W każdej dziedzinie życia i w każdym jego aspekcie prawda i odpowiedzi leżą o wiele bliżej, niż miejsca w których ich poszukujemy. Czasami są tak blisko, że nikt ich nigdy nie znajduje. Bo któż kto myśli, że ma aż nazbyt trudne pytanie, szukałaby odpowiedzi w samym sobie?
Skoro je zadaje, obawia się, że nie ma w nim odpowiedzi.
Bywa, że ten kto wie jak pytaniu sprostać – jednak pyta.
Droga można by rzec idealna. Mam swój tobołek, ale wyruszę w podróż i zobaczę co jest w świecie.
Jakie inne tobołki ludzie niosą. Jak je na ramionach mocują. Czy w płótno dobytek zawijają, czy w bawełnę, a może w jutę?
Może mam tobołek za ciężki, a może niosę zbyt błahe lub niewarte uwagi.
Popytam ludzi, podpatrzę. A potem dopasuję to do siebie. Bo cóż, że na innym kijku wolą nieść, skoro moje ramię jest na tyle nieforemne, że kij którego nikt by nie chciał, leży mi najlepiej.
Nieraz pozazdroszczę zawartości tych tobołków i swój podobnym wypełnię.
Jednak okazać się może, że latami będę go dźwigać i ani raz nie wyciągnę, ani raz radości nie przyniesie, a miejsce w bagażu zajmuje i siłę moją każdego dnia zabiera…
A o siłę trzeba dbać. To zdolność i moc, dzięki której możemy iść dalej. Iść z tobołkiem.
Bo wyczerpanym czołgać się samemu można. Jednak po co?
Ten tobołek to nasza wiedza. Nabyta i wątpliwa. To uczucia. Zadbane i zranione.
Przebyte drogi. Z mapą ale i z trudem. Napotkani ludzie. Serdeczni i złośliwi.
Podjęte decyzje. Właściwe i godne pożałowania. I mądrość. Że te godne pożałowania to też właściwe.
Jakże często nasz brak wiary we własny rozsądek, każe nam wędrować w odległe miejsca.
Brak wiary w to, że jesteśmy zdolni odnaleźć w sobie idealną dla siebie odpowiedź, prowadzi nas do życia w poszukiwaniu, czyniąc nieraz nasze życie nie takim jakiego oczekujemy.
A to jedno pytanie. Na które potrafimy odpowiedzieć tylko sami sobie. Nikt inny nie zrobi tego lepiej.
Za każdym razem zadaj sobie jedno, jedyne pytanie i odpowiedz na nie szczerze.
Pamiętaj, że nikomu do odpowiedzi przyznawać się publicznie nie musisz.
Nawet pytanie może pozostać w sferze myśli i nie przekształcać go w dźwięki.
Jak chciałbym aby w tej sytuacji ktoś zachował się wobec mnie?
Czasami patrząc na ludzi w wielkiej złości pytam – co zrobiłbyś teraz, gdybyś był sam i nie ponosił konsekwencji za swoje czyny?
Padają różne, choć podobne odpowiedzi – kopnąłbym w ścianę, rozwalił laptopa, uderzył kogoś.
Wtedy zadaję drugie pytanie – gdyby pojawił się ktoś obok Ciebie, ktoś bliski, co chciałbyś aby zrobił?
I tu często na odpowiedź nie czekam, a zaczynam mówić…
Wyobraź sobie, że widzę dorosłego człowieka, który traci się w swojej złości. Bo to naturalny ludzki odruch. Zatracić się w swoim lęku, bezradności, narastającej frustracji. Z wiekiem tylko uczymy się i przyswajamy schematy według których powinniśmy w takiej chwili postępować.
Ale gdyby uwolnić naturalne odruchy, nasze zachowanie stawałoby się zgoła inne.
Wyrzucalibyśmy wszystko na zewnątrz zamiast tłumić w środku.
Powstrzymuje nas przed tym opinia publiczna, konsekwencje w ewentualnych stratach materialnych, czy złość na samego siebie, że wyglądamy w tym zachowaniu nieludzko.
W tym szale i amoku ktoś wchodzi i…
Na początku pyta o możliwość pomocy, o powód. Ale dosyć szybko traci cierpliwość.Zaczyna komentować Twoje odruchy, krzyki, i wściekłość. Potem, z czasem gdy nie przestajesz, podnosi głos. Szantażuje. Aż w końcu staje nad Tobą i rozkazującym głosem mówi „przestań się tak zachowywać”.
Choć z trudem przychodzi mi nawet pisanie tego, w końcu Cię uderza myśląc, że tym zachowaniem naprawi już wszystko. Wyleczy z tej sytuacji Ciebie i siebie. Wybawi z niej i zakończy ją.
Albo…
Po prostu Cię przytula. Choć się nie dajesz i wyrywasz. On przytula Cię jeszcze raz. Odpychasz go. A on robi to po raz kolejny. Kiedy trochę opadasz z sił, On przytrzymuje Cię w tym uścisku mocniej i dłużej.
Aż w końcu odpuszczasz i serce z pulsem łapią swój rytm.
Bo ta sytuacja w której jesteś nie jest Twoim wyborem.
O czym tak naprawdę chcę napisać…?
O przemocy wobec dzieci.
Kiedy dziecko, nieświadome tego jakie są schematy działań tego dorosłego świata, porusza się w jakiś sposób po omacku i względem swojej natury, my musimy zadawać sobie zawsze to jedno pytanie.
Bez względu na charakter dziecka, na jego skłonności czy temperament, zawsze w chwili amoku, szału i złości, cierpliwe przytulanie jest lekiem. I nie tylko na tę chwilę, ale przede wszystkim na życie dorosłe.
Dziecku buńczucznemu, które nawet udaje, że nie obchodzą go kary, siła i moc sprawcza rodzica, nieodwracalnie umierają komórki w pewnych strukturach mózgowych.
Ich brak ma ogromny wpływ na jakość i radzenie sobie z dorosłym życiem.
Złość która jest odpowiedzią na złość, jeszcze nigdy jak świat istnieje, nie była dobrą odpowiedzią.
Ona nawet nie jest pośrednia czy zadowalająca. Jest najgorsza z możliwych.
Reagując złością na trudną chwilę naszego dziecka, przede wszystkim przedłużamy sam proces dochodzenia do „spokoju i porozumienia”, a po drugie nie uczymy dziecka radzenia sobie z zaistniałą sytuacją, a jedynie chwilowo ją uciszamy.
Kiedy mój syn będąc małym chłopcem miał problemy ze swoimi nerwami, razem z mężem nieustannie, cierpliwie go przytulaliśmy. Potrafił się wyrwać i uciec. Szliśmy za nim, siadaliśmy obok i wyciągaliśmy ręce. Delikatnie go smyraliśmy po nóżce albo ręce. Milion razy tę rękę odpychał.
Chyba, że mówił, iż chce zostać chwilę sam. Wtedy szanowaliśmy Jego decyzję.
Czasami słuchaliśmy miliona słów które wypowiadał w swojej złości. Na które cierpliwie odpowiadaliśmy – a ja kocham Cię nad życie, a ja chcę być z Tobą, a ja Cię lubię.
Dziś kiedy jest już coraz starszy i wpada w złość, wie, że rodzice się nigdy nie gniewają.
Cokolwiek zrobi. Mogę dawać Mu rady, mogę mówić co wtedy czułam ja, albo inni, ale rodzice nigdy się nie obrażają. Jesteśmy stałym filarem dzięki któremu dziecko ma poczucie bezpieczeństwa.
Dziecko wychowywane bez lęku, przemocy, kar i złości, nawet mając w genach skłonność do zaburzeń psychicznych, ma możliwość poradzenia sobie z nimi bez specjalistów.
Mózg dziecka nie jest rozwinięty na tyle, aby móc poradzić sobie ze złością. On sam nie umie dać sobie rady, a dorośli Mu w tym nie pomagają, przelewając na Niego dodatkowo swoją złość za sytuację jaka w danej chwili ma miejsce. Bo spieszy nam się do pracy, bo dość mamy swoich problemów, bo to jest awantura o nic, bo nie będziesz mną rządził..
Na każde „bo”, przytulenie swojego dziecka, bez względu co zrobiło i powiedziało, będzie rozwiązaniem.
Dziś i na resztę życia.
Mój syn, dziś, kiedy wpada w złość, biegnie do swojego pokoju, aby manifestować i pokazać nie tyle światu co domownikom swoją rozpacz. Silne trzaśnięcie drzwiami, ma nam w tym rozpoznaniu stanu Jego ducha mocno pomóc. Pukam do pokoju i pytam czy chce się przytulić albo pogadać. Zawsze słyszę głośne „Nie! Nie będę się z Wami bawił! Nie będę Was kochał!” (Co wtedy bardzo mnie rozczula, bo on to tak pięknie sepleni).
Odpowiadam, że ja bardzo kocham go teraz i na zawsze. Po czym dodaje, że jestem na dole i czekam gdyby poczuł potrzebę przytulenia się.
Przyszły też takie czasy, że w chwili złości od razu biegnie do mnie, wchodzi w moje ramiona i mówi, że potrzebuje się uspokoić.
Mam nadzieję, że przez całe życie będzie odnajdywał ramiona które pomogą Mu się uspokoić, a On swoimi będzie umiał te cuda czynić dla innych.
Nigdy, mówiąc o prawdach życiowy, nie mówię, że wiem, bo jedynie mogę przypuszczać.
Nie piszę, że na pewno, bo na pewno może tak, ale tylko dla mnie.
Nie głoszę, że jedyna i słuszna, bo jeśli za rok dowiem się, że liczna i nietrafiona to będzie mi wstyd.
Jednak do samej śmierci będę bronić największej mocy wychowawczej jaką jest przytulanie dziecka.
Ponad wszystko i pomimo wszystko.
A na wszystkie inne zagadki dotyczące wychowania, zadaj jedno sobie pytanie…
Jak chciałbyś, aby Ktoś zachował się w tej sytuacji wobec Ciebie?
Aby Cię instruował, wypominał, pokazywał wyższość, zdolność mocy sprawczej szantażu, robił spektakl pokazowy, że i tak stanie po jego, bo jest dorosły i ma rację?
Czy zwyczajnie w ciszy poczekał, wyciągał bez rezygnacji rękę i przytulił?
Nie ma nic gorszego w wychowywaniu niż pokaz swoich sił czy możliwości…
Jedyną Twoją możliwością ma być mądrość. I serce.
To Ty pokazujesz swojemu dziecku która droga jest najprostsza. Którą najlżej się będzie szło.
I pamiętaj, to Ty dziś pakujesz Jego tobołek. Zrób wszystko aby był lekki.
Życie wystarczająco mocno go załaduje. Ty pokaż Mu dziś jak z tym ciężarem sobie radzić.
Gdybym tylko to kiedyś miała, miałabym teraz wszystko. Chociaż mam wiele, nie potrafię się tym cieszyć. Znacznie łatwiej wychodzi mi przejmowanie się drobnostkami.
Może gdy dasz to innym choć trochę uda się nadrobić…?
Uściski.
Dziękuje ,popłakałam się !!!!!
Dziękuję Aniu. :*
Piekny tekst.A ja chcialabym powiedziec, ze mnie moje dzieci nauczyly przytulania,to one daly mi ten dar i dzieki nim odkrylam moc bezkresnego przytulania. Wczesniej gdy ktos chcial mnie przytulic ,czulam jak dretwieje w srodku i wcale nie bylo to mile uczucie.Teraz rozplywam sie w uscisku i przytulanie jest podstawa bliskosci w naszym domu.A moja 9letnia corcia mowi, ze jej najwieksza zdolnoscia jest dawanie najlepszych przytulasow na swiecie.Musialam to napisac,bo jestem bardzo wdzieczna moim dzieciom za to,ze to we mnie otwarly.
Przy ostatnimi zdaniu się popłakałam…❤ Piękna metafora ,piękne słowa ❤
Tak, myślę, że często tak jest. Dorosły który nie do końca potrafi otwierać te ramiona..
I dziecko które w te ramiona się wtula i uczy je otwierać się na dotyk.
Dzieci to takie kokoszki które lubią być w gniazdku czyli uścisku Mamy albo Taty.
Kiedyś ktos powiedział, że każdy rodzi się jako czysta kartka papieru i to dorośli są autorami zapisków, rodzice decydują czy będzie to piękna historia czy horror, który pozostanie z nami na cale życie. Ja miałam z siostrą to nieszczęście, że zabrakło nam mamy i wychowywała nas jej siostra. Siostra, która stworzyła nam piekło, które zostawilo piętno na cale życie. I tak ciągnie sie za nami. Ale się nie poddaje, stworzyłam swoją rodzinę i robię wszystko, aby byli szczęśliwi, chociaż to trudne nie mając instrukcji 🙂. A Tobie Julia dziękuję za to, że jesteś. Bo jesteś moją biblia, moja przewodniczka po życiu.
Ja Aniu kiedyś myślałam, że charakter i to jacy jesteśmy jest kwestią domu, wychowania..
Dziś patrząc z perspektywy czasu myślę, że 85% to wrodzony charakter. Geny. A to 15 pozostałe to doświadczenia, wychowanie właśnie. To jak Ktoś ten nasz charakter wyczuł i jak go prowadził. Można dziecko nieśmiałe ośmielić a można nieśmiałe wpędzić w kompleksy i jeszcze bardziej zamknąć w sobie. I to jest ważne.
Często myślę o tych mamach, które bez instrukcji są cudownymi Mamami. Dla mnie są bohaterkami. Wielkimi.
Wiesz, iść dobrą drogą z mapą to łatwe zadanie. Wiadomo, musisz chcieć iść.
Ale iść i przy każdym zakręcie kierować się swoją mądrością, intuicją, sercem i dobrze wybierać to jest wielka rzecz. Nawet jeśli czasami trzeba odrobinę zawrócić i iść w tę drugą stronę. Ten z mapą gubi ster a co dopiero ten bez kompasu…
Jesteś Ania Wielka. Pamiętaj o tym.
Kiedyś myślałam że taki dorosły to on ma fajnie, nikt mu nie mówi co ma robić, wszystko wie, może sobie kupić wino.
Dziś widzę jak często duży człowiek potrzebuje w tej swojej codzienności wsparcia, pociechy, przytulasa.
A co dopiero taki mały kształtujący się ktosiek, co to jeszcze nie może powiedzieć- z wielu pieców się jadło chleb.
Za mało do mnie wpadasz na te przytulasy!
Julia…. jak Ty coś napiszesz to
ja mam łzy w oczach… jak ja dzięki Tobie staję się lepszym człowiekiem…. moc przytulenia;) przytulania i tej miłości rodzica…. to najpiękniejsze ❤️❤️❤️❤️
Dzięki Tobie Jula, dzięki Twoim spostrzeżeniom widzimy więcej i jesteśmy lepszymi ludźmi <3
Och Justyś, bardzo Ci dziękuję, ale to nie moja zasługa a Wasza.
Cóż by było z mówienia czy pisania do ludzi którzy nie chcą zmian, nie widzą błędów, albo nie biorą do siebie a czytają tylko po to aby znaleźć błąd…
Wy sami jesteście ludźmi, którzy dzięki swojej mądrości stają się lepsi. :*
Dzięki sobie Ewciu, tylko dzięki sobie…stajesz się lepsza.
Nikt człowieka nie zmieni jeśli sam nie chce zmian. :*
💓💓💓💓💓Tylko te serca cisną mi się pod palce 🥰😚
Dziękuję :*
Bardzo mądry post. Życiowy. Dający do myślenia. Mam do niego swoje małe postscriptum: dobrze jest też czasem przytulić dorosłego, który nie potrafi poradzić sobie w życiu. Chodź, przytul się, ja jestem obok. Będziesz chciał/-a to się odezwiesz i porozmawiasz. Skoro przytulanie daje dużo dziecku, to da też i dorosłemu. Pozdrawiam!
O tak!
Myślę, że dorośli też powinni uczyć się do siebie przytulać.
Choć jest tak wiele ludzi, którzy nie uznają dotyku innych oprócz męża czy dzieci, przyjaciółki.
Żadna skrajność nie jest dobra oczywiście, ale ja lubię przytulić czytelniczkę która do mnie podchodzi na ulicy.
To taki odruch bezwarunkowy. Takie podziękowanie i jakby serca kawałek.
Dobrze, że jesteś i się dzielisz swoimi przemyśleniami . To wspaniała pomoc. Dziękuję!
Dziękuję Kasiu. <3
Cała prawda ,przytulanie bardzo pomaga dzieciom .Daje wytchnienie poczucie bezpieczeństwa ,czegoś co znają od zawsze. Moim zdaniem dzieci trzeba traktować jak ludzi dorosłych ,rozmawiać i szanować jak kierownika ,przełożonego czy kolegę z pracy.Kiedy mój mąż ma mniej cierpliwości do naszego nastoletniego syna zawsze mu o tym przypominam.Uwazam że dzieci to przede wszystkim
mali ludzie ,kiedy mającą „bunt dwulatka” córka za żadne skarby czegoś nie chce pytam ja czemu? pytam czy się boi .A ona czasami mówi tak .Dzieci czasem zachowują się inaczej niż byśmy chcieli bo czegoś nie znają czegoś poprostu się boją a nie potrafią powiedzieć tego wprost. Osobiście jestem dzieckiem które nie potrafiło się przytulać ,przytulanie na powitanie czy całusy do dzisiaj sprawiają że cała sztywnieje ,i to nie tak że tego nie lubię .Jestem poprostu zamknięta w sobie,i chociaż teraz dużo gadam i potrzebuje kontaktu z ludźmi to potrafię nawiązać go dopiero po kilku latach znajomości .Oglądając filmy z dzieciństwa jestem przerażona gdyż potrafiłam siedziec w bezruchu godzinami ,nic nie mówić nic nie robić i nikt tego nie widział nikt mi nie pomógł ,nikt nie zauważył właśnie tego że nie potrafiłam się przytulać jak inne dzieci.
O tak. My dorośli boimy się każdego dnia. A co dopiero dziecko…
Tylko ono nie potrafi jeszcze rozszyfrować swojego podminowania, z czego wynika..
Myślę, że w ogólę w czasach naszego dziciństwa nie było dużo czułości. Nie było jej tyle co teraz.
Zresztą ja znam tylko jedną parę rodziców mojej koleżanki którzy się sami ze sobą przytulali.
Mało rodziców chodziło za rękę mając lat 40,50 i więcej. Mało dawało sobie całusa ot tak…
Cielesność codzienna i dająca ciepło, wiarę w siebie, rośnie dopiero od niedawna mam wrażenie…
Nie znam takich rodziców, którzy zawsze w złości przytulają dziecko i nigdy się na dziecko nie zdenerwowali. Którzy nigdy nie zachowali się wbrew swoim wartościom, którzy zawsze wybierają drogę pokoju i miłości. Znam za to takich, którzy starają się z całych sił a i tak popełniają błędy. Słyszą, jak wypowiadają słowa, które słyszeli jako dzieci i nie mogą się nadziwić, że jak to, tyle książek, kursów i dalej…? A później znowu próbują. I są niedoskonali i prawdziwi. Nie wierzę w najlepszych rodziców na świecie. W zawsze i nigdy. Wierzę w rodziców, którzy są gotowi aby dorastać ze swoimi dziećmi. Trochę brakuje mi takiej perspektywy nie zero- jedynkowej na tym blogu, choć lubię go bardzo. Pozdrawiam!
Ja też takich nie znam. A co zabawniejsze nigdzie nie napisałam, że takich znam albo, że sama nim jestem.
Choć w 95% udaje mi się robić właśnie tak.
Jeśli czytasz bloga to pewnie wiesz, że pisałam nieraz jak zasypiam i robię sobie rachunek sumienia w czym zawaliłam jako mama.
Zero-jedynkowy? Nie dogodzisz :)) Jak piszę posta negatywnego to źle, dobrego, za słodko…
Ileż postów napisałam, że prawdziwy rodzic to ten który popełnia błędy, który gubi ścieżki, ale się stara…
Jest ich 3/4 bloga…
Pozdrawiam.