Nikt nie może nam uwierzyć, że mieszkamy w środku pola, w drewnianym domu i nie mamy myszy.
No całe lato drzwi pootwierane, a tu żadna nie przemyka.
Dlatego zamieszkały u nas miłe gryzonie z ulicy Mysiej. Bo zamiast rozgryzionych orzeszków niosą wraz z sobą historię. Mają imiona, profesję..
Ilustratorką tych przepięknych stworzeń jest Katya z Rosji.
A pomysłodawcą i realizatorem firma dekornik.pl
Pewnie doskonale Wam znany z najpiękniejszych ścian w dziecięcych pokoikach.
I każdy może znaleźć coś ze swojej wyobraźni i na miarę swoich potrzeb.
Może być słodko i bajkowo, może być vintage.. Ale zawsze pozostaje oryginalnie, na lata (nie jest to chwilowa postać z modnej bajki, która po dwóch latach dziecku i domownikom się znudzi.)
Może być dla niemowlaka, dziecka i nastolatka..
Choć powiem Wam, że ja te myszy miałam ochotę naklejać sobie w kuchni, że mi ta Babcia mysz, ziarno sypie do thermomixa.
Jestem zwolennikiem pomysłowych, oryginalnych rzeczy. Lubię mieć coś co nie jest popularne. Mieć coś, co zawsze będzie miało urok i z miłą chęcią się człowiek z tym zżywa zamiast denerwować „kiedy to zamalujemy/zmienimy/przemeblujemy). I nie mam tej chęci z racji posiadania, a wpojonego przez Tatę i zebranego w genach braku akceptacji na bylejakość.
Myszy są naklejkami na takiej jakby gumie, którą bardzo wygodnie się nakleja. Można też przeklejać, oczywiście niezbyt często, a gdy zachodzi konieczna potrzeba.
Zanim trafiły do nas te myszy, ja już od dawna upajałam się asortymentem dekornika.
Zdjęcia z Ich aranżacjami w dziecięcych pokoikach zachwycają.
Lubię marki w których każdy najdrobniejszy produkt, sposób pokazania go, strona, są dopracowane do granic możliwości. Jest w tym wszystkim przy tym taka lekkość. Widać, że płynie to z Ich poczucia piękna. Zapewniam Was, że wchodząc w dział inspiracji można przepaść. TUTAJ.
A już mnóstwo zdjęć znajdziecie TUTAJ – na instagramie.
Lubią też robić dobre filmy instruktażowe 🙂 TUTAJ.
Ich produkty to tapety, miarki, mapy, zwierzęta, miasta i mnóstwo innych.
I gdybym stawiała murowany dom, to bym w tych produktach się rozkoszowała. Ale jak się okazało, w drewnianym domu myszy też z wielką przyjemnością zamieszkały.. A dzieci je pokochały.
Sklep dekornik można pooglądać TUTAJ – dekornik.pl
**************************************************************************
Do siedmioosobowej Mysiej gromady napisałam Wam małą opowieść.
Opowieść ta będzie dołączana do Myszowych paczek, wychodzących z firmowej norki dekornika.
Może idealna na nadchodzący Dzień Babci i Dziadka..
Na początku przedstawię Wam bohaterów..
Na ulicy Mysiej małe były tylko myszy i ulica. Wszystko inne było wielkie.
Wielkie były serca i uczucia. Wielkie uśmiechy i zdziwione oczy. Wielkie okrzyki radości i podskoki szczęścia. Niestety wielkie też bywały łzy. Przeciskały się te krople wzdłuż całego oka, aby spłynąć po czubku nosa i na koniec zrobić wielkie „kap!”, gdy spadały na ziemię.
Posłaniec Miki miał wielki pośpiech i dlatego najlepiej ze wszystkich roznosił paczki, wiadomości i listy. Był zawsze na czas. Stawał w drzwiach i wesoło wołał:
– Poczta! Mysia poczta!
Babcia Greta miała wielkie wspomnienia. Miała też głębokie kieszenie swetra, w których zawsze było coś słodkiego. Krówki, landrynki, galaretki.
Uczennica Mela miała wielką chęć do nauki. Do poznawania świata. Miała grube i ciężkie książki o zdrowiu, przyrodzie, historii. Zawsze siedziała w pierwszej ławce, patrząc uważnie na swoją mysią panią nauczycielkę.
Piekarz Paul miał wielki dryg do pieczenia chleba. Drożdżowe babki rosły mu jak potężne, rozłożyste góry, bagietki jak wysokie drabiny, bułki jak okrągłe słońca, a rogale jak księżyce. Kolejki do jego piekarni ciągnęły się przez kilka ulic, bo poranny zapach pieczonego chleba wabił wszystkie mysie nosy.
Złota rączka o imieniu Mario miał na ulicy Mysiej wielkie zasługi. Pomagał swoimi zręcznymi rękami w szkole, w ośrodku zdrowia, mleczarni i w domu kultury. Dokładnie i z dużym zapałem malował ściany, dokręcał rury, łatał dziury w dachu. Mario potrafił zrobić wszystko. A kiedy pytali, ile do zapłaty, odpowiadał:
– Wielki uśmiech się należy.
Marzyciel Elon miał wielką wyobraźnię i wielkie nadzieje. Kiedy zamykał oczy, widział się na odległych wyspach, na których był groźnym piratem. Innym razem ratował piękne królewny ze szczytów wież. Był też muszkieterem, kosmonautą, piosenkarzem i malarzem. Elon zawsze mawiał, że gdy się marzy i czyta dużo książek, to wtedy wszystko staje się możliwe.
Sportowiec Max miał wielki spryt. Był szybki, zwinny, giętki i prężny. Chciał być dobry w tym, co kochał. A kochał sport i swoją deskorolkę. Nawet gdy padało, brał pod pachę deskę z kółkami i szedł z uporem ćwiczyć.
Na ulicy Mysiej czas płynął tak samo, tak samo słońce szło przez niebo i deszcz kropił w ten sam sposób. Na ulicy Mysiej nie działo się nic innego niż w naszym człowieczym świecie.
I babci też zdarzyło się podobnie, jak to u wielu babć na starość bywa. A było to tak…
W poniedziałek przed południem Max zobaczył babcię Gretę, gdy rozpędzony jechał w dół ulicą. Stanął, zerka. Babcia płacze do fartuszka. Siedzi sobie na schodeczku, karmi motyle, pyłkiem sypie, a przy tym łzy łapie i ociera…
– Co się, babciu, stało? Czemu ci tak smutno? – zapytał Max.
– Bo już coraz trudniej chłopcze, coraz starsza jestem. Młodość i zdrowie mi umyka. – mówi babcia zachmurzona.
Max pomyślał, że pomoże. Wziął pod nogi deskorolkę i szybko ruszył w drogę. Na początku spotkał Paula. Opowiada, mówi prędko. Piekarz podumał chwilę. Może babcia bez śniadania? Może głodna i sił nie ma? Wsadził bułki, butlę z ciepłym mlekiem do plecaka wielkiego i razem z Maxem do babci wyruszył.
Babcia je powoli, gryzie dobrze, mlaska, chwali.
– Dobra buła, wypieczona – rzecze piekarzowi. – Taki wypiek samo zdrowie.
Max z Paulem patrzą uważnie na babcię. Czy pomogło?
– Babciu, babciu, czy już lepiej? Młodziej teraz?
Babcia myśli… Nie pomogło, choć śniadanie dobre było. A tu wciąż młodości nie ma.
Wtem zjawił się posłaniec Miki z listami. Myśli i drapie się po głowie.
– Wiem – oznajmił. – Tutaj leku trzeba.
I pojechał do apteki. Wziął miłorząb, lecytynę. To pomoże naszej Grecie.
Po drodze spotkał Elona. Zsiadł z roweru. Idą razem i o babci rozmawiają. A Elon, jak to marzyciel, mówi:
– Tę młodość ktoś pożyczył. Taką młodość mieć każdy by chciał, choć na chwilę. Mieć siłę i witalność. Wziął ktoś w nocy i pewnie zapomniał zwrócić. Może odda jutro rano…
– Ach, Elon, ty jak zwykle mówisz pięknie – westchnął Miki. – Ale leku trzeba pilnie.
I Miki, nasz dzielny posłaniec, popędził prędko przed siebie.
Złota rączka już babci przyszykował plan i rejestr: jaki dzień dziś mamy i jak młodość pielęgnować. Co zapomni, to przeczyta, i już wiedzieć wnet powinna.
Siedzą wszyscy. Babcia w środku. Na schodeczku, tym drewnianym. Motyle karmią i tak myślą, gdzie podziała się ta młodość…
Po chodniku pewnym krokiem sunie Mela – uczennica. Niesie książki i parasol, choć nie pada i nie leje. Patrzy na to zgromadzenie mysie, dosiada się i pyta:
– Co wam wszystkim tak poważnie?
Wysłuchała opowieści i spokojnie mówi:
– Tak to bywa już w tym życiu, że się młodość gdzieś podziewa. Tak jest człowiek zbudowany, że czasami, gdzieś w tej drodze, moc umyka. Ruch i krzepa. Ale mądrość nieco większa, doświadczenie i świadomość. Babci teraz nas potrzeba. I to nasza w tym jest rola, żeby babci w codzienności pomóc. Chleba przywieźć, leku podać.
Meli każdy wierzył szczerze. Mela była uczennicą. Świat już znała i człowieka.
I choć dzień ten może się wydawać nieco zagadkowy, gdy już babcia zasypiała, przypomniało się jej, że młodość wprawdzie stracić można, ale jedno jest najważniejsze… I tego nikt jej nigdy nie ukradnie. Miłość myszy z jej ulicy. Wielka, piękna, szczera…
*************************************************************************
KONKURS
Mam też dla Was jeden komplet Myszy. Zerknąć możecie sobie na nie bardziej szczegółowo TUTAJ.
Naklejki polecą do wybranego osoby, która zostawi komentarz pod tym postem z odpowiedzią na pytanie… „Kim są dekornikowe Myszy w Twojej wyobraźni?”
Wyniki 17.01.2019 – Dekornikowe Dziewczyny postanowiły nagrodzić „Czekoladową Lenę”.
(proszę o kontakt na adres mailowy julia.rozumek@gmail.com)
Niesamowita z Ciebie dziewczyna. Kopalnia inspiracji. A naklejki w dekorniku są przecudne u naszego dziecka w pokoju rozbiegły się dekornikowe króliki. Mam pytanie z innej beczki czy planujesz jeszcze jakiekolwiek lub gdzieś w czeluściach posiadasz jeszcze torby do aparatu i paski. Przesyłam uściski. Ania
Hej Aniu, już niestety nic nie mam z tych starych kolekcji.
Co do nowych to na razie nie planuję wracać do tego tematu, choć była to świetna sprawa, tak zabierała sporo czasu.
A nie ma pieniędzy na tym świecie wartych tyle co czas. Szczególnie dla zabieganych.
Bo pewnie ten co czas ma z chęcią wymieniłby na pieniądze 🙂
Ściskam
j
Ach ten czas znam to zbyt dobrze. Myślę co z tym zrobić aby zyskać go więcej – wyjeżdżam o świcie wracam o zmroku późnym popołudniem od pewnego czasu dojrzewa we mnie myśl zmiany radykalnej czuję jak czas nam mija tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem w pośpiechu, biegu niedoczasie dla dzieci i siebie nawzajem. 🙂 A
A ten pieniek to chyba tylko do zdjecia bo chyba Twoj syn na nim nie przesiaduje,biedny jego kregoslup!
Ślicznie dziękuję za troskę o mojego synka, jednak mogę Cię zapewnić, że jestem świadomą mamą i świadomym człowiekiem, zatem żadna krzywda mu się w tym domu nie dzieję. Bez napięcia Aga, bez napięcia… 🙂
Jula kłaniam się, zazdroszczę cierpliwości do takich komentarzy, bo mi się zupełnie inne słowa pocisnęły do ust po przeczytaniu :)) :*
A czy ja Dekornika mogę prosić o coś z dinozaurami, bo jeszcze żadnych skarbów nie znalazłam i tylko obiecuję… Że się pojawią w pokoju.
Myślę, że na pewno 🙂
Dekornikowe myszy w mojej wyobraźni są po prostu nami, np. Greta to moja babcia. Oczami wyobraźni widzę kogoś z rodziny, kto odpowiadałby opisowi myszek. Mela to moja córka, która również jest ciekawą świata i chętną do nauki dziewczynką. Elon to ja, ponieważ uwielbiam czytać książki tak jak on i lubię sobie pomarzyć. Max to mój mąż, który ma duszę sportowca. Dawniej spełniał się w w zawodach motorowych, teraz realizuje się rowerowo. Mickey przypomina mi mojego syna, który też bardzo lubi jeździć na rowerze. Nad resztą muszę jeszcze trochę pomyśleć:).
Pozdrawiam
Ola
Czytając opisy Myszek odnalazłam tam cała moja rodzinę… Babcia Greta to moja mama, zawsze cierpliwa do wnucząt z kieszeniami pełnym słodyczy „ciu ciu” jak to mój Leoś mówi. Moja Laura to Mela i Max w jednej osobie, uwielbia poznawać nowe rzeczy, w pierwszej ławce nie siedzi ale to ze względu na nieśmiałość, za to książki wciąż nowe wypożycza i czyta czyta czyta…z Maxa ma to że kocha sport, dąży do perfekcji, ciężko znosi porażki ale przed treningiem piłki nożnej nie wystraszy jej nawet deszcz czy mróz, zazdroszczę jej i podziwiam za to samozaparcie i dążenie do celu chociaż często widzę że nie jest jej łatwo… Mój Leoś to Elon marzyciel o wielkiej wyobraźni, także kocha książki i każdego dnia jest piratem, malarzem, buzzem astralem albo inna postacią z ukochanych bajek. Mario to mój mąż, zawsze skory do pomocy innym, maluje, dokręca, kładzie kafle, nigdy nie odmówi… A ja, ja chyba jestem Paulem 🙂 uwielbiam piec i chyba mi to wychodzi bo wszyscy chwalą i jestem chyba tez troszkę Elonem marzycielem, gdzieś mam w sobie jeszcze duszę dziecka którą pielęgnuję żeby jej nie utracić 🙂
Julio! Dla mnie te myszki są takimi opiekunami domowego ogniska. Niczym skrzaty (ale moja córa boi się krasnali 😉 ) Każda z nich ma przypisaną sobie cechę. Np. babuszka Greta zbiera nocą wszystkie okruszki i karmi ptaszki i inne małe stworzenia, a więc nic, co nam upadnie na podłogę się nie marnuje 🙂
Elon marzyciel potrafi utkać najpiękniejsze sny. Wskakuje nocą na poduszkę i szepcze do dziecięcego uszka wszystkie piękne opowieści, które przeczytał. Uczy ich również, że z marzeń nigdy się nie wyrasta i nie pozwala o nich zapomnieć.
Max dodaje dzieciom pewności siebie. Wlewa im do serduszek odwagę i wiarę w to, że dadzą sobie radę, że żaden „krawężnik” nie jest zbyt dużą przeszkodą.
Mario- złota rączka pokazuje moc sprawczą swoich własnych rąk i dokonań. Uczy dzieci, że mogą kreować świat wokół siebie. Zasiewa w ich główkach myśli, że ich pokoik wcale nie musi wyglądać tak jak chciała mama 😉 (już wiem skąd ten codzienny bałagan) i że ich świat będzie takim miejscem jakie sobie same zmalują.
Mickey to duszek przekazywania wiadomości. Uczy, jak ważny jest sposób przekazywania wieści. Że nawet te złe, smutne i niewygodne można wypowiedzieć z życzliwością i dbałością o drugiego człowieka. Zostawia również liściki z zapewnieniami o miłości jaka panuje w naszym domu.
Mela to wielka miłośniczka wiedzy. Uczy zachwytu nad światem i jego tajemnicami. Namawia do nauki, chwytania za książki i zadawania pytań. Jej ulubione słowa to: „co to”, „po co” i „dlaczego”.
Paul, oh Paul długo zastanawiałam się za co jesteś odpowiedzialny. Myślę, że Paul dba o to, aby niczego nam w domu nie zabrakło. Czuwa, aby nasze brzuszki były syte i abyśmy nie cierpieli z braku tych najważniejszych rzeczy. Ukazuje również, że jeśli w domu jest chleb i jest ktoś, kto po niego codziennie idzie, to w naszym Domu jest szczęście.
Dzieciństwo mojego dziecka, z takimi myszkami-opiekunkami na pewno byłoby magiczne.
Kim są dekornikowe Myszy w mojej wyobraźni… 20 kilka lat wstecz, lato. Ciągnikiem z przyczepką tato zwozi ziarna po młocce z pola. Tym razem na mnie wypada, żeby to ziarno wiadrami do skrzyni i do worków zsypać. Po stodole co rusz jakaś myszka przemyka. Ba! Cała mysia rodzina! Albo i rodzin wiele! (Nie powiem, że do zawału serca mnie to doprowadzało, bo ja z tych, co gryzonie to bardziej w książce i na obrazku 😉 …) I teraz widzę tą mysią rodzinę, która skrzętnie podgryzała cały rok łatane przez tatę lniane worki… :)))))
Witaj.
Pieknie piszesz Julia:)❤
Dla mnie te myszki sa po prostu czymś pięknym. Może dopiero napiszą swoją historię w pokoiku mojej córki. Zaciekawią ja I zaintryguja… Może mój syn zachwyci sie Paulem lub Melą i sam opowie swoją historię. Chciałabym to zobaczyć.
Ale na pewno są perełką w otaczającym nas wszechobecnie kiczu! Brawo Dekornik:)
Przedstawione Myszki, są dla mnie wspomnieniem lat dzieciństwa, kiedy to w białym segmencie u babci znajdowałam czekolady. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to że każda była z nich prawie biała ze starości (babcia je dobrze ukrywała) i nadgryziona, łącznie ze sreberkiem. Papierowe opakowanie było zazwyczaj pochłoniete w całości. Do tej pory mam ten obraz mysisch ząbków na tabliczkach czekolady. O zapachu, to juz nie wspomnę, bo wiadomo… Mało tego, mysia rodzinka uwielbiała też gryźć babci ubrania. No, ale wiadomo, to taka wersja sklepu budowlanego. Każdy o ognisko domowe dba jak może:p
Dodam tylko, że ja to chyba z tymi myszami przymierze zawarłam. Ostatnio wracałam ze Szawnicy z koleżanką i jej córka. Wybrałyśmy się autobusem w tę podróż. W drodze powrotnej był niesamowity korek i do Krakowa dotarłyśmy po ponad pięciu godzinach. A ponieważ mieszkam na małej wsi pod Krakowem, gdzie dosstać się można tylko saniamy w obecnym czasie, nocowałam u koleżanki.
Przypadł mi ten luksus, że miałam całe piętro dla siebie. Cóż za noc się zapowiadała… Oczywiście jako wielbicielka czekolady, nie mogłam sobie jej odmówić, tym bardziej, że jeszcze bajeczna, to przecież idealna przed snem. I tak na szafce nocnej zostawiłam otwartą czekladę.
W nocy obudziły mnie szelesty, dobiegające nad moją głową. Nie bedą jeszcze w pełni świadoma, czy to sen, czy jawa zaczęłam mówić do siebie. Jednak szelest nie milknał, a kiedy zdaałam sobię sprawę, co jest grane, to zaczęłam już ten dźwięk baardziej doniosły wydawać :p
Wstałam, swiatło zaświeciłam i co? I znowu ząbki na mej czekoladzie. A dopiero kilka kostek zjadłam :p
Koleżanka przepraszał mnie bardzo i mówiła, że nigdy myszy w domu ich nie było. Twierdziła, że w moim przypadku krzyczałaby niemiłosiernie, a zasnąć na pewno by nie zasnęła.
No cóż… lata obcowania z mysimi podjadaczami czekolad, sprawiły, że to już jak rodzina 😀
Pozdrawiam
Piękna przestrzeń.
A na pieńku sama bym sobie siadła. Od razu na niego zwróciłam uwagę i sprawdzałam czy można go gdzieś kupić 🙂
Mężowi pokazywałam – tylko u niego zawsze jest pytanie – gdzie to wstawisz… 😉
Greta przypomina mi moją teściową ! O tak! 🙂 Spokojna, miła, kochana.
Elon to mały smyk – przypomina mi mojego chrześniaka – mały rozrabiaka ale jak trafi na ciekawą książkę przepada.
Max jest podobny do mojego męża jeszcze kilka lat temu 😉
Mario – to zdecydowanie mój teść – on zajmuje się malowaniem i innymi remontami 🙂
Mickey – to przecież mój tata – uwielbia jeździć na rowerze – a jest też zdecydowanie kurierem mamy 😉
Mela to ja! No przecie 🙂 kto w końcu czyta 52 książki rocznie?? 😉
Paula przywozi mi na myśl mojego szwagra! Biegającego co rano z bułeczkami dla siostry 🙂
Ha i tak zwykłe myszki stały się moją rodziną 🙂
Pozdrawiam
Dla mnie myszki to Wy, cała Wasza rodzinka, taka szczera i prawdziwa. To także Twoi rodzice, siostra i jej bliscy. Zawsze myślicie o „kimś”, tacy zabiegani ale szczęśliwi. Fajna historia:)
Kochana Julio te myszy to po prostu miłość, ciepło, spokój, cierpliwość i życiowa mądrość. To jest to wszystko co powinno być w rodzinach dwadzieścia lat temu, to co jest potrzebne teraz ale i to co mam nadzieję znajdziemy w naszych rodzinach za dwadzieścia, trzydzieści lat gdy ja i mój mąż będziemy babcią Asia i dziadziem Grzesiem. Dzisiaj pokazujemy naszym corkom jak powinna wyglądać opieka- w tym wypadku nad ich prababcia a męża babcia. Zadne z czwórki dzieci tej dziewiecdziesiecioletniej kobiety nie czeka pod drzwiami żeby się nią zająć. Zapomnieli. Tymczasem ona leży od tygodnia bo złamała biodro a medycyna rozkłada ręce. Najgorsza jest świadomość że czlowiek był potrzebny gdy był młody sprawny i z pieniędzmi… ech oby nasza przyszłość była tak bajkowa jak ta z Twojego opowiadania. Pozdrawiam ciepło i dziękuję za śliczna i mądra opowieść. JOANNA
To niebywałe, że takie malutkie myszki są niezbędne w życiu każdego – małego i dużego. W mojej wyobraźni są po prostu (może wręcz AŻ) sprzymierzeńcami codzienności. Czy nie byłoby wspaniale żyć ze świadomością, że pomimo przeciwności lub wraz z dobrymi wiatrami, te piękne istoty towarzyszą nam w życiowej sinusoidzie chwil? Dla mnie – dorosłej kobiecie, te piękne myszki są wspomożycielami. Babcia Greta – błogosławiłaby mądrością i siłą doświadczenia oraz wzbogacała potrawy o uczucia wpływające przez żołądek do serca bliskich. Marzyciel Elon – och jak byłby pomocny w momentach słabości, krótka chwila na rozmowie z nim i świat marzeń mógłby przysłonić każde przykrości czy niepowodzenia. Sportowiec Max, ratowałby mnie z opresji lenistwa. Wystarczyłoby tylko spojrzeć na jego gibką postawę i już! Mięśnie same rwałby się do pracy, jakiejkolwiek fizycznej. Złota Rączka Maxio… Która kobieta nie chciałaby mieć takiego sprzymierzeńca? Nauczyłby niezależności od męskich ramion lub wyręczył w chwilach zupełnej niezręczności. Posłaniec Mickey do z pewnością przyjaciel na każdą okoliczność. Dałby wiarę i wytchnienie w mroczne dni lub dostarczył promyki nadziei wtedy, gdy lepsze jutro wydaje się nieosiągalne i zupełnie nierealne. Uczennica Mela to wielki powiew świeżości. Jej zdobyta wiedza, roztropność i motywacja do skarbnicy poznania są nieocenione, gdy w życiu podstępnie wkrada się rutyna podcinająca aspiracje, ambicje, marzenia. Na ostatek Piekarz Paul! Czy zapach dopiero co wyjętego z pieca pieczywa nie jest najbardziej otulającym zapachem na świecie? Kto jak nie on dałby każdemu człowiekowi tę wonną otulinę bezpieczeństwa idącą w parze z chrupkością pękającej chlebowe skórki i miękkością świeżej bułeczki ze szklanką ciepłego mleka! Dar nad dary taka Mysia Rodzina. Zaś dla najmłodszych – czy mogłaby być piękniejsza i bardziej różnorodna ferajna do kreowania dziecięcej wyobraźni?
Pozdrawiam Cię Julio serdecznie! I dyskretnie podziwiam, wiernie czytając wszelkie Twe słowo i oczarowując się każdym obrazem – kadrem fotografii i filmu.
Kamila
Mnie Dekornikowe Myszki skojarzyły się od razu z tym, co we mnie… Filuterność, czasem pragnienie takiej ” jazdy bez trzymanki”. To również zaduma, chęć posiadania magicznego parasola…
No nie mogłam przejść obojętnie obok myszek 🙂 Na ich widok buzia się sama uśmiecha i rzeczywiście od razu skłaniają do wymyślania historii z ich udziałem. Moja wyobraźnia zaczęła pracować i oto co wymyśliła: Patrząc na myszki, od razu kojarzą mi się z mieszkańcami cudownego świata. Świata idealnego, gdzie nie ma przemocy, nienawiści, hejtu. Gdzie każdy stara się żyć w zgodzie z innymi, niosąc pomoc, dobrą radę.
Greta to uosobienie dobroci. Dla każdego znajdzie czas i dobrą radę. Drzwi do jej domku zawsze są otwarte dla każdego. Strudzonego wędrowca poczęstuje wodą i talerzem z pachnącą zupą. Gościa zmartwionego, z problemami – wysłucha i doradzi. Zapłakanemu służy chusteczką i ciepłym kakao, a z milczącym po prostu posiedzi i pomilczy.
Mickey to wędrowiec. Na swym rowerku zawitał w wiele zakątków pięknego świata. Swoimi wspomnieniami dzieli się chętnie z każdym, kto chce wysłuchać jego opowieści. A że to urodzony bajarz, stąd często organizuje u siebie spotkania, biesiady, ogniska, podczas których opowiada o świecie, pokazuje zdjęcia, pamiątki i w ten sposób przenosi każdego w miejsca, które odwiedził.
Paul to myszek spokojny, drobiazgowy. Z iście aptekarską precyzją odmierza codziennie składniki, z których potem wyrabia ciasto i piecze pachnący chleb dla całej mysiej społeczności. Pamięta przy tym jaki rodzaj pieczywa uwielbia każdy z jego sąsiadów. Pamięta, że Greta uwielbia chałkę, Mickey chleb z czarnuszką, Mela słodkie bułeczki z cynamonem.
Mela – trochę szalona, z głową w chmurach, marzycielka. Ale zarazem mądra i potrafiąca znaleźć wytłumaczenie na wiele problemów trapiących inne myszki. Kocha czytać, zwłaszcza książki naukowe i chętnie dzieli się wiedzą z innymi. Ma niesamowity dar przekazywania wiedzy poprzez zabawę, doświadczenia, dlatego każdy chętnie czerpie z jej mądrości i nikt przy niej się nie nudzi. Nawet gdy porusza skomplikowane, naukowe tematy.
Max – zwariowany młodzieniec, który zamiast tableta, telewizora, wskakuje na deskorolkę i pędzi przed siebie z wiatrem we włosach. Jest częstym gościem Grety, Meli i Micey-ego. Wysportowany, silny, uczynny, nie odmówi nikomu, gdy trzeba przesunąć meble, przenieść ciężkie skrzynki, czy skosić trawę w ogrodzie.
Mario to myszek, któremu robota „pali się w rękach”. Cieknący kran, nieszczelne okna, odpadająca płytka na podłodze, zatkany komin – Mario znajdzie radę na każdą z tych bolączek. Przy tym nigdy nie marudzi, z każdym zamieni kilka słów, pożartuje. A że w myszkowej społeczności jest czasem jak w ulu, toteż Mario ma wciąż pełne ręce pracy.
Elon wydaje się być bardzo poważny, raczej małomówny, skupiony. Ale jest on świetnym obserwatorem codziennego życia. Wciąż chodzi z grubym kajetem, w którym skrzętnie notuje swoje spostrzeżenia, mądre słowa swych przyjaciół. Marzy o wydaniu swojej książki, ale wciąż jeszcze nie ma odwagi.
I mnie wciągnął mysi świat, a ja wymyśliłam sobie taki:)
Gdzieś na krańcu pól malowanych złotem, tuż przy zagajniku, mieszkali nasi mysi przyjaciele. W mysiej wiosce, której nawy już dziś nie pamiętam, bo to było z mych szczenięcych lat. Ja, Julka, Janek i Staś odkryliśmy ich malutki świat.
Na czele rodu stała Greta, babcia. Ciepła, uśmiechnięta, pachnąca ciastem z borówkami, bo to jej specjalność była, i mająca zawsze dobre słowo dla wszystkich mieszkańców. Obok swej norki prowadziła Norko-cukiernię „Borówka”, skąd rozchodziły się cudowne zapachy, zanim jeszcze kogut zapiał. Mario, jej syn, Złota Rączka, zjawia się zawsze w mig, gdy trzeba coś zreperować, pomalować, zbudować. Elon, marzyciel, najmłodszy syn Grety. Dużo czyta i marzy, że kiedyś ruszy w świat i przemierzy kontynenty i pozna dalekie kraje.
Max, syn Maria, jest zapalonym sportowcem, mistrzem deskorolki latem, a zimą snowboardu. Wesoły, często znika wśród zbóż, gdzie ćwiczy swe umiejętności.
Mickey, drugi syn Maria, mysi kurier, zawsze można na niego liczyć, bułeczki przywiezie, ciasta od Grety dowiezie, marzy by zostać pilotem i latać z przesyłkami wśród chmur.
Mela, ukochana wnuczka Grety, chodzi jeszcze do szkoły, ale niech was nie zmyli książka pod pachą. Uwielbia czytać, ale chce zostać aktorką i wyjechać do Myszowoodu.
I jeszcze Paul, piekarz, zawodu nauczył go ojciec, którego nauczył jego ojciec. Piecze najlepszy chleb w całym mysim świecie. Kiedyś kochał się w babci Grecie, teraz mieszkają po sąsiedzku i jak już się napieką, to razem przy kawie się zaśmiewają.
Myszki są po prostu przyjaciółmi i maja dobry mysi gust.
I mnie wciągnął mysi świat, a ja wymyśliłam sobie taki:)
Gdzieś na krańcu pól malowanych złotem, tuż przy zagajniku, mieszkali nasi mysi przyjaciele. W mysiej wiosce, której nawy już dziś nie pamiętam, bo to było z mych szczenięcych lat. Ja, Julka, Janek i Staś odkryliśmy ich malutki świat.
Na czele rodu stała Greta, babcia. Ciepła, uśmiechnięta, pachnąca ciastem z borówkami, bo to jej specjalność jest, i mająca zawsze dobre słowo dla wszystkich mieszkańców. Obok swej norki prowadziła Norko-Cukiernię „Borówka”, skąd rozchodziły się cudowne zapachy, zanim jeszcze kogut zapiał. Mario, jej syn, Złota Rączka, zjawia się zawsze w mig, gdy trzeba coś zreperować, pomalować, zbudować. Elon, marzyciel, najmłodszy syn Grety. Dużo czyta i marzy, że kiedyś ruszy w świat i przemierzy kontynenty i pozna dalekie kraje.
Max, syn Maria, jest zapalonym sportowcem, mistrzem deskorolki latem, a zimą snowboardu. Wesoły, często znika wśród zbóż, gdzie ćwiczy swe umiejętności.
Mickey, drugi syn Maria, mysi kurier, zawsze można na niego liczyć, bułeczki przywiezie, ciasta od Grety dowiezie, marzy by zostać pilotem i latać z przesyłkami wśród chmur.
Mela, ukochana wnuczka Grety, chodzi jeszcze do szkoły, ale niech was nie zmyli książka pod pachą. Uwielbia czytać, ale chce zostać aktorką i wyjechać do Myszowoodu.
I jeszcze Paul, piekarz, zawodu nauczył go ojciec, od pokoleń w jego rodzinie są piekarze. Piecze najlepszy chleb w całym mysim świecie. Kiedyś kochał się w babci Grecie, teraz mieszkają po sąsiedzku i jak już się napieką, to razem przy kawie się zaśmiewają.
Dla mnie dekornikowe myszy, to taka moja babcia Marianka i dziadek Piotruś. Oni tak dobitnie się różnią, a jak mówią, a jedzą z jednego worka. A od kiedy babcia kochana ma zaćmę na prawym oku, potrzebuje pomocy przy celowaniu. Dziadek, który zawsze jest arcyskory do pomocy postanowił więc z babcią iść na bilard w ich rocznicę pierwszej randki. No i gdy już byli przy stole bilardowym ustawił się za nią i z nosem gdzieś na wysokości stołu sugerował jej ruchy -’ troszkę na lewo, a może jeszcze odrobinę niżej … ’ i zanim zdążył odskoczyć, babcia walnęła tylnym końcem kija prosto w środek sztucznej szczęki dziadka. Ech, Karambol! – jak to podsumowali. Babcia wyraźną polszczyzną, dziadek sporo niewyraźną. A potem przytuleni jak dwie myszki wrócili pomału do domu.
Chciałabym na jeden dzień posiąść dar obierania słów i historii tak pięknie jak Ty to umiesz Julia. Wtedy to by powstało opowiadanie dla moich synów małych z historia moich dziadków co z Kresów zostali wygnani. Tak marzę sobie o dwóch takich historiach jedna na faktach, druga bajkowa, gdzie te myszy byłyby naszymi przodkami i w historii tej zakleta by była prawda o tym, że nie mając nic, gdy ma się ukochanych obok, wspaniałe życie można od nowa zbudować.