pojechałam ostatnio do Warszawy. pociągiem.
kupiłam bilet w kasie. Pani miła. a to ważne. nawet bardzo.
torbę w kratkę wzięłam. taką ulubioną. co osiem lat temu kupiłam. uszy już kaletnik raz naprawiał.
w takim sklepie bardzo ekskluzywnym. trzy miesiące na nią odkładałam.
można ją pod rękę, a można na kółkach ciągnąć. tylko ona wysoka a chuda więc się kolebie i przewraca, ale już się nauczyłam ją z kobiecą elegancją prowadzić.
założyłam sukienkę, płaszczyk wiosenny, choć tak może jeszcze zimowo było. ale udawłam, że jest mi idealnie i to był wybór ze względu na pogodę a nie na to, że nowy..
nie pamiętam kiedy byłam na dworcu w Katowicach.. może właśnie wtedy gdy czekałam na pociąg do Częstochowy wracając z Krakowa w dwutysięcznym szóstym. trochę się więc bałam, że głowa mi się ukręci gdy to wszystko ujrzałam.
nie zdążyłam książki przed podróżą kupić i tak się łudziłam, że może jakiś skład na tym dworcu będzie.. książek w przejściu podziemnym na stole rozłożony.. w Krakowie takie bywały..
a tam.. księgarnia, perfumeria, cuda na kiju i Starbucks na środku. europa proszę pana..
kupuję tę modną kawę co na kubku mi moję imię koniecznie wypisują. zastanawiam się nawet chwilę w jakim celu, gdyż ani przede mną ani za mną nikt nie stoi. jakiś chłopak z słuchawkami na uszach siedzi w kącie i widać, że tylko przeczekać na pociąg chce. kawy ani nie pił, ani nie planuje pić.
biorę ten kubek pysznej, pachnącej kawy z napisem „Julia” i zasiadam do książki.
wyciągnęłam bilet by włożyć jako zakładkę. zdjęcie telefonem zrobiłam. tej kawy modnej i biletu. na instagram dodałam..
że w podróż wyruszam.. takie to teraz na czasie..
a w tym pociągu.. nie wiem jak to opowiadać.. Kto Matką jest to może i zrozumie.. bez mówienia.
siedzę. noga na nogę. płaszczyk na wieszaczku wisi. muzyki słucham, tak mi się stary przebój przypomniał z czasów liceum.
skunk anansie śpiewało „hedonism”. kochałam się wtedy w Krzyśku. On zresztą we mnie też. miał białego opla kadeta i pod szkołę po mnie przyjeżdzał. poczciwina taka. ten Krzyś, bo opel to mniej, ciągle mu się woda gotowała.
w okno zerkam, smsy piszę, Ktoś dzwoni, ale załatwiam szybko sprawę, bo o tej książce jedynie marzę.
nikt mnie nie goni, nikt o nic nie pyta. stan błogi. błogostan.
na dworcu człowiek mój czeka. człowiek, co jeszcze pokój ze mną w internacie dzielił, gdy po piętnaście lat miałyśmy.
za wcześnie przyszła i zmarzła trochę. i ta morda wiecznie uśmiechnięta.
jedziemy kolejką, a potem autobusem miejskim. nacieszyć się nie mogę, bo ile to ja lat tak nie jeździłam.
zawsze tym autem tylko. drobnych na bilety szukamy.
mówię Jej, że koniecznie chcę na film „disco polo” iść i zapuszczam Jej w telefonie „cztery osiemnastki”. jedną słuchawkę Jej do ucha wsadzam i śpiewam w tym autobusie. Ona mnie od głupków przezywa.. znakiem tego też nie jestem Jej obojętna.
w domu ma przytulnie, ciepło. pyta czy ja na miasto bym chciała wyjść. a ja o piżamie i kocu już myślę.
z talerzy podjadamy, herbatę siorbiemy. gadamy jak za starych czasów.
śpimy razem i jeszcze po ciemku coś plotkujemy. czuję się jak nastolatka.. a Ona się tak wdzięcznie śmieje. całą sobą.
z samego rana łapię taksówkę, po drodzę kupuję bukiet żółtych tulipanów dla Ani.
wpadam na konferencję prasową za wcześnie. ustawiam więc krzesła z właścicielką marki i Jej nową twarzą.
twarzą jest Kasia Cichopek. i choć tak chciałam nadal za Nią nie przepadać, chciałam jak wszyscy mówić „no już wszędzie Ona jest!” to wkurzam się aż sama na siebie. bo jak można tak wbrew sobie? Kogoś tak polubić, choć się polubić nie planowało..
jak może być tak fantastyczną dziewczyną!? przedziwnie zaskakującą gwiazdą co nie gwiazdorzy, tylko croissanta tak samo na talerzyku jak ja kruszy..
szalik zgubiłam.
w tym marcu dziesięć lat mija jak Bartka za przyjaciela mam. nic się nie zmienia. wozi mnie tym autem po Warszawie jak wariat, a ja mu tłukę do głowy, że ja już dwójkę dzieci mam, że już wydoroślałam i że na kolejnym rondzie to już wysiądę na pewno!
siedzę na tych skórzanych fotelach w super furze. leci jakiś przebój lat 80tych. On się pyta czy ja jestem szczęśliwa tam w tym szarym domu. odpowiadam , że jak nigdy w życiu.. dobry chłopak w ciele twardziela.. a jak przypomnę gdy go poznałam, jaką nienawiścią darzyłam. jaki to był Warszawski debil i cwaniak!
zreszta, ciągle nim jest, ale teraz już Go lubię. nie ma Warszawy bez cwaniaka.
do kina wpadam na ostatnią chwilę. nie ma „disco polo”, jest „Samba”. Kaśka uwalona od sosu z zapiekanki. Andzia śmieje się tym całym ciałem, gdy ja tańczę na końcowych literach.
Mama dzwoni, żebym się rano nie spieszyła. żeby tym późniejszym pociągiem.
żebym pospała rano i na spokojnie kawę wypiła.
zrywam się o świcie by zdążyć na pierwszą. i jadę znów tym autobusem i kolejką na dworzec. torba się przewraca, bo już nie chce mi się być elegancką.
przytulam Ją na dworcu stolicy i chciałabym Jej powiedzieć jaka jest wspaniała i podziękować. ale ja mam taką wadę, że nie potrafię mówić miłych rzeczy. mam tylko dużą buzię do pyskowania.. Mama tak mówi. i ma rację.
na peronie czeka mój mąż. już z okna Go widzę. że też lata mijają, a ja tak samo… jakbym na randkę do Niego przyjechała, a nie do domu naszego i gromady dzieci. rzucam Mu się na szyję.
wpadam do przedszkola za pięć pierwsza. otwierają się drzwi stołówki i z bandą gadających i dłubiących w nosie wyskakuję też mój mały lokaty ryj. ustawia się do schodów by jeszcze umyć zęby i krzyczy do przedszkolanki „widziałam moją Mamę”.
i choć Warszawa piękna, to ten pociąg o świcie, był najlepszym w rozkładzie jazdy tamtego dnia.
Swietnie, czytałam i nie kumałam o co biega w tym wpisie – ale już wiem, te ostatnie zdanie.
:-).
Dziewczyno – jesteś prawdziwa, przekonujesz mnie 🙂
ps: luknełam na początek bloga, Ty w blond włosach – ślicznie.. przemyśl.
Gdybym nie była kobietą i matką to bym się w Tobie zakochała :-). Miłego dnia.
uwielbialam podroze pociagiem.uwielbiam nadal.lotniska,dworce. Moglam sie tak wloczyc ,do domu mi sie nie spieszylo.Ale teraz jak Ty -lubie powroty.Do takiej malej gloweczki ,noska jak guziczek:)Lubie bardzo.
Bo takie stare przyjaźnie są najlepsze… Podobnie jak z miłością „Nie rdzewieją”.
Fajnie mama, że tak z tego szarego domu się wyrwałaś do takiego wielkiego miasta i fajnych ludzi poznałaś, choć ich wcześniej nie lubiłaś.. Należało Ci się 🙂
Ściskam Cię Kochana :*
Przez te moje ciążowe hormony na koniec się spłakałam. Dziękuję za Twoje posty 🙂
No i nieświadomie zabrałaś mnie w tę podróż ze sobą… Czytam z zapartym tchem i widzę wszystko. I tak myślę sobie, kiedy to ja pociągiem jechałam. No jakieś dwa lata temu daleko daleko. Nad morze. Dzięki wielkie za wycieczkę i dobry humor, bo zawsze taki mam jak Twojego przeczytam 😉 pozdrawiam z Roztocza 😀
Pieknie piszesz.. 🙂 czekam na ksiazke;)
Miło jest się na chwilę wyrwać, ale najfajniejsze w wyjazdach są powroty do domu. Co tam wielki świat, kiedy we własnych czterech ścianach czeka to, co najważniejsze 🙂
Szalona, fajna babka! milego dnia :*
Julka no dzień mi zrobiłaś…Uwielbiam:*
O tej przyjaźni to ja bym mogła godzinami. I słuchać. I czytać. I się zachwycać. I śmiać do łez. Bo prócz miłości ona najważniejsza. Jula, szanuj, pielęgnuj… zresztą co ja Ci będę. Ty sama wiesz najlepiej, bo każde Twoje słowo na jej temat nosi w sobie zachwyt i prawdę.
Buziaki Kochana! I jak najwięcej takich cudnych podróży i spotkań :*
No i znowu było zajebiście! wybaczcie słownictwo 😉
A ja zawsze łzę uronię po lekturze Twojego posta… <3
No uwielbiam Cię!
prawda, pięknie piszesz z taką lekkością aż czytać się chce! A za tą Skunk i „hedonism” to Cie uwielbiam, bo już zdążyłam o niej zapomnieć… a za czasów studiów co weekend w pociągu właśnie słuchałam 🙂 Pozdrawiam
I jakby ktoś nagrywał jak człowiek wygląda czytając posta, najpierw rozmarzenie o tej kawie, potem gęba się cieszy o psiapsiółkach, przy lokatym ryju kula się ze śmiechu, by na końcu z drżącą brodą i płaczem na końcu nosa wchłonąć całość.
Buziol pryskam do prania
Pamiętam to zdjęcie z IG i wiesz co? Jestem przerażona. Mam wrażenie, że to wczoraj było a minął niemal miesiąc!
Ta Mama co to dzwoni i mówi cobyś spokojnie, się nie spiesząc:-) Uściski dla Mamy. Lubię 🙂 Agniecha
bo wszędzie dobrze ale w domu najlepiej prawda?? ale nie ukrywam, sama tez marzę by choć jedną noc gdzies z przyjaciółką w piżamkach pod kocem przegadac i studia powspominać
Ciebie się czyta jak dobrą książkę! Siedzę sobie w ogródku, słońce mi świeci, Antek śpi, Maja udaje dinozaura, a ja sobie czytam cichaczem Twojego bloga i jest po prostu bosko!;) Ach czego chcieć więcej?…;)) Uściski!
piszesz tak cudnie:-) z niecierpliwością czekam na każdy post.Tak wiele rzeczy uświadamiasz, to znaczy ja niby to wszystko wiem i czuje tak samo, ale Jak Ty napiszesz to wiem i czuje BARDZiej. To niezwykle. Uwielbiam 🙂
lokaty ryj.. umarlam;)mój niemąż tez używa takich określen do naszego synka.Ryju,dziadu mój,albo prosioczku.. na początku się wściekalam a teraz uwielbiam..
Jutro ja wyruszam w drogę i juz nie mogę się doczekac, kiedy usiąde w pociągu i odjadę. Dosyc mam wszystkiego, odpoczynku mi potrzeba i oderwania. I mam nadzieję, że odpoczne i wrócę naprawiona i stęskniona… łódź czeka!
a kiedy książka ? 😉
No i ryczę znów bo u mnie z kolei wolny weekend. Mąż zrobił mi dwudniową niespodziankę i zabrał szkraba do teściów. Wrócili w niedzielę o 22:00 a szkrab mi się rzucił na szyję i ściskał, ściskał, ściskał… a tak ściskał pięknie, że jeszcze raz ich chyba wypuszczę kiedyś, w celu tego ściskania :). Co zrobiłam z czasem wolnym? Nie, nie myłam okien. 🙂 Nie tym razem.
Julia, a co Cię do mojej pięknej Łodzi przywiewa? coś fajnego się dzieje o czym nie wiem? 🙂
Właśnie szykuję się do wyjazdu służbowego. Choć odmawiam teraz niemal wszystkich, teraz stwierdziłam – jadę. Dadzą sobie radę beze mnie. Przecież nie będzie mnie tylko 3 dni. A ja… Będę mogła poczytać w spokoju w drodze! Ale im bliżej, tym bardziej mi z tym źle. Bo to są AŻ trzy dni. A książki mogą poczekać, zostaną przeczytane, tyle że w wolniejszym tempie. Przecież takie wyjazdy już mnie nie bawią, już się najeździłam, teraz to żadna atrakcja, bo jedna półkula jest cały czas w domu, bo tam jest moje miejsce. Atrakcją jest teraz odrabiane lekcji z pierwszoklasistką, zabawa z przedszkolakiem, nawet nerwówka domowa, taka zwykła codzienna, ale moja – nasza. Tyle że już się z tego nie wywinę…
Uśmiałam się 🙂 Widzę, że wiele się zmienia w świecie PKP 😉 Jejku, ja ostatni raz pociągiem jechałam 7 lat temu…
Oj, lubię takie dni kiedy, zanim obowiązki pochłoną do reszty zerknę, do Szafy. A tam wpis, chociaż z samego rana to go jeszcze nie było. I drugiego śniadania doczekać nie mogę, by tak na szybciutko przeczytać. I układam w głowię ten płaszcz może zbyt cienki na ten czas, kawę w kubku i tego chłopaka, co kawy pewnie nie lubi…. Jedna myśl nie daje mi jednak dzisiaj spokoju, że Ty Julka tak pięknie pielęgnujesz przyjaźń licealną… a ja niestety te przyjaźnie pogubiłam…I chociaż idą za mną inni ludzie, dobrzy i na każdą potrzebę, to jak czytam taki wpis to mi tych przyjaźni licealnych brakuje. I tej M, która miała śmiejące oczy i U, do której jechało się na noc i B, z którą nad ranem brałyśmy miary, czy zmieścimy się przez to okienko od spiżarni… bo ktoś nam powiedział, że jak głowa przez to okienko wejdzie, to człowiek tak skonstruowany, że uda się wejść do domu z tej zabawy wiejskiej… Piękna ta Wasza przyjaźń. Pozdrawiam wiosennie:) B.
ale się uśmiałam 😀 achhhh, jak miło po całym dniu pracy przeczytać coś tak wspaniałego! :-))))
Ja też uwielbiałam podróże pociągiem, ba nawet nie sama ale z dzieckiem. Do czasu aż w grudniu zeszłego roku dziecko moje 1,5 roku poparzyło mi się grzejnikiem w pociągu IR , najstarszym z możliwych z rozwaloną regulacją ciepła. Grzejniki rozpalone na maksa że ludzie siedzą przy otwartych oknach. Nie sposób upilnować żeby dziecko nie dotknęło bo grzejniki są na całej szerokości i długości pod siedzeniami. Poparzenie 2 stopnia z bąblami na całych dwóch dłoniach, najbliższa stacja w Kutnie za 40 minut, woda wyłączona w całym pociągu ( bo zimą w żadnym z tych składów nie ma wody bo zamarza jak się dowiedziałam) + konduktor bez apteczki który przez 40 minut kiedy moje dziecko wyje wniebogłosy i krzyczy że boli on siedzi w telefonie na fejsie a obcy ludzie ludzie dają nam swoje zapasy wody które i tak nie starczają na długo. Od tamtej pory nie jechałyśmy już razem pociągiem a jeździłyśmy 2-3 razy w miesiącu..
You Made My Day <3
Dworce.. potrafią zaskoczyć i to jak.
Po wieloletniej przerwie zdecydowałam się jechać pociągiem. Więc walizka spakowana, lece na Kraków Główny a tam.. las vegas. I jasno i czysto i sklepów tyle, o mamo! Klimat zdecydowanie inny niz w tunelu ze stoiskami z książkami i preclami, aż mi się duże łał z ust wyrwało 😉
Kino na ostatnią chwilę – takie znajome 😀
a w ogóle, w późniejszym terminie widziałaś to disco polo?
Ciekawa jestem Twojej opinii 🙂
Rany ja też tak mam, że czasami tydzień o niczym innym nie myślę jak o tym, żeby sobie gdzieś samej pójść… A potem nóżkami przebieram bo tak mi się do Domu śpieszy… 🙂
Mój lokaty ryj… Padłam i powstać nie mogę. Bardzo BARDZO lubię tu zaglądać. Pozdrawiam najserdeczniej jak mogę.
Jula chciałam Ci podziękować, chociaż tak:
http://makeonewish.pl/2015/03/20/share-week-2015/
Julio!!! Uwielbiam Cię i Twoje teksty 🙂 aż mi się buzia od rana w pracy śmieje 🙂
super wpis-też tak mam-marzę żeby się wyrwać z domu a potem marzę żeby do niego wrócić!
Vilano..mieszkam w budynku obok.
Byłaś tak blisko a ja Cię nie uściskałam ?!:)
Julia! Jak Ty piszesz to ja czuję jakbym z Tobą była. Taką masz niesamowitą wrażliwość, tak pięknie świat opisujesz, bez kolorowania , ale kolorowo tak, że czytać się chce i chłonąć każde słowo.
Niesamowita jesteś. Uwielbiam Twojego bloga!
Pamiętam jak jechałam pociągiem pierwszy raz. To był rok… 2006? 2007? Moje dwie kuzynki i nasze babcie postanowiły urozmaicić na dzień i ze wsi wróciłyśmy właśnie pociągiem. Ja, E. i D. nie mogłyśmy się tego doczekać! Jazda pociągiem okazała się jednak nieudaną przygodą – pociąg był bez klimatyzacji,było nam duszno i nie było miejsc siedzących.
Później były zuchowe ekspedycje na Śląsk i z parę razy pociągiem się przejechało. Były to jednak udane i niezapomniane jazdy. Podczas nich graliśmy w „Mordercę”, chociaż nie… „Mafia” się to, wtedy nazywało.
Rok temu wraz z kuzynem, Pawełkiem i ciocią wróciliśmy z wsi do Wrocławia (taka sama trasa jak za pierwszym razem, taki sam czas). Tą podróż wspominam jednak bardzo miło…
a ja w sprawie Twoich sukienek, jedna to miszkomaszko, a ta druga? na zdjęciu czarno białym? widziałam gdzieś w sieci ale mi umknęło…obie cudne:)
Promod 🙂
Rany julek dziewczyno! Trafilam tu przez przypadek do tej twojej Tosiulkowej szafy i sie „uzaleznilam” ale tak pozytywnie. Trafiasz zawsze tak w samo sedno, ze albo wyje jak walnieta albo ciesze miche. Uwielbiam
bardzo takich optymistycznych, pozytywnie zakreconych ludzi jak Ty. Nam Polek ciezko przestawic sie ze stereotypu matek narzekaczek typu bo ja nie mam pieniedzy, dzieci niegrzeczne, chlop leniwy, chalupa ciagle brudna itd.itd. I tu pojawia sie P. Julia i wszystko przestawia 😀 Supeeer, oby wiecej nas zaczelo tak podchodzic do zycia i ludzi-ja juz ucze sie tego !!!
Cudownie to napisałaś. I doskonale rozumiem. Wybrać się w podróż jest wspaniale.. ale wrócić do domu jeszcze fajniej.
I mi odpisałaś, choć w ogóle nie zakładałam, że to zrobisz, a bardzo Ci za to dziękuję 🙂
A komentarz miał być pod innym wpisem, a mi okienka się przekliknęły 😉
No nikt tak nie pisze.. nikt :))) uwielbiam
Te ostatnie zdania.. Jestem mężatką, młodą z jednym dzieckiem, jednak ja nie umiem chyba wszystkiego tak poskładać… Chyba w życiu mym coś uleciało i zgubiło się..
Pani ma Bardzo fajnego broga
i to jest bardzo ciekawe co pani opisuje i jeszcze spotkanie pani Katarzynę Cichopek to jest szczęśćie dla pani powodzenia pani życzę
Wielka fanka 😀