pomiędzy tymi małymi szafeczkami schodzimy się po te nasze dzieci.
zastanawiamy czy byli na dworze patrząc po ciuchach na półeczkach.
zerkamy na kartkę z jadłospisem.
schodzą się mamy i babcie. babcie jak to babcie zawsze takie radosne, uśmiechnięte. już zagadują. kochane takie.
są mamy co czekają sobie jakoś na boku, cicho.
jest też jedna co się prawie do mnie nie odzywa, jakby mnie nie lubiła od pierwszego dnia.
wszyscy tu z jednej wsi więc tematów wspólnych wiele..
jest też taka… moja ulubiona. bez makijażu, w kręconych włosach. w dresie i z pięknym ciążowym brzuszkiem.
Jej synek ma szafeczkę niedaleko od Tosi, więc gadamy o wszystkim. 
szeptem Jej coś mówię i zaśmiewamy się, bo Ona też tak myśli a to nieetyczne.
zawsze. zawsze ma ten śliczny ryjek uśmiechnięty. 
ten Jej uśmiech jest jakby wyczekiwany przeze mnie o tej 13ej.. zaraża nim.
pewnego dnia jadę do przedszkola i myślę, że dziś jej powiem by przyszli do nas na kawę. 
dzieci już się znają. Ona też nie z tych terenów. a jak dla mnie spędzić z Nią popołudnie to będzie duża przyjemność..no ma w sobie coś takiego… że człowiek jakby od lat Ją znał..
jadę tym autem i nie mogę się doczekać aż Jej to powiem. byśmy tę znajomość przeniosły na domowe pogaduszki.
zajeżdzam, a tam w szafce Jej synka nie ma już kurteczki. no nic. musieli wyjść wcześniej.
następnego dnia odbiera Go Tato. kolejnego Babcia. pewnie się gorzej poczuła albo przeziębiona, pomyślałam..
w środę przed dniem babci i dziadka dzwonią do mnie z przedszkola z zapytaniem czy upiekłabym ciasto bo Mama, która się deklarowała urodziła.
tak, pewnie. żaden problem. zastanawiam się co z Nimi bo to 7my miesiąc.
wychodzę przed 13tą bo po drodzę do sklepu po ser. sernik zrobię. szybko i każdy lubi.
mijam się przed wjazdem z Jej mężem. zatrzymuję Go ręką i pytam jak dziewczyny.
i mówi mi.. On mi wtedy mówi, że mała dobrze, ale Mama jest na onkologii, bo wykryli białaczkę i postępuje bardzo szybko.
i ja od tej chwili nie przestaję płakać. do samego wieczora nie powiedziałam do nikogo ani słowa.
bo jak to? przecież jak się rodzi dziecko to wraca się z nim do domu. tuli się, przewija i karmi.
wraca się do starszego stęsknionego. a Ona na onkologii?! 
nie mogę sobie miejsca znaleźć, siadam by napisać do Niej list. dodać otuchy. ale dochodzi do mnie, że mąż mówił o Jej stanie.
nie będzie mogła go przeczytać… potem próbuję się otrząsnąć. Ona taka przecież optymistka, radosna.. wygra tę walkę i szybko wróci. przecież nie może nie wrócić..
piekę to ciasto, a myślami jestem w innym świecie. myślę sobie , że to najważniejsze ciasto jakie w życiu robię.
robię je za tę moją koleżankę z szatni…
potem Tosia choruje kilka dni… 
dziś zawiozłam Ją na bal przebierańców. o moja kochana. wyglądała tak uroczo. Ci kowboje, strażacy, myszki miki…
szafka Jej synka pusta.
jedna z moich ulubionych Babć podchodzi i mówi „Ty wiesz, że Ona nie żyje, w środę był pogrzeb”.
jak? co było? do cholery jasnej!? co było?!?
jak to?! to się nie dzieje naprawdę! do dwójki małych dzieci nie wróci Mama? 
nie będzie cierpliwie Go ubierać o 13ej? nie poprosi o samego biszkopta beż dżemu od kucharek? bo On niejadek jak Tosia.
mała córeczka nie pozna nigdy swojej Mamy?
jak to? 
na tym cmentarzu przecież tak bardzo zimo.
a Ona w tych pięknych kręconych włosach do ramion…

dziś w południe gdy będę siedzieć w tej szatni.. i w każde inne popołudnie będę czekać i wyglądać na drzwi..
nie wierzę, że nie wejdzie w tym niebieskim dresie z najpiękniejszym Maminym uśmiechem…

słucham tych Mam, co mają problem, bo dziecko wstało w nocy dziesięć razy, co jak je marchewkę to tak macha rękami, że marchew jest wszędzie, a Ją doprowadza to do szału.. mam ochotę walnąć wtedy pięścią w stół i powiedzeić „ludzie, opanujcie się!!”

staram się jakoś pocieszać.. że ten Tata taki fajny, da im pewnie wiele miłości, ta Babcia taka ciepła, jeszcze młoda i stanie na wysokości zadania..
ale przecież za chwilę jest dzień mamy… i jak? nie usiądzie obok mnie by posłuchać jak te małe buźki śpiewają , że „mama najlepsza na świecie jest…”

180 odpowiedzi na “szatnia”

  1. Jak dobrze że napisałaś ten post i podzieliłaś się tymi emocjami. My mamy siedzące w domu z dziećmi, same bez znajomych do których można wyjść, beż kawki z przyjaciółką zapominamy o tym co się dzieje dookoła a liczy się to co jest najbliżej. I złości nas ten przypalony obiad i bałagan w domu bo to jest najbliżej nas i nie chcemy dopuszczać do siebie myśli o innych o tym że się źle na świecie żyje. Zamykamy się. Dobrze więc siedząc w domu i myśląc o praniu przeczytać taki wpis i zastanowić się: ” Po jakiego diabła ja się przejmuję tym bałaganem” i iść przytulić się do dziecka i do męża. Dzięki i pozdrawiam.
    http://www.fistaszkowelove.pl

  2. na koniec roku 2014 zmarła najpierw moja koleżanka z podwórka, mama piątki, w tym ostatnie paromiesięczne – tętniak. niedługo potem zmarł roczny synek mojej drugiej koleżanki z podwórka – mięsak. przeryczałam parę dni przed bożym narodzeniem. na łopatki rozwalił mnie sms od mojego przyjaciela (to wujek tego maluszka), żebym przytuliła swoją córeczkę i powiedziała, że ją kocham, bo inni już nie mogą przytulić swojego dziecka, że mały odszedł… po tym jak w zeszłym roku mój tata miał 2 śmierci kliniczne (na szczęście przeżył), żyje cały czas z takim oddechem śmierci koło siebie… ale patrzę na to moje dzieciatko i cieszę sięe każdym dniem, i tym, że mogę robić znowu to durne prasowanie, sprzątanie i czytanie książeczek, choć ćwirknę w domu, to patrzę na męża i córkę i już nie przejmuję się, że znajomi krzywo patrzą, że jeszcze do pracy nie poszłam. życie jest krótkie i składać powinno się z celebrowania małych chwil przeżytych z tymi, których kochamy, a nie ze spełniania oczekiwań innych… pozdrawiam Cię Julio i współczuję.

    1. Paula, bardzo mądrze napisałaś… Nie ma co spełniać oczekiwań innych.. Kiedyś na jakiejś uroczystości mój wujek miał aluzje do nas , że nie wyjeżdżamy z kraju, że za mało zarabiamy, a mnie nie starczyło jakoś odwagi i mądrości w tym momencie, żeby mu odpowiedzieć ,ze nie sama pogoń za pieniądzem się liczy… Najważniejsze że jesteśmy razem i zdrowi.

    2. ..dokladnie, powinnismy celebrowac takie nasze, male codziennosci. Niektórzy dziwiá sié, ze mogé byc szczésliwsza siedzác dzis z 3 cim maluszkiem w domu, „w pieluchach”. A ja celebrujé jak nigdy przedtem. Troché ze strachu..

  3. Straszne to, nic się nie da powiedzieć, tylko ręce załamać i zapłakać. Szkoda straszna…
    U nas w Łodzi razem z innymi mamami pomagamy ojcu w podobnej sytuacji – został sam z trójką maluchów.
    Dużo siły dla tych, co zostali tutaj i odpowiedniej perspektywy dla tych niedotkniętych taką tragedią.

    1. spłakałam się…
      bardzo doceniam to, co mam. teraz będę jeszcze bardziej…

      Aniu która pytasz „gdzie jest Bóg???” a wierzysz w Niego? Czy tylko chcesz Go obwiniać??
      Powiem Ci gdzie jest. Był z Nią, kiedy odchodziła do Jego Domu. I jest teraz i czuwa nad tą Rodziną.
      Choć pewnie nic nie zrozumiesz, bo już się nauczyłam że antyteści lubią właśnie li tylko w takich chwilach przywoływać Jego obecność…

  4. Bardzo smutne. Często zamartwiam się pierdołami zapominając, że ludzie naprawdę mają większe zmartwienia i troski… Wtedy jest mi wstyd, że ciągle tylko narzekam zamiast cieszyć się z tego, że jestem zdrowa i mam zdrowe dziecko, że mamy siebie nawzajem. Bo cóż innego jest ważniejsze?? Smutny ale za razem piękny post.

  5. Jedni wymyślają pigułki na zabijanie poczętych dzieci, inni oddają swoje życie, by dziecko się urodziło, tak sobie to wyobrażam, że tak było, bo to nie pierwszy raz kiedy… tak jest, tak wielkie poświęcenie, serce pęka, głowie wszystko krzyczy, dobrze ze łzy są… bez nich serce by pewnie pękło
    blisko Cię życie dotknęło, wiem, ze sobie z tym poradzisz i wiem, ze po coś to życie nas tak nieraz boleśnie dotyka…

    1. Pigułki na zabijanie poczętych dzieci?????Kobieto,o czym ty piszesz????Trzeba mieć choć trochę podstawowej wiedzy,żeby się na ich temat wypowiadać.Masakra…co za ciemnogród.

      1. czy ja obraziłam Ciebie tym stwierdzeniem Kiko? powiedz w jaki sposób??
        bo to przykre, kiedy nie znając mnie zupełnie, ani kim jestem, ani ile mama lat, co w życiu robię, ani co wiem, co osiągnęłam, ani jakie jest moje wykształcenie, wiedza, pozwalasz sobie na tak beztroskie ubliżanie… nie – niem mam Ci za złe, po prostu przy takim poście jakaś kultura jednak obowiązuje.
        pozdrawiam pomimo to.

    2. Ej dziewczyny, nie wyzywajmy się tutaj. Post jest bardzo poruszający i nie mieści mi się w głowie jak Julia się czuję…
      A dla ścisłości, to te pigułki nie zapobiegają zapłodnieniu, tylko zagnieżdżeniu się zarodka w macicy, więc do poczęcia może dość.

  6. Ryczę. Wzruszona, przejęta tą historią. Ryczę z tego smutku i ryczę ze szczęścia, że mogę te 7 razy się w nocy budzić wstawać i przytulać tą maleńką główkę.

  7. chcę Cię pocieszyć, ale nie wiem jak, bo rozpadłam się po tym poście…to najbardziej przykra rzecz jaka może spotkać człowieka….to bardzo niesprawiedliwe.bardzo. tak mi smutno 🙁

  8. Brak słów !!! I kolejny raz sie pytam gdzie ten z góry…. Na kawę do cholery poszedł !!!! Strasznie to niesprawiedliwe i niech mi tylko nikt nie pisze ze tak miało byc i ze jej to pisane było !!!

    1. a co tydzień na mszy mówią: „Bóg-który, za dobro wynagradza a za zło karze”.. I czym te małe dzieci zawiniły, że zabrał im mamę…

        1. Martuś to jest modlitwa: Prawdy Wiary:
          ” Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze.”
          O ten fragment mi chodziło.

  9. Jedyne, co przychodzi do głowy w tym momencie – „śpieszmy się kochać ludzi…”
    Może pomoże Ci przetrwać tą sytuację myśl, że pozostawiła na świecie dużą cząstkę siebie – dwie kruszyny które tak jak ona uśmiechać się będą prosto z serca. Przekazała im to co miała w sobie najpiękniejszego, zatem nigdy nie zniknie..

  10. …W takich momentach, choć wierzę na co dzień to wydaje mi się, że Bóg nie istnieje. Że to jakiś wymysł społeczeństwa. Bardzo mi smutno, bo coraz więcej widać, słychać, odczuwamy brak tych najwspanialszych 🙁

  11. nie mogę się otrząsnąć po tym poście, jestem w ciąży z drugim dzieckiem ,mam już Synka , który w dzień matki w tym roku skończy 3 latka. Boli mnie ten świat , boli mnie bardzo . Ten tydzień ciężki – 70 lat od wyzwolenia obozu koncentracyjnego , człowiek to ogląda i zdaje sobie sprawę jak ważne jest życie w pokoju. Wczoraj dokument Fidyka „Oddam córkę za długi” i znów zastanawianie się co się do cholery dzieję ?! przecież mamy XXI wiek a tu na świecie się dzieją takie rzeczy . Czy w końcu śmierć nieuzasadniona matki dzieci szczęśliwej kobiety, która dopiero co dała życie i sama je straciła, bo jak tu wytłumaczyć to ? jaki to ma sens? żadnego sensu nie ma . Boshhh jak ja bym się dzisiaj napiła wina gdybym nie była w ciąży…

  12. Nikt tak jak Ty nie potrafi pokazać człowiekowi co jest w życiu ważne..
    Wytapetowałabym sobie Twoimi tekstami pokoje żeby codziennie je czytać, bo w popłochu codzienności zapominam, zapominam co jest ważne.

  13. Julka czytam teraz tego Twojego posta. przy kawie. Mama 9 miesięcznego chłopca. I nie wierzę po prostu nie wierzę w to co napisałaś. Dlaczego tak się stało. mała córeczka i chłopczyk bez mamy… tata bez żony.
    Nie wyobrażam sobie tego co Oni teraz czują…
    Po przeczytaniu tego, wiem że będę miała taki sam dzień jak Ty…
    Milczący.

  14. czytam i płaczę 🙁 przypominam sobie mój poród i komplikacje , gdzie leżąc na stole myślałam, że nigdy nie poznam mojej córeczki, że mój synek więcej mnie nie zobaczy, słyszę słowa lekarzy „krew na cito” i zasypiam. Od tego dnia dziękuję Bogu za każdą chwilę spędzoną z moją rodziną i nie ważnie że od 8 mcy wstaję po 8 razy w nocy, dziękuję że mogę z Nimi być.

  15. 🙁 leżę i placzę. Łza za łzą płynie po policzku… To takie niesprawiedliwe 🙁 dzieci beda bez Mamy! To nie tak! Chyba sie cos komuś pomyliło… Spogląda na swoje skarby z góry, w tej burzy loków i z uśmiechem na ustach. Smutne, cholernie smutne… [*]

  16. Płaczę dziś razem z Tobą, bo mi przypomniałaś…w pewien piątek, niemal 3 lata temu zadzwoniła przyjaciółka, żeby odwołać sobotnie spotkanie. Źle się czuła, przeziębiła się i nie chciała nas pozarażać…w niedzielę dowiedziałam się, że nie żyje. 32 lata. Czworo dzieci. Najmłodsze bliźnięta chodziły z moją córką do „zerówki”. W lutym mijają 3 lata, a ja nadal nie mogę uwierzyć. Że nie zadzwoni, nie przyjdzie, nie usłyszę już jej i nie zobaczę. Więc tak, płaczę dziś razem z Tobą.

    1. Należała do takich osób, którymi chcemy się otaczać na codzień spotykać jak najczęściej. miala tylu przyjaciół, że w ciągu dwóch dni uzupelnili bank krwi dla nie jednego potrzebujacego. Zosia z uśmiechem dla każdego. I tak będę ją wspominać…

  17. Oj jak bardzo nie lubie tego co napisałaś dzis. Siedzę w pracy, patrzę w komputer, w oczach łzy, na rękach ciarki…
    Tak mi przykro..

  18. Jezu,ale sie zryczalam…..ja tez urodzilam dwa miesiace temu 3 dzidzie i wciaz sie stresuje,ze kolki,wczoraj katar i maly nie mogl oddychac…a teraz mi wstyd…tylko zdrowia chce.nic wiecej. Dzieki !jestes jednyna blogerka taka prawdziwa dla mnie,normalna. Choc jestem juz 40 letnia mama sporo sie od Ciebie ucze..pokory przede wszystkim

  19. Julio zaczelas tak pieknie,ze myslalam” rodzi sie nowa przyjazn”….I rycze,tak duzo nie wiemy co nosi druga osoba i co ja czeka a potem niedowierzanie.Ona,Ona taka zawsze usmiechnieta.Nie moge dojsc do siebie,uspokoic sie.Pozdrawiam Cie i trzymaj sie cieplo.AGA

  20. A ja tu u progu 9 miesiąca, czytam i jak bóbr rycze. Jak miałam rodzic pierwsza córkę to kolega męża z pracy też czekał na swoją pociechę. 2 tygodnie przed moim porodem ten mężczyzna został sam z córka, która nigdy nie pozna mamy. Pozostał kochający tata i ta niezastapiona babcia!

  21. Ja 23 grudnia pochowałam Mamę męża. A dzień wcześniej 22 grudnia Koleżankę, Matkę 3 małych dzieci. Świat stanął w miejscu, dni mijają, świąta były, świat trwa….

  22. Matulu,dawno sie tak nie zryczalam.Od smierci Ani P.ciagle mysli wracaja do jej dzieci.A teraz to…….Ile takich historii,ile tragedii,ile dzieci……Jakiez to zycie jest czasem zle skonstruowane.Niepojete wrecz decyzje „z góry”…..Trzymaj sie Kochana.Caluje ,pa

  23. Łzy az same plyna po policzkach, czytam to kiedy moj synek wcina kawalek drozdzowki, ktora wczoraj wieczorem piekl tata i gdy moja coreczka jeszcze nieudolnie probuje wlozyc lyzeczke ze startymi owocami do buzki. Kruszyny wszedzie… owoce juz na scianie… a usmiechy wielkieeee 😀 I nie wyobrazam sobie, ze mogloby mnie tu nie byc.
    Taka wola Niebios… straszne, niech Pani w lokach spoczywa w pokoju.

  24. Nie wiem co napisac……. popłakałam się , nie tak w duchu, ale łzy same zaczęły płynąc…… tez odbieram codziennie moją Małą z przedszkola, tez są te półeczki…… nie wiem…… napisałas tak jakby to działo się u nas, w naszym przedszkolu….. i ja też mam taką mamę-bratnią dusze…..

  25. Jula….brak słow, choć znam to z autopsji niejako:(
    Moja Mama odeszła, gdy byłam dorosłą kobietą…..po 12 latach boli, wciąż boli…..i chyba nigdy nie minie…
    🙁

  26. Julka…
    Byłam w połowie i już chciałam do Ciebie pisać maila: nie martw się, ja też mam za sobą taki „epizod” onkologiczny, będzie dobrze… A teraz siedzę skamieniała i mam łzy w oczach. Wiem, że jest Tata który kocha, jest babcia, ale nikt tak nie wiąże szalika jak mama ;(

  27. Oj Julio nigdy nie pisałam żadnej wiadomości na blogach, tylko tak ukradkiem czytałam twój. Weszłam dzis rano na wasza stronę po ciężkiej nocy zatrucia i przeplakaniu z bólu a zarazem radości bo wiedziałam, ze mam mame która zawsze pogłaszcze po głowie w nawet tak blachą w porównaniu z opisaną przez Ciebie historią. Jestem mama dwuch wspaniałych budrysow Emilian urodził sie 3 mies temu. Mąż podawał mi go do karmienia w nocy kiedy ja leżałam na posadzce w łazience. I wiedziałam, że to chwilowe i zaraz będę z nimi tanczyc na kanapie czy robic bazy pod stołem. Czytam teraz historie opisaną przez Ciebie i pewnie jak większość matek ocieram łzy. Największym darem dla kobiety jest mieć zdrowe szczęśliwe dzieci. Życzę Tobie i Twoim najbliższym zdrowia i uśmiechu a ja od czasu do czasu będę spoglądać co u was się dzieje i kibicować wam z całego serca. Historia pięknie napisana.

  28. Pomiędzy składaniem prania, a odkurzaniem… Usiadłam, bo się coraz częściej łapię na tym, że czekam na posty Twoje. Takie prawdziwe… Po przeczytaniu siedzę wpatrzona w ścianę za monitorem, ze ściśniętym sercem i łzami jak grochy… I chciałabym napisać coś więcej, ale słowa utknęły w gardle i pod palcami…

  29. Niewiarygodna historia! Smutna,wzruszająca,jednocześnie pełna nadziei… Wiem,że w takich chwilach świat się zatrzymuje jakby w miejscu. Staje. Powietrze nawet zastyga.
    Ale… Ten świat zatrzymuje się tylko na chwilę. Na ułamek sekundy. Życie nie jest sprawiedliwe. Nigdy nie było i nie będzie.
    Możemy tylko z takich sytuacji czerpać dla siebie naukę. Płakać i uczyć się. To nie jest fair,że los zabiera matkę małym dzieciom. Że zabiera żonę. Córkę. Siostrę. Ale tak już jest. Choć to bolesna prawda.
    My możemy jedynie próbować dać swoim najbliższym siebie samych,naszą miłość,nasz czas,którego nie wiadomo ile zostało. Naszym dzieciom możemy dać wspaniałe dzieciństwo,na miarę naszych możliwości ( nie mylić proszę z posiadaniem fortuny i kupowaniem wszystkiego).
    Przykro,że taka uśmiechnięta mama w dresie już nigdy nie stanie w drzwiach przedszkola. Ae każda może być taką mamą. Która zawsze będzie ubrana w uśmiech,uraczy dobrym słowem.
    Przy całej niesprawiedliwości jaka nas spotyka możemy tylko próbować nadać sprawom nowy sens i czerpać z tego życia jak najwięcej. Ile się da, jak długo będzie można…

  30. czytam to sobie rano jeszcze w lozku gdzie wszyscy spia I jest cisza a ja Nagle wybucham z glosnym placzem.maz pyta co sie stalo?Nie moglam mu nawet odpowiedziec z tego placzu …..R.I.P.

  31. …ja się właśnie już w poniedziałek w przedszkolu dowiedziałam…rano…już tam wrzało..taka sensacja…tej dziewczyny nie znałam, ale Tatę tak… i od tego poniedziałku rana nie mogę przestać myśleć… a w środę widziałam pod tym kościołem te tłumy…
    …strach żyć normalnie, nigdy nie wiesz co Cię czeka…okrutnie smutne 🙁

  32. ryczę i nie potrafię się opanować… za ścianą spokojnie śpi moja mała córeczka, starsze w przedszkolu, w klatce od wczoraj mieszka chomik, również spokojny i najedzony, mąż wróci o 17.00, zjemy piątkowy wspólny obiad przy opowieściach co się dziś komu przydarzyło, przy chomiku posiedzimy, nacieszymy nim oczy, książki piękne na dobranoc poczytamy, a potem listy „trójkowej” jak co tydzień posłuchamy…. zwyczajna codzienność… i jak to tak, żeby taką zwyczajną codzienność po prostu zburzyć, złamać, zabrać brutalnie i znienacka??? pokornie więc proszę – nie zabieraj Boże maluchom ich rodziców, to cały ich świat…

  33. Popłakałam się.. Ludzie czesto żyją w takim pędzie, że nie mają czasu żeby zobaczyć ile tragedii jest w koło…. Nie doceniają tego co mają…
    Ja sama taką tragedię przeżyłam w święta Wielkanocne zmarła moja Mama. Bylam miesiąc przed maturą, miałam 19 lat. Teraz mam 23, a boli nadal jakby to było wczoraj. Współczuję tym dzieciaczkom co straciły Mamę. Bo Mama to skarb.. Ja swoją przynajmniej te 19 lat mogłam się nacieszyć…

  34. I znów Twe słowa przeszywają, aż do szpiku kości, takie to trudne i smutne zarazem, potrafisz człowiekiem potrząsnąć i pokazać, co tak naprawde jest ważne… szkoda tylko, że to prawdziwa historia, wielka szkoda…

  35. każdego dnia czekam na wpis, zaglądam po stokroć razy…czekam i wypatruje z niecierpliwością… i jest. śmieje się do łez, uśmiecham do tych liter pięknie napisanych. takich prawdziwych. czuję to. wzdycham do zdjęć. podziwiam i myślę.
    a dziś łzy. i bezsilność taka olbrzymia. pewnie jeszcze wiele razy…
    dziękuję że każdego dnia przypominasz i uświadamiasz co ważne i co potrzebne. o tym co najważniejsze.

  36. … wracają wszystkie wspomnienia … tuż obok, za moimi plecami, w pomarańczowym fotelu przez dwa lata siedział i zaśmiewał się głośno cudowny chłopiec … z upływem czasu przyjeżdżał i już nie szalał z moim synkiem, tylko uśmiechnięty i spokojny rozmawiał z nami, ze swoją mamą … snuliśmy marzenia o tym, jak pójdziemy na najbardziej niezdrowego hamburgera i frytki … jak tylko wydobrzeje … w międzyczasie pałaszował dyniowe beztłuszczowe placuszki …
    … i w dzień mojej/naszej rocznicy ślubu dostaliśmy wiadomość od jego mamy, że jest już w domu, w domu swojego ojca 🙁 28 sierpnia już nigdy nie będzie naznaczony tylko radością i beztroską, ale jednocześnie zawsze będzie mi przypominał o szczęściu, które dotyka mnie codziennie … teraz całuję w czółko mojego Aspiego, niepokorną duszę, która do wiwatu daje nam odkąd zaczęła się szkoła; tulę mojego męża, który zdenerwowany przychodzi z pracy; zaczynam piec bezglutenowe bułeczki dla moich alergików; a potem zaszyję się na strychu i będę szyć, kroić, szczęśliwa, że praca moich rąk daje mi utrzymanie … a dziś dodatkowo popłaczę się z radości, bo właśnie przyszły wyniki histopatologii mojej mamy i guzy są łagodne 🙂 🙂 Moja opoka i wsparcie będzie nadal ze mną …

  37. Czytając ostatnio Twoje posty czuję się jak po wizycie na kozetce u specjalisty. Wychodzę odmieniona, zaczynam przewartościowywać swoje życie. Co tam spina z powodu bałaganu, pobrudzona ściana czy zupka na podłodze… nie chcę uzależniać się od piedól. Nie chcę, aby dzieci pamiętały, że mama od zawsze krzyczy, jest nerwowa i wiecznie zmęczona. Liczy się tu i teraz. Liczy się On z wadami, jak każdy. Rok temu One. Dziękuję…

  38. Czytając ostatnio Twoje posty czuję się jak po wizycie na kozetce u specjalisty. Wychodzę odmieniona, zaczynam przewartościowywać swoje życie. Co tam spina z powodu bałaganu, pobrudzona ściana czy zupka na podłodze… nie chcę uzależniać się od piedół. Nie chcę, aby dzieci pamiętały, że mama od zawsze krzyczy, jest nerwowa i wiecznie zmęczona. Liczy się tu i teraz. Liczy się On i One. Dziękuję…

  39. Przykre to strasznie 🙁 Nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie tego, co czują najbliżsi tej Mamy 🙁
    Czas się wziąć w garść i nie doszukiwać problemów, tam gdzie ich nie ma. Ludzie nie dostrzegają tego, jakimi są szczęściarzami 🙁

  40. jak bardzo potrzebny jest taki post!!!pomiędzy „synku poczekaj musze posprzątac” a „teraz nie mogę, bo układam”…
    dziękuję:*

  41. Znam tę historię…. Żal serce ściska…. tym bardziej mając w domu 2,5 latkę i 4 miesięczniaka, Wiedząc co to matczyna miłość 🙁 Ona będzie już z nimi na zawsze, będzie czuwała…
    Ps. Julka mieszkasz w XX ? Mąż tej dziewczyny pochodzi z tej miejscowości. Wnioskuję, że tak skoro dzieciaki chodzą do jednego przedszkola. Też stamtąd pochodzę.

  42. Julka ? Czy tu można przeklinać ? ???
    Bo znam kilka takich przypadków ….
    Bo jestem Mamą z brzuszkiem która zaraz pójdzie do przedszkola…
    Bo sie boje ….
    I jedyne co mi przychodzi do głowy to … ” życie to ku..a” !!!

  43. Czesc Julka ☺ czytam Twojego bloga od nie dawna.siostra mi go pokazala,przeczytalam od samego poczatku.i tak teraz zagladam jak mam chwile.dzis tez zerknelam i….. myslam ze to bedzie wesoly post jak napisalas o Tej dziewczynie myslalam ze bedziecie sie przyjaznic.nie tego sie spodziewalam 🙁 poplakalam sie czytajac

  44. Ja oczywiście też sie pobeczałam 🙁 życie chwilami jest takie okrutne i niesprawiedliwe 🙁
    No i oczywiście po takim kopie człowiek docenia to co ma. Szkoda,że na co dzień o tym zapominam.

  45. Jako, że sama straciłam mamę jako dziecko, myśl że mogłoby mnie zabraknąć Wiki jest czymś, co mnie przeszywa na wskroś i czasami aż paraliżuje. Jedna myśl…

  46. Droga Julio,
    Gdy umierała moja najdroższa mamusia, byłam już dorosła (choć czułam się jak zagubione dziecko), miałam 29 lat, niespełna półtorej roczną córeczkę i sypało się moje 7letnie małżeństwo. Maż wyprowadził się od nas tydzień po pogrzebie Mamy.
    Wiedziałam, że moja kochana Mama odeszła za wcześnie, miała tylko 53 lata, że całe życie miała ciężkie, nie była szczęśliwa i ostatnie miesiące były ciągłą walką o każdy dzień i zmaganiem się z niewyobrażalnym bólem. I wiem, że nic do tej pory bardziej nie bolało, niż ta bezsilność, bezradność – jak najdroższa Ci osoba odchodzi w takim bólu i cierpieniu i że musisz się pożegnać.
    Ale wiem, że moja mamusia doczekała swojej jedynej wnuczki, że wychowała i wykształciła mnie i brata, odeszła za wcześnie, bo tak naprawdę nigdy nie jest ten właściwy moment. Ale wiem, że kiedy odchodzi młoda osoba – Mama, kiedy rodzic musi pochować swoje dziecko i kiedy zostają malutkie dzieci same, już się do Mamy nigdy nie przytulą ani nie schowają za Maminą spódnicą, to chcę wyć 🙁 Bo chyba nie ma większego bólu. I już całe życie, będzie tej Maminej czułości brakować….Bardzo, bardzo mi przykro. Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą….

  47. Zimny kubeł na łeb wszystkich nas, matek niecierpliwych, narzekających, sennych, że 3 zimna kawa, że dziecko marudzi, że poszło spać później, że mąż w pracy ciągle, bla bla bla. A życie tak kruche, tak kruche…

  48. Czytałam posta w pracy, płakałam, czytam teraz płacze i myślę, o tej mamie i dzieciach najbardziej, jak to bez mamy, nie idzie pisać dalej, ale tyle by można, nie da się…………….

  49. Chyba nigdy nie zostawiałam tutaj komentarza choć czytam każdy post… ale dziś mega wstrząsnęło mną to co opisałaś. Po co pisać że się popłakałam skoro pewnie każdy kto to przeczytał uronił łzy. Jestem taka szczęśliwa z dwójką zdrowych dzieci i cudownym mężem choć szczęście próbuję odnaleźć w najmniej istotnych rzeczach.
    Wyrazy współczucia dla tej Rodziny i siły dla Taty.

  50. Cholira !!!!Brak slow.Sama bardzo czesto mysle co by bylo gdybym nagle musiala zostawic najwazniejsze dla mnie osoby na swiecie….Wiesz co, mysle sobie ja bym poszla do domu tego ojca ,w koncu z tej samej wsi, .Pomoc ,chocby zabrac malego aby sie pobawil z” Toska”.Po prostu byc.Ja bym tak zrobila.Ludzie nie maja odwagi po takiej tragedi byc obok ludzi dotknietych dramatem.A warto !

    1. Oj to prawda, w chwilach trudnych tylu znajomych się traci, ludzie nie mają odwagi zagadać, zmierzyć się z tym, często błędnie uznają, że ktoś chce pobyć sam i go de facto wykluczają… Julia, nieważne, że nie zdążyłaś ich tak prywatnie poznać. W takich chwilach często pomocni okazują się zupełnie nie ci, po których byśmy się tego spodziewali. Idź, pomóż w zwykłej rzeczy jakiejś, zupę ugotuj, cokolwiek.

  51. Smutna historia, ale ma ona w sobie coś co pozwala zatrzymać się w tym dzisiejszy szalonym świecie na moment zadumy i refleksji i dostrzec prawdziwe wartości, o których często się zapomina albo ignoruje. Mam córeczkę 6,5 roku codziennie mówię do niej: cyt.”a mówiłam Ci to już ?
    a ona odpowiada cyt. „wiem, wiem mówiłaś mi to już z 1000 razy albo i więcej, że mnie kochasz (z uśmieszkiem na twarzy),
    a ja wtedy odpowiadam: „i będę powtarzała to jeszcze drugi tysiąc i trzeci itd. , abyś nigdy o tym nie zapomniała”.

  52. To dziwne, bo na Twojego bloga, Julio, zaglądam ładnie ponad rok, dopiero ten post skłonił mnie do wypowiedzenia się.
    Po pierwsze, uwielbiam czytać o tym, co dobrego u Was się dzieje, jak Tosia z każdym dniem staje się coraz bardziej samodzielna i dorosła, jak Beniamin rośnie z dnia na dzień. A Ciebie szczerze podziwiam. 🙂
    A wracając do posta, ta cała historia przypomniała mi o tym, jak w zeszłym roku odeszła moja Kochana Mama.
    W dzień moich szóstych urodzin przebywała w szpitalu, zdiagnozowany nowotwór piersi – wyszła zwycięsko. W 2012, niegroźny wypadek, mocno stłukła sobie prawą stronę klatki piersiowej, rentgen dla uspokojenia nerwów, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie robal siedzący w prawym płucu. Mama walczyła o każdy dzień, nie dla siebie, nie dla swoich dzieci, ale dla wnuczki, którą widziała i trzymała na rękach zaledwie kilka razy. Niestety nie udało się.
    Rak to najgorsza rzecz, jaka może się wydarzyć, komukolwiek. Takiego cierpienia trudno gdzie indziej uświadczyć, ba najtrudniej chyba patrzeć na to, że nie możesz nic zrobić, że jeden robal niszczy rodziny, a z ich życia wydziera to, co najlepsze.
    Ja patrzyłam i do dziś nie jestem w stanie sobie wybaczyć, że mi się nie udało jej pomóc. Nie potrafię wyłączyć, ani wykonać połączenia z Jej telefonu, trzymam flakon jej perfum i wyciągam go czasem, aby przypomnieć sobie Jej zapach, który coraz bardziej zanika. A najbardziej boję się tego, że zapomnę jak brzmiał Jej głos…
    Mam nadzieję, że kolega Tosi, a synek tej pięknej i silnej Kobiety nie zapomni. Bo Mama to przecież centrum wszechświata. Mój wszechświat prawie pół roku temu się skurczył i nigdy nie wróci do swoich rozmiarów.

  53. Poryczałam się , jak pewnie większosć …..tak życie nasze jest kruche ,a my czasem zapominamy się i jako priorytet stawiamy karierę ,kasę ,piękny ,czysty dom,samochód ….lecimy gdzies ,nie mamy czasu ….a tu pstryk i nie ma nas ….zostaje pustka ….cholerna cisza i już nic nie będzie takie samo ….wiele lat temu po podobnej historii zrozumiałam ,że nie warto gonić ,tylko zatrzymać się tu i teraz i żyć chwilą ….od tamtej pory wiem ,że mój Mąż i moje Dzieci są najważniejsze ,że każda chwila z nimi spędzona ,może być ostatnią ,że nie warto na siebie się ,,fochać,, ,złoscić się o byle co …..Pozdrawiam Cię Jula .

  54. w połowie czytania coś mnie tknęło,myśl taka przerażająca,że to nie będzie wesoła historia,ale nie jeszcze zaprzeczyłam .a potem czytam dalej… kiedyś mi innym blogu czytałam o mamie 3latka,która zginęła w wypadku i do dziś o tym myślę,że jakie to przerażające i niesprawiedliwe.ta historia też zostanie w mojej pamięci,smutna na wskroś. pomaga to docenić nasze życi ale co z tego-czy te dzieci nie mają teraz mam żebyśmy my pomyśleli o własnym życiu??!!!

  55. Jest tak czasem, że nie pozostaje nic tylko „wyć” z bezsilności… Smutna historia, a jeszcze smutniejsze jest to, że to nie pierwsza i niestety nie ostatnia taka sytuacja, która zdarza się bliżej lub dalej nas. Doceniajmy to co mamy, każdego dnia. Pozdrawiam Julię i obserwatorki bloga.

  56. Tylko te dwie myśli mam teraz w głowie: Mam dla kogo być ! ,
    „Ci, których kochamy nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność…”
    Emily Dickinson

  57. Też się popłakałam. Utwierdzam się co dziennie w przekonaniu, że nic nie jest takie na jakie wygląda i nie znamy dnia ani godziny. Życie szybko mija, jest później niż myślimy.

  58. Pięknie zaczęłaś tą opowieść nie sądziłam, że skończy się tak tragicznie. Jestem mamą 15 mc Tymonka i co dzień dziękuję Bogu, że Go mam. Ale właśnie co dzień też narzekam i marudzę, wściekam się i denerwuję czasem na Niego też i na męża teraz tylko nie wiem po co i dlaczego. Siedzę i płaczę od kilku dni co dzień czytam o czyjejś śmierci na FB jest grupa dzieci chorych na nowotwory i ostatnio niektóre Aniołki przegrały walkę niestety nie poznały życia a w tym krótkim, które było im dane wiele wycierpiały. Życie jest niesprawiedliwe ale wiem, że dołożę wiele starań aby cieszyć się z każdej chwili by nie tracić chwil na złości i dąsania, życie tak kruche jest 🙂

  59. Ojjj Julia,,,,,
    to mi narobiłaś na dobranoc,,,,a czułam, żeby dziś nie wchodzić,,,kurcze,,,,bo ja miałam tak podobnie,,,,,miałam koleżankę, bliską taką, razem po pracy podjeżdżałyśmy pod tę samą klatkę, ja do swojej mamy po syna, ona do swojej po 2 córcie,,,,i właśnie,,,,córcie zostały,a mama,,,,,umawia się już na kawę z ta Twoją przedszkolną znajomą,,,,i nic to, że mąż też dobry i babcie dobre są,,,kiedy,,,, one przecież mamy chcą, potrzebują,,,,kurcze,,,,mnie dorosłej kobiecie łza w oku się kreci – ba!! jaka łza, przecież ja niejednokrotnie upłakana dziecko do domu odbieram,,,no bo ,,,,,czemu tak?? kurcze,,,,czemu???

  60. Dzwoni do mnie moja przyjaciółka Asia i pyta ” czytałas Julie? „mowie ze jeszcze nie bo wracam dopiero a nie patrzyłam na tel. ona mówi „masz słabe nerwy wiec może nie czytaj” w duchu myślę jak to nie czytać? przecież zawsze czytam. wiec wróciłam włączyłam neta czytam i …. k… po co to przeczytałam? rycze jak cholera i te dreszcze które po mnie chodzą. .. strasznie mi przykro. ..

  61. ..nie wiem co powiedzieć…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………… idę się potulić z Julem. no nie śpi jeszcze ta moja, najdroższa gadzina mała

  62. Jak dobrze, że ja tego nie przeczytałam w pracy, czy tam gdzieś między ludźmi! Tak bym łykała te łzy nad ekranem?! Wzruszająca historia, pięknie opisana. Mój mąż i Ty jesteście osobami, dzięki którym doceniam to co mam. Uczę się tego, od niego od kilku lat, od Ciebie od kilku miesięcy

  63. łzy same płyną po policzkach, nie myślałam ze sama tak zareaguje szok to za mało powiedziane. a nas ludzi to więciej rzeczy nie cieszy i na wszystko narzekamy zamiast cieszyć sie chwilą.

  64. niespełna dwa dni temu mama opowiedziała mi bardzo smutna historie…. teraz Twój post..niestety to ta sama straszna historia…słow brakuje gdy słyszy sie o takiej tragedii. Wierze iz ta Dziewczyna jest teraz w lepszym miejscu i z góry patrzy na swoich bliskich.

  65. Zrobiło mi się tak strasznie smutno, łzy ciekną mi po policzkach i tak bardzo mi szkoda jej dzieci…:(( Życie jest czasami jest tak cholernie niesprawiedliwe…

  66. Dziękuję Julio za ten wpis… wróciły moje wspomnienia, kiedy to, dwa lata temu, rano w Nowy Rok obudził mnie tato z wiadomością, że zmarła nagle żona mojego kuzyna (miała 22 lata) i zostawiła synka, który miał 1,5 miesiąca… nieopisana konsternacja …szok …sytuacja, która nigdy nie powinna się zdarzyć (dlaczego???!!!) … niesprawiedliwe!!! Piotruś dzisiaj ma ponad dwa lata, jest taki kochany…stale uśmiechnięty… ale za każdym razem jak patrzę na niego to ogarnia mnie ogromny smutek – nie ma MAMY!!!…nigdy jej nie pozna, nie będzie się do niej uśmiechał i przytulał …dlaczego tak się dzieje ??? !@#$%^&*(!@# …. cholera wie !!!

  67. Boże jakie to życie jest niesprawiedliwe! Taka uśmiechnięta, kochająca, ciepła mama odchodzi a gdzieś obok są mamy, które wcale nie kochają swoich dzieci, nie odbierają ich z uśmiechem z przedszkola, nie dbają, biją i krzyczą ale są :-(! To straszne, że ta mała kruszynka nie pozna nawet mamusi, nie poczuje ciepła jej ramion, smaku jej mleka, jej glosu, dotyku! Dlaczego tak musi być?!? Ja mam za sobą najgorszy rok w moim życiu. Rok w którym musiałam się oswajać z myślą o śmierci….własnego nie narodzonego jeszcze dziecka! W kwietniu w 3 miesiącu ciazy dowiedziałam sie, ze coś z dzieckiem jest nie tak, zalecenie- amniopunkcja, podejżenie bardzo ciężkich chorób genetycznych, śmiertelnych, świat usunął mi się z pod nóg. 5. Tygodni żyłam jak w letargu, mając świadomość, że każdego dnia serduszko w moim brzuchu może przestać pikać! Po 5 tygodniach wiadomość, ze badanie jie wyszło, trzeba powtórzyć, kolejne nakłucie brzucha, kolejne prawie 3 tygodnie oczekiwania i w końcu wiadomość, że wszystko w porządku, że nia ma żadnych wad, z mężem odbieramy wyniki i z ogromnym szczęściem jedziemy do naszego lekarza. Nasze szczęście trwało 4 godziny. Moźe wad genetycnych brak ale podczas badania usg lekarz długo patrzy w monitor i mówi masakra…myślę pewnie coś z serduszkiem, aleon mówi, że nie, serce jest okej ale tu jest przepuklina. Myslę sobie o co chodzi przepuklina, spoko, wielu ludzi małych i duzych ma jakieś przepuklinyi jest oki. Ale nie ta, nie jest spoko, to rzadka wada w najrzadszej postaci -przepuklina przeponowa, dziura w przeponie a narządy z brzuszka wchodzą do klatki piersiowej i nie pozwalają się rozwijać płucom. Rokowania 10-20% szans, że mały będzie żył! Znowu płacz, łzy, żal i pytanie w głowie dlaczego?! Radość trwała 4 godziny a teraz znów rozpacz a przecież w domu 2,5 latek trzeba się usmiechać, bawić i nie pojazywać jak jest źle, a on codzień czeka na brata, przytula, brzuszek, mówi dzieńdobry, głaszcze i całuje. A w mojej głowie jedna myśl- co ja mu powiem jeśli braciszka nie będzie! I tak kolejne miesiące z gonitwą myśli w głowie co będzie, czy będę kupować wózek czy może małą, białą….! Mały w brzuchu rozrabia, szaleje i kopie z całej siły a ja się cieszę i proszę go żeby był taki silny jak z niego wyjdzie, teraz jest mu dobrze bo nie musi tam oddychać. W końcu poród, cesarka, małego pokazują mi na sekundę i zaczynają intubację, podłaczanie pod cała aparature i już go zabierają, jeszcze szybki chrzest i w ciagu piętnastu minut karetka zabiera go do Centrum Zdrowia Dziecka a ja zostaje sama, z mamą , ale sama bo bez dziecka. Mąż tylko na chwilkę przychodzi, tuli, całuje, mówi, że śliczny i jedzie za nim, on tam będzie czuwał, żeby maluszek nie był sam gdyby coś….poszło nie tak! A ja zostaje na sali pooperacyjnej sama z dwoma Paniami, którym przywoża dzieci! Jestem otumaniona lekami, morfiną i jakimiś uspokajaczami, usypiam i budze się co chwilę, a kiedy słyszę jak te malęństwa płacza to ja rażem z nimi bo mojego nie ma, mój walczy o życie. Dopiero po kilku, kilkunastu godzinach zostaję przewieziona tam gdzie dzieci i szczęśliwych z nimi mam nie ma. Maluszek żyje, dał rade, noc za nim więc w drugiej dobie ciężka operacja, też przeżył więc pozostaje nam czekać co dalej. I tak kolejne godziny, dni. Stan ciężki ale stabilny. Po tygodniu zaczynamy widziec swiatełko w tunelu, stan się poprawia mały zdrowieje! Kolejne małe sukcesy na jego koncie, wybudzanie ze śpiączki, pierwsze mleczko 3ml przez sonde ale nie zwrócone wiec sukces i tak coraz bardziej z każdym dniem do przodu, po tygodniu radosć z 5 ml butelką a po prawie miesiącu w końcu piersią. Po miesiącu mały wraca do domu. Dla nas to największe szczęście na świecie!!!! Teraz mija juz 3,5 miesiąca a on jest z nami i to jest najważniejsze , nieważne, że serduszko trochę słabe, że rehabilitacja konieczna, że kupę badań i wizyt za nami i przed nami. Ważne, że jest !!! A przecież wszyscy lekarze kazali szykować się na najgorsze! I czym on mały zawinił, ze tak od początku sie musiał wycierpieć? Boli mnie ta niesprawiedliwość, to że takie straszne choroby spadają na dobrych ludzi, na małe niewinne dzieci! Przez cały ten straszny okres ciaży pytałam dlaczego? I myślałam jakie to niesprawiedliwe. Nasze dziecko planowane, poczęte z miłości, już przed zajściem w ciąźe brałam kwas i witaminy, byłam pod kontrolą lekarza, dbałam, chuchałam, dmuchałam a potem gdy zaczęły sie złe wiadomości po najlepszych lekarzach jeździliśmy i nie żal było czasu ani pieniędzy a gdzies obok są dziewczyny co zajda byle jak z byle kim, nie dbaja, pija, palą, nie biorą witamin, nie sa pod kontrolą lekarza i co… I rodzą zdrowe, ba potem piątka leta wokół nich, nie ubranych, nie zadbanych, nie najedzonych ale zdrowych. Oczywiście nie życzę nikomu vhoroby swojej ani tym bardziej dziecka ale niech ktoś mi powie gdzie jest sprawiedliwość. Jak ten na górze wybiera kto będzie chory a kto nie?! Czsem to mam wraźenie, że on to zamkniętymi oczami, na chybił trafił…! Tylko. Niestety zbyt często wypada mu to na te miłe, ciepłe, kochające mamy i malutkie bezbronne dzieci. Wiem, jedno poostatnim roku zdrowie dziecka to najwyzsza wartość!

  68. Wzruszający tekst, popłakałam się przy jego czytaniu.
    Nie zdajemy sobie sprawy jakie życie jest kruche, dopiero w obliczu takiej tragedii spoglądamy inaczej.
    Ja staram się korzystać z życia jak najwięcej, wiem że każda minuta z spędzona z moimi łobuziakami jest najcenniejszą w moim życiu.

  69. „rozwaliłaś” mnie tym tekstem.

    czytam karmiąc piersią najmłodszą-która w nocy tak sie zakrztusiła że ją reanimowałam-nasłuchuje chłopców bawiących sie w pokoju obok-są mocno chorzy ale nie martwię sie zbytnio-na ich choroby są lekarstwa a ja mam mnóstwo czasu i cierpliwości na pielęgnowanie i bycie obok. mąż odsypia trudną noc i wiem że za jakiś czas przyjdzie i powie że czeka na mnie ciepłe łóżko on zajmie sie gromadką. i sobie myśle-boziu! jakie ja mam szczęście!

  70. Kochana Julio , czytam Twojego bloga od kilku dni i jestem pod wrażeniem Twojego pięknego domu , cudnych dzieci , pracowitego męża a przede wszystkim podziwiam Ciebie taka silna pogoda ducha tego można Ci pozazdrościć , piszesz tak mądrze i tak pięknie. W jednym z postów pisałaś o Pszczynie , jeżeli mogę zapytać w jakim województwie czy miejscowości mieszkasz teraz … ?
    Zazdroszczę Ci domu jest boski spełnienie moich marzeń tylko , że ja jestem miastowa i to właśnie w mieście czuję się dobrze ale gdybym mogła kilka razy w roku spędzić czas w takim domu jak Twój to byłabym najszczęśliwsza 🙂 Sami z mężem również posiadamy duży dom na wsi a z okna patrzymy na Beskidy , dom jest nowy po dziadkach męża, wystawili willę i zmarli , przykre. Ale ten dom to nie moja bajka , duża willa , wszystko takie duże i zimne , echo niesie się po całym domu gdy przechodzi się z jadalni do salonu (taka duża otwarta przestrzeń) jak dla mnie nic przyjemnego na środku salonu stoi fortepian jak w zamku ….
    Nie , to nie moja bajka. Ja lubię coś małego , przytulnego ale może kiedyś dom nad morze własnie taki idealny jak Twój <3 Pozdrawiam i czekam na nowe posty .

  71. Czego bym teraz nie napisala, bedzie bez sensu… Az wierzyc sie nie chce, ze to zdarzylo sie naprawde… Tak szybko. I niesprawiedliwie…
    No i sprowadzilas mnie do pionu. Bo ja glupia wkurzam sie dzis caly dzien o pierdoly… Pod ziemie zapasc sie powinnam…

  72. Jest to tak ogromna tragedia, że nie potrafię tego pojąć. Przeczytałam wczoraj i od wczoraj nie przestaję myśleć o tych ludziach. Przytulam moje dzieci i myślę o tamtych dzieciach. Los potrafi być okropny. Naprawdę okropny.

  73. Witam! Czytam juz długo …. Dzis musze skomentować …. Ehhh dziekuje za ten post . Jestem mama dwóch dziewczynek -jedna ma 4 lata druga 4 mies ..,. Jest cieżko .. Sama w domu bo maz ciagle w pracy , rodzina daleko .. Ale jesteśmy zdrowi … Jakos to ogarne . Pozdrawiam !!!! Cudownie sie czyta .

  74. 🙁 Czemu Bóg zabiera mamę dzieciom? Czemu tak szybko odeszła , nie zdarzyła nawet poznać i nacieszyć się nowonarodzonym maluszkiem? cóż za historia pełna smutku ale jak strasznie daje do myślenia do nauki ze życie jest kruche i trzeba docenić każdą chwilę i cieszyć się z tego co się posiada… tak mi strasznie smutno po tym wpisie , Kochane Bąbelki zostały bez mamy :(((

  75. A człowiek tak nieistonymi spawami się zajmuje, a tu taka tragedia.
    Kiedy rodzi się dziecko, powinna być tylko radość i miłość, nie śmierć!!!!!
    Zwłaszcza teraz, kiedy jestem mamą, nie potrafię tego pojąć….

  76. od 20 minut patrzę się w ten durny ekran i podejmuję próbę napisania swoich uczuć jakie mi towarzyszą po przeczytaniu twoich słów…. Jestem właśnie w 7 miesiącu a u góry w swoim pokoju śpi moja kochana, zwariowana 3letnia Oli, mąż w kuchni robi herbatę, w kominku napalone a mi łzy ciekną jak grochy, bo tam na górze ktoś się chyba pomylił… Spokojnego wieczoru.

  77. Przykre…..smutne…..i łamiące serce….. Sama jestem mamą wspaniałej dwójki-synka i córki (7 i 5.5 lat), szczerze nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że nagle musiałabym te moje bąki zostawić tak z dnia na dzień. I nie dlatego, że ja odchodzę, że mój czas się skończył, jestem dorosła i inaczej rozumuje świat i to co on mam przynosi tylko, że zostawiam ich samych. Ale nie samych sobie, bo jest jeszcze rodzina, mąż, kochane babcie i dziadkowie ale nie będzie mamy….Po przeczytaniu łza poleciała i nastała chwila zadumy….Życzę tym dzieciom i ich tacie wiele wytrwałości, cierpliwości i przede wszystkim wzajemnej miłości i wsparcia,ale wierzę, że sobie poradzą,nie są sami….

  78. białaczka to taka okrutna suka. i nie nie bede przepraszac za słowa. w identyczny sposób zabrała w wieku 25 lat żonę mojego kuzyna i mamę ich 2 córeczek. Pamietam ją jako młodziutką uśmiechniętą zawsze śliczną pogodną i taka dobrą dziewczynę. białaczkę również wykryto u niej po porodzie drugiej coreczki. Jolka walczyła, ale nie dała długo rady.. do dzis mam obraz jej w trumnie. takiej zmienionej przez chorobe.. to straszne i niesprawiedliwe. to jest tragedia ktora dotyka tylu rodzin.. Tak mi przykro.
    i niby człowiek nie może nic zrobić, nic na to poradzić. jednak coś można zrobić. gdy tylko osiągnęłam pełnoletność przystąpiłam do banku dawców szpiku. A Wy?? Może czas o tym pomyslec i sprobować podzielić się sobą i kogoś uratować.
    Aga z http://makeonewish.pl/

    1. Wśród wielu komentarzy tylko jedna osoba wspomina o banku dawców szpiku… Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy jakie to ważne. Dopiero, gdy choroba dotyka kogoś z naszych bliskich zauważamy problem i zastanawiamy się dlaczego ludzie tego nie robią? Tak było też gdy białaczka pojawiła się w mojej rodzinie… my tę walkę przegraliśmy.

      Ja sama, poza marzeniami związanymi z moją rodziną marzę o tym, że któregoś dnia zadzwoni telefon i usłyszę, że będę mogła komuś uratować życie. Wyobrażam sobie, że to musi być piękne uczucie.

      Każdy z nas może pomóc tej dziewczynie w dresie i jej rodzinie rejestrując się właśnie jako potencjalny dawca. Być może gdzieś w innym przedszkolu, szkole, szpitalu jest mama, która tej pomocy (SZPIKU) potrzebuje.

      Każdy może pomóc…

        1. Kurcze teraz mi glupio, pisalam na FB, ze mozesz sie zarejstrowac sie w bazie dawcow, a Ty teraz piszesz, zes juz zarejstrowana.
          Mi jest tak smutno, ze ja nie moge, czesto mysle, jak by to bylo cudownie moc komus uratowac zycie, jak czytam o tych biednych dzieciach, matkach, ojcach…teraz czekamy na telefon do P. mojego i wszystkich wokol uswiadamiam, jak to nie tylko pieniadze innym moga pomoc. Sciskam Cie Julus :*

  79. Gdybym wiedziała, że taki jest temat postu chyba bym nie weszła go przeczytać…
    Sama jestem właśnie w 7 miesiącu ciąży i nie wyobrażam sobie takiej sytuacji…
    Mimo, że nie znało się tej osoby osobiście to takie historie bardzo bolą….
    Naprawdę nie ma sprawiedliwości na tym świecie..:(

  80. Ehhh, znam to niestety. Siostra ojca moich dzieci zmarła 2 lata temu, zostawiła 3-letnia córeczkę i kilkumiesięcznego synka. Maluszek miał 2 miesiące, kiedy ona pojechała do szpitala, a kolejna 2 minęły, jak jej już nie było. Smutek przeogromny…

  81. Pomilczałam, popłakałam… oczy zaszklone cały czas ale nie ma pytania w stylu życie niesprawiedliwe bo gdzieś tam w głębi dla człowieka wierzącego jest jakieś wytłumaczenie… pytanie tylko czy logiczne…

  82. To niesprawiedliwe i bez sensu. Nie mogę ryczeć – za dużo ludzi.
    Wieczorem sobie poryczę… Jakby była jakaś zbiórka rzeczy czy w jakikolwiek sposób możnaby pomóc – daj znać.

  83. to nie fer, siedzę i płaczę… czemu tak właśnie musiało być! sama za kilka tygodni będę mamą i nie wyobrażam sobie mojej kruszynki bez ze mnie …. czemu ten świat taki jest ? tak bardzo okrutny?

  84. Trochę jak młotkiem po łbie ale też po prostu smutno i tak smutno, że nawet jakoś takich czy innych wniosków się nie chce wyciągać tylko, że tak być nie powinno.

  85. siedzę i chce mi się płakać to niesprawiedliwe ze młodzi ludzie muszą odejść, zostawić dzieci skoro maja jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, powinny tyle nauczyć swoje dzieci tyle pokazać pięknych rzeczy na świecie bo jeśli nie zrobią tego mama czy tata to kto??

  86. moja babcia odeszła przy porodzie młodszego syna… osierociła to maleństwo oraz starszego 4latka…
    tak jak teraz czytając płaczę… tak płaczę zawsze jak w rodzinie wracają do naszej historii.
    dziadek odszedł również bardzo młodo…

    to okropny ból dla tych dzieci.
    niemożliwe do pojęcia . chociaż tak bardzo w nas trafia.

    dziękuję dziś za każdy dzień, w którym mam rodziców obok siebie.

  87. Nie wiem od czego zacząć…siedzę sobie z laptopem, z moim synkiem w brzuchu, bo córcia jak Twoja do przedszkola chodzi. Początek jak z mojego życia, szatnia przedszkole, brzuszek, córcia radosna choć życzliwych twarzy jak Twoja brak. Czytam i czytam i łzy płyną same strumieniami. I każdego dnia zastanawiam się jak sobie poradzę z dwójką maluchów, bo mąż ciągle poza domem-taka praca. Teraz już wiem, że dam rade, muszę wrócić.
    Choć leżąc ostatnio w szpitalu byłam świadkiem, że mama po porodzie o mały włos nie poszłaby na tamten świat. Mąż wpadł po jej rzeczy blady, ledwo co nam wydukał co się dzieje. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Szkoda, ze takie historie uświadamiają nam ile nasze życie jest warte.
    A z Tobą Juleńko chętnie na kawce bym się spotkała, tak o życiu porozmawiała, a przyznam, że blisko mam do Ciebie :*

  88. Nasza Kochana Zosia
    Na zawsze w mym serduszku Pamiętać Cię będę taką właśnie uśmiechniętą i radosną.
    Dlaczego :'(

  89. nie wiem ominelam ten post pewnie bylam w Polsce ale tak sie ciesze ze przypadkiem sie na niego natknelam(szukalam skrzydelek maileg) eh becze ale jak dobrze czytac takie posty jak dobrze w tedy sie zastanowic nad tym co sie ma…. eh 🙁

  90. Teraz i ja się popłakałem. do moich małych córeczek tez ich cudowna mama już nie wróci. I już nigdy ani one, ani ja, nie zobaczymy jej najwspanialszego na świecie uśmiechu. Był taki wtorek, 12 stycznia, kiedy wyszła do pracy, jak co dzień rzucając nam jeszcze jej „Helloww” przed wyjściem. I potem ja, w ten zwykły niby worek zawiozłem Maryśkę do dziadków, a Lenkę do szkoły. Później jeszcze, o wpół do pierwszej razem byliśmy z Maryśką i jej Pani Doktor, bo coś kasłała. O 13,07 zadzwoniła, że mam po Nią przyjechać do pracy, bo wszystko jej się kotłuje w głowie. Jak przyjechałem, leżała nieprzytomna na podłodze przy swoim biurku. Dwa dni później lekarze orzekli śmierć mózgu. A była taka piękna, młoda, wesoła, zarażała innych swoją radością. Była taka kochana i była… najwspanialszą mamą i żoną na świecie. Ja wiem, tych najwspanialszych jest nieco więcej, ale Ona była jedną z nich. Tak mi teraz ciężko bez niej. Wysyłam jej, jak niemal co dzień, nasze „KCB” sms’em, ale już nie ma na niego odpowiedzi. Nikt nie czeka na mnie w domu z garścią informacji o tym, co w pracy. nie mam kogo przytulić. I tak cholernie mocno, cały czas tak samo mocno, jak dwanaście lat temu, tylko o wiele jeszcze piękniej ją kocham.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.