najpiękniejsze co możemy od losu dostać, oprócz zdrowia, to żeby się nie utruć z samym sobą.
żeby nie było tak, że Ci z Twoim charakterem jest źle.. i nawet nie z ciałem.. bo z tym o wiele łatwiej dokonać zmian.
żyjemy w czasach trenerów, diet, coca-coli light, miliona modnych butów do biegania.
życie z dobrym, zdrowym ciałem stało się modne jak jeszcze nigdy dotąd.
ciągnie to za sobą wiele radości, podnoszenia się z depresji, odkrywania świata na nowo..
gorzej jest kiedy czujemy się w tym ciele źle ze swoim umysłem i duszą.
kiedy nie potrafimy zaznać spokoju, odpoczynku, ładu, równowagi…
kiedy ciągle nas gdzieś w tej duszy gna, trapi i umęczy… bez wytchnienia, bez ustanku.
i choć na każdym rogu w wielkim mieście stacjonuje psycholog, to problem się rozwija i za nic nie poddaje..
często człowiekowi bardziej potrzeba dobrego przyjaciela niż psychologa, psychiatry.. tylko żyjemy w czasach ubogich w kontakty międzyludzkie, a bogatych w grafiki kalendarzowe. łatwiej zapisać w plan lekarza od głowy, zamiast tą głowę iść oczyścić na spacerze z kimś bliskim..
kiedyś człowiek nad tym nie rozmyślał.. brał życie i z nim szedł. w podskokach, w beztrosce..
dziś, kiedy ma się dzieci, pracę, kredyt, obowiązki.. kiedy przyszedł czas odpowiedzialności za swój byt i byt najbliższych, bierze się to życie i… się nad nim bardziej rozmyśla..
wiesz, że od teraz tak wiele zależy od Ciebie. chcesz sprostać zadaniu, a obok tego dobrze się ze sobą czuć..
będąc tym co uwielbia porządek musisz nauczyć się z tą cechą żyć.
nie potrafię zaznać odetchnienia kiedy wokół panuje chaos. staję się wtedy bardziej nerwowa, podminowana, pełna obaw..
kiedy zapanuje porządek, kiedy już w każdej mysiej dziurze wytrę kurz, zetrę każdą plamę, popiorę wszystkie chodniczki, to może rozpocząć się burza domowa, a ja będę oazą spokoju i opanowania.
choć staram się każdego dnia nad sobą pracować… że taki czas, małe dzieci i ten bałagan jest Ich nieodłączną częścią oraz odkurzacza na środku salonu nigdy nie chowanego…
choć ja to doskonale wiem.. przecież każdy z nas to wie, że bałagan robiony przez dzieci jest wielkim darem od losu…
bo są zdrowe i chodzą… błoto roznoszą na podeszwach.. mają dwie ręce i kredki wyrzucają z pojemnika.
chodzi o to by znaleźć w sobie tą równowagę, tę która pozwoli Ci czuć się ze sobą dobrze..
by porządek pozwolił oddychać głowie.. bo kiedy panuje dookoła ład, kiedy poukładane są buty, ciuchy w szafie, naczynia w zmywarce to człowiek potrafi lepiej funkcjonować, lepiej żyć… i trudno mi uwierzyć gdy Ktoś tego nie czuje..
nawet największy bałaganiarz przyznaje się do tego, że w porządku codzienność jest łatwiejsza, lżejsza. umysł bardziej chłonny, zorganizowany..
a przy tym by w tym porządku nie zatracić swobody dziecka, rodziny, normalnego bytowania w tym domu..
odnalezienie antidotum by szala nie wychylała się zanadto w żadną ze stron.
myślę, że praca nad sobą samym, jest w dzisiejszych czasach bardzo trudna..
jeżeli jest to wiek dbania o ciało, to zdecydowanie nie jest wiekiem dbającym o umysł..
odnajdywanie w sobie spokoju, równowagi, obojętnie w jakiej tematyce (ja poruszyłam akurat sprzątanie) jest w pędzie wręcz niemożliwe…
dziś ludzie umawiają się do psychologów, coach’ów by tam odnaleźć spokój i zorozumienie siebie..
trudno zrozumieć siebie będąc umówionym na 16tą i w stresie, nerwach, spóźnionym autobusie, korkach na drodze wpaść do gabinetu na sofę.. gotowym na odnajdywanie czegokolwiek..
człowiek dziś mało przebywa z samym sobą.. wiele mówi się o tym jak wartościowa i rozwijająca dla dziecka jest nuda.
a czy my dorośli pozwalamy sobie na nią choć sporadycznie…?
popadamy często ze skrajności w skrajność. ludzie na kanapach patrzący pół dnia w telewizor i ścianę, oraz ludzie pędzący ze spotkania na spotkanie…
o ile trudno mi mówić coś o pierwszych, tak mogę odnieść się do drugich, gdyż do tej grupy czuję się dołączona..
może piszę o tym, bo w takim miejscu życia jestem.. może dziś nie mam czasu na odnajdywanie siebie..
może to kwestia miejsca w rozwoju.. choć patrząc na Tego po którym charakter odziedziczyłam.. powątpiewam..
to raczej kwestia charakteru.. tego czy się przejmujesz zanadto, czy olewasz wszystko…
tego czy się boisz, czy idziesz przez życie na przestrzał..
i o ile człowiek dostaje od losu charakter z którym jest Mu po drodze, o tyle żyje się lżej..
mawiają też, że największym sukcesem nie jest zmiana sama w sobie, lecz odnalezienie w sobie chęci tych zmian i uświadomienie sobie co pozwoli mi lepiej żyć…
skoro Ktoś jedno nam to życie dał, to nie po to by chandryczyć się i umorusać w nim po łokcie.
jako, że wiek coraz bardziej wzbogaca mi się w ilość zim i zachodów słońca, tym bardziej rozmyślam..
i choć czerpię życie, kocham je, szanuję, doceniam, wolę wypatrywać dobrego niż złego, odrzucam pretensje i niezadowolenie to doświadczam ostatnio brak rozmowy z samym sobą…
bez telefonu w ręce, bez niewyobrażalnej ilości bodźców, dźwięków, obrazów…
i Broń Boże nie mówię tu o dzieciach… mówię o mediach, o tym czym atakuje nas świat..
ilości informacji, zdjęć, sensacji, plotek.
kiedy Ktoś przeczytał wiersza Gałczyńskiego, zamknął książkę i zamyślił się na 15 minut.. nad wierszem, nad sobą…
coraz bardziej jesteśmy nastawieni na bodźce…
i to jest coś co gubi nas najbardziej…
brak ciszy, spokoju, refleksji, łagodnej analizy..
telewizor, laptop, komputer, telefon, radio…
brak ludziom ciszy… zwyczajnej ciszy i niemyślenia!!!
zaczytałam się ostatnio w medytacji…
w tym by dać głowie odpocząć…
tak, śmiem napisać i wysnuć takie przypuszczenia, że „niemyślenie” , choćby chwilowe odłączenie się od świata, może nas, ludzi XXI wieku uratować…
Ja od pewnego czasu lubię ciszę. Kiedyś zawsze musiała być muzyka. Nie mam TV więc nie ma przeszkadzacza. Ale muzyka musiała być – często poważna, albo filmowa. Taka bez słów, gdzieś w tle. Teraz celebruje ciszę, pozwalam sobie na nią. Chyba bardziej polubiłam i zaakceptowałam siebie i dlatego lubię pobyć sama ze sobą w ciszy 🙂
otóż to- odnalezienie w sobie chęci tych zmian. święta racja!!! ileż to razy musiałam się palnąć w tą (chcąc nie chcąc) zrytą makówę żeby to zrozumieć. telewizorowi już dawno powiedziałam: precz!!! p.s. od jakiegoś czasu też Ci u nas stoi odkurzacz na środku salonu (nasza maszyna do wyciągania dziecięcych glutów z nosa
po latach pracy w korpo-bankowości zrozumiałam – po co mi ta gonitwa. Gdzie czas dla mnie, dla bliskich. Bo oni ważni i ja ważna. Zrozumiałam to dopiero po latach. Ale jestem tu i uczę się doceniać. I pozwalam sobie na nudę, jaka ona piękna… 🙂
To prawda. Za dużo chaosu, informacji, bodźców, szybkie to nasze życie. Umysł się gubi, mózg chce odpocząć więc nie wiedząc co ważne a co nie, wyrzuca po kolei wszystko. A przecież kiedyś, a może wcale nie tak dawno spędzano czas bez telewizora, radia, telefonów, tabletów i tym podobnych czasozabijaczy. Kiedy jadło się posiłek robiono to wspólnie, w ciszy. I tą ciszą oddawano szacunek dla jedzenia, dla samych siebie. Dzisiaj cisza jest niewygodna, kojarzy się z nudą a nudy nikt nie lubi bo ta z kolei kojarzy się ze stagnacją a tu przecież trzeba się ROZWIJAĆ brnąć do przodu jak spychacz, byle więcej byle bardziej byle lepiej….Mi często pomaga pytanie co chciałabym zabrać ze sobą, kiedy już będę odchodzić z tego świata, jakie chwile i wspomnienia będę w sobie pielęgnować.
Pomaga.Pozdrawiam Cię.
Pierdu pierdu…. a co jak porządek zrobiony i robiony właściwie każdego dnia od nowa… a co jak sterty prasowania wyprasowana, a kolejne trzy prania suszarka obrabia… a co jak dzieci zdrowe i człowiek wdzięczny Bogu za to, że są, bałagan uskuteczniaja… a co jak to wszystko co powinno jest okej i człowiek wie że musi za to dziękować i być wdzięcznym, ale…. ale szlag jakiś taki targa?? Jak boli właściwie każda cebulka na głowie? Jak się wie, że mąż ten wymarzony, wykochany, wycudniony jest z toba bo sa dzieci, a tak naprawdę ma Cię za nic…? Wstydzi się mnie… wiesz jak się człowiek wtedy czuje? Ha! Spacer? Nawet jak nogi w końcu mnie poniosą to wtedy nie chce mi się po nim do domu wracać… Rozmowa? Boli każde słowo… najbardziej to niewypowiedziane… ech… nadejdzie taki dzień… nadejdzie spokój… niech tylko dzieci będą szczęśliwe…
moja siostra, kiedy przeżywała swój „mały rodzinny koszmar” ze swoim byłym już mężem, powtarzała mi, że bolą ją cebulki włosów, mnie bolało serce widząc to wszystko, ale to Ona musiała podjąć decyzję..Prawie wcale nie udzielam się na forach, ale czytając Twoją wypowiedz Niky przypomniało mi się to. Nie mam żadnych uprawnienień by doradzać Tobie, tak jak i nie czułam się uprawniona doradzać siostrze, poi prostu bywam przy niej. Ty też może rozejrzyj się za kimś , kto będzie w stanie wesprzeć Ciebie i pomóc spojrzeć na życiowe problemy z innej, chłodniejszej perspektywy, życzę Ci tego.
Tak…Pewnie nadejdzie ten dzień… tylko że popełniłam klasyczny błąd… osiem lat temu wtedy gdy jeszcze zarabialam więcej niż On, zrezygnowałam z pracy… osiem lat ze sporadycznym kontaktem z moim zawodem… poczatkowo wymagała tego sytuacja…bardzo trudna ciąża, szpital za szpitalem, walczące o życie dziecko…operacja, do dziś rehabilitacja, potem druga ciąża, niepowodzenie i walka o kolejną… w między czasie mąż rozkręcal swoją firmę, więc prawie nie bywał w domu, a i ja miałam coraz więcej do zrobienia dla firmy, ale w domu. W sumie więc prawie od ośmiu lat jestem zamknięta w domu, a opuszczam dom w związku ze sprawami dzieci… już prawie nie mam znajomych, bo niektórzy nie mają już ze mną interesów, a Ci co zostali mają swoje problemy:( czasem dociera do mnie, że mój jedyny świat to ulubione blogi i facebook.:(
Będzie dobrze Droga Niky….zawsze możesz tutaj z nami popisać…nie martw się ale i nie poddawaj..walcz o swoje szczęście chociaz może być ciężko…wkoncu nadejdzie słońce i wszystko ociepli:) pozdrawiam
Niki ja zawsze powtarzałam mojej siostrze, że jeszcze słońce dla niej zaświeci, minęło 7 długich trudnych lat i zaświeciło. To nie ta sama osoba, odmłodniała, choć nie ma jeszcze 30-stki, schudła, ma siłę, żeby wyjść do ludzi, zadbać o siebie, oderwała wreszcie swego synka od siebie, bo był dosłownie do niej przyklejony ( bo to na niego przelała całe swe uczucia) i zaczęła oddychać… przestały jej wypadać włosy, wymieniła garderobę, i nie jest to jednorazowy zryw bo tra juz kilka ładnych lat. Dopiero teraz widzę, jaka jest piękna i samodzielna, a ten, który ją tłamsił zawsze wmawiał jej co innego. Jeszcze raz podkreślam, po tylu latach słońce jej zaświeciło. Nie wiem, czy jesteś w podobnej sytuacji, chyba nie bo jak piszesz mąż pracuje i dba o Was, może warto walczyć o to uczucie, bo każda miłość ma wpisaną w swą historię i radość i łzy, i szczęście i cierpienie, nie da się inaczej. Życzę tego SŁONCA
Dzieki Julcia tego mi było trzeba 🙂 ściskam Kochana :*
Męża zostawić bo nic nie warty! I jak boli to wyć albo beczeć bo czasem trzeba. I zamiast spaceru położyć sie na podłodze i gapić w sufit . Pranie nie zając, nie ucieknie, a słowa niewypowiedziane wypowiedzieć na głos…
Cześć Julia;) Cieszę się że napisałaś ten post, bo jest ważnym głosem bardzo ważnym dlatego, że relacje między ludzkie twarzą w twarz, ciało w ciało, dusza z duszą są jedną z podstawowych potrzeb człowieka!
Ja znalazłam się w takim miejscu, że to właśnie psycholog uratował mnie, bo nikt z bliskich tego nie potrafił po prostu. Moje relacje z ludźmi były bardzo trudne. Powiedziałam dość tego nie było mi dane więc sama sobie dam;) Wzięłam życie w swoje ręce. Zawalczyłam o siebie. Byłam z tym bałaganem w głowie sama, za dużo spraw na głowie, za dużo obowiązków, za perfekcyjne podejście do porządku za idealne macierzyństwo, za idealny związek. Ja chciałam to wszystko mieć. Może chciałam sobie i innym coś udowodnić a tak naprawdę szukałam akceptacji tej bezwarunkowej której nie otrzymałam jako dziecko aż choroby somatyczne się pojawiły i teraz trochę trudniej mi się żyje ale ten stan pozwolił mi się obudzić z letargu, walczyć o siebie, walczyć o życie. Sama muszę nauczyć się żyć ze sobą, bo nawet jakby tysiąc ludzi mnie uwielbiało to nic to nie da. Terapia pozwala mi samej odnajdywać balans to ja pracuję nad sobą a psycholog wyjaśnia skąd to się bierze, gdzie jest źródło problemu ale to tylko przez nasze czyny ta zmiana nastąpi musimy tylko mieć dobre wskazówki i wdrożyć w życie odpowiednie nawyki bo tak uczy się nasz mózg właśnie przez powtarzanie.
Co do sprzątania to dla niektórych jest to sposób na przejęcie kontroli nad swoim życiem, lubimy sprzątać bo szybko mamy efekt naszej pracy a to nam daje satysfakcję i poczucie komfortu. Jeżeli nasze mamy zwracały nam w dzieciństwie uwagę na porządek albo same miały do niego zamiłowanie to często choć nie dotyczy to wszystkich w dorosłym życiu pamiętamy gdzieś podświadomie te emocje z tym związane, staramy się nawet za bardzo aby być tacy jak rodzice aby może by nas ktoś docenił, zauważył, pochwalił.
To poczucie jest bardzo nam potrzebne bo dodaje skrzydeł, buduje naszą wartość.
Dziedziczymy temperament ale nasz charakter, osobowość kształtują rodzice, bliscy i otoczenie. Nasz temperament musimy zaakceptować i go pokochać, nie zmienimy go możemy uczynić z niego atut natomiast nad charakterem i osobowością możemy popracować jest to bardzo trudne w dorosłym życiu ale naprawdę jest to realne, sami możemy zawalczyć o lepsze życie to jest właśnie nasz rozwój osobisty, bo tylko wtedy staniemy się tym kim chcemy naprawdę być.
Dlatego czasami jeżdżę samochodem w zupełnej ciszy, bez radia, muzyki z odtwarzacza. Sama ze swoimi myślami 🙂
:*
Takie to dosadne 🙂 Ty porządek a mnie „boli” lek przed chorobami. I tak się zapetlilam że mój mózg wola o chwilę bez myślenia o tym. A nie umiem ciągle coś się znajdzie a to to a to tamto.. i wychodzi ze mam miliony chorób. Zamiast cieszyć się ze mam dwójkę bobabsow cudownego męża ja się zadreczam boję denerwuje.. Ehh chciałabym byc normalna. Pozdrawiam 🙂
Oj jak dobrze to znam, od rana do wieczora lęk i niepokój (a właściwie od rana do rana, bo wiele chorób dzieci zaczyna się w nocy, więc spać idę też zestresowana). A jak nie lęk przed chorobami wszelkiej maści to jakiś inny zaraz się przyplącze, i tak ciągle. Też marzę, kiedy wreszcie będę normalna:) Ale nie tracę nadziei, że kiedyś ten dzień nastąpi i w końcu oddychać będę swobodnie bez tego ciężaru na sercu, i pomyślę „Jak dobrze jest żyć” i „cokolwiek się stanie, dam sobie radę”
Pozdrawiam
Czasem siadam na rogu kanapy z kubkiem czystka zaparzonego w rękach, dzieci spią, a ja chłonę to ciepło kubka w dłonie, promienie słońca w twarz, a cisza mi najpiękniejszą melodię gra….
Wiesz Julka, ze czytam Cie nieprzerwanie od ładnych paru lat. Ale muszę sie turaj z Tobą trochę nie zgodzić, walczę z nerwicą juz od jakiegoś czasu, od dwóch miesięcy pod okiem psychologa, bo choć przyjaciół mam dobrych to niestety nie zawsze wiedza jak pomoc radzić sobie z demonami dzieciństwa. Wychowałam sie w trudnym domu, bardzo trudnym. Oboje rodziców pijących, tak oboje. Latami wstydziłam sie do tego przyznać, latami walczyłam z mechanizmami wyuczonymi w dzieciństwie. Cisza mnie czasem niszczy, nie lubię za długo być sama, dobrze jest moc powiedzieć skup sie na pozytywach, nie przejmuj sie, życie jest piękne bo życie z nerwica jest niezwykle trudne. Bez psychologa nie udało by mi sie pogodzić sie i poukładać życia na nowo. Nie zawsze wszystko jest czarno białe, dużo szarości, moze za dużo…
Cisza. Czasem pomaga. Dla mnie oczyszczenie myśli to właśnie te 20 minut podróży do pracy samochodem każdego poranka. Takie „Me, myself and I”. Kiedy to już zostawię za sobą poranną gonitwe=syn odprowadzony do szkoły, obowiązek spełniony, matka spełniona. Teraz czas na samą siebie. Oglądanie wzgórz, koni pasacych się przy autostradzie, zbiory plonów, jakiś samochód zepsuty na poboczu, starsza pani i pan jadący autostradą z otwartym bagaznikiem nie zwracajacy bądź nie slyszacy rad dobrych kierowców. Jestem wtedy Ja i mój samochodzik brum brum. Na dodatek mój ogródek. Po prostu uwielbiamy, kiedy grzebie w tej ziemi gołymi rękoma, bo bez rękawic jest najlepiej. Wtedy złe myśli uciekają, nie myśli się wtedy o niczym. Zupełne wyciszenie. Drzewa czereśniowe już kwitną przy ulicy. Szafirki, przebiśniegi przywitały się już ze mną w moim ogródku. Wypatruje tulipanów niecierpliwie każdego poranka, pomimo że w tym roku dopiero w styczniu zakopałam w ziemi. Wiosna idzie… Tuż tuż. Ściskam Was dziewuszki x
Dziękuję. Spisałaś moje dzisiejsze myśli…..
Muszę przyznać, że pięknie napisane! Gratuluje 🙂 uwielbiam Ciebie czytać jak nikogo innego! Serdeczności 🙂
Ja też lubię mieć porządek aby mieć w sobie spokój 🙂 A jak mam wszędzie porozrzucane zabawki, w zlewie niepozmywane, pranie nie wywieszone, brudne podłogi i jeszcze widzę, że synek wyciąga z szafy ciuchy, które tak pięknie mu poskładałam, to dostaję „kota” ;-D
A propos bycia z samym sobą przytoczę piękny cytat z „Gringo wśród dzikich plemion” W. Cejrowskiego. Rozmowa z Indianinem, który uwielbia leżeć w hamaku i nic nie robić:”-Widzisz, gringo, dla mnie szczęście jest wtedy, gdy mogę sobie wisieć w hamaku i nic nie robić (…)-A o czym myślisz, kiedy tak wisisz w hamaku i patrzysz na ten piękny zachód słońca przed nami? -Nie myślę. Tylko patrzę. Przerwał, zastanowił się chwilę, a potem dodał: -I to jest właśnie to, czego ty, gringo, nie potrafisz robić…Ani nawet z r o z u m i e ć.
Miał rację – nie potrafiłem.”
🙂 Zazdroszczę temu Indianinowi 🙂
Tak mi dziś smutno i źle. A ten post to odzwierciedlenie moich dzisiejszych myśli. Dziękuję.
Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. On, nasz Stwórca, jest wszystkim, czego pragną nasze duszę, chociaż często sobie tego nawet nie uświadamiają. Tylko Bóg może wypełnić głębię ludzkiej duszy.
Julio, jakie to prawdziwe!
Swietny tekst.!!!Polecam książkę Zycie piękna katastrofa http://lubimyczytac.pl/ksiazka/188273/zycie-piekna-katastrofa-madroscia-ciala-i-umyslu-mozesz-pokonac-stres-choroby-i-bol
Twoje teksty mi pomagają……..ja juz umiem wyłączyć wszystko ,cisza jest boska, to prawda wtedy jest rozmowa sama ze sobą. A jednocześnie włączenie odpowiedniej muzyki to jedyny sposób na rozładowanie napięcia i poprawienie mi nastroju.pozdrawiam.
Pięknie to ujęłaś… Z tym porządkiem to i ja tak mam. Jak mam poukładane wszędzie, nawet w kątach, szafach, czuje spokoj… Inaczej chaos! W kalendarzu wszystkie wazne sprawy zanotowane, odkreślane po realizacji, ale dobrze mi z tym
Witaj! Czy Wy się z Iwoną Wiśniewską wzajemnie inspirujecie?:) bardzo podobny styl pisania macie. Wiesz co to znaczy?:) teraz czas na Ciebie!
I zeby ten tekst przeczytać tez trzeba chwili ciszy 😉 próbowałam wczoraj w pewnym biurze, czekając na spotkanie, i nie dało się! A to dobrze Julia … Bo u Ciebie trzeba myślec ! To ważne !
I tez nie odpoczywam w bałaganie … Warczę i kąsam dopóki nie ogarnę chociaż 😉 i od zawsze powtarzam, ze najpiękniejszą muzyką jest cisza … Potrzebuje bardzo, bardzo …
Kiedys lubilam cisze. Lubilam zanuzyc sie w pracachbdomowych zeby pomyslec. Moze swiat nas bombarduje informacjami i to jest meczace ale kilka raz zlapalam sie na tym ze nie chce odkladac tel. Bo wtedy bedzie cisza, i przyjda mysli, i nie beda mile, trzeba bedzie myslec o problemach, a nikt nie chce o nich myslec, szczegolnie jesli nie ma na nie wplywu.
Sadze ze ludzie jednak unikaja ciszy celowo… Nie wszyscy ale spora cześć.
Ten Twój wpis, siedzi mi w głowie, bardzo !
Ciszę kocham, potrzebuję słyszeć swoje myśli, nawet te strachu, czy smutku.
Zawsze twierdziłam, że w strachu zostawania, samemu w domu, czy też samotnej podróży pociagem czy też kawie, jest element strachu przed swoimi myślami, przed tym co siedzi w nas…
A Ty jak zawsze trafiasz w sedno !
Ściskam mocno, życzę dobrego nowego tygodnia.
archartoti.wordpress.com
Prawda. Ja już od 6 lat nie mam w domu telewizora żeby cieszyć się ciszą ( o ile jest to możliwe z dwójką małych dzieci ;)) i żeby nie dawać się ogłupiać reklamom i całej tej medialnej sieczce. Uwielbiam delektować się tym spokojem i słyszeć oddechy moich dzieciaków jak już słodko śpią.Pzdr
Julio, uwielbiam czytać Twoje posty! Dziękuję.
Julia tak sie zaczytalam ze obiad przypalilam ;). Ty zawsze wiesz jak podniesc na duchu i dotrzec do czlowieka. Wylaczam internet i tv i ide odetchnac 😉
„Jedynie w Bogu jest uciszenie duszy mojej, Bo w nim pokładam nadzieję moją! Tylko On jest opoką moją i zbawieniem moim, Twierdzą moją, przeto się nie zachwieję. (Psalm 62,6-7) To jest to, co daje mi prawdziwe ukojenie i pokój w świecie pełnym niepokoju.
Polecam jogę z dobrym nauczycielem, medytację i pranajamę. Z tym przychodzi spokój, akceptacja otaczającej rzeczywistości i porzucenie rzeczy, które nam nie służą… tak rozstałam się bezboleśnie już lata temu z papierosami i mięsem